63.

W środę rano Jared jechał windą i nucił pod nosem piosenkę, którą usłyszał w radiu w drodze do pracy. Miał dobry humor. Udało mu się kupić obrączki z białego złota, a Diana zamówiła swój bukiet. Restauracją i tortem zajęła się Eryka i został tylko strój Diany, ale w to miał się nie mieszać, więc cierpliwie czekał, aż White załatwi sprawę. Wyglądało na to, że ze wszystkim się wyrobią na czas, co z początku uważał za wyczyn ponad ich siły.

Próbował wyobrazić sobie Dianę w sukni ślubnej, ale jakoś nie umiał zgadnąć jaki krój wybierze. Znał ją już jakiś czas, a jednak ta kwestia pozostawała dla niego zagadką. Rozłożysta czy puszczona prosto? Ozdobna czy gładka? Długa czy krótka? Nie ważne jaka decyzja zapadnie, wiedział, że Diana będzie wyglądała pięknie.

Drzwi windy otworzyły się i zobaczył Erykę wyraźnie czekającą na niego. Dłonie oparła na biodrach i tupała niecierpliwie nogą.

-Wreszcie jesteś - powiedziała, chwytając Jared'a pod ramię i ciągnąc go w kierunku jego gabinetu.

-Nie spóźniłem się - stwierdził Parker, sprawdzając godzinę na zegarku. -Mam jeszcze osiem minut.

-Mam dzisiaj bardzo napięty grafik, a muszę pokazać ci co wczoraj załatwiłam.

Jared przelotnie przywitał się z Emmą, która pracowała przy biurku Eryki, a dziewczyna uśmiechnęła się w odpowiedzi.

King dosadnie posadziła go na jego fotelu.

-Dlaczego tu jest tak ciemno? - zapytał, odkładając torbę z laptopem na biurko.

-Zasłoniłam żaluzje, żeby nie przeszkadzały - odpowiedziała Eryka, jakby było to coś oczywistego. Włączyła projektor, a obraz pojawił się na ścianie obok drzwi. -Zacznijmy.

Jared patrzył jak Eryka przerzuca kolejne slajdy, a do każdego mówiła jakieś dziesięć minut. Prezentacja zawierała zdjęcia i wszystkie informacje na temat restauracji, wybranego menu oraz tortu i alkoholu. Jared spodziewał się, że Eryka się postara, ale nie, że aż tak. Bał się jej przerwać, bo zapał i entuzjazm wręcz z niej kipiały.

-Jakieś pytania? - zapytała po zakończonej prezentacji.

-Zrobiłaś to wszystko wczoraj?

-Tak, a teraz wybacz, ale muszę się zbierać - powiedziała, sprawdzając godzinę.

-Dokąd?

-Jestem świadkową, muszę się pięknie prezentować, a co za tym idzie, potrzebuję oszałamiającej sukienki. Gdy już jesteśmy na tym temacie, kto jest twoim świadkiem?

Jared dopiero wtedy uświadomił sobie, że zapomniał o tak ważnej kwestii. Próbował coś szybko wymyślić, żeby Eryka nie domyśliła się prawdy, ale po jej minie już był w stanie powiedzieć, że doskonale zdaje sobie sprawę z jego zmagań.

-Czy to przedłużające się milczenie mam odebrać jako...

-Nie - przerwał jej szybko Jared. -Moim świadkiem jest Ed.

-O, dobrze. W takim razie do zobaczenia jutro.

-A praca? - przypomniał Parker. -Nie dałaś mi żadnych dokumentów.

-Dziś takimi rzeczami zajmuje się Emma. Od niej wszystkiego się dowiesz, ale w razie problemów jestem pod telefonem.

King podeszła do drzwi, kiedy Jared ją zatrzymał.

-Eryka.

-Tak? - Odwróciła się.

-Udanych zakupów.

Kobieta uśmiechnęła się szeroko.

-Właśnie takie będą.

Wyszła z gabinetu dziarskim krokiem, zabrała torebkę i pożegnała się z Emmą. Jared stanął obok biurka, przy którym siedziała McGarden i odprowadził King wzrokiem.

-Wyglądała na bardzo zdeterminowaną - odezwała się dziewczyna.

-Nie ma co do tego wątpliwości. Bardzo poważnie podeszła do kwestii ślubu.

-Oj, tak. Doświadczyłam tego na własnej skórze - westchnęła Emma.

-Mam nadzieję, że nie wycierpiałaś zbyt wiele.

-Cóż... próbując tortów zjadłam chyba dziesięć tysięcy kalorii, a od chodzenia dorobiłam się odcisków.

Jared odruchowo spojrzał na jej stopy i zauważył, że miała na sobie lekkie, płaskie baleriny, a pamiętał, że do tej pory chodziła w szpilkach.

