Co cię nie zabije- to cię wzmocni... Chyba

Minął pierwszy miesiąc szkoły, a potem następny i następny, w sumie trzy miesiące i zaczął się grudzień.

Nauczyciele szybko poznali się na Harry'm i zauważyli, że ma duży potencjał i sporą wiedzę. Tylko część kadry, ta należąca do Zakonu Feniksa, znała o nim prawdę i wiedziała, skąd ta cała wiedza pochodzi, a reszta... ciągle zachodziła w głowę, kiedy on zdołał się tego wszystkiego nauczyć.

Można by powiedzieć, że Hogwart nie zmienił się diametralnie, od kiedy dołączył do niego Chłopiec, Który Przeżył, ale każdy widział i czuł tę różnicę.

- Hej ! Harry! – zawołał ktoś na korytarzu, kiedy Harry bardzo dyskretnie próbował zakraść się do wieży Gryffindoru na przerwie obiadowej i odespać, choć trochę, nieprzespane noce.

Harry sypiał beznadziejnie od połowy września.

Miał koszmary, które oczywiście nie były niczym innym niż wizjami od Voldemorta. Blizna bolała go coraz bardziej, a raz nawet musiał wyjść z klasy, bo bał się zrobić jakąś scenę.

Wszyscy odwrócili się jak jeden mąż i zaczęli rozglądać wokół, gdzie to jest ten Harry Potter, i po drugie, kto go woła?

- Czego chcesz Draco? - zapytał Harry zmęczonym i rozdrażnionym głosem.

- Musimy pogadać, na osobności. – wyjaśnił, kiedy w końcu udało mu się podejść do Harry'ego bliżej i zaprowadził go do jednej z pustych klas.

Wciągu tych miesięcy, Harry i Draco całkiem mocno się zaprzyjaźnili ku zdziwieniu wszystkich.

Harry nie był już zbyt lubiany w swoim domu, starał się być delikatny w tym, jak się zachowywał, ale dać też jasno do zrozumienia, że nie interesują go żadne nowe znajomości.

Will na początku naprawdę cierpiał z tego powodu, ale Luke był zawsze obok niego, a że miał do Harry'ego spore zaufanie i dowiedział się od swojego przyjaciela ... wszystkiego, był bardzo dobrym wsparciem dla młodszego brata jego wybawcy.

Ron i Hermiona, jako, że byli prefektami często zostawali z nim po północy i spędzali razem czas, on pomagał im z lekcjami, czasem coś sobie nawzajem opowiadali, ale kiedy pytali go o samopoczucie, widząc wyraźnie, że coś jest nie tak, zbywał ich nie zbyt uprzejmie.

Jedynym wyjątkiem była Ginny, której Harry nie potrafił odtrącić ani zlekceważyć. Dziewczyna zdawała sobie sprawę, że to niebezpieczne, ale Harry zawsze jadał sam na końcu stołu, zawsze siedział sam w klasie (to wiedziała od Rona i Hermiony, choć podobno czasem siadał z Nevillem), zawsze uczył się sam i nigdy z nikim nie rozmawiał – poza Malfoyem i kilkoma innymi ślizgonami wliczając Pansy.

Ale Ginny nie była zazdrosna!

Draco z łatwością zmusił Harry'ego, żeby usiadł i spojrzał na niego krytycznym wzrokiem.

- Mamy problem z wilkołakiem.

Harry podniósł na niego wzrok, już bardziej skupiony i przypomniał sobie kilka ostatnich lekcji OPCM-u, kiedy Remus poprosił go, żeby został na chwilę, a Harry, choć naprawdę miał zamiar zostać, uciekał i czasem opuszczał nawet następną lekcję.

Wiedział też, że Lily Potter próbuje go złapać na przerwach i posiłkach, dlatego często zaszywał się gdzieś, gdzie wiedział, że go nie znajdzie. Śniadań nie jadał wcale, na obiady przychodził rzadko, a przez większość czasu zerkał do kuchni, gdzie skrzaty były bardziej niż chętne coś mu podać. Kolację z kolei przynosili mu Ron i Hermiona, czasem Will i Luke, a po lunchu spotykał się często z Draco.

