+ Kroki ku dorosłości
+ Dodatek do Rodzinnej Krwi w formie jednego z 'kolekcji oneshotów' - 7
KROKI KU DOROSŁOŚCI
Draco nie był pewny czy to naprawdę się mu opłacało. W sumie to nic z tego nie miał. Szantażował Harry'ego, że mu pomoże tak naprawdę mu pomagając na innym froncie... Patrząc na to z tej strony stwierdził, że naprawdę jest dobrym przyjacielem i przeklął się w myślach za to.
Był piątek rano, Draco czekał w apartamencie Harry'ego na swoją egzekucję.
Jak się tak nad tym zastanowić to Draco spędzał więcej czasu w apartamencie Harry'ego niż we własnym domu. Nigdy nie przepadał za swoim domem w dzieciństwie. Był ponury, ciemny, a atmosfera zawsze zimna i napięta. Ale teraz, gdy jego ojca nie było już na obrazku, a pojawiła się ta mała Delphini, która teraz była w szkole, dom odżył.
Było jaśniej, przestrzenie zrobiły się nagle bardziej domowe i w całym domu panowała aura, do której nie był przyzwyczajony.
Sama Delphi też nie była taka zła. Tak naprawdę to Draco sekretnie lubił ją jako młodszą siostrę, choć bardzo sporadycznie z nią rozmawiał. Obserwował ją za to jak spędza czas z ich matką i w tych chwilach zyskiwała u niego spory szacunek...
Z jego przemyśleń wyrwał go dźwięk otwieranych drzwi i płacz dziecka.
Szybkie spojrzenie na zegarek w salonie – 10.53, dość późno.
- Nie mogłem się z nim aportować, bo najwyraźniej to szkodzi dzieciom – Harry wywrócił oczami i położył Colina na podłodze w holu, który nadal skrzeczał w niebogłosy. – Musiałem jechać z nim mugolskim metrem, ale najpierw dostać się tam pieszo.
Draco patrzył z niedowierzaniem jak Harry jak gdyby nigdy nic zostawia dziecko na podłodze i kieruje się do kuchni. Napełnia szklankę wodą z kranu i pociera skronie.
- Nie masz zielonego pojęcia jak zajmować się dziećmi – powiedział, choć brzmiało to odrobinkę jak pytanie.
Podszedł do dzieciaka i podniósł go z podłogi.
- Czy Connor coś jadł zanim go tu... przywlokłeś? – zapytał delikatnie kołysząc chłopca na rękach.
- Colin – poprawił go Harry. –Będziesz jednym z tych, którzy zawsze źle mówią czyjeś imię? I tak, mama coś mu dała. A! – zaczął wyjmować jakieś maleńkie przedmioty z kieszeni i kłaść na stole. – Nie wiedziałem, co będzie potrzebne, więc mogłem wziąć trochę więcej niż było trzeba, ale – wzruszył ramionami i wyjął różdżkę.
- Engorgio – rzucił zaklęcie i maleńkie przedmioty urosły do swoich naturalnych rozmiarów, rozlewając się na stole w kuchni.
Były tam jakieś słoiki z kolorowymi papkami dla dzieci. Butelka dla dzieci i w puszce rozpuszczalna kaszka. Kocyki – aż cztery, smoczek, jakieś grzechotki i pluszaki, pieluchy – dwa rodzaje, tetrowe i do przewijania. Mokre chusteczki, płyn do mycia dla dzieci, jakiś krem z różowym misiem, płyty DVD z bajkami, bajki z magicznej kolekcji (łącznie z baśniami Barda Beedle'a) i zaczarowana figurka smoka oraz parę innych rzeczy.
- Mam się nim zajmować tylko przez kilka godzin, a nie cały weekend – odezwał się Draco, gdy umiótł wzrokiem wszystkie rzeczy. – I po co do diabła zabrałeś zestaw perfum dla kobiet? – zapytał podnosząc paczkę z pomiędzy pieluch.
Harry zabrał mu szybko pudełko z perfumami i zarumienił się, pomniejszając je i chowając do kieszeni.
