Rozdział 51

Hailie

Do wielkiej uroczystości nie pozostało wiele. Mimo iż większość spraw jest na głowie Adriena oraz Vincenta, mega się stresuję. Prawie wszystko zostało wykonane jak należy, tyle że bracia cały czas upierają się o poprawienie szczegółów. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia co oni chcą poprawiać, ale to już ich wizja. Najważniejsza była suknia wraz z salą i zaproszeniami. Właśnie zaproszenia. Zostały rozdane, wszystkie przyjęte, jednak nie wiadomo kto się nie pojawi. W sumie to dzisiaj nic nie robię, a Adrien ma wolne od pracy więc...

- Adrien, ubieraj się. Jedziemy odwiedzić co niektórych. - nie wiem czy mnie słyszał, bo nawet nie ruszył się o milimetr. - Adrien mówię coś. - ani drgnął.

Nie chce po dobroci to nie. Nie wiele myśląc zepchnęłam go z łóżka. Jeśli to go nie ruszy, jadę sama. Jednak poszło sprawniej niż myślałam. Gdy tylko zetknął się z podłogą wywołując głośny huk jego oczy wyglądały jak pięć złotych.

- Co jest. Czemu leżę na podłodze i czemu się śmiejesz? - zasypywał mnie pytaniami.

- Mówiłam do ciebie. - wytknęłam mu. - Nawet nie drgnąłeś.

- Przepraszam perełko. - ta jego skrucha w głosie dosłownie mnie rozbraja, a on dobrze to wiedział.

- No już, nic się nie stało.

Opowiedziałam mu cały plan łącznie z uwagami moich braci na temat wesela. Wspomniałam także o zaproszenia i przedstawiłam wygląd dzisiejszego dnia. Nie ukrywajmy, gdy tylko usłyszał o wizycie w cukierni pani Hardy i spotkaniu z Leo, radością nie tryskał.

                                ***

Leo

- Dowidzenia, miłego dnia.

Właśnie pożegnałem obsłużonego klienta, gdy do moich uszu dotarł dźwięk przychodzącej wiadomości. Zacząłem iść w tamtym kierunku przypominając sobie o rękawiczkach, które nadal spoczywały na mych dłoniach. Szybkim ruchem zdjąłem jedną, a potem drugą i wrzuciłem do kosza stojącego pod ladą. Chwyciłem za telefon odblokowując go jednym ruchem.

Hailie: Hej Leo, za niecałe dwadzieścia minut będziemy z Adrienem w cukierni. Masz może chwilę, aby porozmawiać?

Na wspomnianego Adriena samoistnie przewróciłem oczami. Już lepszy byłby ten ochroniarz.

Ja: Hejka, pewnie. Będę czekać :)

Pozostało mieć nadzieję, że Santan nie wspomni o wydarzeniu z klubu. A może ona już wie?

Rydera na razie nie ma co idzie nam na rękę. Wyszedł rano prawdopodobnie przed ósmą po dragi. Wróci zapewne za dwie może trzy godziny cały zjarany i wpół świadomy. Do tego czasu Hailie powinna opuścić cukiernię.

Zdążyłem obsłużyć jeszcze kilku klientów. Tuż przed wejściem dziewczyny przetarłem wszystkie stoliki wraz z ladą. Zmiatając resztki paprochów zmieszanych z piaskiem na szufelkę po pomieszczeniu rozległ się dzwonek zawieszony nad drzwiami. Jego zadaniem było informowanie - po przez dzwonienie - o pojawieniu się gościa. Brunetka pewnym siebie krokiem weszła w głąb cukierni. Podążający za nią Adrien Santan rozglądał się po wnętrzu kręcąc przy tym głową,tak jakby nie dowierzając, że dał się zaciągnąć w takie miejsce. W dodatku szybkim i bystrym wzrokiem odnalazł mnie klęczącego na podłodze z fartuchem zawiązanym w pasie i uśmiechnął się dokładnie tak jak w klubie, gdy oblałem kawą jego drogi garnitur. Wisienką na torcie w spotkaniu z Hailie nie był, jednak ON, a dwaj ochroniarze stojący pod drzwiami. Ich skupione miny oraz wytężone wszelkie zmysły pomagały w obserwacji otoczenia.

- Cześć Leo. - podeszła do mnie wystawiając dłoń w geście pomocy podniesienia się.

- Cześć Hailie - przytuliłem ją, na co spotkałem się z wywróceniem oczami Santana. - Cześć Adrien - nie byliśmy w pracy, ani żadnym mega publicznym miejscu, więc czemu nie.

- Dla ciebie panie Santan. - poprawił mnie. - Mimo iż nie jesteśmy w miejscu, gdzie znajdują się inne obce osoby, nie przeszliśmy na ,,ty".

- Oczywiście, przepraszam. - nie odpowiedział tylko skinął głową. - To... o czym chciałaś porozmawiać? - skierowałem się do przyjaciółki.

- Umm... właściwie to chciałam spytać, czy potwierdzasz obecność na ślubie i weselu?

- Tak, oczywiście pojawię się.

- Świetnie, a jak praca idzie? - lekkie parsknięcie Adriena przykuło naszą uwagę, ale tylko na chwilę. - To jak?

Kurde. Wiedziałem, że o to zapyta, a nawet nie raczyłem się przygotować. Błądziłem wzrokiem po pomieszczeniu szukając jakiejś wymówki. Nie powiem, że ,, dobrze, świetnie mi idzie " , bo przecież od mojego ostatniego incydentu nie minęły nawet dwa dni. Rozglądając się tak po wnętrzu natrafiłem na brązowe tęczówki. Ta kpina widoczna z daleka doprowadzała mnie do jeszcze większego zmieszania.

