4️⃣2️⃣ - Księżniczka.🪻

~ Maddie ~

Nastała niedziela, co oznaczało bankiet. Od rana się szykowałam i rozmyślałam co z tym bankietem jest nie tak. Ashley, która została u nas na noc jeszcze do mnie nie przybiegła z pytaniami o zdarzenia z poprzedniego dnia. Czy mnie to dziwiło? Tak, bo Shane na pewno się wygadał. Ale tak szczerze to z nikim tak za bardzo nie rozmawiałam. A Hailie mnie unikała. Oni wszyscy są dziwni.

Sukienka, którą miałam założyć została dzisiaj przyniesiona przez Will'a. Mój brat zrobił to nie spodziewanie, bo o dziewiątej gdzie dopiero się obudziłam. Wkroczył wtedy do pokoju powoli, żeby nie uszkodzić sukni. Była to długa bufiasta suknia z brokatowym tiulem. Miała kolor bordowy i pierwsze co pomyślałam to, że będzie mi pasowało do mojej nowej pomadki. Kolor był niemalże identyczny.

Teraz jest wpół do czternastej, a na siedemnastą musimy tam być. Już się wykąpałam i umyłam włosy, ale jeszcze ich nie wysuszyłam. Nie miałam pojęcia czy je pokręcić, czy wyprostować. A może jakoś spiąć?

Z pomocą przyszła mi Ashley, która wparowała do mojego pokoju bez zapowiedzi. Obiecała, że zrobi mi włosy i pomoże mi w makijażu, po czym zaczęła zachwycać się sukienką. I dopiero teraz też zaczęła pytać o mnie i Colina. Nie wiedziałam co jej odpowiedzieć, bo myślę, że nie musi wiedzieć o tym, że jej brat dobrze całuje.

Opowiedziałam jej jednak jak do tego doszło, przez co zaczęła się ze mnie śmiać. Pominęłam jej jednak część z rysunkami na suficie, żeby nie uważała mnie za wariatkę. Ashley ewidentnie cieszyła się z faktu, że pomiędzy mną a Colinem coś się dzieje. Ja chyba też się zaczynałam cieszyć.. ale jakaś część mnie nadal odrzucała to uczucie. Może to, przez co że przyjaźnimy się od dzieciństwa i dlatego nie umiem go sobie wyobrazić w roli mojego chłopaka?

Skończyłam na tym rozmyślać i zaczęłam wsłuchiwać się w piosenkę, którą puściła brunetka. Dziewczyna już prawie kończyła makijaż, a robiła się już piętnasta trzydzieści. Bałam się, że nie zdążymy, ale ufałam mojej przyjaciółce. Zaraz zaczęłyśmy rozmawiać na nowe tematy.

— Czyli co jutro widzimy się w szkole? — Zapytała z nadzieją. Spojrzałam na nią w lustrze i zrozumiałam, że faktycznie jutro jest poniedziałek.

— Chyba tak, ale nie wiem może Vincent dopiero jutro mnie zapisze i załatwi mundurek, bo jak na razie nic nie dostałam.

— Czyli co jutro plotki już będą latać po szkole? "Maddie Monet powraca do żywych" — Zaśmiała się.

Parsknęłam przez co Ashley mnie upomniała bo akurat czesała mi włosy a ja się przesunęłam.

Po czterdziestu minutach miałam gotowe włosy. Ashley spięła mi je w koka a z przodu miałam luźne dwa kosmyki. Miałam dodatkowo wpięty diadem. Byłam bardzo zadowolona, teraz tylko włożyć sukienkę i jestem księżniczką.

Gdy Ashley zrobiła mi zdjęcie w końcu mogłam założyć sukienkę. Powiem wam, że gdy zobaczyłam się w lustrze to wyglądałam jak pinterest w prawdziwym życiu.

— Wyglądasz jak księżniczka Maddie.

