6 - Winda. 💥
HAILIE
Wróciłyśmy do sali aby się przebrać i w końcu odpocząć. Emocje we mnie nadal buzowały, bo naprawde żadna z nas nie spodziewała się na wygraną. Niby trzeba zawsze w siebie wierzyć, ale gdy oglądałam występy innych dziewczyn, naprawde szczęka mi opadała.
Rozbawił mnie jednak fakt że dużo grup miało piosenkę Ariany, tak jak my. Szczerze mówiąc moja pewność siebie zniknęła gdy dziewczyny z Polski zaczęły tańczyć do 7 Rings.
A teraz stoje i wpatruje się w puchar.
Nie był to nasz pierwszy puchar, ale napewno pierwszy największy.
Poczułam dłonie na swoich ramionach, dlatego spojrzałam kto za mną był. Tą osobą okazała się moja mama. Uśmiechała się na mnie a w jej oczach widziałam dume. Również się uśmiechnęłam i odwróciłam się do niej.
-- Przebierz się szybko i lecimy do hotelu. Jestem zmęczona a wy będziecie świętować. -- Powiedziała a ja zmarszczyłam brwi. Prawda, będziemy świętować. Ale w hotelu, nigdzie nie wychodzimy. I to dopiero o dwudziestej, a nie szesnastej.
-- Mamo jesteś pewna że nie chcesz szybciej odjechać przez pewną sytuacje? -- Zapytałam przypominając sobie o tym co wydarzyło się przed ogłoszeniem wyników. Mama spojrzała na mnie lekko zestresowana, ale nie dostałam żadnej dokładnej odpowiedzi. Stwierdziła że musi iść pogadać z moją trenerką.
Wzruszyłam ramionami i podeszłam do Melody która właśnie chowała swoje kosmetyki. Dziewczyna odwróciła się do mnie i się uśmiechnęła.
-- No witamy gwiazdo! -- Przywitała się i rozłożyła ramiona. Przytuliłam ją krótko i znowu na nią spojrzałam. -- Jak wrażenia? --
-- Jestem bardzo szczęśliwa. -- Zaśmiałam się cicho. -- Ale dziękuje za twoją pomoc. Ten makijaż i fryzury.. no piękne były. --
Tak -- były. Bo już ich nie ma. Odrazu gdy weszłam do sali poprosiłam aby rozpuścili mi włosy i zmyli makijaż.
— Nie ma za co, to moja praca. — Powiedziała i włożyła ostatni grzebyk do torby. Pożegnała się ze mną bo już musiała jechać i wyszła z sali.
Ja podeszłam do Rose. Razem stwierdziłyśmy że ogarniemy się w hotelu bo tam na spokojnie będziemy mogły iść się wykąpać i na spokojnie ogarnąć na wieczór. Spakowałam dla tego wszystkie moje rzeczy i już ze wszystkimi dziewczynami wyszłyśmy z naszej sali.
Tuż przed wejściem do autokaru gdzie czekałam na mamę, zauważyłam znowu tych ludzi. Mówiąc "Tych ludzi" chodzi mi o rzekomo moich braci czy coś. Oni również mnie zauważyli ale w tym momencie moja mama zaczęła pośpiesznie mnie popychać do autokaru dlatego weszłam posyłając im ostatnie spojrzenie. Usiadłam obok Rose od strony okna i tam zaczęłam ich dalej wypatrywać. Stali tam i rozmawiali o czymś, wyglądali na zdenerwowanych.
Moja mama jakoś nie chciała ze mną o tej sytuacji rozmawiać dlatego coraz bardziej nabierałam podejrzeń.
Opowiedziałam o tej całej sytuacji Rose, która tak jak ja była bardzo zdziwiona. Zaczęła rozmyślać jakbyśmy żyły w jakiejś książce, że to moja zaginiona rodzina od strony ojca i w ogóle, ale my nie żyjemy w książce ani filmie.
Resztę drogi plotkowałyśmy z dziewczynami o wszystkim i o niczym.
***
Wchodząc do pokoju hotelowego odrazu wiedziałyśmy że chcemy się uszykować. Rose na początku skierowała się do swojego pokoju aby wsiąść prysznic i rzeczy potrzebne na później. Ja również poszłam się wykąpać. Wyszłam z łazienki w idealnym momencie, bo blondynka już pukała do drzwi.
Tak zaczęłyśmy nasze szykowanie. Rose zrobiła nam makijaż a ja polokowałam włosy. Wyglądałyśmy jak gwiazdy, a na pewno utwierdziły nas odpowiedzi na relację którą obie wstawiłyśmy. Dostałyśmy dużo komplementów, nawet od osób które nas obgadywały dlatego też śmiałyśmy się z nich z Rose w niebo głosy.
Widząc na zegarku w pół do dwudziestej, wzięłyśmy torebki i skierowałyśmy się do windy.
Czekając na to aż winda wjedzie na nasze piętro, Rose przeglądała instagrama a ja wpatrywałam się w zmieniające się numerki nad windą.