- To akurat dla Ginny – odpowiedział niezręcznie. – Wygląda na to, że to już wszystko – stwierdził wycofując się z pokoju i kierując w stronę wyjścia, dość szybko. – Powodzenia!
- Tylko pamiętaj o naszej umowie, nie zajmuję się Conradem za nic! – zawołał Draco, zanim drzwi zdążyły się jeszcze zamknąć.
- Colinem!
Gdy Harry zniknął, Draco jeszcze przez kilka chwil nie ruszał się z miejsca. Colin zacisnął piąstki na jego białej koszuli i ślizgon zmarszczył brwi.
Dzieciak miał ciemne, bardzo ciemne oczy, ciemniejsze niż którykolwiek z Potterów, ale włosy podobne do Harry'ego i Jamesa, tyle że trochę bardziej poskręcane.
- Więc masz pięć, sześć miesięcy? – zapytał, a jego wzrok przykuła figurka przypominająca krzesełko dla dzieci.
Ustawił ją na podłodze i powiększył, że zyskała normalne rozmiary. Posadził Colina na krzesełku i przywołał laptop Harry'ego do siebie z sypialni.
- Zaraz zobaczymy, co mugolski inderternet może mi o tobie powiedzieć – mruknął, ale gdy tylko otworzył laptop, Colin zaczął się wiercić i wydawać niezadowolone dźwięki.
- Uspokój się na kilka minut – powiedział mu, rzucając jakiegoś pluszaka w jego stronę. – Zapomniałem się przygotować, nie sądziłem, że naprawdę jesteś... - ogarnął dziecko wzrokiem – taki... bezużyteczny.
Colin wydawał się go nie słuchać bądź nie rozumieć, w każdym razie irytował Dracona, a po chwili zaczął nawet płakać, jakby blondyn zrobił mu niewyobrażalną krzywdę.
- I czemu się drzesz! – zawołał przerywając szukanie w interdecie informacji o niemowlętach.
Colin nie odpowiedział, co jak już zdążył przeczytać Draco nie było niczym zaskakującym.
Odłożył laptop, dochodząc do wniosku, że mugole tak samo jak dorośli, którzy chcą mieć dzieci są tak samo nienormalni i podniósł Colina do góry.
- Czego chcesz? – zapytał go, bo nie miał pojęcia co innego mógłby zrobić.
Colin zrobił dziwną minę i ślina zaczęła wypływać z jego ust.
Draco odsunął go na szerokość ramienia, a dzieciak zachichotał.
- Zdecydowanie jesteś krewnym Harry'ego. Bawi cię moja irytacja tak ja niego – odparł wywracając oczami.
Colin zaczął się wiercić i wyrywać, więc Draco lekko przestraszony, że zaraz go upuści, postawił go na podłodze. Małe stópki dotknęły kafelek, ale ciężar nie spoczął na nich. Draco znowu zmarszczył brwi i uniósł go na kilka centymetrów, a potem ponownie postawił na stópkach. Dzieciak nadal nieznośnie zwisał na jego rękach.
- Czemu nie stajesz? – zapytał i pozwolił mu usiąść.
Colin podniósł na niego swoje wielkie oczy i zamrugał z rozwartymi usteczkami.
Laptop na stole przykuł jego wzrok.
Wspieranie rozwoju pieciomiesięcznego dziecka*
· Usprawniaj paluszki, dając do rączek rozmaite przedmioty, bawiąc się w gry paluszkowe („Sroczka kaszkę warzyła"; robienie „pa-pa" pomaga ćwiczyć nadgarstki).
· Śpiewaj proste piosenki (np. „Wlazł kotek") – doskonalą umiejętność sylabizowania; rozmawiaj z dzieckiem, mówiąc wyraźnie, bez nadmiernego zdrabniania.
· Wykorzystuj do zabawy lustro, pozwalając obserwować mu wasze odbicia – to rozwija umiejętność kojarzenia i obserwacji.
· Zachęcaj do siadania, pozwalając dziecku podciągać się dzięki twoim dłoniom.
· Zachęcaj do pełzania, układając w pewnej odległości atrakcyjne przedmioty.