-Przykro mi - odparł, naprawdę współczując dziewczynie.

-Nie ma czego. Pomijając drobne niedogodności było bardzo miło. Świetnie spędziłam czas.

Parker uśmiechnął się lekko. Eryce nie można było odmówić uroku osobistego i umiejętności zaskarbiania sobie sympatii innych ludzi.

-Eryka powiedziała, że dziś od ciebie dostaję dokumenty.

-Tak, oczywiście. Tu jest wszystko. - Emma podsunęła Jared'owi trzy segregatory.

-Dziękuję - powiedział i zabrał dokumenty. Poszedł do swojego gabinetu, musiał zrobić jeszcze jedną rzecz, zanim zajmie się pracą.

Diana myła szyby w salce do ćwiczeń w grupach, kiedy zobaczyła wchodzącego do siłowni Ed'a. Uprzedził, że spóźni się dwie godziny, bo musiał coś załatwić.

-Ed! - zawołała i pomachała do uśmiechającego się Rodriguez'a.

Zostawiła wszystko i poszła za nim do szatni.

-Słuchaj, mam do ciebie sprawę, a w zasadzie nie do ciebie, tylko do Max'a - oznajmiła na wejściu.

Ed zmarszczył brwi.

-Wiesz, że Jared dzwonił do mnie dziesięć minut temu?

-Co chciał? - zapytała ciekawa Diana. Jared nie wspominał jej o takich planach.

-Żebym został jego drużbą.

-Zgodziłeś się?

-Oczywiście, nie odmówiłbym. - Ed ściągnął bluzę i ubrał sportową koszulkę.

-Doskonale się składa, bo jak wcześniej wspomniałam, mam sprawę do Max'a - powiedziała podekscytowana Diana.

-O co konkretnie chodzi?

-Chciałabym, żeby trzymał nasze obrączki. Myślisz, że się zgodzi?

Ed uśmiechnął się lekko kpiąco.

-Co?

-Nie mnie powinnaś pytać o takie rzeczy, tylko Max'a. Ale jak go znam, to będzie w niebo wzięty. Jeśli chcesz możesz po pracy jechać ze mną i zapytać go osobiście - zaproponował Ed.

-Chętnie się przejadę. Czy Max wie o Jake'u? - zapytała po chwili.

Kąciki ust Ed'a opadły.

-Razem z Evą tłumaczyliśmy mu to dwie godziny. Wydaje mi się, że zrozumiał, ale może o niego zapytać.

-To nic. Jeśli trzeba będzie wytłumaczę mu to jeszcze raz. Dzięki, Ed.

-Nie ma sprawy, wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Dziś też zabierasz mi Evę? - zapytał zamykając szafkę.

-Tak. Wytrzymasz bez niej kilka popołudni, a ja potrzebuję drugiej opinii w czasie wybierania odpowiedniego stroju. To jest trudniejsze niż myślisz.

Wyszli z szatni na salę główną.

-Przymierzenie kilku sukienek na pewno nie jest takie skomplikowane.

-Przymierzenie nie, ale wybranie z nich tej jedynej, robi się znacznie trudniejsze.

-Dobra, nie będę się kłócił. Weź ją ze sobą, przecież musisz wyglądać pięknie. Poza tym zaraz masz ślub, więc zostały wam jeszcze maksymalnie trzy wyjścia.

-Pragnę ci tylko przypomnieć, że ty też odgrywasz ważną rolę, mam nadzieję, że masz elegancki garnitur czekający w szafie.

Ed nic nie odpowiedział, a Diana wiedziała, że nie było żadnego garnituru.  

W piątek rano Diana i Jared wstali o zwyczajnej porze. Zbliżający się ślub zagęścił atmosferę, przez co nie rozmawiali zbyt wiele, a już na pewno nie poruszali jego tematu. Ustalili, że zobaczą się w urzędzie, głównie Diana na to naciskała, bo jak twierdziła nie chciała, żeby Jared widział ją w sukni przed ślubem. Jednak prawda była taka, że do tej pory nie udało się jej kupić tej głupiej sukni.

Stresowała się tym, że nie zdąży na czas, że zaraz po przyjściu do pracy zwymiotowała. Wyszła z łazienki po dziesięciu minutach i musiała wypić prawie litr wody. Nie pamiętała, kiedy ostatnio się tak denerwowała. W pewnym momencie zauważyła, że trzęsą się jej ręce. Miała też mnóstwo myśli. Początkowe podekscytowanie stres zmienił w wątpliwości. Zaczęła doszukiwać się drugiego dna we wszystkim co usłyszała od Jared'a. A jeśli on tak naprawdę nie chciał ślubu, a wszystko co powiedział, było by nie sprawić jej przykrości? Sam nie wyszedł z taką propozycją, a jego zaskoczenie na jej słowa było wielkie. Pewnie okłamał ją, żeby nie czuła się głupio.

