3️⃣0️⃣ - "Gwiazda" 🪻

~ Maddie ~

Ocknęłam się w nieznanym mi miejscu. Ciemna uliczka, do której ledwo co docierało światło z ulicy. Rozejrzałam się wokoło mając nadzieje, że ktoś przy mnie jest, bo nie czułam się na sile, nawet aby wstać. Było mi nie dobrze, cała się trzęsłam i było mi słabo.

Zobaczyłam chłopaka. Nie był to żaden znajomy dla mnie człowiek. Był pewnie w moim wieku. Rozmawiał przez telefon, ale nie słyszałam dokładnie o czym rozmawiał. Spojrzał na mnie i gdy zobaczył, że się już obudziłam rozszerzył oczy.

— Słuchaj sprawa jest prosta, przywieziecie mi hajs a ja oddam dziewczynę, macie czas do pierwszej. — Powiedział do swojego rozmówcy idąc w moją strone. Kucnął obok mnie i schował telefon do kieszeni spodni. — Słynna Maddie Monet się w końcu obudziła. —

— Czego ode mnie chcesz? — Zapytałam słabo. Chłopak się zaśmiał i złapał za podbródek.

— Ja nic, ale oni mogą chcieć dużo od takiej ślicznej buźki. — Oblizał swoją dolną wargę na co się wzdrygnęłam. Jego telefon zadzwonił na co westchnął i spojrzał na niego. — Monet, twoi porywacze mnie irytują. — Powiedział zirytowany poczym odebrał. — Halo? No dalej jestem w tej uliczce przy *****. Za pięć minut? Dobra, dobra. No będę czekać, do zobaczenia. —

Ponownie schował telefon w kieszeni spodni, ale tym razem poszedł zobaczyć na ulice chyba czy nikt nie idzie. Z tego, co zrozumiałam, dochodziła pierwsza w nocy, raczej nikt nie chodził na spacerki o tej godzinie. Po "obchodzie" blondyn wrócił do mnie łapiąc mnie lekko pod ramie i podciągnął mnie do góry. Trzymał mnie cały czas, bo nie byłam zdolna, żeby stać o własnych siłach.

— Spokojnie gwiazdko, nie mogę pozwolić ci spaść. Porywacze nie byliby zadowoleni. — Powiedział i mrugnął do mnie. Gwiazdko? Serio?

— Nie mów tak do mnie. — Powiedziałam stanowczo na co on się cicho zaśmiał.

— I tak cię pewnie nigdy więcej nie spotkam, chyba że moja ciekawość do twojej osoby zwycięży i cię jakoś znajdę i ponownie porwę, tylko po to, by cię bardziej poznać. — Powiedział a w jego głosie nie słyszałam nawet nutki sarkazmu. On to mówił na serio.

— Jesteś przerażający. — Odpowiedziałam mu słabo a on się jedynie uśmiechnął.

— Jeszcze mnie polubisz.

— Nigdy.

— Zobaczymy gwiazdko. — Powiedział tuż przy moim uchu a ja przewróciłam oczami.

Gdy byliśmy już prawie na ulicy, chłopak przystanął i oparł mnie o ścianę. Jego ręka wylądowała obok mojej głowy a drugą klikał coś na telefonie. Akurat, gdy schował telefon podjechało jakieś czarne auto.

— Dobra gwiazda teraz słuchaj mnie uważnie. — Powiedział czym zwrócił moją uwagę. — Tutaj przypnę ci nadajnik. — Powiedział i faktycznie przyczepił mi małą spinkę do ramiączka sukienki, która wyglądała jak jakaś przypinka. — Będę widzieć gdzie jesteś i powiadomię twoich braci, musisz mi tylko zaufać. — Mówił to szczerze, mam taką nadzieję.

— Jeśli kłamiesz to przysięgam zrobię ci takie paranormal activity.. — Powiedziałam słabo na co on prychnął i odgarnął mi włosy z twarzy.

— Uważaj na siebie Monet. — Wyszeptał poczym odwrócił się w strone.. Victora. — Witam panie BlackWood! —

— Już podrywasz moją ofiarę, Hemsley? — Zapytał z drwiną w głosie. — Dobra daj ją tu. —

— Najpierw hajs, Blackwood.

— Dajcie mu już. — Rzucił do swoich ochroniarzy. Jeden z nich rzucił w jego stronę torbę. Blondyn spojrzał w głąb torby oglądając pieniądze. Skinął głową i spojrzał na mnie.

— Nie chce nic mówić, ale pragnę przypomnieć, że jej coś dodałeś do drinka. — Powiedział nijaki Hemsley. Victor zmarszczył brwi i spojrzał na swoich pracowników.

— Co wyście jej dali? — Spytał zdziwiony a jego ochroniarze spojrzała się po sobie.