· Gdy dziecko marudzi, nie biegnij od razu, pozwól się ponudzić – to rozwija pomysłowość i uczy radzenia sobie bez mamy.
· Panuj nad emocjami – dziecko wyczuwa twój nastrój, a stres utrudnia zasypianie.
Draco przeczytał notkę na stronie i spojrzał w dół na Colina, który zdążył w tym czasie przewrócić się na brzuch.
- Cóż przynajmniej wiemy, że nigdzie nie uciekniesz – powiedział i poczuł, że się uśmiechnął, kiedy Colin kichnął, pewnie od chłodu z kafelek kuchennych.
Zajmowanie się małym potworem okazało się być łatwiejsze z każdym mijającym kwadransem.
Najprzyjemniejsza była godzina dwunasta, kiedy to Colin zapadł w drzemkę i Draco położył go na łóżku Harry'ego budując wokół dziecka mur z koców i poduszek, aby mieć pewność, że nie spadnie na podłogę, jeśli po cichu by się przebudził.
Okazało się to jednak niezbyt potrzebne, bo Colin, gdy tylko się obudził trochę przed godziną czternastą, zaczął niemiłosiernie zawodzić. Draco poprawnie odgadł, że ten jest głodny. Nie chcąc ryzykować z kaszką, posadził dzieciaka w krzesełku, komentując, że naprawdę – jeśli będzie się dalej darł to sam zje jego papkę. Znalazł jakąś małą łyżeczkę i powąchał zawartość jednego ze słoiczków dla dzieci.
- To jest obrzydliwe – stwierdził. – Obiadek, marchewka, groszek i kurczak – odczytał i skrzywił się kosztując odrobinkę. – Nie, nie pozwolę ci tego zjeść – powiedział wyrzucając słoiczek do kosza na śmieci.
Colin zaczął płakać widząc, że jego obiad właśnie zniknął, a łzy, wielkie jak grochy, spływały po jego twarzy.
- Zgredek! – zawołał Draco i w następnej chwili, skrzat domowy stał przed nim i kłaniał się nisko.
- Panicz Malfoy wzywał? – zapytał.
Draco i Zgredek od kiedy Harry i Will pozbyli się tego... „złego" Malfoya, mieli dość dziwną relację. Draco wiedział jak tamten on wykorzystywał i traktował skrzata i nawet jak dla niego było to przesadą. Tłumaczył razem z matką skrzatowi naturę jego przemiany próbując jakoś usprawiedliwić swoje zachowanie, ale nawet gdy Zgredek zapewnił go że rozumie, Draco starał się nie korzystać z jego pomocy czy usług.
- Tak – odpowiedział krótko. – To dziecko jest głodno – wskazał na Colina, a uszy Zgredka podskoczyły, gdy chłopiec próbował zwrócić na siebie ich uwagę wrzeszcząc o oktawę wyżej. – Potrzebujemy dla niego jedzenia, które będzie mógł zjeść, a problem leży w tym, że nie ma jeszcze zębów.
Zgredek zamyślił się.
- Rozumiem, sir – mruknął. – Przepraszam sir, ale co to jest za dziecko?
- To Colin Potter – odpowiedział po wahaniu Draco. – Brat Harry'ego Pottera.
- Oh! – zawołał Zgredek. – Zgredek nie wiedział, że pan Harry Potter ma jeszcze jednego młodszego brata, sir! – Draco zdziwił się tym nagłym entuzjazmem swojego skrzata, ale nic nie powiedział. – Zgredek zaraz przygotuje coś pysznego paniczowi Colinowi Potterowi, sir!
I zniknął.
- To powinno załatwić problem – stwierdził z ulgą i ze zirytowaniem spojrzał na Colina, który zachowywał się jakby go ktoś ze skóry obdzierał. – Na litość Merlina... - westchnął czując nadchodzącą migrenę. – Silencio.
Cisza była błoga... I krótka. Nie minęło nawet pięć minut, a Colin znowu wydawał te okropne dźwięki.
- Jak na Salazara to zrobiłeś! – krzyknął Draco.