-Gotowa?

Usłyszała głos Evy, która właśnie weszła do szatni.

-Tak, już idę. - Diana wstała z ławki i starała się odgonić smętne myśli. Roiły się jej okropne pomysły, tylko dlatego, że nie miała sukni. Jared ją kochał i na pewno powiedziałby, gdyby coś mu nie pasowało. Prawda?

W tym momencie nienawidziła dobroci i wyrozumiałości Parker'a, bo wiedziała, że zrobiłby wszystko, żeby tylko ją zadowolić.

-Mamy całe sześć godzin na zakupy, przygotowanie i dojechanie do urzędu - mówiła Eva, gdy wychodziły z budynku. -Denerwujesz się?

-Nie. - Diana zaśmiała się nerwowo.

White miała nadzieję, że obejdzie się bez zwalniania wcześniej z pracy, ale gdy sytuacja zaczęła przybierać niekorzystny obrót, wiedziała, że tego nie uniknie.

Wybiła godzina trzynasta, a Diana i Eva wchodziły do piątego sklepu ze sukniami ślubnymi. Po zachowaniu Stillwell można było zauważyć, że i ona odczuwa presje czasu. White jednak żadna z przymierzanych sukienek nie pasowała. Jedne się źle układały, inne miały brzydkie zdobienia, kolejne były zbyt rozbudowane, następne uwydatniały jej brzuch.

-I jak? - zapytała z nadzieją Eva, kiedy Diana wyszła w kolejnej sukni.

-To wciąż nie ta - stwierdziła White, przeglądając się w lustrze.

Kiedy Diana weszła do przymierzalni, by ściągnąć suknie, Eva westchnęła i sprawdziła godzinę. Naprawdę musiały się śpieszyć. Zrobiła szybki rachunek, droga, odebranie kwiatów, przygotowanie się, nie miały czasu na bezsensowne przymiarki.

-Jeszcze jeden? - zasugerowała Diana ostrożnie. Wiedziała, że czas nie jest po ich stronie.

-Chyba nie mamy innego wyjścia - odparła Eva.

Kiedy wychodziły ze sklepu Diana spojrzała w bok i zatrzymała się, to co zobaczyła, zaparło jej dech w piersiach.

-Co się stało? - Eva, która dopiero po chwili zauważyła, że White została w tyle, podeszła do niej.

-Jakim cudem nie zauważyłam tego wcześniej?

Zegarek na ręce Jared'a wskazywał piętnastą pięćdziesiąt. Wszyscy siedzieli już na zarezerwowanej sali i czekali na urzędnika, Dianę oraz Evę.

Sala miała ściany w kolorze beżu, jasnego brązu i bieli ze złotymi dodatkami. Kwiaty i ozdobne krzesła dopełniały wystroju.

Niewielkie grono prezentowało się pięknie. Emma, która nie spodziewała się zaproszenia miała na sobie żółtą sukienkę w czarną kratkę. Rękawy sięgały jej połowy przedramion, a dekolt samej szyi. Ściągnięty materiał odsłaniał część prawego uda. Obok niej siedział David w grafitowym garniturze, który nie wydawał się przejęty późną godziną. Natomiast Eryka ubrana w granatową sukienkę do kolan z wyciętymi plecami i na cienkich ramiączkach, co chwilę patrzyła na zegarek. Musiała być tak samo zestresowana jak państwo młodzi. Ed stał trochę dalej z Max'em, obaj ubrani w czarne garnitury, i dawał synowi obrączki.

-Tylko proszę cię, nie zgub - powiedział przejęty Ed.

-No co ty, tato. - Max natomiast był zachwycony. Czuł się dorosły, skoro powierzono mu tak ważne zadanie. Doskonale wiedział, że w czasie ceremonii ma stać obok ojca i czekać na odpowiednią chwilę, by przekazać obrączki Jared'owi. Wszystko przećwiczył w domu i w myślach powtarzał cały proces krok po kroku. Nie było opcji, żeby zawalił. -Dam sobie radę.

Ed uśmiechnął się i poprawił synowi muszkę.

-Wiem - przyznał prostując się i patrząc w stronę Jared'a.

Pisał do Evy i zapewniła go, że będą na czas. Miał nadzieję, że dadzą radę.

Eryka wstała z krzesła i podeszła do Jared'a. Nie wypuszczała z rąk wiązanki, którą trzymała dla Diany.

-Stało się coś? - zapytała cicho.

-Dwadzieścia minut temu napisały, że będą. Zostaje nam tylko czekać.

