68.

Dianę obudziły szturchnięcia w prawy bok. Wyrwana ze snu popatrzyła w stronę Jared'a, ale on spał po drugiej stronie łóżka, w dodatku plecami do niej. Nie było opcji, żeby to był on. Zmieniła swoją dotychczasową pozycję i położyła się na plecach, masując bok. Uczucie było podobne do tego, które poczuła na weselu, ale ucisk zmienił się w pulsowanie. Nie bardzo potrafiła określić co dokładnie czuje. Nic jej nie bolało, nie krwawiła i nie miała zielonego pojęcia co się dzieje.

Dopiero po chwili domyśliła się, czego właśnie doświadczyła i zerwała się do siadu, przykładając rękę w miejscu, gdzie czuła szarpnięcia, a raczej kopnięcia.

-Jared, obudź się - powiedziała z entuzjazmem, ale Parker nawet się nie poruszył. -Jared! - Uderzyła go swoją poduszką.

-Co? - zapytał półprzytomny, odwracając się w jej stronę. Poderwał się, kiedy tylko zobaczył, że Diana trzyma się za brzuch. -Co się dzieję? Coś cię boli?

-Nie, daj rękę.

Diana nie czekając, aż Parker się zdecyduje wzięła jego dłoń i położyła z prawej strony brzucha.

-Czujesz?

-I to bardzo wyraźnie - odpowiedział zafascynowany. -Czy to...

Diana z zapałem pokiwała głową, szeroko się uśmiechając.

-Jej pierwsze kopnięcia - dokończyła za niego.

-Jakie to uczucie?

-Nie umiem tego opisać. Trochę dziwne.

Dziecko dość szybko przestało się ruszać, a Diana ponownie się położyła. Jared ułożył się blisko niej i objął ją przez brzuch. Kobieta ułożyła rękę na jego ramieniu i zasnęli.

Rano oboje wstali w doskonałych humorach. Nocne zdarzenie bardzo ich ucieszyło i sprawiło, że zaczęli czuć podekscytowanie, zbliżającymi się narodzinami córki. Wczorajszy płacz pozwolił Dianie rozładować emocje i czuła się znacznie spokojniejsza. Postanowiła odwiedzić Marthę z wręcz świętą cierpliwością.

Zeszli na dół i usiedli przy stole, stojącym na tarasie.

-Dzień dobry - powiedział Thomas, odkładając kubek z kawą. -Jak się spało?

-Dobrze - odparła Diana, nalewając sobie soku jabłkowego. -O której wróciliście?

-Około trzeciej trzydzieści.

-Wyszliście jako ostatni?

-Skąd. Młodsi się jeszcze bawili.

Jared nalał sobie kawy i ją posłodził, Diana patrzyła na to i starała się nie robić sobie ochoty. Odkąd dowiedziała się o ciąży nie wypiła ani kropli kawy, ale teraz naszła ją niespodziewana ochota.

-Ominęły was sztuczne ognie - wtrąciła Anna, która stanęła w drzwiach z tacą tostów.

-Coś jeszcze? - zapytała obojętnie Diana.

-Tort, rzucanie bukietem i toasty - wymieniła Anna, ustawiając tacę na środku stołu.

Diana wypiła duszkiem całą szklankę soku, by pozbyć się ochoty na kawę.

-Też wznosiłaś toast? - zapytała, głośno odstawiając szklankę na stół.

-Oczywiście. Poniekąd pełniłam rolę matki panny młodej. Wypadało bym powiedziała kilka słów - odpowiedziała Anna, siadając na swoim miejscu.

Diana wzięła tosta i posmarowała go dżemem. Liczyła, że dzięki słodkiemu smakowi pozbędzie się myśli o kawie.

-Ciotka Jennifer pochwaliła się, że zostanie babcią - oznajmiła Anna.

-Więc Chris w końcu zdecydował się założyć rodzinę z Jade? - zdziwiła się Diana.

Diana uchwyciła spojrzenie Jared'a, które wyrażało, że nie miał pojęcia o czym mówiły.

-Chris to syn kuzynki mamy. Jest ze swoją dziewczyną od dziesięciu lat i ciotkę aż skręcało, by w końcu wzięli ślub - wyjaśniła pokrótce.

-Matką dziecka nie jest Jade, tylko Cynthia.

Słysząc te słowa, Diana na chwilę przestała rzuć.

-To co się stało z Jade? - zapytała, po przełknięciu.

-Rzuciła go, gdy się dowiedziała o Cynthii i dziecku.