Zaklęcie nie trwało tak krótko, chyba że użyło się zaklęcia które niwelowało silencio, ale Colin nie mógł tego zrobić z bardzo oczywistych względów.
Na szczęście w tej chwili Zgredek pojawił się ponownie z miską innej papki o trochę mniej apetycznym kolorze, ale o wiele przyjemniejszym zapachu.
- Mieszanka pełna witamin, bardzo zdrowa i smaczna dla pana Colina Pottera, sir!
- Dziękuję Zgredku – odparł Draco odbierając od niego miskę i kładąc ją przed dzieckiem, które jeszcze przez chwilę płakało zanim zauważyło jedzenie.
- Czy Zgredek może zrobić coś jeszcze?
Draco patrzył jak Colin kompletnie ignoruje łyżeczkę przy misce i zanurza łapki do miseczki, a potem wypycha sobie buzię papką. Musiała mu smakować, bo nie zwracał uwagi na nic innego albo był już naprawdę głodny. W każdym razie był cicho i to odpowiadało Draconowi.
- Nie wydaje mi się, żebyś był więcej potrzebny... - odpowiedział blondyn, ale zaraz pobladł i zatrzymał skrzata. – Chociaż nie. Trzeba go będzie przewinąć.
I w ten sposób Draco zachował swoją godność oraz śniadanie, które prawdopodobnie inaczej by zwrócił...
Kilka godzin później Colin bawił się na kocach, które Draco rozłożył w salonie, nieświadomy jaką uwagą obdarzał go ślizgon dopóki nie zaczął paplać czego wysokim głosikiem i szukać kogoś wzrokiem. Znalazł tylko Dracona, więc podczołgał się do niego i pociągnął za jego nogawkę od spodni. Dopiero wtedy Draco podniósł go i ustawił na swoim kolanie podtrzymując ramieniem.
- Nie jesteś taki beznadziejny – powiedział mu uśmiechając się czule i dotykając ciemnych włosków.
Colin złapał go za palec i ścisnął. Draco zaśmiał się i pokręcił głową.
Gdy Słońce zaczęło powoli kierować się ku zachodowi, Harry pojawił się w drzwiach zasapany i lekko zdenerwowany, jakby się stresował.
- Draco? – zawołał niepewnie, jakby ze strachem z holu.
Colin podniósł swoje łuki brwiowe, bo brwi jako tako jeszcze nie miał i otworzył buzię robiąc cicho:
- O!
Jego wyraz twarzy wyglądał jakby był zaskoczony i mówił „Ojej! Ktoś przyszedł!"
- W salonie! – zawołał Draco nie spuszczając wzroku z dzieciaka, nie chcąc, żeby ominęła go żadna mina.
Harry odetchnął z ulgą widząc ich całych w jednym kawałku, a potem zmarszczył brwi i z paniką zaczął kręcić głową.
- Nie... Draco tylko nie ty, proszę cię powiedz mi, że...
- Że co? – zapytał podnosząc się z kanapy i unosząc ze sobą Colina.
- Powiedz, że ten gnom cię nie skorumpował.
Draco zaśmiał się.
- Colin? Przestań. Jest świetny. Trochę za dużo beczy, ale spójrz na niego – pokazał mu Colina, który w tym momencie znowu zaczął się ślinić. – Jest słodki.
Harry zrobił się trochę zielony.
- Naprawdę, świat w którym nie używałeś słowa słodki i Colin był o wiele lepszy.
Draco wywrócił oczami.
- Jak chcesz zabrać Colina do Nory? Chyba nie chcesz iść tam pieszo? – Draco stwierdził, że zmiana tematu będzie najlepsza.
- Mam fotelik – grymas pojawił się na twarzy Harry'ego – i mam zamiar pojechać z nim Błędnym Rycerzem.
Draco skrzywił się w podobny sposób jak Harry.
- Pojadę z wami tylko dlatego, że nie chcę patrzeć jak lecisz z nim na miotle. Znając ciebie pewnie byś go przypadkowo upuścił nad Tamizą.
Harry wzruszył ramionami i zrobił minę „ale co ja mogę na to poradzić?" i zachował przy tym całkowitą nonszalancję...