- Yyy... nie jest źle, jakoś mi idzie. Środki wystarczają na spłatę długu i częściowe opłacenie rachunków.

- Cieszę się. Skoro w pracy dobrze ci idzie, a Vincent na ciebie nie narzeka to myślę, że będziemy się częściej widywać tyle, że w klubie.

- Tak, tak na pewno. - wymusiłem uśmiech - Chcecie jakieś ciasto? - wskazałem na ladę.

- Nie dziękuję Leo, będziemy się już zbie...

- Kogo moje oczy widzą. - na dźwięk dobrze znanego mi głosu cały zesztywniałem. Co on tu tak szybko robi? - Hailie Monet za niedługo Santan przyjechała do mojej cukierni.

To nie jest jego cukiernia, ale coś sobie ubzdurał. Pobiera pieniądze z kasy takimi ilościami jakby co najmniej wygrał najmniejszą ilość w kasynie. Powiększane od narkotyków źrenice całkowicie zasłaniały kolor tęczówki. Przyszedł ubrany w jakieś łamachy porwane tu i ówdzie w dodatku z jednym butem na prawej nodze. Daje pełne dziewięćdziesiąt procent, że drugiego gdzieś zgubił, a o kolejną parę będzie prosił matkę. A nie przepraszam on nie prosi, on rządzą.

- Ryder...

Nie wiem nawet, kiedy Adrien opuścił cukiernię udając się na zewnątrz. Spojrzałem po oknach dostrzegając go  stojącego przed drzwiami z telefonem przy uchu.

- Co ty tu robisz Ryder. - powróciłem wzrokiem do brata czekając na jego ruch.

- Już nie mogę posiedzieć w swojej cukierni? - wskazał ręką na pomieszczenie - Ach, tak chcesz się mnie pozbyć, bo widziałem twój incydent w klubie?

*kilka godzin wcześniej*

Po odejściu tamtej dziewczyny miałem dość. Zniszczony garnitur, oskarżenia laski i pojawienie się mojego brata.

- Myślałeś, że nie widziałem? - powiedział z uśmieszkiem.

- Co ty tu robisz? Nie możesz tu być. - mówiłem.

- Przyszedłem po kasę braciszku. Dziesięć tysięcy starczy.

Go chyba pojebało.

- Nie dam ci pieniędzy.

- W takim razie nasz słodka Hailie Monet dowie się o twoim przekręcie.

- Ona wie. - skłamałem.

- Jeszcze zobaczymy. - i wyszedł.

*Teraźniejszość*

- Leo, o czym on mówi? - czyli Adrien jej nie powiedział.

- Głupoty gada.

- To może zacznijmy od początku.- konfrontacja z Ryderem wyjawiającym prawdę i z Hailie, która jest niczego nieświadoma to było już dużo, ale z nimi dwoma i Adrienem stojącego właśnie obok Hailie to przesada. Mówiąc krótko to dosłownie paliłem się ze wstydu.

- O co chodzi? - dopytywał Santan spoglądając to na mnie, to na Rydera.

- Właśnie będę twojej narzeczonej co się stało w klubie. Głupia myśli, że mój braciszek to świętoszek.

- Licz się ze słowami. - upomniał go.

- Tak tak. A więc droga Hailie Leo kilka godzin wcześniej jak beszczelny gówniarz patrzył się pierwszej lepszej suce na cycki, ona to zauważyła i zażądała kontaktu do właściciela firmy, czy tam klubu, ale mniejsza. Żądała kontaktu do twojego brata.

- Leo co on gada?! - spuściłem wzrok.

- To jeszcze nie koniec złotko. Przed laską w klubie był twój narzeczony ubrany w garnitur na ślub. Prawdopodobnie był u Vincenta w biurze obgadać jakieś sprawy i pokazać garnitur. Mniejsza o to. Tuż przed wyjściem rozmawiał przez telefon obrócony plecami do wejścia. Niezdarny braciszek wparował do klubu wylewając kawę na garnitur Adriena. Ten z kolei zgłosił sprawę Vincentowi, jednak On nie ma czasu zajmować się taką sprawą. Najprawdopodobniej skontaktuje się z nim po twoim ślubie. Sądząc po stratach jakie wyrządził i beszczelnym zachowaniu Leo zostanie wywalony z pracy.

- Co! Leo powiedz, że on zmyśla. Nie zniszczyłeś Adrienowi garnituru. - milczałem - Powiedz coś. Powiedz, że to nie prawda.

Ból i zawiedzenie w jej oczach były nie do zniesienia. Czułem się okropnie z tym, że ją okłamałem.

- Przykro mi Hailie. - wtrącił się mój brat.

- Adrien wychodzimy. Nie chcę już tutaj być. - wychodząc dorzuciła jeszcze przez ramię - Zawiodłam się na tobie Leo, a tobie Ryder po mimo iż mnie skrzywdziłeś, dziękuję ci za szczerość.

Ja się chyba kurde przewidziałem. Ona posłała mu uśmiech. Zajebałem i to po całości. Mogłem powiedzieć jej od razu, a teraz nie dość, że straciłem ważną osobę to jeszcze dowiedziała się tego od mojego brata. Byłem głupi dając mu pieniądze. Mogłem się domyślić, że wszystko wygada. Zostałem z niczym. Przegrałem upadając jeszcze niżej niż byłem.

Hejo!!!

Uroczyście oświadczam, że jest to przed ostatni rozdział w tej książce. Kolejny będzie w przyszłym tygodniu. W planach oczywiście mam pisać kolejną książkę, o której zostaniecie poinformowani.

Miłego dnia/nocy.

Pozdrawiam wszystkich moich czytelników dziękując za taką aktywność oraz ilość powiadomień które od was otrzymuje.💗💗

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top