8.

 Budzik obudził Dianę. Była sobota, a Jake został u Jared'a, więc nie było potrzeby wstawania wcześnie. Nadal leżąc w łóżku sprawdziła Facebook'a i Instagrama. Wstała dopiero godzinę później. Wzięła prysznic i przygotowała się do wyjścia. Za wczorajszą kolację zapłacił Jared, więc dzisiaj ona chciała kupić jedzenie.

Czekając w pizzerii z uśmiechem rozpamiętywała wczorajsze wyjście. Świetnie się bawiła. Okazało się, że Jared potrafi podtrzymywać rozmowę. Zjedli kolację w dość luźnej atmosferze, nie powtórzyły się chwile niezręcznego milczenia. Zupełnie jakby zrobili kolejny krok w znajomości.

Diana odebrała zamówienie i wsiadła na motor. Po piętnastu minutach była pod blokiem Jared'a. Wyciągnęła telefon z ciasnej kieszeni skórzanych spodni i zadzwoniła do Parker'a.

-Wstaliście już?- zapytała

-Chyba sobie żartujesz. Jest piętnasta dwanaście.- odpowiedział Jared.

-A jedliście już obiad?

-Nie, właśnie planowałem zakupy.

-Świetnie, otwórz mi drzwi.

Diana się rozłączyła i weszła do budynku. Wchodząc po schodach spotkała się ze starszą kobietą. Widziały się już kilka razy.

-Dzień dobry.-Diana odezwała się pierwsza.

-Dzień dobry.- odpowiedziała kobieta i stanęła w taki sposób, że nie było jak jej wyminąć.

-Mogę w czymś pomóc?- zapytała uprzejmie Diana.

-Pani idzie do pana Jared'a, prawda?

Mały piesek kobiety zaczął obwąchiwać buty Diany.

-Tak.

-Wszytko dobrze? Nic się nie stało?

W głosie było słychać zaniepokojenie?

-Yyyy... Chyba nie rozumiem. Co i komu miało się stać?

-No dziecku. Oczywiście, że dziecku.

Diana była zmieszana. O co tak właściwie chodziło?

-Dlaczego pani uważa, że coś się stało?

-Bo go nie słychać. Jeżeli dziecko dużo płacze, a potem przestaje płakać, to znaczy, że coś się dzieje.

Diana uśmiechnęła się kącikiem ust.

-Spokojnie, Jake'owi nic nie jest. W końcu przyzwyczajamy się do sytuacji.

Diana wyminęła starszą kobietę i szybkim krokiem podeszła pod drzwi, w których czekał już na nią Jared.

-Widzę, że złapała Cię pani Green.- powiedział mężczyzna po zamknięciu drzwi.

-To nie było nasze pierwsze spotkanie, ale najbliższe.

Diana odłożyła pizzę w kuchni na stóle.

-Przyniosłam obiad.

-Nie musiałaś, mogłem coś ugotować.

-Będzie jeszcze mnóstwo okazji, żebyś nam coś ugotował.

Oboje poczuli się trochę zawstydzeni słowami Diany. Jak zwykle powiedziała coś zanim pomyślała. Jednak żadne nie pokazało po sobie zmieszania.

-O co chodzi z tą panią Green?

Diana zmieniła temat.

-Jest to starsza kobieta, chyba wdowa, ale nie wiem na pewno.- mówił Jared wyciągając z szafek talerze i szklanki.-Lubi wiedzieć wszystko o wszystkich. Większość osób nie miałoby z tym problemu gdyby nie robiła tego w tak otwarty sposób. Mogłaby choć próbować stwarzać jakieś pozory.

Diana posadziła Jake'a w jego krzesełku i dała mu kubeczek z sokiem.

-Mam go nakarmić?- zapytała.

-Jadł przed chwilą.

-W takim razie w końcu zjem. Jestem taka głodna, nie jadłam jeszcze śniadania.

Jared spojrzał na Dianę z lekkim niedowierzaniem.

-O której wstałaś?

-Jest sobota i w ogóle...

Jared wywrócił oczami.

-Nie przejmij po mamie tego nawyku.- zwrócił się Jake'a.

Chłopiec podniósł na niego wzrok i uderzył kubkiem o blat krzesła.

Dopiero po chwili doszło do Jared'a co powiedział. Z walącym jak młot sercem spojrzał na Dianę. Kobieta z wielkimi oczami patrzyła na niego.

