Niezapowiedziana wizyta
- Co to było...? – zaczął pytać Syriusz, ale przeszkodził mu dźwięk kaszlu.
Ron zatkał Hermionie buzię i wpatrywał się w scenkę, drzwi były już otwarte na tyle szeroko, że po kilku tycich i cichutkich kroczkach znaleźli się w środku.
Harry otworzyły oczy powoli budząc się z całkiem przyjemnego bezsennego snu.
- Hej Harry. – powiedział Syriusz Black ciepłym i czułym głosem.
Harry zwrócił na niego swoją uwagę, po czym skierował ją na Jamesa i ledwie zauważalnie się spiął.
James Potter. Jego ojciec.
Harry nie odpowiedział Syriuszowi tylko nadal wpatrywał się w coraz bardziej zdenerwowanego Jamesa.
Syriusz również odczuł napięcie całej sytuacji i przestąpił z nogi na nogę.
- Jesteś moim ojcem? – zapytał w końcu.
James przez chwilę czuł panikę. Dumbledore mu powiedział, dlaczego pyta, co może zrobić?
Ale było to tylko chwilowe, kiedy w oczach chłopca, tak dobrze mu znanych, zobaczył nadzieję i cichą prośbę.
- Tak Harry. Jesteś moim synem.
- Udowodnij to. – powiedział z zaciętym wyrazem twarzy.
James spojrzał na Syriusza nie wiedząc co robić. Syriusz również patrzył na niego z paniką wyrysowaną na twarzy.
Jak miał to udowodnić? Jak przekonać swojego syna, że nim jest?
Harry westchnął.
- Jesteś animagiem, prawda? Pokaż mi.
- Harry nie wiem jak miałoby cię to przekonać... - odparł James wstając z łóżka z zaskoczeniem, że chłopak wiedział, że jest animagiem.
- Pokaż mi.
James nie miał zamiaru odmawiać.
Stanął kilka kroków od łóżka i z cichym POP przemienił się w Rogacza.
Harry zmierzył go uważnym spojrzeniem.
James przemienił się z powrotem w człowieka i z napięciem czekał na werdykt Harry'ego.
- Jesteś moim ojcem. – odpowiedział cicho i jakby z niedowierzaniem.
James miał łzy w oczach, niepewnie zbliżył się do Harry'ego, który nadal się mu przyglądał
i delikatnie go objął.
Na początku Harry się spiął, nikt nigdy, nigdy, nigdy go nie przytulał.
Czułość to słabość. – w jego głowie zagrzmiały słowa jego trenerki.
James również wyczuł napiętą postawę chłopca i chciał się odsunąć, ale to Harry był tym który go odepchnął.
James ledwie powstrzymał łkanie. Harry tu był, jego syn żył, był cały i zdrowy. I go odepchnął.
Harry próbował skupić się na jakiejś konkretnej myśli, ale one ulatywały zanim zdążył je spleść. Jego umysł był istnym tornadem emocji.
Kiedy naprawdę mocno się skupił był nawet w stanie wyczuć rodzicielską więź...
Po kilku chwilach, musiał ponownie odkaszlnąć, nie pamiętał kiedy ostatni raz coś pił.
- Przyniosę coś do picia. – zasugerował Syriusz i wyszedł z pokoju.
James odsunął się na długość ramienia , a uśmiech nie opuszczał już jego twarzy.
- Może byś coś zjadł, ostatni posiłek chyba nie był zbyt udany.
Harry potaknął i delikatnie się wzdrygnął, jednak James to zauważył, Harry przypomniał sobie śmierciożerców, którzy czasem, bardzo rzadko, ale jednak, musieli mu przynosić jedzenie albo go doglądać. – Nienawidzili kiedy nie odpowiadał na ich pytania czy zaczepki, to kończyło się nie najlepiej dla jego formy fizycznej...
Jednak nie miał zamiaru pokazywać, że był słaby. Nie tak go szkolono.
Priorytetem było uciec.
Nie dać się poddać manipulacją.
James ze zmartwieniem spojrzał na syna i na drzwi.
- W porządku, nigdzie się nie wybieram. – chłopiec spróbował rozwiać lęki ojca.
I m bardziej mu zaufają tym więcej swobody mu dadzą, żeby mógł uciec.
James szybko się uśmiechnął i rzucając jeszcze jedno spojrzenie na niego wybiegł z pokoju.
Harry podciągnął się wygodniej na łóżku i odgarnął pościel przez którą robiło mu się za gorąco.
