Ruda brygada
To bolało.
Bolało jak diabli!
Wiedział, że trochę sobie na to zasłużył.
Ale tylko ze względu na Avery'ego... Żałował, że nie mógł po prostu pozwolić sobie pomóc, ale to nie był sposób w jaki działał.
Tak samo jak z tymi rudymi gośćmi, mógł zrobić swoje i odejść, ale w ten sposób było prościej.
Nie powiedział nikomu tych kilku incydentach i nie miał takiego zamiaru.
To spowodowało by tylko zbędny chaos.
Odetchnął ciężko obracając się na drugi bok.
Czuł wściekłość Voldemorta, sam zaczął się nią zarażać.
Kiedy na kilka chwil udało mu się zasnąć, nie spał miłym bezsennym snem, miał wizję, jedną z tych, które dzielił z Nim.
Nadal kiedy ją wspominał coś ściskało go w żołądku... Jego różdżka... Złamana...
Harry wiedział, że Voldemort zdawał sobie sprawę, że on się jakoś o tym dowie, chciał go w ten sposób ukarać.
Nie żeby Harry był specjalnie przywiązany do akurat tej różdżki, dostał ją od Niego i była świetna, nie można było jej namierzyć... Dobrze leżała w ręce i w ogóle, ale była też jakby martwa.
Harry nie wiedział za wiele o różdżkach, ale wiedział, że różdżka sama wybiera sobie czarodzieja, czuł, że ta różdżka, którą używał przez tyle lat nie wybrałaby nikogo i służyłaby każdemu w jednakowy sposób...
Ale to była jego pierwsza różdżka. I to dlatego tak bolało.
Leżał sam w sypialni, do której zdążył się już przyzwyczaić.
Był sam, bo kiedy odzyskiwał przytomność pomiędzy atakami humorków starego, dobrego Toma, wyganiał każdego kogo zobaczył.
Nikt nie mógł nic poradzić na to co doświadczał.
Nawet eliksir słodkiego snu, czy bezsennego snu nie działał, przestał po drugim razie.
Widział przerażenie, ból, współczucie i żałość, wszystko co tylko powiększało jego cierpienie, w oczach ludzi, których przez zasłonę tortury nie umiał rozróżnić.
Kazał nałożyć na pokój wyciszające i zabronił... a właściwie błagał, żeby nikt nie wchodził do środka.
Tak było lepiej.
A teraz sam mierzył się ze wspomnieniami torturującej nocy drżąc na myśl o następnej takiej sesji, a wiedział, że na pewno taka będzie.
Usiadł powoli na łóżku i wypił szklankę wody, która leżała na stoliku obok niego.
W tej chwili woda smakowała mu bardziej niż kiedykolwiek przedtem.
Nie ma co tu wiele mówić. Harry nie do końca był przyzwyczajony do swojego „nowego" stylu życia.
Przedtem był prawdziwym księciem, dostawał wszystko czego potrzebował zanim zdążył o to poprosić.
Oczywiście doświadczał tortur, ale każdą z nich pamiętał bardzo dokładnie, bo nie zdarzały się one często.
Kiedy dochodziło to kar cielesnych, między innymi Cruciatus, zawsze było to dość kontrolowane, oprócz tego jednego razu kiedy śmierciożercy się zapędzili i zostawili go z paskudną blizną wzdłuż kręgosłupa.
A tu, to było istne piekło.
Ból czasem się zmniejszał, czasem zwiększał.
Nadal czuł wściekłe pulsowanie w okolicach blizny, ale to było nic w porównaniu do wcześniejszego.
Miał zdarte gardło od krzyków i ślady paznokci powybijane wewnątrz dłoni.
Jego włosy były w jeszcze większym nieładzie niż zwykle.
Zwlekł się całkowicie z łóżka i próbował sobie przypomnieć co mu do łba strzeliło, żeby obierać sobie za wroga Voldemorta...
A... No tak...
Dziwne. – pomyślał, bo zapomniał przez chwilę, że był mrocznym księciem Sanguisem, a jednocześnie nie pamiętał, że niedawno odkrył, iż jest Harry'm Potterem.
Przetarł twarz i zrobił kilka ostrożnych kroków do ściany.
Nie pamiętał ile czasu minęło od kiedy uciekł z Groty, ale biorąc pod uwagę jak bardzo kręciło mu się w głowie i jak zdrętwiałe miał nogi, na pewno przynajmniej dzień.
Zastanawiał się czy nie powinien zejść na dół po kogoś, bo choć ból zelżał, dalej mu doskwierał, ale może eliksir przeciwbólowy pomógłby choć trochę?
Było mu ciężko dojść do drzwi, był pewny, że schody będą za dużym wyzwaniem, ale nie mógł cały dzień siedzieć bezczynnie i się nad sobą użalać.
Głupio było mu to przyznać, ale potrzebował teraz czyjejś pomocy.
Albo chociaż obecności, żeby pozbyć z przed oczu twarzy śmierciożerców...
Nacisnął na klamkę, drzwi otworzyły się i lekko skrzypnęły w pustym korytarzu.
Zamrugał kilka razy odganiając ciemne plamki sprzed oczu.
Nie znał tego domu najlepiej, wiedział tylko, że na dole na pewno kogoś znajdzie.
Nie wiedział nawet jaka jest pora dnia, nie rozsunął zasłon w swoim pokoju, żeby sprawdzić.
A w domu było ciemno, tak jak zapamiętał.