-Przepraszam, nie wiem czy mogę tak mówić.

Jared był wściekły na siebie. Dopiero wszystko zaczynało się układać i pojawiła się między nimi nić porozumienia, którą mógł zerwać tym jednym zdaniem. Całą relację będą musieli budować od nowa.

Diana nic nie mówiła, ale jej oczy się zaszkliły.

-O boże, przepraszam, nie płacz. Nie chciałem powiedzieć nic niewłaściwego.

Dopiero po tym Diana zareagowała. Szybko zamrugała kilka razy i pozbyła się łez.

-Nie masz za co przepraszać. Po prostu to zabrzmiało tak dziwnie, a potem zrobiło mi się tak bardzo miło. Dopiero teraz dotarło do mnie, że ja rzeczywiście jestem matką.

-No jesteś i wygląda na to, że ja zostałem ojcem.

-Zostaliśmy prawdziwymi rodzicami.- Diana wydawała się zapomnieć o głodzie w obliczu tak wielkich myśli.-Czy ja nadal mogę nosić takie ubrania? Czy motor nie jest przesadą? A może powinnam znaleźć jakąś poważniejszą pracę niż na siłowni? Może powinnam kupić wózek?

-Tak, powinnaś jeszcze przytyć piętnaście kilo, przestać wychodzić z domu i nosić tylko rozciągnięte dresy.

Diana spojrzała morderczym wzrokiem na rozbawionego Jared'a.

-Co Cię tak śmieszy?

-Twoje wyobrażenie macierzyństwa. Nie analizuj tego i niczego nie zmieniaj. Jedz pizzę.

Jared nadal wyglądał na zadowolonego, a Diana z irytacją zaczęła swój kawałek. Spojrzała na pizzę, którą właśnie jedli, a następnie na drugie, takie samo pudełko. Mieli znacznie więcej jedzenia niż potrzebowały dwie osoby. Spokojnie wystarczyłoby dla czterech.

-Chcesz się założyć?- zapytała Diana.

-O co?- podłapał Jared.

-Że drugą pizzę zjem całą sama.

-Nie ma opcji. Ja bym jej nie zjadł sam.

-Dlatego się załóżmy.

-Co się stanie jak wygrasz?

-Pomyślmy... spełnisz jedno moje życzenie.

-A jak ja wygram?

-Spełnię jedno twoje życzenie.

-Jakiekolwiek?

-Jakiekolwiek.

Jared przez chwilę podejrzliwie mierzył wzrokiem Dianę. Dlaczego tak niespodziewanie wyszła z taką propozycją? Co się za tym kryło? A może była to tylko zabawa? Zwykły zakład bez drugiego dna?

-Ale musisz to zrobić w dwadzieścia minut i nie możesz zwymiotować po zjedzeniu.

-Zgoda.- Diana wyciągnęła dłoń, którą Jared uścisnął.

Diana otworzyła drugie pudełko i spojrzała na pizzę. Czekało ją ciężkie starcie. Kiedyś dokonała czegoś podobnego, założyła się wtedy z Adamem. W zasadzie nie wiedziała dlaczego teraz zakład przyszedł jej do głowy.

-Dobra. Gotowa? Czas, start.

Jared dał sygnał do rozpoczęcia jedzenia. Telefon odmierzał minuty w czasie których Diana mierzyła się ze srogim przeciwnikiem. Pierwsze cztery kawałki weszły dość gładko. Po piątym czuła się pełna, zaschło jej w ustach. Musiała się napić, zostało jeszcze dziesięć minut. Walczyła dalej.

Jared patrzył na jedzącą Dianę trochę z podziwem, a trochę z zaniepokojeniem. Istniała realna szanse, że się jej uda. Obawiał się jaki nienormalny pomysł podpowie jej mózg jeśli wygra.

Siedem. Zjadła już siedem kawałków. Zostały jej jeszcze dwie minuty. Przez parę sekund mierzyła się wzrokiem z ostatnim kawałkiem, sięgnęła po niego. Ból jaki odczuwała malował się jej na twarzy. Przeżuwała z wielkim wysiłkiem.

Jeszcze pół minuty. Może nie zdąży. Jared czuł stres.

Diana nadal przeżuwała.

Kilka sekund.

Koniec.

Na nieszczęście Jared'a Diana zdążyła.

Szeroki uśmiech malował się jej na twarzy.

-Wygrałam.

