0️⃣2️⃣ - Ćwiczenia w dżungli. 💎

~ Maddie ~

- Wygrałam!

Śmiech Hailie rozległ się po całym domu gdy rzuciłam karty o stół, wkurzona bo wszyscy oszukiwali i wciągneli w to Hailie.

- To nie fer, oszukiści. - Burknęłam zakładając ręce na piersi.

- Oszukiści? - Parsknął Shane. Przewróciłam oczami i spojrzałam na tate który właśnie wszedł do salonu.

- Prawda jest taka że nigdy nie umiałaś przegrywać. - Zaśmiał się na co reszta się zgodziła. Ponownie przerwóciłam oczami ale tym razem na mojej twarzy znalazł się mały uśmiech.

- Dobra dzieciaki, do spania. Już późno.

- Przyszedł maruda, niszczyciel dobre zabawy. - Wyszeptał jeden z moich braci. Było to jednak tak cicho wypowiedziane że nawet nie skapłam się który.

- Który to powiedział?! - Warknął ojciec do moich braci. Tony i Shane parsknęli spoglądając na Dylana który odwracałam wzrok. - No to ci gratuluje, miałem zamiar was rano wcześnie obudzić żebyście, kur..de, porobili coś fajnego, ale przez ciebie jedyne co będziecie mogli zrobić to pójść na plaże i spowrotem.

- No ej! - Krzyknęłam wraz z Hailie i bliźniakami. Wstałam od stołu chcąc zacząć dyskutować z tatą, ale ten się głośno roześmiał.

- Przecież żartuje dzieciaki, ale lećcie już do łóżek bo jutro o siódmej was budze.

Odetchnęłam z ulgą i w towarzystwie roześmianej Hailie udałam się na góre. Wszedłam do pokoju od razu biorąc piżame aby się przebrać. Otworzyłam też balkon, bo w pokoju było bardzo duszno.

Po przebraniu się wróciłam do pokoju gdzie od razu padłam na łóżko. Pomyślałam że to czas na wykorzystanie wakacji i powinnam się wyspać.

Później sobie przypomniałam że tata ma nas obudzić o siódmej, a jest dwudziestatrzecia. Już tęsknie za snem, a nawet jeszcze nie zasnęłam.

W nocy przebudziłam się pare razy, czując wzrok na sobie. Balkon nadal był otwarty, dlatego myślałam że jedynie wymyślam. Po czwartym przebudzeniu sie zamknęłam balkon i do siódmej spałam jak aniołek.

No, do siódmej.

Usłyszałam straszliwy dźwięk z dołu. Ktoś krzyczał, głośno. Zaalarmowana zerwałam się z łóżka i pobiegłam na dół prawie się przy tym wywalając. Wleciałam do kuchni skąd wydobywał się dźwięk.

- Widzisz królewno, mówiłem że prędzej czy później ktoś zejdzie. - Zaśmiał się głośno Cam a ja spojrzałam na nich niedowierzając. Tata wyłączył cholerny głośnik i spojrzał na mnie. - Maddie, córeczko, czekałem aż przyjdziesz. Jak się spało?

- Świetnie dopóki mnie nie obudziłeś. - Burknęłam posyłając mu gniewne spojrzenie. - Głośnik działa?

- Działa jak najlepiej, ale sobie wymyśliłem że to twój i Hailie głos obudzą chłopców.

- To znaczy? - Spytałam spoglądając na Hailie. Brunetka nie wyglądała na przekonaną.

- Pokrzyczycie trochę, zrobimy scene. Muszę zobaczyć czy umieją obronić siostry. - Wytłumaczył z szerokim uśmiechem.

Była siódma rano, mój mózg ledwo co działał, a ja miałam udawać że umieram. Świetny początek tego dnia.

- Nie moge poprostu ich oblać wodą? - Spytałam zrezygnowana.

- Nie. - Powiedział tata z przepraszającym uśmiechem. Po tym dopiero poczułam że ktoś łapie mnie za ramiona i ciągnie w strone tarasu.

- Hej! Puszczaj mnie!! - Wykrzyczałam przy czym pewnie zdarłam sobie gardło. Hailie zaalarmowana spojrzała na ojca który stał nie wzruszony.

- No ej! Zrób coś! - Krzyknęła do niego poczym skierowała się do nas. - Puść ją! Pomocy!

Mężczyzna wyciągnął mnie na taras i zaczął kierować się w strone basenu. Byłam w piżamie, nie widziało mi się lądowanie w basenie.

Krzyki moje i Hailie było słychać pewnie na całej wyspie, przez co obudziłyśmy chłopaków.