Powiedziała Ashley stając obok mnie. Oglądałyśmy mnie w lustrze dłuższą chwilę, dopóki ktoś nam nie przerwał.

— Młoda masz już się powoli szykować do wyjazdu i.. O kurde. — Dylan zaniemówił, gdy mnie zobaczył. Zaśmiałam się i zakręciłam się wokół własnej osi.

— Prześlicznie co nie? — Zapytała brunetka mojego brata. Dylan pokiwał zachwycony głową a ja się jeszcze bardziej uśmiechnęłam.

— A więc czy księżniczka Monet raczy zejść ze mną do kuchni gdzie czeka już twój sztywny brat i pojazd, nie mamy niestety karocy, ale... Tyy.. KUPMY KAROCE! — Po wypowiedzi Dylana wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.

— Dobra Dylan jak już kupisz karoce to się znowu tak ubiorę i będę księżniczką.

— A Colin twoim księciem. — Dodała rozbawiona Ashley.

— Ha. Ha. Ha. — Zgromiłam ją wzrokiem.

— Dobra już serio chodźmy, bo dziadek Vince nas wyśle do biblioteki. — Nakazał Dylan po czym lekko parsknął.

Po schodach pomogła mi zejść Ashley. Ja jedną ręką trzymałam sukienkę a drugą trzymałam dłoń dziswczyny.

Teraz to już w ogóle poczułam się jak w filmie Disneya. Byłam niczym księżniczka, która schodzi do gości po wielkich schodach. Ja jednak próbowałam nie wywalić się o tą sukienkę, myśle, że prawdziwe księżniczki nie miałyby takich problemów.

Na dole czekał już na mnie Vincent. Ubrany w czarny garnitur wpatrywał się w swój telefon odpisując na jakąś wiadomość. Ashley odchrząknęła, aby zwrócić uwagę Vincenta, co podziałało, bo mój brat oderwał wzrok od telefonu i spojrzał na nas. Widziałam w jego oczach zachwyt, gdy na mnie patrzył. Uśmiechnęłam się nie śmiało i spuściłam wzrok.

— Pięknie wyglądasz Maddie. — Powiedział na co odpowiedziałam ciche "dziękuje".

— Łoo, czy to moja siostra? — Zapytał Shane wychodząc z salonu. — A może raczej piękniejsza królowa Kier? —

— Dlaczego od razu królowa Kier?

— Bo mi się kolory skojarzyły. — Wzruszył ramionami.

— Fajna sukienka Mad. — Rzucił Tony i zaraz znowu zniknął.

— Gdzie Hailie? — Spytałam w końcu. Nie widziałam jej już od jakiegoś czasu, mimo że mieszkamy w tym samym domu. Ja to jednak jestem dobrą siostrą..

— Wyszła gdzieś z Willem, bo była smutna.

— Coś się stało?

— Nic nie dało się z niej wyciągnąć.

— Oh.

Już więcej nikt się nie odezwał.

Vincent zaprosił mnie do auta, bo już serio musieliśmy jechać. Prawdopodobnie przez korki, które są o tej godzinie w Pensylwanii i tak się spóźnimy.

Siedząc w aucie wpatrywałam się jedynie w las który ciągnął się w nieskończoność. Vincent puścił cichą muzykę z radia, która idealnie wpasowała się do klimatu. Bałam się co będzie z moją sukienką, bo na dworze zaczęło lać deszczem. Że los też chciał, żeby dzisiaj padało, a nawet zapowiadało się na burze.

— Jutro pojedziemy do szkoły odebrać twój mundurek. Zobaczysz klasę, przydzielą ci szafkę a w tym czasie podpisze ostatnie papiery. — Poinformował mnie Vincent co mnie zadowoliło bo to znaczy że dotrzymał obietnicy. — Rozmawiałem też z twoim dawnym trenerem od łyżew.. —

— Po co z nim rozmawiałeś? — Wtrąciłam się na co Vincent posłał mi gniewne spojrzenie, oczywiście on nienawidzi jak ktoś mu przerywa dlatego dałam mu mówić dalej.