Diana wykonała głową gest, który wyrażał zrozumienie dla decyzji Jade.

-W zasadzie postąpiłabym tak samo - powiedziała, biorąc kolejnego tosta. -Jest kawa bezkofeinowa? - zapytała w końcu, kiedy nic nie pomogło pozbyć się ochoty na nią.

-Zrobię ci - zaoferowała Anna i wstała od stołu.

-Dziękuję, mamo. Nie spodziewałam się tego po Chris'ie. Zawsze był taki porządny.

-Ludzie robią różne rzeczy - podsumował Thomas.

Anna wróciła bardzo szybko i postawiła przed Dianą pełny kubek.

-Martha powiedziała mi o waszej pogawędce w łazience - oznajmiła, obserwując reakcję Diany.

Jared spojrzał na nią pytającym wzrokiem, a Diana miała ochotę oburzyć się, dlaczego musiała o tym wspominać, skoro sprawa została zamknięta.

-Tylko rozmawiałyśmy - odparła spokojnie. Upiła łyk kawy i choć nie poczuła się w pełni zaspokojona, uznała, że to jej wystarczy.

-Nie możecie rozmawiać w ten sposób.

Thomas i Jared patrzyli to na Annę, to na Dianę, ale obie były opanowane. Zupełnie jakby rozmawiały o jakiejś drobnostce, ale skoro temat został poruszony przy stole, to to nie mogła być błaha sprawa.

-Martha zaczęła.

-Diana - westchnęła Anna. -Masz już trzydzieści lat i wypadałoby, żebyś przestała się tak zachowywać.

-Po pierwsze, nic nie zrobiłam, a po drugie, prowokowała mnie. - Diana spojrzała matce w oczy.

-O co chodzi? - zapytał Jared.

-O nic ważnego - odpowiedziała Diana, lekceważąco machając ręką. -Nie ma o czym mówić. Najlepiej zakończmy ten temat.

Główne zainteresowane zajęły się śniadaniem, a Jared spojrzał na Thomasa, który tylko wzruszył ramionami.

-Na mnie już pora - oznajmił White, patrząc na zegarek.

-Gdzie się wybierasz? - zainteresowała się Diana.

-Muszę skoczyć do restauracji. - Thomas kończył kawę na stojąco. -Trzeba zająć się resztkami, naczyniami i mnóstwem innych rzeczy.

-Wrócisz na obiad? - odezwała się Anna, kiedy mąż pocałował ją w policzek.

-Tak.

Diana dostała całusa w głowę i Thomas zniknął we wnętrzu domu. Chwilę potem usłyszeli dźwięk odjeżdżającego samochodu.

Skończyli jeść śniadanie i Jared pomógł posprzątać ze stołu. Diana siedziała na leżaku w cieniu w ogrodzie. Słońce przyjemnie świeciło, wciąż było za wcześnie na południowe upały.

-Mamy jakieś plany na dziś? - zapytał Jared, który usiadł obok niej.

-Planuję pojechać do mieszkania Adama. Potem możemy ewentualnie zrobić sobie spacer, albo posiedzieć na kanapie. - Diana odwróciła głowę w jego stronę.

-Do Marthy. - Bardziej stwierdził niż zapytał.

-Chcę z nią porozmawiać o czynszu. Mieszka na twój koszt już wystarczająco długo. - Diana ponownie ułożyła twarz w kierunku korony drzewa, pod którym siedziała.

-Może warto odpuścić? - zasugerował ostrożnie.

-Nie ma opcji. Nie po tym co powiedziała wczoraj. - Diana była spokojna. Nawet nie uniosła głosu.

-A co powiedziała?

Diana spojrzała na Jared'a. Mierzyli się wzrokiem przez kilka sekund, a następnie odwróciła się.

-Wspomniała o Jake'u. - Jej głos był chłodny.

Parker zagryzł wargi. Nie umiał odpowiedzieć na ten argument. Wiedział, że Diana wciąż przeżywa stratę Jake'a i rozumiał ją, że tak emocjonalnie zareagowała na wzmiankę o nim. Nie mógł jej winić za uczucia, jakie żywiła.

Już miał powiedzieć coś łagodzącego sytuację, kiedy podeszła do nich Anna.

-Idę do sąsiadki na chwilę. Wrócę, żeby zrobić coś na obiad. - W ręce trzymała pudełko z ciastem weselnym i oboje natychmiast się domyślili, że będzie to raczej długie posiedzenie.