-Nie denerwuj się.

-Ty też się nie stresuj. - Parker uśmiechnął się lekko, widząc bladość Eryki. -Myślisz, że Diana się rozmyśliła?

-Nie ma takiej opcji - odpowiedziała natychmiast King. -Diana by tego nie zrobiła. Chyba nie znam bardziej zawziętej osoby od niej. Jeśli coś obieca, to zrobi to.

-Masz rację.

-Wyglądasz wspaniale, Jared. - Kobieta starła niewidzialny pyłek z ramienia Parker'a i wygładziła nieistniejące marszczenia materiału. -Nie myślałam, że tak dobrze ci w całkowitej czerni. Widzę tu rękę Diany.

Jared parsknął lekko. Każdy element jego dzisiejszego ubioru, został wybrany przez White.

-Dziękuję, ty też wyglądasz pięknie.

Eryka sięgnęła ręką do upiętych włosów.

-Z grzeczności nie zaprzeczę.

Ostrożny żart lekko rozładował atmosferę.

Rozległ się dźwięk otwieranych drzwi i oczy wszystkich zwróciły się w kierunku wejścia na salę.

-Dzień dobry - przywitała się pani urzędnik i ruszyła w stronę swojego miejsca.

-Wciąż ma trzy minuty - powiedział Jared patrząc na zegarek.

Eryka spojrzała na męża, który prowadził rozmowę z Emmą. King wciąż miała trzy dni na podjęcie decyzji o wyjeździe. Mocniej zacisnęła dłonie na kwiatkach. Odebrała je na prośbę Diany. Już dwie godziny przed ślubem White wiedziała, że nie zdąży ze wszystkim, dlatego przekazała to zadanie Eryce. A niespodziewająca się tego King, wybiegła z domu w dresie, z wałkami na głowie i z tylko jedną zrobioną brwią. Ekspedientka w kwiaciarni starała się nie pokazywać swojego rozbawienia, ale po jej oczach można było z łatwością powiedzieć, że ledwo się jej to udawało. Bukiet z bordowych kwiatów był na tyle ważny, że Eryka zrobiła to bez gadania. Bardzo zależało jej, by wszystko wypadło jak najlepiej. Była gotowa na poświęcenia... właśnie, poświęcenia. Wciąż nie podjęła decyzji czy byłaby w stanie poświęcić to wszystko.

-Możemy zaczynać czy czekamy jeszcze na kogoś? - zapytała pani urzędnik Jared'a i Erykę.

-Brakuje nam panny młodej - odpowiedziała King.

-No, tak. Oczywiście. - Kobieta, widocznie zmieszana, wróciła na swoje miejsce.

-Chyba wzięła cię za moją narzeczoną - szepnął Jared.

Eryka zmarszczyła nos i pokręciła głową, śmiejąc się.

-Nie ona pierwsza - westchnęła King.

Eryka patrzyła jak jej zegarek wskazuję godzinę szesnastą. Czuła jak serce jej wali. Coś musiało być nie tak. Diana nie spóźniłaby się na własny ślub.

-Może wyjdę i zadzwonię? - zaproponował Ed, który podszedł do nich.

-Dobrze - zgodził się Jared.

Eryka spojrzała na Parker'a. Był blady i spięty. Wyglądał jakby miał ochotę rozluźnić muchę i odpiąć parę guzików koszuli albo po prostu zwymiotować.

Rodriguez zrobił tylko kilka kroków, kiedy drzwi ponownie się otworzyły i do środka wpadła zdyszana Eva. Idąc w szpilkach szybkim krokiem, minęła Ed'a uśmiechając się do niego i podeszła do Jared'a i Eryki. Miała różową sukienkę do połowy łydki. Góra przypominała krojem hiszpankę, dół był lekko rozkloszowany z warstwą tiulu, która nadawa całości lekkości.

-Jesteśmy - powiedziała.

-W końcu - odparła King podając jej kwiaty.

Eva wróciła za drzwi, by przekazać bukiet Dianie, a wszyscy zebrani zajęli swoje miejsca. Dosłownie chwilę później Stillwell zajęła miejsce obok David'a i Emmy. Czekali już tylko na Dianę.

Równo o szesnastej trzy, Diana weszła do sali. Zaskoczona Eryka spojrzała na Jared'a, który miał dokładnie taką samą minę jak ona. Dosłownie sekundę później zmieniła się ona w uśmiech.

Diana miała na sobie biały garnitur. Spod zapiętej marynarki wystawała biała koszula z czerwonym kołnierzem, który komponował się z wiązanką. Miała złote szpilki, które na stopie trzymał tylko jeden pasek, a drugi otaczał jej kostki. Włosy splotła w luźny warkocz, zostawiając kilka wolnych kosmyków. Pomimo makijażu, już na pierwszy rzut oka widać było, że jest blada. Szła równym krokiem, ale nie biła od niej pewność siebie, którą emanowała na co dzień.