— Chce cię widzieć jutro na treningu, żeby zobaczyć twoje umiejętności, powiedział, że z taką przerwą, aby wrócić do formy będziesz miała treningi najlepiej jak najczęściej. Rozmawiałem też z twoimi nauczycielami ze szkoły muzycznej i..

— Vincent nie. — Przerwałam mu. — Zrobiłeś wszystko bez mojej wiedzy. Od dwóch lat nie ćwiczę, jeżdżę tylko dla własnej przyjemności. A na lekcje do szkoły muzycznej nie zamierzam iść. Przysięgłam sobie, że nie będę więcej chodzić na lekcje do tych ludzi. —

— Co chcesz przez to powiedzieć?

— Że nie pójdę na żadne zajęcia dodatkowe.

Cisza, która nastała była dość niezręczna. Vincent spoglądał w lusterko, aby mnie zobaczyć. Widziałam, że zastanawia się nad odpowiedzią.

— Ale myśle, że masz talent i szkoda go marnować.

— Gry na instrumentach mogę uczyć się w domu, dzięki siłowni mogę zostać w formie, jedyne co to mogę uczyć się nowych rzeczy. — Sprostowałam. Vincent zastanowił się chwilę, ale ostatecznie powiedział:

— Pogadamy w domu.

***

Na miejscu byliśmy pięć po siedemnastej. Oczywiście, że spóźnieni, skoro lał deszcz i były korki. Byłam jednak szczęśliwa, bo teraz jedynie mżyło więc nie ucierpię aż tak.

Vincent jako dżentelmen pomógł mi wyjść z auta i dopilnował, żeby moja sukienka się nie potargała. Podziękowałam mu za to i razem już ruszyliśmy do środka.

Wchodząc pierw do budynku zobaczyliśmy recepcje gdzie jeszcze było dużo osób. Osoby pracujące chodziły w te i wewte witając nowych gości. My z Vincentem podeszliśmy tylko do recepcji gdzie dostaliśmy jakiś kluczyk — nie mam pojęcia do czego — i zaraz ruszyliśmy na sale.

Była piękna. Duża, w chłodnych odcieniach, które miały imitować zimę. Vincent pokazał mi, przy jakim stoliku siedzimy i zaczął witać się z gośćmi. Ja również zaczęłam się rozglądać za kimś znajomym, chociaż był mały procent szans, aby kogoś spotkać.

Nie zaprzeczę jednak, że dużo osób na mnie spoglądało. Co się dziwić, tylko Maddie Monet potrafi zrobić takie show.

Mimo że dopiero przyszłam, chciałam iść się oglądnąć w lustrze, bo czułam, że mój makijaż przez mżawkę się nieco popsuł. Ruszyłam dlatego w stronę korytarza na w którym były łazienki. Nawet te korytarze wyglądały luksusowo.

Okazało się, że nic się nie stało z moim makijażem. Jedynie popsikałam się perfumami. W sali było dość duszno przez tych wszystkich gości dlatego wychodząc z łazienki zauważyłam że jest tam też wyjście na taras oraz inne sale, a bardziej salony. Dobrze było wiedzieć gdzie mam uciekać przed gburami z organizacji. Żarcik.

Wróciłam na salę główną i zaczęłam witać się z innymi gośćmi. Bardzo dużo chłopaków do mnie podchodziło, co mnie irytowało. I to bardzo. Vincent nie zwracał na to uwagi, co mnie bardzo dziwiło. On był zawsze przeciwny jakimkolwiek związkom.

Po godzinie czułam, że potrzebuje świeżego powietrza. Skierowałam się najpierw do Vincenta, który rozmawiał aktualnie z Adrienem. Poinformowałam go o tym, że idę na taras na co się zgodził.