-Dobrze - odpowiedziała Diana.

-Jak coś jestem pod telefonem - rzuciła jeszcze Anna na odchodnym.

-Wygląda na to, że zostaliśmy sami - zauważyła kobieta.

-Tak - zgodził się Jared.

-To stwarza wiele możliwości.

-Masz coś konkretnego na myśli? - zapytał zaczepnie.

-Zabawne, że o tym wspominasz.

Dokładnie pięć minut później siedzieli przed telewizorem i oglądali premierę najnowszego odcinka serialu, który wspólnie zaczęli. Przez cały czas trwania odcinka, żadne nie odezwało się słowem. W skupieniu śledzili losy głównego bohatera.

-Miałeś rację - odezwała się Diana, kiedy pojawiły się napisy końcowe. -To przyrodnia siostra jest zabójcą.

-Nie mogło być inaczej. - Jared, aż puchł z dumy, że od początku wiedział, kto zabił.

-Nie mogę się doczekać następnego odcinka. Mam nadzieję, że jego ukochana przeżyje ten postrzał.

-Jakby umarła, byłoby bardziej dramatycznie - uznał Jared.

-A weź. - Diana obrzuciła go oburzonym spojrzeniem. -Ja wolę, żeby był Happy End.

Usłyszeli dzwonek do drzwi i spojrzeli na siebie zaskoczeni. Nie spodziewali się nikogo. Parker szybciej wstał z kanapy i poszedł sprawdzić kto przyszedł.

-Mamy gościa - powiedział Parker, prowadząc do salonu Ethan'a.

-Dzień dobry - przywitał się mężczyzna. -Jest pani Anna?

-Wyszła do koleżanki. Raczej nie ma co liczyć, że szybko wróci - odparła Diana, wciąż siedząc na kanapie.

-Mogłem zadzwonić wcześniej - westchnął Ethan.

-Jak się czujesz w roli męża? - zapytał Jared, by nie stać w ciszy.

-Całkiem normalnie. Nic się nie zmieniło. Słyszałem, że wy również wzięliście ślub.

-Tak - powiedziała zadowolona Diana, pokazując dłoń z obrączką.

-Słyszałem też o dziecku - dodał Ethan.

-To też prawda. - Tym razem odezwał się Jared.

-Gratuluję wam i ślubu i dziecka.

-Dziękujemy. Moja mama ci powiedziała? - zainteresowała się Diana.

-Nie, Martha - westchnął. -Odkąd wróciła z wieczoru panieńskiego nie mówiła o niczym innym.

Diana powstrzymała uśmiech satysfakcji.

-Szkoda, że nie mogliśmy porozmawiać na weselu. Nim zdążyliśmy do was dotrzeć, już was nie było.

-Tak, wcześnie wstaliśmy i szybko zmorzył nas sen - odpowiedział Jared.

-Próbowałem namówić Marthę, żeby wzięła cię na swoją druhnę. - Ethan zwrócił się do Diany. -Niestety nie dała się przekonać.

-Lepiej, że tak się stało - stwierdziła Diana.

-Tak - powiedział, lekko zmieszany Ethan. -Chciałem wam też podziękować za kopertę. Nie musieliście nam już nic więcej dawać.

Oboje spojrzeli na niego pytającym wzrokiem.

-Nic więcej? Nie rozumiem - odezwał się Jared.

Diana wstała z kanapy i podeszła do mężczyzn, stając obok Parker'a.

-No o waszym prezencie ślubnym dla nas - odparł równie zaskoczony Ethan.

-Jaki prezent? - zapytała Diana, starając się nie dopowiadać sobie reszty. Przecież takie sytuacje nie dzieją się w normalnym życiu.

-Mieszkanie, w którym aktualnie mieszkamy.

Jared poczuł jak Diana napina się niczym struna.

-Martha powiedziała, że dajemy wam mieszkanie Adama? - zapytała. Musiała to usłyszeć.

-Tak.

Diana poczuła się jakby wymierzono jej policzek. Martha właśnie osiągnęła szczyt szczytów. Koniec. Sprawę trzeba załatwić natychmiast.

Odwróciła się, by odejść, ale Jared zdążył złapać ją za nadgarstek.

-Gdzie idziesz? - zapytał stanowczo, zaciskając palce.

-Na górę - odpowiedziała dziwnie opanowana. Jej spokój zaskoczył ją samą.

-Co chcesz zrobić?

-Jeszcze nie wiem. Puść mnie - dodała mocno.

