62.
Jared zmęczony dniem i wszystkimi jego atrakcjami, wrócił do domu. Odłożył torbę z laptopem i ściągnął marynarkę,wieszając ją na oparciu fotela i usiadł na kanapie. Planował zrobić obiad dla Diany, która powinna wrócić za jakąś godzinę, ale najpierw musiał chwilę odpocząć. Położył się. Nie zrobił jedynej rzeczy jakąś sobie zaplanował, dzień nie należał do najbardziej udanych. Eryka wciąż nic nie wiedziała, a praktykantką została córka największego konkurenta. Czy jego życie nie może być choć przez chwilę spokojne?
-Jared!
Obudziło go wołanie Diany. Poderwał się i zderzyli się czołami. Złapali się na głowy, Diana klęczała przy brzegu kanapy, odsunęła się trochę i pozwoliła mu usiąść.
-Dobrze się czujesz? - zapytała.
Jared przetarł czoło i twarz dłońmi i przeczesał palcami włosy. Odetchnął głęboko i spojrzał White w oczy.
-Tak, po prostu zasnąłem.
-Na pewno? Może twoje serce znów zaczęło nawalać? Chcesz jechać do lekarza? Pojedźmy. Zrobią ci badania i wszystko będziemy wiedzieć.
Parker uśmiechnął się lekko.
-Nie trzeba. Czuję się dobrze, a moje serce ma się jeszcze lepiej.
-Jesteś pewny? Od zabiegu nie zdarzyło ci się spać w ciągu dnia.
-Jestem pewny. Wróciłem zmęczony z pracy i to wszystko. - Jared wstał z kanapy, a Diana poszła za jego przykładem. -Zaraz zrobię nam coś do jedzenia.
-Nie - zdecydowała White. -Dziś ja zrobię obiad, a ty sobie odpocznij.
Jared odpuścił, nie było sensu kłócić się o taką drobnostkę.
Był już późny wieczór, kiedy siedzieli na kanapie i Parker próbował znaleźć coś do oglądania. Diana siedziała obok niego i cierpliwie czekała, aż zapadnie decyzja.
-I jak Eryka przyjęła wieści? - zapytała White.
Jared odłożył pilot na stolik i odwrócił się do Diany.
-Nie powiedziałem jej - przyznał. -Nie było okazji - dodał szybko, widząc jej minę. Opowiedział przebieg całego dnia, wytłumaczył sytuację z Emmą i dopiero wtedy White odpuściła. Rozumiał jej niezadowolenie, bo on też chciał, żeby Eryka już wiedziała.
-Może nie ma tego złego... - westchnęła Diana, a Jared spojrzał na nią pytająco. Jeszcze bardziej się zdziwił, gdy White usiadła prosto i przybrała poważną minę. -Myślałam o tym przez cały dzień - zaczęła.
-O czym? - Parker'owi zrobiło się nieswojo. Zawsze kiedy Diana robiła taki wstęp, mógł się spodziewać czegoś ważnego. -Coś z dzieckiem?
-Nie, to nie dotyczy dziecka, tylko nas.
-Wcale mnie to nie uspokoiło. - Jared próbował żartować, ale jak zauważył, nie przyniosło to żadnych skutków.
-Zaczęłam się zastanawiać nad tym, gdy przed pracą poszłam do sklepu po czekoladę. Oświadczyłeś się mi i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa, ale ja chcę więcej. Więcej ciebie i więcej nas, tym bardziej, że niedługo będzie jeszcze ktoś. Więc dochodząc do konkluzji mojej wypowiedzi... pobierzmy się.
Jared zaniemówił. Dosłownie nie wiedział co powiedzieć. W ogóle nie spodziewał się czegoś takiego. Odetchnął kilka razy, by pozbierać myśli.
-Do tej pory nie rozmawialiśmy o ślubie - wydukał wreszcie.
-Wiem, że to nagłe, mam nadzieję, że nie zmieniłeś zdania i nadal chcesz mnie za żonę.
-Tak, oczywiście, że tak - przyznał szczerze. -Nie o to chodzi, po prostu jestem bardzo zaskoczony. Myślałem, że chcesz poczekać, aż dziecko się urodzi.
-Pobierzmy się znacznie wcześniej.
-To znaczy kiedy?
-Teraz, zaraz, kiedy tylko się da. - Głos Diany wydawał się nabierać ekscytacji.
Jared widząc entuzjazm Diany, nie mógł opanować uśmiechu. Choć na początku propozycja była niespodziewana, teraz podchodził do niej chętnie. Nie mógł sobie wyobrazić większego szczęścia, niż Diana jako jego żona. Matka ich dziecka.
-Nie wiem czy tak szybko zdążymy wszystko przygotować - przypomniał sobie stery magazynów ślubnych, które przyniosła mu Eryka. Samo przejrzenie ich i wybranie czegoś, zajmie kilka dni. -Rezerwacja sali, zaproszenie gości - zaczął wymieniać.
-A kogo interesuje sala i goście? - podsumowała Diana. -Wystarczysz mi tylko ty. Weźmy ślub cywilny.
-Nie chcesz całej rodziny?
-Nie. Nie potrzebuje publiki.
-Dobrze - zgodził się Jared. -Zróbmy to.
