69.
Dwudziestego lipca temperatura sięgała trzydziestu trzech stopni i Jared miał wrażenie, że zaraz się rozpuści. Lubił ciepło, ale upały ciągnące się od tygodnia, były już męczące. Bardzo chciał, żeby nastąpiło ochłodzenie lub deszcz, ale taki porządny, a nie delikatna mżawka, która szybko wyparuje i tylko pogorszy sytuację. W takie dni nienawidził specyfiki swojej pracy. Codzienne chodzenie w garniturze, dawało o sobie znać. Drogę z bloku do samochodu, a potem z samochodu do biura pokonywał prawie biegiem. Byle tylko jak najszybciej z jednej klimatyzacji do drugiej.
Wszedł do biura i przywitał się z ochroniarzami. Mężczyźni jak zawsze odpowiedzieli uprzejmie. Podszedł do windy i zauważył przyklejoną do niej kartkę. Głosiła ona, że winda uległa awarii i nie nadaje się do użytku.
Zaskoczony Jared wrócił do recepcji.
-Co się stało z windą? - zapytał jednego z ochroniarzy.
-Zacięła się między piętrami - odpowiedział mężczyzna.
-Ale nikogo nie ma w środku, prawda? - przestraszył się Parker.
-Nie, sprawdziliśmy monitoring, jest pusta.
-Całe szczęście. - Jared odetchnął z ulgą. -Wezwano już techników?
-Tak, mają być za półgodziny.
-Dobrze, dajcie mi znać jak winda znowu ruszy - powiedział Jared i ruszył w stronę schodów.
Wchodząc na pierwsze piętro zastanawiał się czy kiedykolwiek wcześniej został zmuszony, żeby nimi iść. Doszedł do wniosku, że to jego pierwszy raz. Oczywiście winda musiała nawalić akurat w czasie tych strasznych upałów. Budynek choć był klimatyzowany, to przeszklone ściany sprawiały, że temperatura utrzymywała się na poziomie dwudziestu kilku stopni. Gdy tylko siedziało się w miejscu, to nie jest tak źle, ale kiedy przyjdzie wyjść na szóste piętro, robi się nieprzyjemnie.
Już w połowie drogi musiał zrobić przerwę. Tak bardzo się zasapał, że zaskoczył sam siebie.
Tygodnie siedzenia na kanapie, dają o sobie znać, pomyślał luzując krawat i ściągając marynarkę.
Nie miał zamiaru dać pokonać się schodom, więc wziął się w garść i ruszył dalej. W połowie piątego piętra poczuł dziwne uczucie w klatce piersiowej. Zdezorientowany musiał złapać się barierki. Nie czuł się tak od zabiegu na serce. Kołatanie trwało dłuższą chwilę i wywołało słabe samopoczucie. Jared usiadł na schodach, oparł łokcie na kolanach i opuszczając głowę, głęboko oddychał. Czuł się okropnie i miał nadzieję, że wada serca nie przypomniała o sobie. Miał doskonałe wyniki na badaniach, więc to musiała być reakcja na nieoczekiwany wysiłek. Po dłuższej chwili jego stan zaczął się poprawiać, więc nadszedł czas, by ruszyć dalej. Zdążył zrobić dwa kroki, kiedy odezwał się jego telefon.
-No, oczywiście - mruknął do siebie, widząc kto do niego dzwoni. -Słucham.
-Jest już dwadzieścia po - powiedziała Eryka, z jej głosu można było wywnioskować, że zaczęła się martwić.
-Tak, wiem. Zaraz będę - westchnął Jared, pokonując następne schody.
-Stało się coś? Gdzie jesteś?
-Gdzieś między piątym, a szóstym piętrem - odparł Parker, poprawiając zsuwającą się mu z przedramienia marynarkę.
-No tak, winda.
-Zaraz tam będę.
Rozłączył się i skupił na dojściu do celu. Nie miał zamiaru wspominać o swoim samopoczuciu. Za dwa tygodnie miał umówioną wizytę u kardiologa i to z nim zamierzał przedyskutować zaistniałą sytuację. Istniało też ryzyko, że Eryka powiedziałaby Dianie, która będąc w dwudziestym dziewiątym tygodniu ciąży, nie powinna się przejmować rzeczami prawdopodobnie pozbawionymi znaczenia. Odkąd King dowiedziała się o ciąży, często dzwoniła do Diany, by zapytać jak się czuje i upewnić się, że młoda nie wywinęła żadnego numeru. Łatwo było przewidzieć, że Eryka szybko dowiedziała się o zwiększonym ryzyku, jakie stanowiło łożysko przodujące.