Jared przez chwilę patrzył jej w oczy, aż w końcu rozluźnił palce. Obserwował jak Diana rzeczywiście, idzie po schodach na piętro. Gdy usłyszał trzask drzwi do pokoju, wrócił do zakłopotanego Ethan'a.

-Nie wiem co powiedzieć - odezwał się. -Mogłem się domyślić, ale nie sądziłem, że Martha skłamie w takiej kwestii. - Mężczyzna potarł kark.

-Jak to uzasadniła? - Jared'a zaciekawiło co wymyśliła.

-Powiedziała, że mieszkanie i tak stoi puste. Było nam ciasno w poprzednim, więc po pogodzeniu się, postanowiliśmy się do niego wprowadzić. Zaczęliśmy planować ślub i wtedy powiedziała, że dajecie je nam w geście pojednania. Wtedy zdecydowaliśmy się sprzedać stare i dzięki temu, mogliśmy wyprawić tak duże przyjęcie. Jest mi wstyd.

-Rozumiesz, że w obecnej sytuacji... - Jared nie dokończył, słysząc silnik samochodu. Tchnięty dziwnym przeczuciem podszedł do okna sprawdzić, kto podjechał, ale okazało się, że jego samochód właśnie opuścił podjazd.

O, kurwa, pomyślał i wybiegł przez drzwi frontowe.

-Co się stało? - zapytał Ethan, który dołączył do niego.

-Diana zabrała mój samochód. Dzwoń do Anny - polecił szybko. -Teraz tylko ona może coś zdziałać.

Diana jadąc do Marthy jeszcze nie wiedziała co powie, ale była pewna, że nie wyjdzie stamtąd dopóki ona się nie wyniesie. Cieszyła się, że udało jej się wyjść niespostrzeżenie, bo dawało jej to choć chwilę przewagi, nad Jared'em, który nie pozwoliłby jej zakończyć sprawy tak jak chciała.

Nawet nie zauważyła, kiedy znalazła się na miejscu. Zaparkowała samochód i szybko weszła do bloku. Nie planowała pukać, wzięła z domu klucze.

No oczywiście, że wymieniła zamki, pomyślała, kiedy klucz nie zadziałał.

Nie mając innego wyjścia, zadzwoniła dzwonkiem. Drzwi otworzyła jej Angie.

-Ciocia Diana - powiedziała dziewczynka.

-Jest mama? - Diana weszła do środka mijając ją.

-Tak, pójdę po nią - zaoferowała Angie i pobiegła do jednego z pokojów.

Mina Marthy jasno świadczyła, że Diana nie była mile widziana.

-Chyba nie myślałaś, że ta rozmowa nas minie - oznajmiła Diana.

-Angie - odezwała się Martha. -Weź Philipa i wejdźcie do pokoju.

Dziewczynka natychmiast wykonała polecenia i razem z bratem zniknęła za drzwiami.

-Teraz mogę cię wysłuchać - oznajmiła Martha.

-Wysłuchać? - Diana uniosła wysoko brwi. -Tu nie ma nic do mówienia. Wynoś się z mieszkania. - Nie było sensu owijać w bawełnę.

-Co? - Martha zrobiła zaskoczoną minę.

-Masz wyprowadzić się z tego mieszkania - powtórzyła Diana. -Chyba nie myślałaś, że pozwolę ci tu mieszkać za darmo? Może moi rodzice pozwalają ci na sobie żerować, ale ja nie mam zamiaru.

-Mieszkanie jest moje - powiedziała Martha.

-Niby z jakiej racji? - Diana wciąż była spokojna. Nie sądziła, że istnieje możliwość, by zostało powiedziane coś co jeszcze bardziej ją zdenerwuje.

-Nie używaliście go. - Martha wzruszyła ramionami. -Anna powiedziała, że was przekona. Nam jest potrzebne znacznie bardziej.

Diana poczuła jak przyśpiesza jej tętno. To niemożliwe. Mama nigdy nie powiedziałaby czegoś takiego. Nie wpadłaby na taki pomysł. Na pewno nie dałaby się przekonać Marthcie do takiego szaleństwa.

-Kłamiesz - rzuciła Diana, wciągając głęboko powietrze.

-Możemy to łatwo sprawdzić.

Diana miała wrażenie, że Martha wiedziała, że już zdobyła nad nią przewagę. Uderzyła w punkt zapalny, który zawsze wywoływał wiele emocji. Mama.