Spuścił nogi na bok łóżka i usłyszał skrzypnięcie podłogi, zanim dotknął jej stopami.
Omiótł pokój spojrzeniem, zaciskając w bojowym geście pięści i szczękę.
- Pokaż się! Kto tu jest?
Podłoga przestała skrzypieć, Harry zmrużył oczy, słyszał rozmowę na dole, przez otwarte drzwi dość nie wyraźnie, kiedy deski znowu skrzypnęły i usłyszał czyjś oddech.
Odruchowo wycelował rękę w stronę dźwięku i po chwili rozległo się głuche BUM, kiedy dwa ciała uderzyły o ścianę po przeciwległej stronie pokoju.
Materiał ześlizgnął się z ramion intruzów ukazując dwie przerażone twarze nastolatków.
Na dole jednak nikt ich nie usłyszał, bo zagłuszeni zostali przez upadek kilku talerzy na podłogę.
- Kim jesteście? – zapytał Harry z chłodną pewnością siebie.
Nie miał siły na użycie więcej magii bez różdżki, ale oni tego nie wiedzieli.
Rudy chłopak, który wyglądał trochę znajomo podniósł się z podłogi i pomógł wstać kasztanowłosej dziewczynie.
- Nazywam się Ron. Ron Weasley.
Harry zmierzył go czujnym wzrokiem, nie umknęło jego uwadze, że chłopak nie wyciągnął różdżki, nie zdziwił się jednak kiedy Harry użył magii, więc z pewnością jest czarodziejem... albo charłakiem.
- Jestem...
- Słodki Merlinie. Ty jesteś Harry Potter! – przerwała mu dziewczyna. – Hermiona Granger. – dodała i podeszła do niego z wyciągniętą ręką.
Harry spojrzał na nią ze zdziwieniem, a potem skierował wzrok na rękę.
Był zdezorientowany.
Hermiona zauważając jego skonsternowanie ujęła jego rękę i delikatnie potrząsnęła, żeby pozbyć się części niezręczności.
- Jesteś mugolakiem?
Hermiona z lekkim rumieńcem potaknęła.
Ron z peleryną niewidką w ręku podszedł do nich, gotowy bronić Hermiony, gdyby chłopak chciał ją skrzywdzić.
- Co tu robicie? – spytał ostrzej niż zamierzał.
Ron i Hermiona wymienili zdenerwowane spojrzenia.
- Yy, cóż jakby to powiedzieć... - zaczął Ron, ale Hermiona po prostu pękała z wrażenia.
- Twój brat nas wysłał. – palnęła.
- Mój brat? – powtórzył Harry w szoku, a Hermiona potaknęła. – Mam brata?
Tym razem to Ron przejął inicjatywę.
- Trzy lata młodszego. Dowiedzieliśmy się, że ktoś tu jest, nie wiedzieliśmy dlaczego ani kto, ale jego... znaczy wasi rodzice, dziwnie się zachowywali, więc chcieliśmy ustalić o co chodzi.
Harry nie był pewny czy powinien im uwierzyć... Mogli go okłamywać, ale wtedy sami by się ujawnili, a nie chowali pod magiczną peleryną.
Miał brata?
Właściwie to było całkiem możliwe, ale... nie.
Oczywiste, że nikt mu nie powiedział, bo niby kto? I kiedy?
Jego rodzice mieli już wystarczający problem, aby przyznać się kim są dla niego, a co dopiero, że ma młodszego brata.
Ha ha „jego rodzice".
Chciał zapytać ich o coś jeszcze, kiedy drzwi stanęły otworem ujawniając wściekłą Lily Potter z mężem i Syriuszem Blackiem.
- Co wy tu robicie? – spytała dosłownie trzęsąc się ze złości.
Harry nie umiał powstrzymać wrednego uśmieszka.
Ron i Hermiona wymienili nerwowe spojrzenia, po czym z powrotem spojrzeli na Harry'ego.
Harry był naprawdę rozbawiony tą sytuacją, wykonał zachęcający ruch ręką, nie mogą się doczekać rozwoju wydarzeń.
- My... To znaczy, ja. To był... Chcieliśmy... - Ron naprawdę miał poważne problemy w rozmowach z rudymi kobietami.
Hermiona odetchnęła ciężko.
- Byliśmy ciekawi i...
- Gdzie on jest? – przerwał jej James rozglądając się po pokoju i zabierając Ronowi pelerynę.
- Kto? – spytał Ron głupawo.
- Jak to kto! Mój syn!