Wreszcie stanął przed drzwiami prowadzącymi na szóste piętro. Odetchnął głębiej kilka razy, by uspokoić kołaczące serce i przywołując lekki uśmiech na twarz, przeszedł przez nie.
-Długo ci to zajęło - zauważyła Eryka, odkładając pilnik do paznokci na biurko.
-Zatrzymał mnie jeden z pracowników. - Jared wymyślił szybką wymówkę.
-Co chciał?
-Nic ważnego. Pytał o Dianę. - Parker nalał sobie wody do kubka i wypił ją duszkiem. -Gdybyś wszystkim nie rozgadała, że zostanę ojcem, nie musiałbym o tym mówić.
-Wybacz, ale tak się cieszę, że nie mogłam utrzymać tego w tajemnicy. - Eryka wstała z fotela i zbliżyła się do Jared'a. -Słabo wyglądasz. Dobrze się czujesz? - zapytała.
-Upały chcą mnie wykończyć, a zepsuta winda tylko im to ułatwia - odparł, nalewając więcej wody. -Powiedz, że nie mamy dzisiaj żadnych spotkań. Nie mam ochoty wychodzić na ten gorąc.
-Możesz być spokojny. Ani dziś, ani do końca lipca nie ma żadnych spotkań.
-Dlaczego? - zapytał zaskoczony Jared. Zawsze były przynajmniej dwa spotkania tygodniowo, czasem więcej, ale bardzo rzadko mniej.
-Chyba zapomniałeś, że jak co roku wyjeżdżam na urlop - powiedziała Eryka, lekko oburzonym tonem.
-Rzeczywiście, to już ten czas w roku, kiedy muszę radzić sobie sam. - Jared wypuścił ciężko powietrze. Wciąż czuł kołatanie serca, ale czuł się odrobinę lepiej. -Kiedy wyjeżdżasz?
-Pojutrze i wrócę pierwszego sierpnia.
-Dobrze, że mi przypomniałaś - mówił Jared, zabierając torbę z laptopem i marynarkę i z pełnym kubkiem ruszył w stronę swojego gabinetu.
-Postaraj się w tym czasie nie puścić firmy z dymem.
Parker odwrócił się i uśmiechnął szeroko, potem wszedł do gabinetu i opadł na fotel. Poluzował jeszcze bardziej krawat i oparł głowę o skórzane obicie. Wreszcie całkowicie się uspokoił i mógł zacząć pracę. Wyciągnął laptopa z torby i go uruchomił. Jak zawsze zaczynał od poczty. Jeden z maili szczególnie przykuł jego uwagę.
Diana przeszła na niewielką cześć etatu. Już nie pracowała jak do tej pory, ale swoich klientek nie zostawiła. Przychodziła na siłownię dwa razy w tygodniu, by prowadzić ich trening. Obiecała Jared'owi, że nie zrobi niczego co mogłoby jej zagrozić. Wskutek czego jedynie stała i mówiła co robić. Poprawiała ćwiczące i pokazywała ruchy bez przyrządów. Nie było to jej wymarzone rozwiązanie, ale lepsze to niż siedzenie samej w domu.
-Idzie nasz ulubiony wielorybek - powiedział Ed, widząc jak Diana zmierza w jego kierunku.
-Nie możesz tak mówić - upomniała go Eva i lekko szturchnęła w bok.
-Masz szczęście, że jestem już za duża, żeby ci wklepać - odparła Diana, podchodząc do nich. -Poczekaj tylko, aż młoda się urodzi - mówiła, całując go na powitanie w policzek. -Cieszę się, że cię widzę - zwróciła się do Evy, cmokając ją. -Niestety o innych nie mogę tego powiedzieć. Gdzie Dagna? - zapytała, rozglądając się i nie zauważając nikogo więcej.
-Wyszła coś załatwić - odpowiedział Ed.
-Chciałabym z wami pogadać dłużej, ale za piętnaście minut zaczynam zajęcia i muszę się do nich przygotować - oznajmiła Eva, zabierając z lady butelkę wody. -Ed, nie dokuczaj Dianie - dodała jeszcze i odeszła w kierunku przeszklonej salki.
-Jak się czujesz? - zapytał Rodriguez.
-Całkiem dobrze, ale upały dają o sobie znać. Młoda budzi mnie w nocy. Mam wrażenie, że każda pozycja w jakiej się ułożę musi zostać przez nią zaakceptowana. Wkurza mnie to, że nie mogę już spać tak jak lubię. - Diana odłożyła niewielką torbę na podłogę.
-A jak Jared i świadomość, że za kilka tygodni urodzisz? Z własnego doświadczenia wiem, że im bliżej, tym gorzej. - Ed pokiwał głową z miną znawcy tematu.