15.. 16.. 17.. 18.. 19!
Wyprostowałam się i szturchnęłam blondynkę która odrazu odłożyła telefon i również się wyprostowała. Wejście do windy rozsunęło się i ukazało grupę już trochę znanych mi ludzi. Tutaj chodzi mi o osoby uważające się za moją rodzine.
— Oh.. to my weźmiemy inną windę. — Powiedziała Rose i uśmiechnęła się do nich klikając guzik przywołujący inną windę.
— Nie trzeba, zmieścimy się. — Zaproponował blondyn i uśmiechnął się miło.
— Nie jechaliście na górę? — Spytałam marszcząc brwi. Blondyn spojrzał spanikowany na pozostałą dwójkę.
— Musimy się wrócić do auta. — Odpowiedział mi brunet z kamienną twarzą. Spojrzałam jeszcze na blondynkę ale ona już wchodziła do środka. Westchnęłam i weszłam do windy.
Przez całą drogę panowała nie zręczna cisza. Odliczałam sekundy do wyjścia z tego miejsca. Czułam na sobie cały czas ich wzrok, ale stałam do nich tyłem więc nic nie widziałam. Spojrzałam na Rose która ewidentnie nie umiała powstrzymać śmiechu przez tą sytuacje i widziałam jak przygryza policzek, dlatego ja też się uśmiechnęłam.
W końcu dotarliśmy na dół, dlatego jak strzała wystrzeliłam z windy w kierunku restauracji hotelowej. Rose była zaraz za mną śmiejąc się przez całą drogą. Zatrzymałam się i odwróciłam w jej stronę.
— Oni są przerażający! — Wycedziłam a dziewczyna jeszcze bardziej wybuchnęła śmiechem. Spojrzałam za nią i widziałam zbliżających się mężczyzn, dlatego ściszonym głosem dodałam: — Idą tu! —
— Popłakałam się ze śmiechu. — Powiedziała wycierając drzwi. Spojrzałam na stojących już mężczyzn za nią.
— Potrzebujecie czegoś? — Spytałam. Odpowiedzieli mi ciszą. — Pozwę was o nachodzenie. —
Rose parsknęła śmiechem przez co ja też nie mogłam się powstrzymać.
— Hailie? Rose? Czemu nie wchodzi.. — Zaczęła moja mama, przerywając w momencie w którym zobaczyła osoby za nami. — Uhm.. dziewczyny wejdźcie do środka, ja to załatwię. —
— Chcielibyśmy porozmawiać z Hailie. — Powiedział najstarszy z nich.
— Hailie nie chce z wami rozmawiać.
— Skąd taki wniosek, skoro nawet się jej nie spytałaś?
— Jestem jej matką i ja za nią decyduje!
— Halo czy ja jestem jakąś zabawką? — Wtrąciłam się. — Kim wy jesteście w ogóle? I czemu mamo jesteś do nich tak nastawiona?! —
— Może się przedstawię, Jestem Monty Monet, brat Camdena Monet. To moi bratankowie, Vincent Monet i William Monet, synowie Camdena Monet. — Powiedział wskazując na siebie i swoich, jak się okazało, bratanków.
— Czyli co.. jesteś moim ojcem czy jak?
— Nie. — Zaśmiał się. — Jestem twoim wujkiem. A to twoi bracia. —
— Czyli ten Camden Monet to mój ojciec?
— Tak, dokładnie tak. I chcielibyśmy abyś wróciła z nami do domu. — Powiedział lodowatym głosem Vincent.
Spojrzałam na niego zdziwiona, później na Rose i na końcu na rozwścieczoną mamę.
— Ja.. nie wiem no chciałabym was poznać..
— Nie ma mowy! — Wzdrygnęłam się na krzyk mojej mamy. Odsunęłam się od niej a ona podeszła do Monty'ego. — Nie zabierzecie mi jej, ona jest moją córką! Cam nie żyje i na pewno nie oddam jej w ręce nie znanych mi ludzi! —
— Nie kłam Gabrielo, bardzo dobrze nas znasz.
— Nie oddam wam Hailie, jeszcze dzisiaj wracamy do Anglii. — Zarządziła rudowłosa. Spojrzałam na nią przerażona gdy złapała mnie mocno za nadgarstek. Był taki mocny że syknęłam z bólu co nie umknęło innym.
— Hej! — Usłyszałam za sobą i już po chwili byłam za Williamem. Rose podeszła do mnie, wyglądała na tak samo przerażoną jak ja.
Zaczęła się kłótnia. Moja matka chciała się do mnie zbliżyć ale chłopacy jej nie pozwalali. Ja się jej nie bałam, ale byłam zawiedziona. Myślałam że nigdy by mnie nie zraniła, a jednak. Dobra może za mocno poleciałam, ona tylko mnie pociągnęła za nadgarstek, no ale zabolało.
W końcu te krzyki stały się tak irytujące że nie mogłam wytrzymać. Za nim wyszłam przed nich, aby ich zatrzymać, ktoś mnie wyprzedził.
— Dość tego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top