A skąd to wiem? Bo ci idioci wlecieli w mężczyzne który mnie trzymał. Wlecieli tak, że popchnęli mnie i Hailie oraz mojego oprawce do basenu, i przy okazji sami do niego wlecieli.

- Czy was do reszty powaliło?! - Wykrzyczałam zaraz po wynurzeniu się. Zakaszlałam czując wode w gardle.

- Uratowaliśmy cie! - Wykrzyczał Dylan wycierając ociekającą wodę z jego twarzy.

- I wrzuciliście wszystkich do basenu! Mistrzostwo! - Prychnęłam i rozglądnęłam się w poszukiwaniu Hailie. Dziewczyna siedziała już na brzegu i trzymała się z policzek, który robił się czerwony. - Hailie? Co się stało?

Gdy do niej podpłynęłam zobaczyłam że jej oczy ślniły od łez. Od razu spoważniałam i spojrzałam na ojca który zaczął klaszczeć.

- Gdy mówiłem że spędzimy razem dzień nie chodziło mi o to że będzie razem chodzić po wyspie. - Zaśmiał się i spojrzał na chłopaków. - Trzeba trochę was przećwiczyć, bo nasz świat staję się coraz niebezpieczniejszy.

Prychnęłam cicho i usiadłam obok Hailie, żeby następnie unieść jej głowę tak żeby widziała lepiej jej policzek. Był czerwony, trochę większy od drugiego ale nie spuchnięty, pewnie będzie miała siniaka.

- Mhm i chcesz doprowadzić do tego żebyśmy wylądowali w szpitalu? - Zapytałam sceptycznie poczym spojrzałam na Hailie. - Chodź dam ci lód i się przebierzesz.

- E! Co jej!? - Zawołał Shane na co wskazałam na jej policzek. - Ałć, będzie siniak.

- No co ty nie powiesz. - Powiedziała Hailie i pociągnęłam nosem. Westchnęłam patrząc na nią współczująco dopóki nie przyszedł ojciec.

- Królewno, przepraszam że naraziłem cię na niebezpieczeństwo, nie myślałem że moi synowie będą tak agresywni. Gdybym wiedział wcześniej..

- To byś do tego nie dopuścił, mama też mi tak mówiła nie musisz się powtarzać. - Powiedziała Hailie poczym wstała. - Jeśli myślałeś że trudno będzie mnie przekonać do rozmowy, to teraz dopiero życzę ci powodzenia.

Hailie opuściła taras niemal że z niego wybiegając, a ja spojrzałam na ojca. Zacisnęłam szczęke, bo byłam zła, ale nie chciałam tego pokazywać bo wiem że jego złość przerosła by moją i moja pewność siebie by zniknęła szybciej niż Hailie z tarasu.

- A Vince wie o twoim pomyśle? - Zapytał Shane siadając na leżaku. Już nikt nie siedział w wodzie, bo była dość zimna jak na taką ciepłą pogode.

Wzięłam ręcznik który akurat leżał na jednym z leżaków i się nim okryłam.  Usiadłam obok Shane'a który objął mnie jedną ręką i potarł ramiona.

- Vince nie wie, ale wie że mojego zdania się nie podważa.

- Szkoda że go tak samo wychowałeś i on twierdzi tak samo.

Ojciec spojrzał na Dylana a ja parsknęłam śmiechem. Tata i Vincent zawsze tak mówili, tylko że Vince w jakimś malutkim stopniu nadal bał się taty. Tak już zawsze było, każdy się go bał ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Hailie, mimo że dopiero go poznała, wiedziałam że teraz jest obojętna, ale z czasem napewno zobaczy że ojciec umie się wkurzyć i nie zawsze będzie jego królewną.

Tak jak ja przestałam być księżniczką.

Zastąpiła ją jedynie córeczka, co mi się wydawało lepsze bo określenie księżniczka mnie zniechęciło po przeczytaniu nie których książek.

- A więc jakie jest następne zadanie? - Zapytałam wstając. Shane również się podniósł i wziął ode mnie ręcznik aby osuszyć włosy.

- Pójdziecie się przebrać, zjecie śniadanie a później pójdziecie prosto na plaże gdzie będę na was czekał. - Cam uśmiechnął się tajemniczo przez co przęłknęłam śline. To sie nie skończy dobrze. - A i nie bierzcie Hailie, niech zostanie dzisiaj.

Skinęliśmy głowami i wszyscy udali się wykonać polecenie ojca. Tak jak mówił, zostawiliśmy Hailie w spokoju i sami zeszliśmy na śniadanie, a później na plaże. Przez to że ojciec powiedział coś o przećwiczeniu, ubrałam dresowe spodenki i czarny top.