— To, co kazała Pani Smith. — Odpowiedział jeden z nich. Ah no tak, Violet jest obeznana w tych rzeczach.

— Okej pomóżcie jej. — Rzucił do swoich pracowników i machnął ręką.

Spojrzałam się ostatni raz na tajemniczego Hemsley'a, który właśnie klikał coś na telefonie. Spojrzał na mnie i do mnie mrugnął poczym uśmiechnął się chytrze. Wskazał dyskretnie palcem na niebo przez co zmarszczyłam brwi. Ochroniarze właśnie mnie wzięli pod ramie przez co powoli szłam do auta. Hemsley wstał i wziął torbę do ręki. Wysłał ostatnią wiadomość tak jakby się czegoś upewniając poczym schował telefon.

— No dobrze to ja lecę przyjaciele, miło było poznać pannę Monet. — Rzucił szybko i pobiegł do auta. Odjechał niemal od razu i nawet wiem dlaczego.

Na niebie właśnie pojawiły się dwa helikoptery i na dodatek podjechały trzy czarne auta.

Przypomniałam sobie co pokazywał mi blondyn. A to cwana bestia, pracuje na dwa fronty.

Usłyszałam jak Victor przeklnął pod nosem poczym spojrzał na mnie i mnie złapał za ramie ciągnąć w swoją stronę. Syknęłam czując jak mocny jest uścisk.

Już po chwili z aut i helikopterów zaczęli wychodzić ochroniarze z bronią skierowaną w naszą stronę. Gdzieś między nimi widziałam Vincenta, Will'a i Adriena, ale za bardzo się wystraszyłam na widok broni, która zbliża się do mojej skroni.

— Nikt się nie rusza! Inaczej strzelę! — Krzyknął Victor a ja przełknęłam ślinę. O lordzie i że ja żyłam z tym człowiekiem przez trzy lata..

— Oddaj mi moją siostrę. — Powiedział stanowczo Vincent podchodząc bliżej. Zacisnęłam mocniej oczy, gdy Victor przycisnął mocniej broń do mojej skroni.

— Victorze możemy to załatwić inaczej? Na przykład bez broni? — Zaproponował Will a ja usłyszałam jak Victor prychnął.

— Nie przyszedłem tu na pogaduchy Monet. — Powiedział Victor i zaczął kierować się ze mną do auta. Spojrzałam spanikowana na braci. Vincent zachowywał swój kamienny wyraz twarzy, ale było widać, że intensywnie myślał tak samo, jak Adrien. Will był również spanikowany i wyciągnął przed siebie pistolet tak jak ochroniarze, jednak Vincent miał inny plan.

Powiedział coś do swoich ludzi po czym spojrzał na moją zapłakaną twarz. Nie wiedziałam co mam zrobić. Zachować spokój? Victor BlackWood właśnie wpakował mnie do swojego auta, a oni nic nie zrobili.

Dlaczego Vincent nie zareagował? Znowu chciał mnie stracić? Czy miał już plan?

Vincencie Monet, nie wiem co planujesz, ale jak wrócę — bo na pewno wrócę — to uduszę cię własnymi rękoma.

***

Siedziałam przywiązana do krzesła. Byłam w piwnicy, prawdopodobnie w rezydencji BlackWood. Cała ekipa oprócz ich dzieci stała nade mną jakbyśmy byli na przesłuchaniu, ale dosłownie nic nie mówili. Na dodatek czułam się tragicznie. Kręciło mi się w głowie i chciało mi się wymiotować, ale nienawidziłam wymiotować dla tego skupiałam się na jednym punkcie, aby tego nie zrobić.

— Wymiotowałaś? — Spytała Violet. Co to za pytanie..

— Violet, serio zaczniesz się o nią martwić? — Prychnął Victor. Violet spojrzała na niego i westchnęła.

— Słuchaj, to, co jej dodaliśmy było mocniejsze niż myślałam. Jeśli chcemy coś od niej w ogóle wyciągnąć to musimy jej niestety pomóc.

— Dobra, zostawmy ją na razie i chodźmy na górę. Przyjdziemy później albo rano. — Zaproponowała Sara na co wszyscy się zgodzili.

Gdy już wyszli zaczęłam się rozglądać za czymś ostrym do przecięcia sznura którym byłam przywiązana. Niestety nic nie było blisko co mogłoby mi pomoc. Miałam jednak dalej przypinkę, dlatego miałam nadzieje ze tajemniczy chłopak mi pomoże.

Wpatrywałam się w ścianę nie mając nic innego do roboty, gdy nagle drzwi do pokoju się gwałtownie otwarły.

— Maddie Monet bez obawy ekipa ratunkowa przybyła! — Powiedziała Natalie, ale dało się wyczuć sarkazm.

