7 - Klub Monetów. 💥
HAILIE
— Dość tego!
Wszyscy obrócili się w stronę z której dobiegł krzyk. Maya szła w naszą stronę z wkurzoną miną, co się jej dziwić skoro dorośli kłócili się jak dzieci. Kobieta podeszła do Monty'ego i spojrzała gniewnie na każdego.
— Wy. — Wskazała na swojego partnera i jego bratanków. — Nie możecie ich od tak nachodzić, powinniście to zrobić na spokojnie. A ty. — Wskazała tym razem na moją mamę. — Gabrielo, dobrze wiesz że Hailie musi kiedyś dowiedzieć się kim jest jej rodzina od strony ojca. Ma prawo do wyboru czy chce z nami porozmawiać teraz czy w dniu urodzin. Taka była umowa którą stworzyłaś z Camdenem, więc teraz nie możesz się z niej wywiązać. —
Moja mama stała w szoku nie wiedząc co odpowiedzieć kobiecie.
— Więc proszę cię, nie rób scen na cały hotel bo to nic ci nie da. Jeśli nie uda nam się porozmawiać z Hailie dzisiaj, to zrobimy to ponownie za jakiś czas. Nawet jeśli to miałoby być w Anglii.
— Chcecie mi zabrać dziecko!
— Nikt nie chce zabrać Hailie. — Zaczął Vincent. — Chcemy z nią tylko porozmawiać. Nic innego, ona sama wybierze co chce dalej zrobić. —
Moja mama westchnęła i spojrzała na mnie smutno. Podeszła do mnie, po czym złapała za dłonie.
— Hailie to twój wybór.
Byłam tak bardzo zmieszana że nie wiedziałam co począć. Z jednej strony, moja „rodzina" wydawała się przerażająca, lecz chciałam ją bardzo poznać. Z drugiej strony nie miałam serca zostawić mamę dla obcych mi osób.
— Ja..
— Namieszaliście jej wszyscy teraz w głowie.
— Hailie powinna poznać swoją rodzine.
— Hailie wybierz mądrze.
— Zastanów się.
Oczy zaszły mi łzami, obraz mi się rozmazał. Tak bardzo nie wiedziałam co zrobić. Chciałam z tąd uciec, zostać sama i pomyśleć lecz nie mogłam bo cały czas ktoś za mną chodził.
— Mam tego dość. — Wyszeptałam w tym całym zamieszaniu i ruszyłam do wyjścia z hotelu. Po drodze mijałam kilka osób lecz dopiero trójka ostatnich chłopaków zwróciła na mnie uwagę. Ja jednak szłam dalej przed siebie wpatrując się w podłogę.
Nie wiedziałam ile już tak przed siebie idę ale ewidentnie nie powinno mnie być w tym miejscu. Nie były to aż tak podejrzane uliczki, ale oddaliłam się od centrum na napewno dwa kilometry. Ulicę którymi szłam były słabo oświetlone a samochodów tu prawie nie było. Zauważyłam jednak droge główną gdzie było więcej ruchu, więc tam też się skierowałam. Wiedziałam że za nie długo będzie trzeba wrócić do hotelu, szkoda tylko że nie wiedziałam gdzie jest. Szkoda też, że nie wzięłam żadnej bluzy bo strasznie się ochłodziło. Złapałam się dlatego za ramiona pocierając je.
Wchodząc na ulice główną dopiero zauważyłam jak było tu dużo ludzi wieczorem. Pewnie przez to że po drugiej stronie ulicy był jakiś klub. Zauważyłam ochroniarzy, którzy stali przy drzwiach. Może spytałambym się ich czy powiadomili by kogoś lub pomogli mi znaleść hotel.
Już widzę zmartwienie mojej mamy, pewnie przechodzi teraz załamanie bo jej córka się zbuntowała i zrobiła sobie spacerek na pare kilometrów. Boże co ja sobie myślałam?
Przeszłam przez ulice podchodząc do jednego z ochroniarzy. Wyglądał groźnie ale nie zwracałam na to większej uwagi.
— Przepraszam, może mi pan pomóc? — Zapytałam nie pewnie mężczyzny.
— Nie wpuszczę cie do środka. — Powiedział stanowczo. Zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc o co chodzi.
— Ale ja tylko pytam o pomoc..
— Znam gierki takich jak ty, możesz odpuścić.
— Nie wiedziałem że ochroniarze w klubie Monetów są tacy nie mili. — Zaczął jakiś starszy ode mnie brunet. — Ta młoda dama potrzebuje pomocy. —
— Panie Santan, proszę wchodzić..
— Zamiast podlizywać się mi pomógłbyś tej dziewczynie. — Powiedział groźnie brunet po czym spojrzał na mnie. — Potrzebujesz pomocy? —
— Mówiliście że ten klub należy do Monetów? Do Vincenta Monet? — Dopytałam.
— Tak, dlaczego pytasz?
— Musze się z nim skontaktować! Moglibyście go powiadomić że tu jestem? — Zapytałam z nadzieją.
— Przepraszam ale kim ty dziewczynko jesteś żeby rozmawiać z panem Monetem? — Zapytał ochroniarz.
Stanęłam prosto i zmieniłam wyraz twarzy na bardziej poważny. Czas wykorzystać informacje których się ostatnio dowiedziałam.
— Jestem Hailie Monet, siostra Vincenta Moneta, która zgubiła się i chcę skontaktować się z bratem!
Ochroniarz momentalnie zamarł. Brunet który stał obok nas zainteresowany podszedł do mnie bliżej.
— Hailie Monet powiadasz? — Brunet kiwnął do ochroniarza aby otworzył na drzwi. — Pójdziemy i usiądziemy a ja zadzwonię do Vincenta dobrze? —
— Uhm, tak?
— No dobrze to chodźmy.
Odrazu gdy weszliśmy do środka dotarły do nas migające światła i głośna muzyka. Mnie jednak zaprowadzono do loży gdzie usiadłam i na spokojnie wpatrywałam się w bruneta.
— Nie przedstawiłeś się jeszcze.. — Przypomniałam brunetowi gdy już usiadłam. Ten oderwał wzrok od telefonu i spojrzał na mnie.
— Faktycznie. — Powiedział wysyłając komuś wiadomość. — Nazywam się Adrien Santan. —
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top