-Chyba dobrze - odpowiedziała niepewnie Diana. -Nie mówi o tym zbyt wiele. Na ostatnich zajęciach w szkole rodzenia puścili filmy z porodu i cesarskiego cięcia. Nie wytrwał nawet do połowy pierwszego. Gdy o to zapytałam, powiedział, że przerosło go to. - Diana wiedziała, że dziecko urodzi się przez cięcie, ale i tak zdecydowała się na szkołę rodzenia. Dowiedziała się tam mnóstwo ciekawych rzeczy o rozwoju dziecka w czasie ciąży, jak rozpoznać poród i co robić w takiej sytuacji. Jakie symptomy powinny ją niepokoić, a co jest normalne w ciąży. Również jak udzielić noworodkowi pierwszej pomocy i wszystkiego na temat karmienia piersią. Usłyszała mnóstwo rzeczy, które naprawdę mogły się jej przydać. Nie uważała, aby był to czas stracony.
-Poród nigdy nie jest łatwy dla faceta - podsumował Ed.
-A dla kobiety to niby jest? - Diana uniosła wysoko brwi. Miała dodać coś jeszcze, ale pojawiły się jej klientki i zostawiła Rodriguez'a, posyłając mu tylko znaczące spojrzenie.
Zajęcia trwały standardowo półtorej godziny. Diana stała przy kobietach i w międzyczasie prowadziły miłą rozmowę. Już zdążyła się przyzwyczaić, że ludzie pytają o dziecko. Odpowiadała i nie miała nikomu tego za złe. Słuchała nawet porad, o które nie prosiła, zawsze z uśmiechem i dziękowała na koniec.
Po zajęciach klientki poszły do szatni, a Diana skierowała się do szatni dla personelu. Była przy ladzie, kiedy usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości. Wyciągnęła telefon z kieszeni dresu i sprawdziła go. Wiadomość była od mamy, która pytała o jej samopoczucie. Diana westchnęła zirytowana i zignorowała SMS. Wciąż nie przeszła jej złość na matkę. Nie rozmawiała z nią i nie odpisywała na wiadomości. Jedyny kontakt jaki im pozostał, to przez Thomas'a, który wiele razy namawiał córkę, by zakopać topór wojenny. Diana za każdym razem odmawiała i jeszcze bardzie utwierdzona w swoim postanowieniu, dalej nie zamierzała pogodzić się z matką. Thomas bardzo szczegółowo odpowiedział o dalszych losach mieszkania. Z jego relacji wynikało, że Ethan zdecydował o natychmiastowej wyprowadzce, co w tamtym momencie Martha przyjęła dobrze, bo nie chciała jałmużny, którą dała jej Diana. Niestety warunki w kolejnym mieszkaniu były na tyle kiepskie, że już po tygodniu wrócili do mieszkania Adama. Proceder powtarzał się pięć razy, aż w końcu, gdy Martha z dziećmi szósty raz zagościła w mieszkaniu, oznajmiła, że chce rozwodu. Dianę nie obchodziło jak sprawa potoczyła się dalej, wiedziała tylko, że Martha wciąż siedzi w mieszkaniu Adama, tyle tylko, że bez Ethan'a.
Zablokowała telefon i poczuła tak mocne kopnięcie, że aż złapała się lady. Upuściła komórkę i pomasowała miejsce, gdzie poruszyło się dziecko.
-Wszystko dobrze?
Poczuła jak ktoś staje za nią i obejmuje ją w pasie. Odwróciła głowę i zobaczyła Ed'a. W zasadzie kogo innego mogła się spodziewać.
-Mocno kopnęła - odpowiedziała, pozwalając Rodriguez'owi poprowadzić się do najbliższego krzesła.
-Mam zadzwonić do Jared'a? - Ed posadził Dianę i kucnął przed nią.
-Nie, to nic wielkiego.
-Jesteś pewna? - dopytywał, nie dając przekonać się błahej odpowiedzi.
-Nie jestem w ciąży od wczoraj. Mógłbyś za to podać mi telefon? - Diana wskazała miejsce, gdzie leżała jej komórka.
Ed zrobił o co prosiła, a zaraz potem wstała z krzesła i lekko się przeciągła.
-Już jest dobrze - oznajmiła zadowolona. -Mogę wracać do domu.
-Poradzisz sobie sama?
-Nic się nie bój. Jednym z warunków dalszej pracy jako trener personalny było jeżdżenie taksówką. -Diana uśmiechnęła się. -Jared zrobiłby mi pogadankę, gdyby się dowiedział, że jeżdżę komunikacją miejską. On i tak jest już cały zestresowany, nie chcę mu jeszcze dokładać.
-Dobrze, że jest ktoś, kto potrafi utrzymać cię w ryzach.