Na tarasie nie było nikogo, dlatego swobodnie mogłam się przejść w zdłuż tarasu. Zauważyłam, że drzwi od jednego salonu są otwarte, dlatego tam weszłam, aby usiąść.

Na pewno nie pomyślałam, że jeśli drzwi są akurat otwarte i światło się tam świeci, to znaczy, że ktoś może tam być.

Stali tam we dwójkę, w które garniturach opinały ich mięśnie. Włosy mieli dobrze ułożone a brunet akurat ściągał marynarkę przez co został w samej koszuli.

Normalnie bym przeprosiła, wyszła i nigdy więcej nie zobaczyła tych osób. Jednak tym razem zabrakło mi słów.

Bo był tu cholerny Nate Smith.

Nie był sam, był tam też Hemsley. Oboje wpatrywali się we mnie zaskoczeni. Ja byłam w totalnym szoku, nie spodziewałam się tej dwójki tutaj. Hemsley z tego, co wiem mieszka w stanach, ale nie wiedziałam, że bierze udziały w bankietach, ale Nate? Co on tu robił i dlaczego nie ma go w Holandii?

— Maddie Monet jak zwykle lśni jak gwiazda. — Rzucił blondyn i mrugnął do mnie. Czułam już, że się rumienie. I nie, po prostu przez komplement. Hemsley mi się nie podoba!

— Dzięki Hemsley, a teraz ja już sobie pójdę..

— Nie no zostań jak chcesz. — Powiedział Nate wzruszając ramionami. — Wsensie, jeśli odpowiada ci moja obecność, bo wiesz jak to było.. —

— Naha, wiem. — Odpowiedziałam. — Jeśli tobie nie przeszkadza to zostanę. —

— A moje zdanie się nie liczy? — Zapytał Hemsley.

— Nawet jeśli byś mnie tu nie chciał to bym została. — Uśmiechnęłam się złośliwie.

Podeszłam do fotela i oparłam się o niego. Teraz byłam bliżej nich więc mogliśmy swobodnie porozmawiać.

— Co nie boisz się, że braciszek zaraz cię znajdzie i nakrzyczy, że rozmawiasz z chłopakami? — Zakpił blondyn.

— Przez ostatnią godzinę gadałam z dziesięcioma ładnymi chłopakami i miał na to wywalone.

— Uu już kandydatów miałaś na męża? — Zapytał Nate.

— Ta, sztywni byli. — Stwierdziłam. — Ale byli przystojni. —

— Bardziej ode mnie? — Zaśmiał się Nate. Spojrzałam na niego od góry do dołu i pokiwałam twierdząco głową. — Zabolało. —

— Nate nie dostał komplementu od dziewczyny, niemożliwe.

— Jestem jego byłą.

Hemsley spojrzał na mnie po czym spojrzał na Nate'a.

— Nie pasujecie do siebie. — Stwierdził.

— Może i nie, ale Nate to dobry chłopak. — Powiedziałam spokojnie.

— Okłamywałem cię. — Powiedział Nate.

— A kochałeś?

— I to cholernie.

Spojrzałam mu w oczy tak samo, jak on mi. Zapomniałam już, że jego oczy były wyjątkowe, brązowe pomieszany z zielonym. Uśmiechnęłam się do niego, on też mi posłał delikatny uśmiech.

— Jacyś wy romantyczni, jeszcze mi powiedz, że był twoją miłością życia. — Powiedział zirytowany blondyn. Zmarszczyłam brwi na jego irytacje, ale szybko się ogarnęłam i odpowiedziałam:

— Nate był moim pierwszym chłopakiem.

Chłopacy spojrzeli na mnie zszokowani. No jasne, bo Maddie Monet musiała mieć kogoś, prawda? Nawet jeśli chciałam to nie mogłam bo wszyscy zostawali odstraszani przez moich braci. Niby dostałam też jakiś zakaz od Vincenta, ale nie powstrzymało mnie to od laurek dla wszystkich, którzy mi się podobali.