- Poszedł już do Dumbledora? – zapytał Harry powracając do swojej rozmowy.

- Myślę, że już u niego był, tak samo, jak twoja mama. Zabini podsłuchał też rozmowę Snapa i Filcha, w tym tygodniu twój tata, chrzestny i dwóch innych aurorów będą mieć zmianę w Hogwarcie. W każdym razie, dyrektor jeszcze cię nie wezwał, sądzę, że będzie chciał żebyś wyjaśnił sobie wszystko ze swoją rodziną. Ale Lupin zatrzymał mnie ostatnio po zajęciach.

Harry zmrużył oczy.

- Czego od ciebie chciał?

- Zarzucił mi, że to moja wina, że się tak zachowujesz, i że wie o moim ojcu, i choć nie miał zamiaru mnie oceniać na jego przykładzie, widzi, że nie różnię się od niego, a i że dopilnuje, żebyś ty też to dostrzegł, a jeśli po tym wszystkim będziesz znowu taki, jaki byłeś u Niego... cóż powiedzmy, że moim największym zmartwieniem byłby wybór trumny.

Harry odetchnął i wstał.

- A ty dokąd? – zapytał Draco.

- Do Lupina, muszę sobie coś z nim wyjaśnić.

- Nie, Harry, zostaw to, to nic, naprawdę! Zresztą, jeśli tam teraz pójdziesz, jesteś pewny, że nie zemdlejesz?

Harry odepchnął go stanowczo. Nienawidził, kiedy ktoś wytykał mu słabość.

Draco tylko pokręcił głową i mruknął coś o głupim gryfonie, a Harry wyszedł z klasy i udał się do gabinetu Remusa.

Kiedy dotarł na miejsce zastanawiał się, czy powinien zapukać, czy może lepiej nie.

Ale ostatecznie postanowił po prostu wejść i mieć to z głowy.

Remus siedział przy swoim biurku i sprawdzał jakieś prace. Kiedy zobaczył, kto wtargnął do jego klasy, jego twarz została wymalowana ulgą, strachem i zdziwieniem.

- Harry? Coś się...

Harry stał nad jego biurkiem, a był naprawdę zdenerwowany i chyba Remus musiał to wyczuć.

- Groziłeś mu? – zapytał z niedowierzaniem i nutką wściekłości.

Na początku profesor nie wiedział, o co mu chodzi zbyt pochłonięty bladą twarzą, sińcami pod oczami i zmęczeniem leżącym na ramionach Harry'ego.

- Jak mogłeś w ogóle porównywać go do Lucjusza?! A czekaj! Zapomniałem, ze mną zrobiłeś to samo, pamiętasz? „Ojciec byłby z ciebie dumny" ? Typowe. Ale czego można by się było spodziewać. Syriusz mi powiedział, wiesz? Twój ojciec, był takim idiotą, że obraził wilkołaka, który ugryzł ciebie, bo chciał się zemścić. Mój „ojciec" przynajmniej mnie akceptował i wiesz, co, nadal mnie chce! Nadal, ten drań, chce mnie dopaść, chce wyczyścić mi pamięć, chce mnie sobie zaprogramować, jak jakiegoś miniona i wykorzystać, żebym ranił tych, na których mi zależy, przynajmniej tych, których nie zabije sam, próbując się do mnie dostać! Ale co ty możesz o tym wiedzieć. Twoim największym zmartwieniem jest głupia pełnia raz w miesiącu!

Harry czuł, jak łzy spływają mu po policzkach.

Widział własny ból odbijający się w oczach mężczyzny, był taki zmęczony, jego nerwy były na skraju wytrzymałości i wiedział, że jeszcze kilka snów od Voldemorta i może nie wytrzymać.