-Jestem pod wrażeniem.- przyznał niechętnie Jared.

Nagle Diana złapała się za brzuch. Pojawiła się mała iskierka nadziei.

-Będziesz rzygać?

Kobieta zakryła usta dłonią. Po chwili rozległo się głośne beknięcie.

Jared mimo wszystko zaczął się śmiać.

-Przepraszam.- powiedziała Diana i poszła w jego ślady.

-Nie bierz z nasz przykładu.- Jared zwrócił się do Jake'a.

Dziecko wyczuwało ich nastroje i śmiało się razem z nimi.

-Wygląda na to, że muszę spełnić twoje życzenie.

-Wywalczyłam to w bólu.

Diana wyglądała na bardzo zadowoloną z siebie. Spojrzała na Jake'a, potem na Jared'a.

-Mówiłeś coś o jakichś zakupach.

-No tak. Jedzenie w lodówce się kończy. Jakie jest twoje życzenie?

-Więc pójdziemy razem na zakupy.

-To jest twoje życzenie?

-Jeszcze nie skończyłam.

Jared dał jej znak, by kontynuowała.

-Ty ubierzesz buty wybrane przeze mnie.

-Tylko tyle?

-Tak.

-Tak się namęczyłaś, żebym ubrał buty które mi wybierzesz?

W głosie Jared'a pobrzmiewało niedowierzanie. Spodziewał się czegoś znacznie gorszego. Teraz miał ochotę się śmiać ze swoich wcześniejszych lęków.

-Moje buty są w szafce w przedpokoju.

-Nikt nie powiedział, że wybiorę właśnie z nich.

Diana wstała i wzięła Jake'a na ręce.

-Zbieraj się, ja w tym czasie wezwę taksówkę.

-Po co taksówka? Pojedziemy moim samochodem.

-Jesteś pewnie? Najpierw wstąpimy do mnie.

W tym momencie Jared ponownie poczuł niepokój.

Razem z Jake'iem czekali w samochodzie, aż Diana zejdzie z góry. Jej złośliwy uśmiech kiedy wsiadała do samochodu tylko utwierdził Jared'a w jego domysłach.

Kiedy zatrzymali się na parkingu sklepu Diana jak burza wysiadła z samochodu. Zdążyła nawet otworzyć Jared'owi drzwi.

-Jak Ci się podobają?- zapytała podsuwając mu pod nos swoje buty.

Były to szpilki, dokładnie tak jak się Jared domyślał, składały się głównie z pasków, wyglądały na dość niewygodne, miały odsłonięte i palce i pięty, ale najgorsze było to, że miały kolor czerwony.

-Serio mam w tym iść?

-Zakład to zakład. Wskakuj w nie, a ja biorę Jake'a.

Czekali na Jared'a prawie dziesięć minut. Okazało się, że założenie, tych jakże skomplikowanych butów, przerosło jego zdolności.

W końcu Jared wstał, lekko się zachwiał. Utrzymał równowagę i zrobił kilka niepewnych kroków.

-Jeśli chcesz możesz się o mnie oprzeć.- zaproponowała Diana ledwo powstrzymując się od śmiechu.

-Nie, dziękuję. Poradzę sobie. Chodźmy.

Jared poszedł przodem. Uginając kolana i odchylając się do tyłu. Stawiał długie kroki i przytrzymywał się każdej rzeczy, którą mijał.

-Oj, coś czuję, że tata długo mi tego nie zapomni.- powiedziała do Jake'a.

Chłopiec spojrzał na nią i zaraz wrócił wzrokiem do idącego jak pokraka Jared'a.

W końcu Diana opanowała rozbawienie i dogoniła złego jak osa Parker'a.

Wzięła wózek i posadziła w nim Jake'a. Ona pierwsza weszła do sklepu, parę kroków za nią pojawił się Jared. Czuł się zażenowany, miał ochotę uciec. Już wolałby iść boso. Złość podsycało każde spojrzenie na zachowującą się naturalnie Dianę.

-Nie wstydzisz się iść obok mnie?- zapytał.

-Oczywiście, że nie. Wyglądasz świetnie.

Diana po raz kolejny spojrzała na stopy Jared'a. Palce i pięty wystawały parę centymetrów poza buty, a świetnie pasujące białe skarpetki były idealnym podkreśleniem.

-To co kupujemy?

-Masz listę.

Jared wyciągnął z kieszeni kawałek kartki.