— Pierwsza miłość zawsze łamie serca. — Stwierdził Hemsley.

— Twoja też ci złamała? — Zapytałam rozbawiona jego przemyśleniami.

— Tak, ale po niej była następna.. i następna, i następna..

— Dobra już stop. — Przerwałam mu i odwróciłam się w stronę okna.

Na tarasie zauważyłam Colina, który się rozglądał jakby kogoś szukając. Nie musiałam zgadywać, żeby wiedzieć, że tym kimś jestem ja. Zastanowiłam się, czy się ujawniać, czy nie, było miło w towarzystwie chłopaków a z nim bym od razu wróciła na sale i by jeszcze by powiedział o wszystkim Vincentowi.

Stwierdziłam, że jeśli Colinowi zależy to sam mnie znajdzie, dlatego odwróciłam się z powrotem do chłopaków. Wzdrygnęłam się lekko na ich spojrzenia.

— Za kim tam wyglądasz? — Zapytał podejrzanie Nate spoglądając w strone tarasu.

— Czy to nie jest ten chłopak od Santanów? — Spytał Hemsley widząc Colina.

— To nie Adrien. — Powiedział Nate.

— Nie Adrien tylko ten jego kuzyn.. Colin czy jakoś tam.

— Tak, dokładnie, to Colin. — Westchnęłam.

— Chyba cię szuka. — Stwierdził brunet.

Tak szukał mnie. Nawet już z desperacji wołał moje imie.

— Ujawniać się?

— Nie, niech się na męczy. Jak kocha to poszuka.

— A to nie szło jak kocha to poczeka?

— Nie ważne.. Czy ty potwierdziłaś, że cię kocha?

— Nie.

— Tak.

— Nieee.

— Tak.

— Wystarczy. — Warknął Hemsley. — Już i tak was usłyszał. —

— No to sprawdźmy, czy jest zazdrosny. — Nate zaczął zbliżać się do mnie bardzo szybko, dlatego się zestresowałam. Odwrócił mnie tak, że teraz on stał plecami do drzwi wychodzących na taras przez co pewnie wyglądaliśmy jakbyśmy się całowali. Potwierdzał to fakt, że złapał mnie za policzek i talie, pochylając lekko do tyłu. — Spokojnie nie pocałuje cię. —

— A chciałbyś? — Zaśmiałam się. Mój śmiech przerwał jednak głos Colina.

— Co się tu dzieje?!

Szybko oderwaliśmy się od siebie z Nate'em. Spuściłam wzrok na podłogę lekko rozbawiona. Nate również był rozbawiony, a Hemsley to się w ogóle od nas odwrócił żebyśmy nie widzieli jego twarzy.

— Dobry wieczór panie Santan! — Zaczął brunet. — Jak mija wieczór? —

— Był świetny, dopóki nie dotknąłeś Maddie. — Warknął do niego po czym spojrzał na mnie. — Nic ci nie zrobił? Co w ogóle robisz tu z nimi sama?! —

— Rozmawia z nami. — Sprostował Hemsley.

— Nie pytałem cię o zdanie. — Wycedził Colin.

— Dobrze spokojnie nie kłóćmy się nie chcemy przecież się pobić..

— Jak coś to jestem gotowy. — Rzucił Hemsley i stanął w pozycji bojowej.

— Hemsley ogarnij się..

— Widzę, że dobrze znasz tych gości. — Stwierdził Colin. Był zły, ale teraz chyba zazdrosny.

— Tak, to są moi porywacze. — Powiedziałam niewzruszona.

— Uważaj, bo znowu ją porwę. — Rzucił Hemsley i złapał mnie za dłoń pociągając lekko w jego stronę. Colin widząc to szarpnął moim ramieniem w jego strone co zabolało.

— Ała?

— Colin myśle, że jesteś zbyt agresywny, może pójdziemy się przejść? Niebo jest takie piękne. — Mówił rozbawiony Nate przez co Hemsley parsknął pod nosem.