Diana parsknęła śmiechem i weszła do szatni.
Po powrocie do domu zrobiła obiad ze składników, które miała w lodówce i zostało jej tylko czekać na Jared'a. Zostało jej jakieś półgodziny, postanowiła więc, że spędzi ten czas na odpoczynku. Czasami nie mogła sobie wybaczyć jak bardzo rozleniwiła się przez ostatnie tygodnie, ale myślała przede wszystkim o dziecku. Kondycją będzie się martwiła już po porodzie.
Bolały ją plecy, co było normalne w czasie zmiany postawy, pod wpływem rosnącej macicy. Materac na łóżku i kanapa okazały się zbyt miękkie, postanowiła więc, że położy się na podłodze. Wzięła jedną z poduszek z salonu, słuchawki i telefon i odpoczywała na dywanie. Nie zorientowała się nawet kiedy zasnęła.
Obudziło ją szarpnięcie za ramiona. Otworzyła oczy i poderwała się do siadu, widząc przerażoną twarz Jared'a. Był blady i szybko oddychał. Wyglądał kiepsko. Wyciągnęła słuchawki z uszu i zapytała:
-Dobrze się czujesz?
-Muszę chwilę posiedzieć - odpowiedział Jared, opierając się o kanapę. Ściskał w pięści koszule na mostku. -Myślałem, że coś się stało - wydukał, uspokajając się. -Dlaczego leżałaś na podłodze?
-Nie chciałam cię przestraszyć - przyznała Diana, patrząc na Jared'a. -Plecy mnie bolą, na twardym jest mi wygodniej. Mam wezwać lekarza?
-Nie odpowiedziałaś, gdy cię zawołałem. - W głosie Parker'a słychać było pretensje.
-Miałam słuchawki w uszach. Przepraszam. Czy to serce? - dopytywała, luzując mu krawat. Rozpięła też kilka górnych guzików.
-Po prostu mnie wystraszyłaś - odpowiedział odchylając głowę i opierając ją na siedzeniu kanapy. -Zaraz mi przejdzie.
-Jesteś pewny? - Diana sceptycznie patrzyła na głęboko oddychającego Jared'a. -Nie miałeś takich objawów od operacji.
-Zabiegu - poprawił ją. -To nie była operacja.
-Nazywaj to jak chcesz. Zadzwonię do twojego kardiologa. - Już miała wstać z podłogi, ale Jared złapał ją za nadgarstek i przytulił do siebie.
-Nigdzie nie dzwoń, tylko posiedź ze mną chwilę.
Diana ustąpiła i siedząc w bezruchu, czekała, aż Jared poczuje się lepiej.
Wieczorem siedzieli na kanapie i Diana wciąż patrzyła na Parker'a podejrzliwym wzrokiem. Wszystko zbytnio przypominało objawy sprzed operacji. Wiedziała dlaczego Jared nie lubił tego określenia. Uważał, że nazywając tego zabiegiem, ujmuje powagi, ale każda choroba serca była poważna. Nie udało się jej przekonać go do wcześniejszej wizyty u kardiologa, musiała czekać dwa tygodnie, by potwierdzić swoje przypuszczenia. Nienawidziła, gdy Jared był taki uparty.
-Przypomniało mi się coś - oznajmił Jared, odwracając się w stronę Diany.
-O co chodzi? - zapytała, głaszcząc poduszkę, która leżała jej na kolanach. -Tylko się streszczaj, zaraz zaczyna się nowy odcinek.
-Myślę, że akurat to cię zainteresuje.
Diana spojrzała na niego wyczekująco.
-Napisała do mnie Caren.
Wzrok Diany wyrażał zaskoczenie.
-Co chciała? - zapytała, starając się nie uprzedzać.
-Za tydzień przylecą do jej rodziców. To tylko sto kilometrów stąd, więc jeśli chcesz...
-Tak - przerwała mu. -Oczywiście, że chcę się spotkać z Jake'iem.
-W takim razie jutro odpiszę, że się zgadzamy i ustalę miejsce spotkania.
-Jak w ogóle mogłeś pomyśleć, że nie chciałabym zobaczyć Jake'a?
-Będzie też Caren, a wiem, że nie pałacie do siebie zbytnią sympatią - odpowiedział. W jego głosie dało się wyczuć zakłopotanie.
-Dla Jake'a jestem w stanie znieś nawet ją.
********
Zgodnie z obietnicą dodaję rozdział wcześniej. Następny, który pojawi się w niedzielę, będzie przedostatnim rozdziałem historii. To już oficjalne, zostały tylko dwie części do końca. Mogę powiedzieć tylko tyle, że będzie znacznie dłuższy od dzisiejszego :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top