Colin pozostawał na szczęście nieświadomy sensu ich rozmowy.
***
Przyjęcie u Weasleyów było dokładnie takie jak Draco je sobie wyobrażał.
Głośne, huczne, nieeleganckie i chaotyczne – Draco uwielbiał każdą minutę.
Oprócz licznej rodziny Weasleyów byli oczywiście Potterowie i Will, który rzucał mu nieufne spojrzenia z drugiego końca pokoju, na co Draco tylko posłał mu oczko i pomachał do swojej przyrodniej (?) siostry, która była przyklejona do boku Willa. Byli Lupinowie i Syriusz Black ze swoją kuzynką Andromedą. Kilku pracowników z ministerstwa, przyjaciół Molly i Avery'ego, który był już praktycznie Weasleyem. Narcyza krzywiła się z niepewnością za każdym razem gdy ktoś do niej podchodził, ale po godzinie całkiem się rozluźniła i cieszyła towarzystwem.
Przez większość czasu Draco trzymał się Harry'ego, czując się najbardziej komfortowo właśnie przy nim i za wszelką cenę unikając Jamesa Pottera i Syriusza Blacka, ale niedługo później Harry porzucił go dla towarzystwa swojej dziewczyny, za co Draco nie mógł mieć do niego żalu.
Nie czuł się komfortowo, ale podobało mu się to co widział. Spokój, rozluźnienie i beztroskę.
Usiadł na oparciu fotela w salonie przy kominku, gdzie na kanapie Avery rozmawiał z Billem i dziewczyną, która musiała być w jakiejś części wilą. Obok, stali jacyś aurorzy zaśmiewając się z jakiejś historii którą opowiadał im Ron z Hermioną.
I nagle pośród tej wrzawy, w przejściu pomiędzy kuchnią a salonem raczkował Colin kierując się pewnym, zdecydowanym... nie krokiem oczywiście, ale może zamiarem, dotarcia do fotela, który zajmował Draco.
Blondyn podniósł się i przeszedł koło regału skąd lepiej widział kuchnię, zastanawiając się czy ktoś zauważył już zniknięcie najmłodszego Pottera i dziwiąc się, że ten w ogóle zdołał odejść tak daleko od matki.
Ron wskazał na Colina, który teraz wydawał się czołgać w ich stronę, ale Draco już wiedział, że ten potwór idzie do niego... Pobladł i rzucił ostatnie spojrzenie w stronę kuchni zanim poczuł piąstki dzieciaka na swojej nogawce.
Przymknął oczy i nagle z szokiem spuścił wzrok na Colina, który trzymając się go, zaczął stawać na swoich małych nóżkach, kurczowo trzymając się jego spodni.
Oczywiście zaraz się przewrócił, ale i tak Draco uśmiechnął się szeroko i podniósł go na ręce, unosząc wysoko, że chłopiec zaczął chichotać.
- Chciałeś stanąć? – zapytał go z rozbawieniem i dumą.
Ledwie zauważył kątem oka jak Lily i James, ze swoimi najbliższymi przyjaciółmi pojawiają się w przejściu w poszukiwaniu ich synka, zbyt przejęty i oczarowany małym stworzeniem w swoich ramionach.
- Draco! – zawołał Harry przechodząc pomiędzy swoimi rodzicami i stając przed przyjacielem z niepewnym wyrazem twarzy.
- On próbował stanąć, sam – powiedział mu Draco, zapominając całkowicie że ludzie wokół się na niego gapili. – W tym wieku dzieci jeszcze nie stają ani nie chodzą Harry. Tylko raczkują – emocjonował się Draco i uszczypnął Colina, że ten znowu zaczął chichotać.
Harry patrzył na niego z niedowierzaniem i nagle Draco uśmiechnął się do niego wrednie.
- Właśnie... Chyba przyszła pora na twoje oświadczenie – powiedział Draco chytrze.
Harry przez chwilę wyglądał jakby miał zamiar uciec, ale zaraz jego postawa się zmieniła na zdeterminowaną.