— Słuchajcie, umówiłem się z zarąbistą laską.

Powiedział ktoś kto właśnie wszedł przez drzwi tarasowe, przez co wszyscy spojrzeliśmy w tamtą stronę. Stał tam nieznany mi brunet, wzrost miał taki sam jak Hemsley. Miał ten sam garnitur co chłopacy i również ściągniętą marynarkę.

— To też jest twój porywacz? — Zapytał zmieszany Colin.

— Nie go akurat nie znam. — Odpowiedziałam zdziwiona.

— Ja chyba nie w porę. — Powiedział nieznajomy podchodząc bliżej nas. — Czekaj ja was kojarzę! — Wskazał na mnie i Colina. — Ty jesteś Maddie, gwiazda wieczoru, której każdy szuka, żeby wcisnąć się na kandydata, bo inaczej nie będą mieli szanse na zaimponowanie rodzicom. — Wskazał na mnie i gdy skończył mówić na Colina. — A ty jesteś Colin Santan. —

Każdy czekał na rozwinięcie jego wypowiedzi, tak jak zrobił to u mnie, ale ona nie nadeszła.

— Czyli po prostu jesteś.

Nie powstrzymałam parsknięcia.

— Jak miło. — Powiedział sarkastycznie Colin.

— Jestem Kai, przyjaciel Hemsleya. No i teraz też Nate'a i twój. — Wskazał na mnie. Spojrzał na Colina, który patrzył na niego wkurzony. — Jesteś za sztywny. —

— Maddie chodźmy z tąd już. — Westchnął Colin i pociągnął mnie za rękę. Ja za późno zrozumiałam, przez co gdy mnie pociągnął prawie się wywaliłam. Z szokiem wpatrywałam się w pozostałych.

— Ejejejej kolego poczekaj. — Colin odwrócił się i spojrzał na Kaia. — Czy oto ta dama zgodziła się na takie traktowanie? —

— Słucham?

— Ciągniesz ją bez jej zgody, może chciała tu zostać? Może twój uścisk jest za mocny? Boże ona nie chce przebywać w twojej obecności?

Widziałam, że Colin już gotował się ze złości, chciałam to załagodzić, ale dosłownie zabrakło mi słów.

— Następnym razem grzecznie zapytaj dziewczyny, czy chce, a nie ciągniesz ją jak zabawkę. — Dokończył Kai i to było chyba przekroczenie granicy, bo Colin rzucił się na niego z pięściami. Zszokowana patrzyłam jak Colin próbuje uderzyć bruneta która łatwo unikał ciosy.

Gdy jednak Colin uderzył go w nos, Kai się odpalił. Teraz to on rzucił się na Colina. Blondyn, rozumiejąc co się właśnie dzieje, wyglądał na lekko przerażonego.

W tym momencie do akcji weszli Hemsley i Nate, którzy zaczęli oddzielać chłopaków. Obydwoje wzięli Kai'a za ramiona a ja podeszłam do Colina.

— Nie mogłeś się ogarnąć?! — Zapytałam z wyrzutem.

— To mnie się czepiasz?!

— Tak, bo nie umiesz opanować emocji!

— Jesteś niemożliwa.. Z kim się przyjaźnisz ze mną czy z nimi?

— Colin ogarnij się, nie będę gadała z tobą, gdy tak się zachowujesz.

Spojrzałam jeszcze raz na chłopaków. Również na mnie spojrzeli dlatego posłałam im ostatnie przepraszające spojrzenie po czym wyszłam zostawiając ich wszystkich samych.

Ten wieczór ewidentnie nie wyglądał jak z filmu Disneya.

Rozdział miał być wczoraj, ale miałam szybkiego tripa do polski i nie miałam czasu wstawić. Dzisiaj wróciłam dlatego wszystko nadrabiam.

Miłego!

(rozdział sprawdzony)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top