— Ta, dobra daj ten nóż. — Powiedział szybko Nate i przejął nóż od Natalie. Wystraszyłam się, że zaraz mnie nim zrani, ale miał inny plan. Przeciął jedynie sznur.

— Uhm, dzięki? — Powiedziałam zmieszana.

— Dobra uważaj teraz. Thomas ich zagaduje, ale musimy jeszcze dojechać pod pobliską kawiarnię i tam cię odbierze jakiś Hemsley czy coś. — Mruknął Nate a ja kiwnęłam głową ze zrozumieniem. Czyli tajemniczy podrywacz dalej mi pomaga.

— No a czemu wy mi pomagacie? —

— Bo nie jesteśmy tacy jak rodzice. — Westchnęła Natalie i uśmiechnęła się smutno.

***

Udało się. Nikt nas nie zauważył.

Nate jechał szybko pod kawiarnie miejąc nadzieje ze nikt sie nie skapnie co się właśnie wydarzyło. Natalie cały czas pisała z Thomas'em, który zagadywał dorosłych w domu. Ja za to dalej byłam w szoku, bo dalej nie wiem co się wydarzyło.

Gdy Natalie schowała telefon odwróciła się do mnie do tyłu.

— Jak się czujesz? Niby ci coś podali. — Spytała a ja spojrzałam na nią z uniesioną brwią.

— Obchodzi cię to? — Powiedziałam, a gdy zobaczyłam jej minę odrazu odpowiedziałam. — Jest tragicznie. —

— Przekażemy Hemsley'owi żeby powiedział Monetą o tym, masz nazwę tego co jej nasza mama dała? — Spytał Nate a Natalie pokiwała twierdząco głową. — Dobrze, powinni to sprawdzić. Nie wiadomo co naszej matce wpadło do głowy. —

Westchnęłam i oparłam głowę o szybę lekko ją otwierając aby mieć dostęp do świeżego powietrza. Zrobiło mi się trochę lepiej, ale i tak okazało się, że już dotarliśmy.

Nate wyszedł jako pierwszy a Natalie za nim. Gdy upewnili się, że wszystko okej wrócili po mnie.

— Chodź. — Powiedziała Natalie i złapała mnie pod ramie. — Jak coś to on ci nic nie zrobi, mam nadzieje. —

Jedynie mnie poderwie.

Chyba mi jednak podali coś mocnego.

Podeszliśmy do blondyna, który od razu się uśmiechnął widząc mnie. Ja za to przewróciłam oczami i spojrzałam na rodzeństwo.

— Dobra, powiedz Monetą, żeby sprawdzili co z nią później, bo coś jej dodali i mówi, że się źle czuje. — Te słowa kierował do chłopaka, dopiero po chwili się odwrócił w moją stronę. — A ty na siebie uważaj, no i widzimy się jutro.

— Nate musimy jechać, zorientowali się, że coś jest nie tak. — Poinformowała go Natalie a on kiwnął jej głową. Spojrzał ostatni raz na nas poczym odwrócił sie i razem z siostrą skierował się do auta.

My również się skierowaliśmy do auta nijakiego Hemsley'a. Pomógł mi wsiąść do auta i przypilnował abym się zapięła. Gdy ruszyliśmy dopiero na niego spojrzałam. Był skupiony na drodze i widać było, że nad czymś myślał.

— Co boisz się moich braci? — Zagadnęłam.

— Nie za bardzo. — Odpowiedział. — Bardziej bałbym się o twój stan gwiazda.

— Przestaniesz? — Powiedziałam zirytowana. Hemsley się zaśmiał.

— Ale co? — Powiedział a ja go szturchnęłam w ramie. — Dobra nie denerwuj się gwiazda. —

Przewróciłam oczami i wróciłam do przyglądania się drodze. Nie kojarzyłam tej drogi, dlatego spytałam się, czy daleko jesteśmy. Hemsley powiedział, że jeszcze maksymalnie pięć minut, bo jedziemy do domu moich braci. Oczywiście tego wynajętego.

Faktycznie po tych pięciu minutach byliśmy na miejscu. Na dworze czekali już moi bracia z Adrien'em Santanem.

— Dasz radę wyjść? — Spytał na co kiwnęłam twierdząco głową. — Dobra. Ja nie wychodzę, twoi bracia wyglądają jak wkurzone dobermany. —

Zaśmiałam się na te uwagę, bo faktycznie tak wyglądali.

Wysiadając odrazu usłyszałam szybkie kroki i już nasze kochane dobermany były przy mnie. Will zaprowadził mnie do środka a Adrien i Vincent zostali jeszcze na dworze.

Coś czuje, że szybko dzisiaj nie zasnę.

(rozdział sprawdzony)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top