-Pakuj swoje rzeczy i wynoś się. - Diana wróciła do głównego planu. Musiała skupić się na jednym, a nie dawać się wybić z równowagi. -Nie masz żadnych praw, żeby dalej tu przebywać. Jared jest właścicielem mieszkania, mogę się wyrzucić i zrobię to.

Martha wciąż stała w miejscu. Nie ruszyła się nawet o centymetr.

-Nie myśl, że żartuję. Zaraz wezwę policję - ostrzegła Diana i natychmiast zauważyła minimalną zmianę na twarzy kuzynki. Chyba w końcu zaczęło do niej docierać.

-Mam iść na ulicę? - zapytała z wyrzutem Martha. -Dobrze wiesz, że nie mam się gdzie podziać.

-Nic mnie to nie obchodzi.

-Mam trójkę dzieci.

Diana z niedowierzaniem pokiwała głową. Jakim trzeba być człowiekiem, żeby wiecznie zasłaniać się dziećmi?

-W takim razie, je też spakuj - powiedziała chłodno. Miała jasno wyznaczony cel i dążyła do niego. Nie miała zamiaru ulec ze względu na dzieci.

Martha patrzyła na Dianę z niedowierzaniem. Chyba pierwszy raz ktoś nie uległ czarowi dzieci. Po chwili twarz kuzynki przybrała zacięty wyraz. Widocznie również zamierzała walczyć.

-Jaki ty masz problem, kobieto?! - krzyknęła, podchodząc trochę bliżej.

-Ty jesteś problemem. Mam dość, że przyczepiłaś się do mojej matki. - Diana starała się opanować oddech.

-A może to ona przyczepiła się do mnie? - zapytała ironicznie Martha.

Diana wstrzymała oddech. Nie spodziewała się takich słów.

-Nie powiedziałaś tego! - Uniosła głos, podchodząc i stając z kuzynką twarzą w twarz. Dzieliły je teraz tylko centymetry.

-A czego spodziewałaś się po tym jak wyjechałaś i zostawiłaś rodziców samych? - Diana musiała zareagować dokładnie tak jak Martha chciała, bo kuzynka uśmiechała się z satysfakcją. -Zostałaś zastąpiona.

Diana otworzyła szeroko oczy, uświadamiając sobie prawdziwość jej słów. Dosłownie sekundę później, wściekła, złapała Marthę za dekolt bluzki.

-Na weselu mnie zaskoczyłaś, ale teraz się ciebie nie boję. - Martha odważnie patrzyła Dianie w oczy. -Myślisz, że cię nie uderzę, bo jesteś w ciąży? Doskonale pamiętam, że ty nie miałaś z tym problemu.

Diana przypomniała sobie zajście z grudnia. Kiedy po zniszczeniu skrzypiec Jared'a uderzyła Marthę w policzek. Wtedy był to tylko jeden ruch, w dodatku otwartą dłonią, teraz zanosiło się na regularną bójkę.

Mocnym szarpnięciem odepchnęła Marthę od siebie. Kuzynka wpadła plecami na ścianę, ale wciąż uśmiechała się zwycięsko. Diana walczyła sama ze sobą. Nie była głupia, ale zbyt wiele słów zostało wypowiedzianych. Jeśli teraz nie pokaże Marthcie, gdzie jej miejsce, może nie mieć nigdy więcej na to okazji.

-Dawaj śmiało - powiedziała Diana, unosząc ręce w gotowości do walki.

Martha spojrzała na nią z zaskoczeniem i niedowierzaniem. Jeszcze przed chwilą rwała się do wymiany ciosów, a teraz wahała się zrobić choćby krok.

-Serio masz zamiar się bić? W ciąży? - zapytała, odzyskując rezon.

-To wisiało w powietrzu już od dłuższego czasu.

Diana wiedziała, że Martha zachowywała się tak prowokacyjnie, by myślała, że z obawy o dziecko nie podejmie żadnego działania. Wiedziała też, że kiedy dojdzie do rękoczynów, rozłoży ją na łopatki w dwóch ruchach. Martha nigdy nie była zainteresowana nauką samoobrony. Była łatwym przeciwnikiem.

-Dobrze. - Martha podniosła pięści, kopiując ich ułożenie od Diany i rzuciła się do ataku.

Ledwo zdążyły się dotknąć, kiedy do mieszkania wpadli Jared, Ethan i Anna. Natychmiast rozdzielili walczące. Martha jeszcze się rzucała, przez co Ethan musiał złapać ją za nadgarstki, żeby się nie wyrwała. Mimo wszystko Diana była spokojna. Oddychała głęboko, mocno wtulona w tors Parker'a.