Colin przez chwilę wyglądał jakby trzymał kciuki za Harry'ego, ale potem zainteresował się uszami ślizgona i Harry tylko wywrócił na to oczami, choć uśmiech cisnął mu się na usta, gdy Draco podskoczył i z jękiem frustracji próbował oderwać łapki jego brata od swoich uszu.
Po krótkim wstępie ze strony Harry'ego dzięki któremu z kompletnie zdezorientowanych twarzy czarodziei wokół pojawiły się miny ciekawości i ulgi (w końcu się ustatkuje!) Harry stworzył napięcie przed końcowym oświadczeniem, gdzie się zatrudnił i na jakim stanowisku.
- Pewnie wybrał zawód Aurora – stwierdził Ron posyłając Hermionie znaczące spojrzenie.
- Nie wiem, może zostanie nauczycielem, wiem, że proponowano mu stanowiska nauczyciela zaklęć i OPCM'u.
Ginny uśmiechała się pod nosem, wiedząc co Harry wybrał i wsłuchując się w domysły z rozbawieniem.
- Chciałabym zobaczyć naszego Harry'ego jak lata na miotle. Jego postać animagiczna to sokół, założę się, że w powietrzu czułby się jak ryba w wodzie.
- Myślę, że po tym wszystkim wolałby coś spokojniejszego – stwierdził Remus nawiązując kontakt wzrokowy z Harry'm. – Może wolałby pracować w dyplomacji albo czymś podobnym...
Harry postanowił się w końcu nad nimi ulitować i uśmiechnął się do wilkołaka.
- A więc – odchrząknął. – Myślałem o czymś spokojnym, tak jak Remus poprawnie odgadł, a dość podoba mi się zawód nauczyciela jak zauważyła Hermiona, jednak defektem tej pracy jest obecność uczniów, więc stwierdziłem, że pozycja dyrektora Hogwartu byłaby dla mnie idealna. Tyle, że dlaczego miałbym się ograniczać, mógłbym założyć własną szkołę, w której uczniowie mogliby wychodzić i spotykać się z ich partnerami - spojrzał na Ginny, która kręciła głową zaczerwieniona. – Ale czy dyrekcja to szczyt moich możliwości? – zapytał. – Czy Minister Magii nie brzmiałby lepiej? Może – wzruszył ramionami. – Ale zrozumiałem, że te zawody podobały by mi się tylko na chwilę, a byłyby obciążone dużą odpowiedzialnością, więc poszedłem zapytać gobliny o radę... Dzięki nim wykupiłem akcje i zainwestowałem w kilka przedsiębiorstw – mrugnął do Freda i Georga, którzy unieśli kieliszki w niemym toaście. – I w końcu zatrudniłem się w mugolskiej kawiarni w Londynie otwartej od soboty do czwartku.
Chyba nie o taki zawód chodziło jego rodzicom, ale Harry naprawdę lubił pracować u Lindy w „Linda's Goodies", a że i tak zarabiałby dzięki akcjom, nie musiał pracować przez wszystkie dni w tygodniu.
Lily i James wydawali się niedowierzać jego słowom, ale gdy Harry się odwrócił zobaczył zadowolony uśmiech Dracona i małego Colina w jego ramionach, który wydawał się z czegoś bardzo zadowolony.
Harry nie przyznałby tego głośno, ale ten gnom był uroczy i na pewno doceni decyzję Harry'ego, gdy jego starszy brat będzie mu dostarczał cudowne wypieki Lindy.
*fragment pochodzi ze strony internetowej - https://www.mjakmama24.pl/niemowle/rozwoj-niemowlaka/rozwoj-dziecka-jak-rozwija-sie-pieciomiesieczne-niemowle-aa-f6in-GeSA-77YJ.html
Ten dodatek dedykuję specjalnie dla lamo-pegaz33
Update 2020 : Cieszę się jeśli wytrwałeś/wytrwałaś do tego momentu ! Jeśli podoba Ci się moje pisanie i jesteś ciekawa/ciekawy tego, co piszę teraz i jakie książki wydaję - zapraszam na mojego oficjalnego instagrama!
Ig: sliwinska_zuzanna
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top