Nie mógł patrzeć jak ten torturuje mugoli i innych czarodziei, zjazdy śmierciożerców zabijających dzieci, gwałcących kobiety i te wrzaski, a potem dedykacja, cicha, ale i tak boleśnie świadoma, że to dla niego, przez niego.

Gorsze były jeszcze wizje, które mógł odróżnić od rzeczywistości, ale i tak bolały, jak diabli, Bella czy jakikolwiek inny śmierciożerca torturował Syriusza, jego mamę, tatę, Remusa, któregoś z Weasleyów, którego czasem znał, a czasem tylko kojarzył z widzenia...

- Nie wiem, jak zdołałeś to zrobić... Mieć rodzinę, dzieci i wiedzieć, na jak wielkie niebezpieczeństwo ich narażasz swoją przypadłością. Może ty to potrafisz, radzisz sobie na swój sposób, ale ja tak nie potrafię! Draco jest moim przyjacielem i nie waż się twierdzić, że życzy mi źle.

Harry oddychał ciężko i zdawał sobie sprawę, że jeszcze chwila i całkiem się załamię, a następnych słów nie zdoła już wypowiedzieć własnym głosem.

- Harry... - wyszeptał mężczyzna i krzesło głośno odsunęło się od biurka.

Remus podszedł do nastolatka i objął go ostrożnie nie wiedząc, co innego mógłby zrobić.

Czuł się strasznie. Czuł się gorzej niż strasznie.

Jak mógł być taki ślepy!

Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo Harry ciężko przyjmował całą tę sytuację. Chłopak płakał- a to przerażało go bardziej niż cokolwiek przedtem. Harry nigdy nie płakał, a szczególnie nie tak!

Harry osunął się na podłogę opierając o tył biurka, a Remusa usiadł obok niego dalej gładząc jego plecy.

Jakkolwiek ta sytuacja wydawałaby się głupia czy idiotyczna, taka właśnie była. Trwała wojna, a ten szesnastoletni chłopak znajdował się w samym sercu.

Jego zachowanie było, jak najbardziej prawdziwe i naturalne. Przecież wszystko było tak dobrze, robił to, na co mu pozwalano, żył w dostatku, zawsze był ktoś, kto chciał sprawdzić czy wszystko z nim w porządku, a potem odkrył, że to wszystko jest nieprawdziwe, nieprzeznaczone dla niego, a jego prawdziwe życie, które powinien mieć- jest tak odległe od tego, co zna, tak dalekie i miłe, a jednocześnie bolesne, że sam nie wiedział, co jest dla niego lepsze, a co dla innych.

Co jest dobre, a co proste.

A teraz?

Nie dość, że nie znał nikogo, ani tych którzy byli dla niego rodziną przez całe życie, ani tych, którzy byli jego prawdziwą rodziną, miał konflikt moralny.

Życie nigdy nie było idealne, ale myślał, że przecież było jego – a tu nagle ktoś puka i mówi mu, że pomylił pokoje... Znajduje się w kompletnie innym otoczeniu, które jest pochłaniane przez jego stare.

I to boli.

Boli nie tylko to, że może stracić tych, których kocha, ale że dzieje się to za sprawką tego, kim był.

I choć niewiadomo, jak bardzo chciałby być sobą, być Harry'm, wie, że nie może.

Nie dopóki nie zamknie rozdziału Sanguisa.

I to, co przyćmiewa jego ból, to nienawiść, czyli droga na ciemną stronę.

Długi rozdział, a teraz czeka was długa przerwa, bo wyjeżdżam na tydzień i nie będzie żadnego nowego rozdziału w jakimkolwiek z moich ff.
Dlatego zapraszam was, jeśli jeszcze nie czytaliście do moich pozostałych opowiadań!

Pisząc ten rozdział, miałam naprawdę duże wyrzuty sumienia, bo kocham Remusa i nienawidzę, kiedy ktoś go rani, a Harry nieświadomie i z pełnym prawem do tego - robi to...
Fabuła nieco przyśpieszyła i już niedługo Harry w końcu ruszy się i zacznie tę całą walkę z Voldemortem! 
:)




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top