-Co wy robicie? - zapytała zdenerwowana Anna. -Ile wy macie lat, dziewczyny?

-Chciała mnie wyrzucić z mieszkania! - krzyknęła Martha, wyrywając w końcu ręce.

Diana odsunęła od siebie Jared'a i podeszła do matki.

-Czy to prawda, że obiecałaś jej przekonać Jared'a i mnie, żebyśmy oddali jej mieszkanie Adama? - zapytała, modląc się w duchu, by odpowiedź była przecząca.

Anna spojrzała nerwowo na Marthę i przełknęła ślinę. Jakby starała się odwieść moment odpowiedzi.

-Obiecałam, że z wami porozmawiam - przyznała ostrożnie Anna.

Diana poczuła jakby ktoś wbił jej sztylet w serce. Zamknęła ciężko oczy i wypuściła powietrze z płuc. Miała wrażenie, że została zdradzona. Uczucie to było tak dotkliwe, że odruchowo wyciągnęła rękę w kierunku Jared'a, który natychmiast złapał ją za dłoń.

-To zemsta, tak? - odezwała się w końcu, po dłuższej chwili milczenia.

-Co? - zapytała zaskoczona White.

-Mścisz się na mnie za to, że wyjechałam. Tak bardzo bolało cię to, że gdzieś daleko układam sobie życie, że postanowiłaś mnie zastąpić.

-Nie... - Anna próbowała przerwać córce, ale Diana nie dała się uciszyć.

-Wszystko co miało dla mnie znaczenie, co ma dla mnie znaczenie, pozwoliłaś jej przejąć. Każdy aspekt mojego życia został już nią skażony. Mam dość, mamo.

Anna płakała, Diana starała się powstrzymać łzy, a Martha patrzyła na całą sytuację i nie przejmowała się niczym.

-Diana... - Anna podjęła ponowną próbę.

Diana oparła się o ramię Jared'a. Zaciskała zęby, ale już nie była w stanie powstrzymać się od płaczu.

-Nie chcę was już nigdy więcej widzieć na oczy - powiedziała mocno. -Mieszkanie też możesz sobie zatrzymać. - Wyciągnęła stare klucze z kieszeni i rzuciła nimi o podłogę. Pęk odbił się i wylądował obok nóg Marthy. -Wracajmy do domu - zwróciła się do Jared'a.

Droga do domu rodziców Diany, minęła w ciszy. Diana wycierała łzy z twarzy i podciągała nosem, a Jared doskonale wiedział, że nie miała ochoty na rozmowy. Padło bardzo wiele ciężkich słów, a ich konsekwencje będą odczuwane przez jeszcze długi czas. To nie był odpowiedni moment na pocieszanie i zapewnienia.

Spakowali się nader szybko i na szczęście, Anna nie wróciła do domu, kiedy tam byli. Zapewne zdawała sobie sprawę, że najlepiej będzie jeśli wszyscy najpierw ochłoną. Wyjeżdżając z podjazdu minęli wracającego Thomas'a, który patrzyła na nich bardzo zaskoczonym wzrokiem. Jared skinął mu tylko głową i skupił się na drodze.

-Chciałabym wstąpić w jeszcze jedno miejsce zanim wyjedziemy - powiedziała Diana.

-Wiem, o którym mówisz - odparł Jared.

Stali nad grobem Adama, a Dianę ściskało w gardle. Czuła to, za każdym razem, gdy odwiedzała ten cmentarz. Tak wiele się zmieniło od daty wypisanej złotym tuszem. Wciąż brakowało jej przyjaciela, zwłaszcza w takich chwilach, ale zauważyła, że tęskniła trochę mniej. Czas zaczynał odciskać swoje piętno. Przyzwyczajał do nieobecności tych, którzy już odeszli.

Z posępnych rozmyślań wyrwała ją ciepła dłoń Jared'a, która zacisnęła się na jej palcach. Jedyny jasny promień w tych odmętach życia.

-Jesteśmy tu sami - powiedział Jared, patrząc na grób.

-Tak - przytaknęła, również nie odrywając spojrzenia od pomnika.

-Płacz, jeśli potrzebujesz.

Diana poczuła jak palce Parker'a mocniej ściskają jej rękę. Odpowiedziała równie mocnym uściskiem.

-Nie, już nie będę. - Oparła głowę na jego ramieniu i stali dalej w milczeniu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top