Stanęła naprzeciw Jared'a. Pani urzędnik podeszła do nich. Wszyscy czekali na pierwsze słowa kobiety, ale kiedy wzięła ona wdech, by zacząć Diana ją powstrzymała.

-Da nam Pani chwilę? - zapytała urzędniczkę. -Zaraz wracamy.

Diana podała Eryce bukiet i łapiąc Parker'a za rękę, prawie wybiegli z sali. Zebrani patrzyli w ślad za nimi, nie wiedząc co powinni zrobić.

-Co teraz? - odezwała się urzędniczka.

-Dajmy im tą chwilę - odpowiedziała spokojnie Eryka.

Tylko z miny Ed'a mogła wyczytać, że podziela jej zdanie. Znał Dianę tak samo dobrze, jak ona Jared'a.

-O co chodzi? - zapytał bardzo zaskoczony Jared, kiedy znaleźli się za drzwiami.

-Musimy porozmawiać - powiedziała Diana. Było słychać jak łamie się jej głos.

-Teraz?

-Tak.

-O czym?

-Czy ty naprawdę chcesz się ze mną ożenić? - Diana spojrzała na niego oczami pełnymi łez.

-Oczywiście, że tak - odpowiedział szybko Jared. -Skąd ci coś takiego w ogóle przyszło do głowy?

-No, bo to wszystko było moim pomysłem, a ty jesteś taki dobry i wiem, że zrobisz dla mnie wszystko - mówiła White starając się nie rozpłakać. -A ja nie chcę, żebyś brał ze mną ślub dlatego, że ja to wymyśliłam. Nie chcę cię do niczego zmuszać. - Diana nie była w stanie dłużej powstrzymywać łez.

-Nie mam pojęcia jak doszłaś do takich wniosków. Mam nadzieję, że to przez stres.

-Nie nalegałam zbyt mocno? Może czułeś się przymuszony przeze mnie? - Diana wycierała oczy, starając się nie rozmazać makijażu.

-Ja bałem się, że mój pomysł z restauracją to zbyt wiele. Chciałaś małe przyjęcie.

-Chyba żartujesz. To był strzał w dziesiątkę. Cieszę się, że to zaproponowałeś - powiedziała uśmiechając się przez łzy. -Odniosłam wrażenie, że ty wolałbyś duże przyjęcie, a ja ci to odebrałam. - White schowała twarz w dłoniach.

-Dobrze jest tak, jak jest. Małe grono, tylko najbliżsi. Jestem tu i robię to wszystko dlatego, że chcę. Kieruje mną czysty egoizm.

-Przecież ty nie potrafisz być egoistą - zauważyła Diana.

-A jednak. - Jared uśmiechnął się. -Dobrze, że ta paskudna cecha wyszła przed ślubem. - Uniósł jej podbródek. -Chcesz mnie za męża?

-Przecież wiesz, że tak. - Diana ostrożnie wytarła twarz.

-A ja chcę ciebie za żonę. Kocham cię, Diana. Rozumiesz? Chcę spędzić z tobą resztę życia. Więc wejdź ze mną do tej sali i pobierzmy się. Dobrze?

White pokiwała głową, podciągając nosem. Parker objął dłońmi jej policzki i pocałował ją w usta.

-Mam nadzieję, że rozgoniłem wszystkie twoje wątpliwości - powiedział, kiedy się od siebie odsunęli.

Diana uśmiechnęła się na potwierdzenie, a w jej oczach pojawiła się pewność siebie i uczuć Jared'a do niej.

-Pewnie cała się rozmazałam - mówiła, wycierając policzki z resztek łez.

Parker złapał się za kieszenie na klatce piersiowej, po bokach marynarki, spodni i nawet za te na tyłku, ale nie miał ani jednej chusteczki. W końcu zauważył swoją poszetkę i bez wahania podał ją Dianie. White zaśmiała się widząc co zrobił Jared i przyjęła chustkę. Wytarła twarz i odetchnęła z ulgą.

-Strasznie się spociłam od tego wszystkiego - westchnęła rozpinając marynarkę. Okazało się, że koszula jest na grubych ramiączkach. Bez większego zastanowienia Diana wytarła sobie pachy poszetką Jared'a, a następnie po prostu mu ją oddała.

Zaskoczony Parker wziął chustkę i schował ją do bocznej kieszeni spodni. Nie był w stanie odpowiedzieć na pytanie dlaczego to zrobił. White poprawiła marynarkę ponownie ją zapinając, upewniła się, że włosy wyglądają dobrze i wzięła głęboki wdech.