Ron spojrzał na Harry'ego, który z pochmurną miną wbijał wzrok w Jamesa.
- No tutaj... - wymruczał machając ręką w stronę łóżka.
James westchnął i przetarł twarz dłonią.
- Czy Will przyszedł z wami?
- Nie.
- Wie, że tu jesteście?
- Tak.
Harry był rozczarowany tym dwojgiem, za szybko dali za wygraną... Nie zdążyło się nawet zrobić ciekawie, a już było po wszystkim.
- Syriuszu, czy mógłbyś ich zabrać do Nory? I przyprowadź tu Williama.
Syriusz skinął głową i przepuścił nastolatków w progu.
- Jak Molly się o tym dowie... - mruknął kiedy wychodzili.
Lily powoli wypuściła powietrze. Czuła, że James kładzie jej dłoń na tali, ale ją strząsnęła.
Posłała mu wyzywające spojrzenie.
Jak on mógł zostawić Harry'ego samego?!
Ten człowiek sam wkopie się do grobu! I po drodze zabierze jeszcze ich syna!
Nie zauważyła, że James zabrał od niej talerz z kanapkami i próbował ją uspokoić, żeby nie wylała soku dyniowego na podłogę.
Harry z nostalgicznym, dość przygnębionym wyrazem twarzy przyglądał się parze.
Był bardzo podobny do mężczyzny, do James, nie było też miejsca na dyskusje, że oczy miał definitywnie po matce.
Wydawała się miłą kobietą, uśmiechnęła się do niego, ale jej usta drżały lekko kiedy podeszła powoli w jego stronę.
- Dużo ci powiedzieli? – spytał cicho James po bardzo długim czasie w ciągu, którego Harry wypił całą szklankę soku i zjadł jedną kanapkę.
Harry nie chętnie odłożył szklankę na stolik przy łóżku i nakładając swoją wyuczoną maskę beznamiętności skupił wzrok na swoich „rodzicach".
- Nie wiele.
- Ale wiesz już o Willu... - odparła cichutko kobieta.
Harry poczuł się wzięty z zaskoczenia.
Potaknął niepewnie głową.
- Nie jesteś zły?
- Jeszcze nie przyznaliście przede mną kim jesteście, tak oficjalnie, nie oczekuję, że w minutę podzielicie się ze mną wszystkim. – powiedział sucho. – Szczególnie skoro mi na tym nie zależy.
Lily poczuła jak jej serce boleśnie się spina, to samo tyczyło się Jamesa.
Przez chwilę obydwoje nie potrafili znaleźć odpowiednich słów.
- Chyba nie wierzysz, że naprawdę cię porzuciliśmy? Nie wierzysz Jemu? – spytał James nie potrafiąc ukryć urazy.
- To wasze słowo przeciwko jego słowu. Znam możliwości i moc mojego pana. To on mnie wychował. – dodał stanowczo.
- Nie miał prawa! – krzyknęła Lily wstając.
James się wzdrygnął kiedy lampa naścienna pękła od jej wybuchu, ale Harry nawet nie mrugnął.
Harry prychnął.
- Co ma do tego prawo? Jeśli chcesz na nim polegać bądź chociaż konsekwentna. Według twojego prawa, powinienem być przesłuchiwany przez Aurorów czy zesłany do Azkabanu. Jeśli chcesz to pominąć, nie da się jednak nie zauważyć, że zostałem porwany! Czy to jest legalne? Według was, nawet dwukrotnie.
- Nie mów tak. – odparł James słabo. – Jesteś naszym synem. Nie obchodzi mnie co On ci naopowiadał, jakie dał ci dowody... Kochamy cię Harry, nawet jeśli ty nie czujesz tego samego. On nigdy nie będzie mógł dać ci tego co my możemy.
Harry źle się czuł słysząc ból w jego głosie.
Nie potrafił też spojrzeć w twarz Lily Potter.
Wbił wzrok w pościel i nie reagował na nic co mieli mu do powiedzenia.
Jednak oni nic nie mówili. Siedzieli obok niego, po obu stronach łóżka, z ciężkim sercem patrząc na swojego syna.
Rozdziały są coraz dłuższe i jest ich coraz więcej, a ja nawet nie jestem w połowie! Ale wam to chyba nie przeszkadza? ;)
Dziękuję za wszystkie komentarze i gwiazdki! Naprawdę miło mi kiedy tak sobie rano wstaję i widzę, że WOW ktoś to czyta!!
W podziękowaniu wstawię dziś jeszcze jeden rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top