Na plaży czekał na nas ojciec w towarzystwie mojego ochroniarza a przed nimi leżały cztery plecaki. Przymknęłam oczy modląc się żeby nie wysłali nas do jakiejś dżungli, poczym usłyszałam szept Shane'a:

- Spoko no do dżungli nas chyba nie wyślą, nie?

Wysłali.

Wysłali do dżungli bez ochroniarza z listą zadań. Tata jeszcze powiedział że wrazie niebezpieczeństwa możemy zadzwonić, ale to on oceni czy sytuacja jest tak groźna żeby interweniować.

- Co to ma niby być?! Ojciec chyba oszalał na tej wyspie! Gdzie to wysyłać własne dzieci do dżungli! - Krzyczałam w kółko i mówiłam jak mi jest źle a chłopacy albo siedzieli albo stali oparci o drzewo. - Serio nic nie powiecie?! Przecieź to jest znęcanie się nad nami! Ja byłam porwana, nawet nie dał mi powiedzieć co się działo! A co jak nas zjedzą zwierzęta?!

- Zjeść nie zjedzą, chyba że trafimy na węża Boa. - Mruknął Tony na co od razu zaczęłam obracać się w okół siebie żeby zobaczyć czy czasem nie czają się tu jakieś węże.

- Nie ma szans że tu zostane! - Obróciłam się żeby chłopacy nie zobaczyli łez które się pojawiły z bezsilności.

- Maddie, nie przesadzaj. Znajdziemy jakieś w miare bezpieczne miejsce, rozpalimy ognisko i po kolei każdy będzie trzymał warte. Nie będziemy robić żadnych zadań i nie będziemy komunikować się z ojcem to pewnie jutro już będziemy słyszeć helikoptery które będą nas szukać.

Próbowałam pomyśleć że plan Dylana jest nawet dobry, ale spędzenie nocy w dżungli nie przekonywało mnie.

- Dobra jakie są w ogóle zadania? - Zapytałam biorąc liste od Tony'ego. - Zbuduj szałas, rozpal ognisko, rozdzielcie się aby poszukać wyjścia.. Znajdź jadowite pająki i je sfotografujcie? Ha, nigdy!

- Kto wymyślał te zadania? - Burknął Tony.

- Pewnie osoba która naoglądała się filmów przygodowych. - Parsknął Dylan na co się zaśmiałam.

- Dobra chodźcie, znajdziemy jakieś wolne miejsce na szałas i ognisko. - Parsknęłam i ruszyłam przodem, słysząc śmiech braci za sobą.

Szliśmy już tak trochę i próbowaliśmy przedrzeć się przez te krzaki, które cały czas stanowiły nam drogę. Były tak gęste że nie widziałam nawet ziemi. To był błąd bo nie wiedziałam że może to skończyć się tragedią.

- Na lorda ile jescze będzie musieli tak iść? - Jęknęłam zmęczona na co bracia jedynie odburkneli coś w odpowiedzi. Nie usłyszałam bo zagłuszył to mój pisk, gdy poczułam że lece w dół.

Okazało się że gdy spojrzałam za siebie to grunt pod moimi nogami się skończył bo byliśmy na dość dużej górce. Teraz zjeżdżałam bo ziemi kalecząc się przy tym kilka razy.

Gdy się zatrzymałam leżąc na piasku, jedyne co pomyślałam to to że to ruchome piaski. Szybko wstałam i obejrzałam się w okół. To naszczęście nie były ruchome piaski, ale prawie wylądowałam w mrowisku więc szybko sie otrzepałam.

Poczułam pieczenie na policzku i plecach, dlatego przyłożyłam pierw dłoń od twarzy czując ciecz. Oczywiście była to krew, ale nie jakoś dużo więc cieszyłam się że się nie wykrwawie na śmierć.

Spojrzałam w góre nie widząc swoich braci. Panika coraz bardziej do mnie docierała, ale wiedziałam że to nie mądre w mojej sytuacji dlatego jedynie krzyknęłam:

- Shane, Tony, Dylan!! - Echo rozniosło się po lesie. - Jesteście tam?!

Nie dostałam odpowiedzi.

Przeklinałam w myślach wszystko. Ten wyjazd, pomysł ojca, to że szłam przodem i ten cholerny policzek. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, czy iść, czy czekać. Przecież i tak już zgubiłam braci, to co mi zostało.

Musze poszukać pomocy na własną ręke.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top