-Jestem gotowa - oznajmiła. -Jak wyglądam?

-Pięknie - odparł Jared.

-W takim razie możemy wziąć ślub. - Diana wzięła Parker'a pod ramię i weszli do sali.

Kiedy tylko drzwi się otworzyły, wszyscy zajęli swoje miejsca. Podczas tego wejścia White była pewna siebie, a oboje nie wydawali się już tak spięci. Podeszli do urzędniczki razem i zaczęła się ceremonia.

W czasie przysięgi Eva i Emma wydawały się rozczulone, David uśmiechał się, Ed był spokojny i martwił się, żeby Max nie zapomniał o swoim zadaniu. Za to Eryka zagryzała wargi, by się nie popłakać. Max doskonale wiedział, kiedy ma wejść do akcji i zrobił to bezbłędnie. Podał Jared'owi obrączkę, którą ten wsunął Dianie na palec.

Parker widząc walczącą ze sobą Erykę i szczęśliwą minę Diany, nie mógł powstrzymać łez. Kiedy White zakładała mu obrączkę, musiał wytrzeć wolną ręką oczy.

-Co? Już żałujesz?

Pytanie Diany wywołało uśmiech na twarzach wszystkich.

Szczerząca się od ucha do ucha Diana zarzuciła Jared'owi ramiona na szyję i pocałowała go. Zupełnie jakby byli sami. Nic innego się nie liczyło.

Eryka już nie miała sił na walkę. Płakała i chusteczką starała się utrzymać makijaż w dobrym stanie. W czasie dopełniania formalności, przez łzy ledwo widziała dokumenty, które podpisywała. Kiedy wychodzili z urzędu David objął ją ramieniem i pocieszył. Przypomniała sobie ich ślub, był równie wzruszający i wiedziała, że nie byłaby w stanie rozstać się z mężem na pięć lat. Po tym co zobaczyła, wiedziała też, że nie zostawiłaby dotychczasowego życia. Została tylko jedna opcja.

-David - zwróciła się do męża.

-Tak? - Mężczyzna spojrzał na nią.

-Podjęłam decyzję odnośnie wyjazdu - oznajmiła, a David się zatrzymał.

-Czy to odpowiedni moment?

-Lepszego nie będzie.

Eryka wzięła męża za rękę i spojrzała mu w oczy.

-Nie chcę zostawiać cię samego w Chinach...

-Czyli... - David przerwał żonie.

-Daj mi skończyć - Eryka przerwała jego przerwanie. -Ale nie chcę też stąd wyjeżdżać. Za dużo rzeczy mnie tu trzyma.

-Więc co zamierzasz zrobić? - Tym razem David nie dał się uciszyć.

-Najbardziej egoistyczną rzecz jaką można.

Mężczyzna uniósł wysoko brwi.

-Zrezygnuj z tego projektu. Po prostu powiedz szefowi, że nie chcesz jechać. Cokolwiek byle tylko zostać tutaj ze mną. Niech wybiorą kogoś innego na twoje miejsce. Wybacz, że oczekuję od ciebie rezygnacji z tak wielkiej szansy jaką stwarza ten projekt.

Była gotowa na falę zasłużonych pretensji i wyrzutów, które się jej należały i które ona sama by wygłosiła, gdyby sytuacja była odwrotna. Zamiast tego usłyszała głośne:

-Tak!

David objął ją mocno, a ona zaskoczona nie była w stanie wydusić słowa.

-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że to powiedziałaś.

-Chyba nie rozumiem.

-Mi też się nie uśmiechała przeprowadzka do Chin i rozłąka z rodziną i przyjaciółmi. Dobrze mi przy tobie. Teraz z czystym sumieniem będę mógł powiedzieć szefowi, że nie pojadę. Kocham cię, Eryka. Zawsze wiesz czego potrzebuję. - David namiętnie pocałował żonę. -Nie interesuje mnie ten kontrakt, ani te pieniądze. Ty jesteś całym moim światem.

-Dawno nie mówiłeś mi takich rzeczy - zauważyła Eryka. -A skoro już o tym rozmawiamy, chciałabym powiedzieć jeszcze jedną rzecz.

-Co tylko chcesz.

-Projekt jest paskudny. Nigdy nie widziałam tak brzydkiego budynku.

-Wiem - odparł szeroko uśmiechnięty David. -Mi też się nie podoba. Dołączymy do reszty? Obiło mi się o uszy, że ma być świetne menu i nie chciałbym przegapić przystawek.

-Chodźmy.

Gdy już znaleźli się w restauracji Diana podeszła do Eryki.

-Na pewno żadne z dań nie ma orzechów? - zapytała ściszonym głosem.