Chodzili po sklepie i wkładali do wózka wszystkie potrzebne rzeczy. Mijani ludzie przyglądali się Jared'owi. Patrzyli z niedowierzaniem, śmiechem lub kpiną, a Jared z każdą chwilą wstydził się coraz bardziej. Starał się chować za wózkiem, ale niewiele to pomagało.

-Daj mi chwilę, widziałam coś ciekawego.- powiedziała Diana i odeszła.

Jared oparł się o wózek i patrzył na, bawiącego się paczką ciastek, Jake'a.

-Co mnie podkusiło, żeby się zgodzić na ten głupi zakład?- zapytał chłopca, a on odpowiedział po swojemu.-Musisz szybko dorosnąć, bo zostanę zdominowany.

Jake wziął paczkę do buzi, a Jared spokojnie zabrał ją. Podał mu jego zabawkę, z którą dziecko mogło zrobić co chciało.

-Przepraszam?

Jared usłyszał obcy głos i odwrócił się w jego kierunku. Podeszły do niego dwie młode dziewczyny. Może były w liceum, ale równie dobrze mogły być młodsze.

-Tak?

Miał dziwne przeczucie, że wie o co zaraz zostanie zapytany.

-O co chodzi z tymi butami? To jakiś prank albo challenge?

Obie trzymały telefony w ręce, Jared miał nadzieję, że nie zrobiły jeszcze zdjęć.

-O nie.- odezwała się Diana, która pojawiła się tak nagle, że Jared aż się wzdrygnął.-To jest spełnienie mojego chorego fetyszu.

Diana powiedziała to tak poważnie, że gdyby Jared nie znał prawdy, uwierzyłby w to.

Dziewczyny się zawstydziły, tak samo jak Jared, i odeszły.

-Co to było?

-Gdybyś odpowiedział na ich pytanie, mogłyby chcieć zrobić sobie z tobą zdjęcie. Możesz mi podziękować, właśnie uratowałam twój wizerunek.

-Uratowałaś? Mój wizerunek?- zapytał Jared z niedowierzaniem.

-Mniejsza z tym. Patrz co mam.- Diana podstawiła Jared'owi pod nos kolorowe pudełko.

Mężczyzna odsunął je trochę od oczów i przyjrzał się mu.

-"Smoki i zamki"?- przeczytał.

-To gra.- wyjaśniła Diana.

-Jaka gra?

-Planszowa. Strategiczna. Dla dwóch do czterech graczy.

-Po co ci ona?

-Skoro i tak musimy nawiązać bliższe relacje, to pomyślałam, że będzie ciekawym urozmaiceniem.

-Umiesz w ogóle grać w gry strategiczne?

-Nawet się nie spodziewasz jaka jestem dobra. Przekonasz się.

Diana włożyła pudełko do wózka i ponownie wyciągnęła Jake'owi jakąś rzecz z buzi. Podała mu jego zabawkę.

-Jeszcze coś?- zapytała.

-Chyba mamy już wszystko.

-No to do kasy.

Diana wzięła wózek i popchnęła go. Jared szedł obok niej i musiała stwierdzić, że wychodziło mu to coraz lepiej. Stanęli w niemałej kolejce. Pojawienie się Jared'a wywołało kolejne poruszenie. Ludzie odwracali się, by się gapić. Szeptali między sobą i nawet pokazywali palcami.

Jared starał się zachować dystans i niewzruszoną twarz. Ale wewnątrz miał ochotę zapaść się pod ziemię. W końcu po dziesięciu minutach nadeszła ich kolej.

Kasjerka dopiero po chwili zauważyła, że coś jest nie tak. Jared właśnie płacił za zakupy, kiedy kobieta specjalnie wychyliła się zza kasy, by spojrzeć na jego buty. Nawet jeśli starała się ukryć śmiech, to wychodziło jej to kiepsko.

-Mi też się podoba.- powiedziała Diana.

Kasjerka oblała się rumieńcem i spoważniała.

Jared spojrzał na Dianę. Jak ona to robiła? Wystarczyło jedno zdanie.

Wolnym krokiem wrócili do samochodu.

-Mogę już je zdjąć?

-Tak.

Diana zapięła Jake'a w foteliku, a potem zabrała się za przekładanie zakupów. Ściąganie poszło Jared'owi o wiele szybciej i nawet zdążył zapakować ostatnią torbę.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top