- Harry? – usłyszał głos za swoimi plecami kiedy zrobił kilka kroków w stronę schodów.
Odwrócił się i przytrzymał ściany.
W korytarzu stała dziewczyna, którą widział bardzo wyraźnie w ciemnym korytarzu.
Miała rude włosy przerzucone na jedno ramię, jasną koszulkę i jeansy.
Trzymała przy piersi jedną ręką kilka starych książek.
Jej oczy lekko błyszczały w ciemności, były szeroko otwarte, a pełne usta lekko rozwarte.
Stała sztywno nie do końca wiedząc, co zrobić.
A Harry nadal nie czuł się najlepiej i dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nie może się zdobyć na odpowiedź.
Dziewczyna chyba też to zauważyła.
Niepewnie zrobiła kilka szybkich kroków w jego stronę, ale kiedy ten zaczął upadać na kolana z przemęczenia odwróciła się nagle rozwiewając swoje włosy przed na wpół przytomnym chłopakiem i otworzyła szeroko drzwi, z których przed chwilą skorzystała.
- Fred! George! – wrzasnęła, książki już dawno zdążyły wypaść z jej rąk.
Harry wpadł na ścianę, ale zanim całkiem legł na podłodze, podciągnęło go dwoje silnych ramion.
Na wpół ciągnięty na wpół prowadzony, znalazł się z powrotem w swoim pokoju.
- O stary, chciałeś uciekać w takim stanie, ja bym poczekał aż będę w stanie sam stać. – powiedział jeden z bliźniaków.
- George, ale widziałeś Jamesa Pottera? Na jego miejscu też wiałbym gdzie pieprz rośnie.
Bliźniacy zaczęli się sprzeczać nad siedzącym na łóżku Harry'm coraz zażarciej, a on patrzył na to z lekko podniesionymi brwi w pełnej konsternacji, bo nie docierała do niego połowa z tej całej dyskusji.
- Dość! – przerwała im ta dziewczyna i podeszła do Harry'ego z fiolką w ręce.
Harry już nie słyszał, co do niego powiedziała, była lekko rozmazana, ale poczuł szkło przy ustach, więc be najmniejszego sprzeciwu przyjął darowany eliksir.
Po kilku minutach spędzonych w absolutnej ciszy, dzwonienie w uszach ustało tak jak nudności.
Zelżał nawet ból.
Zdołał skupić swój wzrok na trzech rudych głowach przyglądających mu się z ciekawością.
- Idźcie po pana Blacka czy kogoś. – rzuciła nagle.
Chłopcy popatrzyli po sobie, na Harry'ego, a potem na swoją młodszą siostrę.
- Ginny, przecież wiesz, że nie zostawimy cię tu samej...
Ginny nie patrzyła na nich, ale wywróciła oczami.
Harry poczuł się niekomfortowo.
- Nie mam zamiaru jej skrzywdzić. – odezwał się cicho, ale dość wyraźnie na swoją obronę.
Fred chciał coś dodać, ale Ginny nie dała mu dojść do słowa.
- Widzicie? A teraz idźcie po kogoś.
Fred i George wymienili jeszcze jedne spojrzenie, tym razem dłuższe.
- Gdzie Ron? – zapytał jeden z nich.
- Powstrzymuje Willa przed wtargnięciem tu, więc może się pospieszycie?
Z westchnięciem i rezygnacją ulegli stanowczości i władczości w głosie młodszej siostry.
Kiedy wyszli Ginny złapała spojrzenie Harry'ego.
- Jestem Ginny, poprzednio nie miałam możliwości odpowiednio się przedstawić, no wiesz wtedy...
- Pamiętam. – przerwał jej Harry.
Pamiętał ją.
Była tam w salonie kiedy Will powiedział mu gdzie są drzwi.
- Ty już wiesz kim ja jestem. Miło mi cię poznać.
Ginny uśmiechnęła się.
- Co mi dałaś?
- Nie jestem pewna... To chyba jakaś mieszanka... Coś relaksującego, przeciwbólowego, otrzeźwiającego...
- Oh. – Harry czuł się dziwnie.
Nigdy nie pił alkoholu czy czegoś podobnego, a teraz czuł się jakby był lekko wstawiony.
Słowa same ciskały mu się na język.
Tłumaczył sobie, że to przez ten eliksir, a nie przez czarującą osobowość siedzącej przed nim damy.
Damy? Co do cholery?
To musiał być ten eliksir.
- Wiesz, jesteś pierwszą osobą, która sama z siebie mi się przedstawiła. Chociaż nie... Chyba pierwszą osobą była Narcyza... No to powiedzmy, że jesteś pierwszą osobą, którą naprawdę chciałbym poznać. Znaczy... Ja, nie żebym się, to, chciałem powiedzieć...
Ginny zaśmiała się lekko.
- Rozumiem. – przerwała mu zanim zrobił z siebie większego idiotę. – Więc... lepiej się czujesz?
- Co? A, tak. Dzięki. – Harry podrapał się w tył głowy z powodu swojego zakłopotania.
Chwilę później można było usłyszeć jak coś normalnie wybucha!
- Zaraz się zacznie. – mruknęła Ginny wstając z kolan. – Powodzenia.
Harry jest jakiś nieswój w towarzytwie Ginny :D
Och ciekawe dlaczego ?
A teraz pytanie:
Harry idzie do Hogwartu, co z Tiarą?
Zgadujcie, a moźe jeszcze zmienie zdanie... rozdział jest napisany i tylko czeka na publikacje :P
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top