-Zadbałam o to. Zapisałam to wielkimi, czerwonymi literami na zamówieniu i dzwoniłam dwa razy, żeby przypomnieć. Zapewniali, że nic nawet obok nich nie leżało - odpowiedziała King, starając się nie patrzeć w stronę Jared'a. Nie musiał wiedzieć, że rozmawiają o nim.

Zjedli posiłek w miłej atmosferze przy okrągłym stole. Diana i Eva opowiedziały historię przygotowań i dlaczego wszystko zajęło im tak długo. Rozmowa była żywa i przeplatana śmiechem.

-Szkoda, że są tylko dwie niezamężne kobiety. Chciałam rzucić bukietem - westchnęła Diana, patrząc na swoją wiązankę. -Eva, nie potrzebujesz jej przypadkiem?

Stillwell spojrzała na Ed'a, który prawie zakrztusił się sokiem. Kiedy doszedł do siebie, lekko pokręcił przecząco głową. Eva posłała mu ostre spojrzenie.

-A wiesz co, Diana? W zasadzie chętnie ją wezmę.

Ed poluzował krawat i wstał, przyciągając uwagę reszty.

-Jako, że pełnię zaszczytną rolę świadka, mam obowiązek wznieść toast za państwa młodych. - Zebrani wstali i wzięli swoje kieliszki. -Znam was już jakiś czas i nie spotkałem dwóch innych osób, które byłby zdolne podjąć decyzje o tak nagłym ślubie.

Diana i Jared spojrzeli na siebie, uśmiechając się porozumiewawczo.

-Wasza miłość i oddanie są inspirujące. Trzeba jednak przyznać, że to prawdziwy cud, że pomimo tak różnych charakterów, znaleźliście w sobie drugą połówkę. - Wszyscy zgodnie pokiwali głowami. -Udowadniacie, że będąc razem można przebrnąć przez wszystkie przeciwności losu. Życzę Wam długiego, spokojnego życia, szczęścia i miłości. Za państwa młodych.

Goście wypili toast.

-Pięknie powiedziane - odezwała się Eva, do Rodriguez'a.

-Nie przesadziłem? - zapytał przejęty Ed.

-Nie, było idealnie.

-Nie siadajcie jeszcze - powiedział Jared. -Ja też wzniosę toast. Chcę podziękować wszystkim tutaj zebranym. Wasza obecność wiele dla nas znaczy. Szczególne podziękowania należą się Eryce, która zajęła się organizacją dzisiejszego, że tak to nazwę, przyjęcia. Bez ciebie nie dalibyśmy rady. Jesteś wspaniała. - Eryka uśmiechnęła się lekko zawstydzona. -Za Erykę. - Jared uniósł kieliszek, a reszta poszła za jego przykładem.

Po wypitym toaście usiedli na krzesłach. W oczach King błyszczały zbierające się łzy.

-Nie spodziewałam się, że tyle wypłaczę jednego dnia - mówiła wachlując dłońmi twarz, by wysuszyć oczy. W ciągu paru godzin była świadkiem ślubu Jared'a i Diany oraz w końcu zrzuciła z barków ciężar. Już nie musiała się zadręczać podjęciem trudnej decyzji. Cała ta ulga spowodowała, że rozkleiła się.

-Wyjeżdżacie gdzieś na miesiąc miodowy? - zapytała Emma.

-Nie, w poniedziałek wracamy do pracy - odpowiedziała Diana. Poznała McGarden dosłownie półtorej godziny temu, ale polubiła ją. Utwierdziła się w swojej sympatii, gdy zauważyła, że Eryka także ją lubi, a nikt tak dobrze jak ona, nie znał się na ludziach.

-Nie będzie romantycznej podróży?

-Z nim zawsze jest romantycznie. - Diana pocałowała Jared'a w policzek.

-Skoro już jesteśmy przy przemowach muszę powiedzieć coś, co powinienem był powiedzieć dawno temu. - Parker wstał i odchrząknął.

Wszyscy spojrzeli na niego zaciekawieni, a najbardziej zaskoczona to chyba była Diana, która dopiero, gdy zauważyła, że Jared patrzy głównie na Erykę, zrozumiała o co chodzi.

-Diana i ja spodziewamy się dziecka.

Połowa stołu, która wiedziała wcześniej, złożyła gratulacje, natomiast reszta, próbowała to przetrawić. Emma zakryła dłonią otwartą buzie, David uśmiechnął się i pogratulował, a Eryka najpierw miała bardzo zdziwioną minę, potem wysoko uniesione brwi zamieniły się na szeroki śmiech, a następnie kąciki ust zaczęły jej opadać i rozpłakała się. Schowała twarz w dłoniach i nic nie mówiła. Siedziała tak chwilę i w końcu Jared podszedł do niej. Położył jej dłoń na ramieniu, a Eryka rzuciła się mu na szyję. Parker objął ją i głaskał po plecach. Diana dołączyła do uścisku, a King objęła ją drugim ramieniem. Stali tak krótką chwilę.

-Jestem taka szczęśliwa - powiedziała Eryka, podciągając nosem. -To chyba dla mnie za dużo jak na jeden dzień.

-Skoro wszyscy już wiedzą, nie ma sensu dalej się ukrywać - stwierdziła Diana i rozpięła marynarkę.

Eryka spojrzała na jej brzuch i spoważniała. Odwróciła twarz w stronę Jared'a i zmrużyła oczy.

-Jak długo trzymałeś to przede mną w tajemnicy?

Parker otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Diana go uprzedziła.

-To już dziewiętnasty tydzień.

-Jared'ie Parker jak mogłeś mi nie powiedzieć? - zapytała oddzielając każde słowo.

-Nie mam nic na swoją obronę - przyznał Jared.

-Całe szczęście, bo i tak nie jestem w nastroju, żeby słuchać twojego tłumaczenia się. - Eryka odwróciła się w stronę Diany i ponownie zarzuciła jej ramiona na szyję. -Za to ciebie kocham.

Kiedy emocje trochę opadły i wszyscy wrócili do stołu, Eryka zauważyła, że w kieliszku Diany jest woda gazowana. Nie odróżniała się zbytnio od białego szampana, dlatego do tej pory nie zwróciła na to uwagi.

Była godzina dwudziesta trzecia, gdy Jared i Diana leżeli na łóżku, zwróceni w swoją stronę. Dzień pełen emocji sprawił, że nie chciało im się nawet przebrać, tak więc leżeli w garniturach i patrzyli sobie w oczy.

-Naprawdę to zrobiliśmy. Jesteśmy małżeństwem - powiedział Jared.

-Szaleństwo, co nie? - odezwała się Diana.

-To nasza noc poślubna - zauważył.

-Rzeczywiście - uśmiechnęła się kobieta.

-Chcesz się kochać?

-Nie, nie dziś. Mam ochotę tak leżeć przez sto lat. Patrząc na ciebie i mieć świadomość, że jesteś moim mężem. - Dotknęła dłonią policzka Jared'a i przejechała kciukiem po jego dolnej wardze.

-Całe szczęście - westchnął z ulgą. -Jestem zbyt zmęczony.

-To czemu proponujesz? - zaśmiała się Diana.

-Bo jesteś moją żoną i zrobiłbym dla ciebie wszystko. Żona. Moja żona. To brzmi trochę dziwnie.

-Też się będę musiała przyzwyczaić do zwrotu: mój mąż. Nie sądziłam, że kiedykolwiek wyjdę za mąż.

-Nie przypuszczałem, że spotkam kobietę, której będę chciał się oświadczyć. A potem pojawiłaś się ty.

-I teraz możesz mi mówić: pani Parker.

Jared parsknął śmiechem.

-Dzisiejszy dzień był idealny - dodał.

-Nie przeszkadzało ci, że nie założyłam sukni? Bardzo długo szukałam odpowiedniej, ale nie znalazłam żadnej, która choć odrobinę by mi pasowała.

-Absolutnie nie, Diana - powiedział szybko Jared. -Gdy weszłaś do sali, to aż wstrzymałem oddech. Zastanawiałem się jaką suknie mogłabyś wybrać, a potem uświadomiłem sobie, że nie mam pojęcia co wymyślisz. Zaskoczyłaś mnie dokładnie tak, jak się tego spodziewałem. Nie przypuszczałem tylko, że wytrzesz sobie pachy moją poszetką - podsumował złośliwie.

-Przepraszam cię za to. Kupię ci nową - mówiła śmiejąc się. -Nie mam pojęcia dlaczego to zrobiłam.

Jared nie wyglądał na złego z powodu chustki.

-Wiesz co sobie uświadomiłem?

Diana milczała czekając na kontynuację.

-Doszedłem do wniosku, że jesteśmy szaleni.

-My? Niemożliwe? - odparła próbując zachować powagę. -Dlaczego tak myślisz?

-Na rocznicę naszej znajomości urodzi się nam dziecko. Warto też wspomnieć, że wzięliśmy ślub po kilku miesiącach od pierwszego spotkania.

-Masz rację. Jesteśmy szaleni. - Diana uniosła się i oparła na łokciu. -Nawet nie wiesz jak mi z tym dobrze. - Nachyliła się nad Jared'em i pocałowała go. Potem położyła się bardzo blisko niego i objęła go mocno.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top