-Naprawdę? - zapytała Diana, nie mogąc uwierzyć w jego słowa.
-Tak.
White rzuciła się mu na szyję.
-Kocham cię - mówiła, całując go.
-Nawet jeśli to ślub cywilny, to potrzebujemy kilka rzeczy. Ja mam już garnitur, ale ty nie masz sukni. Poza tym obrączki, kwiaty dla ciebie i termin w urzędzie.
-Masz rację.
-Ponad to, mam jeden warunek. No, może dwa - odezwał się Parker.
-Słucham. - White przybrała skupioną minę.
-Chcę, żeby kilka osób wzięło udział w naszym ślubie.
Diana kiwnęła głową na zgodę i pozwoliła mu kontynuować.
-A mój drugi warunek, chcę żeby Eryka była twoją druhną.
White uśmiechnęła się szeroko i pocałowała Jared'a.
-Wiesz, że i tak bym to zaproponowała? Kogo jak kogo, ale jej na naszym ślubie nie może zabraknąć - powiedziała zadowolona.
Parker był również szczęśliwy jak ona. Może wolałby, żeby to on pierwszy zaproponował ustalenie daty ślubu, ale Diana nie byłaby sobą, gdyby go w czymś nie ubiegła. Dziękował bogu, że przynajmniej pierwszy zdążył się oświadczyć.
-W takim razie urząd i obrączki zostaw mi - stwierdził Jared. Musieli podzielić się obowiązkami jeśli chcieli zdążyć. Oboje wiedzieli, że w urzędzie nie będą musieli czekać długo.
-Więc ja zajmę się strojem dla siebie i kwiatami.
-Gości zaprosimy jak już poznamy datę.
-Idealnie.
Natychmiast zajęli się sprawdzaniem ofert w internecie. Jared nie mógł zadzwonić do urzędu, bo godziny pracy już dawno minęły, ale na stronie internetowej jubilera znalazł całkiem ładne obrączki. Przeglądając inne strony naszła go pewna myśl.
-Dlaczego zaczęłaś myśleć o ślubie? - zapytał, siedzącą obok Dianę, która była pochłonięta telefonem.
-Zgaduję, że chodzi o inne powody, niż moja miłość do ciebie. - White podniosła wzrok znad wyświetlacza i spojrzała na Jared'a. -Szłam po czekoladę i tak jakoś pomyślałam, że fajnie by było jakby dziecko urodziło się w naszej rodzinie. Nie zrozum mnie źle, bo nie mając ślubu nadal jesteśmy rodziną, tylko chodzi mi o to, że... Nie wiem czy dobrze ubiorę to w słowa. Kiedy mi się oświadczyłeś, powiedziałeś, że nie robisz tego dlatego, że jestem w ciąży, że robisz to, bo tego chcesz. I chcę, żebyśmy wzięli ślub na tej samej zasadzie. Nie dlatego, że będziemy mieli dziecko, ale dlatego, że oboje tego chcemy. Kocham cię najbardziej na świecie i chcę spędzić z tobą resztę życia. Mam nadzieję, że to co powiedziałam jest zrozumiałe. - Diana skończyła, a na jej policzkach pojawiły się lekkie rumieńce.
-Jak najbardziej. - Jared uśmiechnął się, słysząc jej słowa.
Eryka wyszła z windy z zamyśloną miną. Czas uciekał, a ona wciąż nie podjęła decyzji odnośnie wyjazdu. Co gorsze, nawet nie była blisko. Zaczęła czynić pierwsze przygotowania do wyjazdu, szkoląc swoje ewentualne zastępstwo w firmie, ale na tym wszystko się kończyło. Podczas rozmowy z Victorem, chłopak dał jasno do zrozumienia, że nie ma zamiaru nigdzie wyjeżdżać. Robert i Hubert również okazali się niezbyt pomocni przy podjęciu decyzji, cały czas powtarzali, że sama musi zdecydować. Wyglądało na to, że w razie wyjazdu będzie musiała wszystko zostawić, ale nie chciała zostawiać David'a samego w obcym kraju, gdzie nawet nigdy nie był. Wizyta raz na parę miesięcy naprawdę jej nie zadowalała, nie po to brała ślub, żeby teraz przez pięć lat być z dala od męża. W dodatku David nie starał się jej nic ułatwić. Prawie w ogóle nie rozmawiali na temat wyjazdu, a kiedy Eryka zaczynała, on szybko urywał rozmowę. Chodził zamyślony i milczący. Eryka już miała mu zrobić o tym pogadankę, ale przypomniała sobie, że przecież David również walczy ze sobą. Wciąż nie wybrano ostatecznego architekta, który ma polecieć, ale on znajdował się na samym początku listy. Kiedy czwartego maja umowa zostanie podpisana, David również będzie musiał zostawić wszystko i wyjechać.
Zmęczona już całą tą sytuacją odłożyła torebkę na biurko i powiesiła marynarkę na wieszaku. Usiadła na krześle i usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości. Po sprawdzeniu telefonu okazało się, że to Jared, który poinformował ją, że dość mocno się spóźni. Eryka uniosła wysoko brwi. Nie mogła powiedzieć, że Parker nigdy się nie spóźniał, ale zdarzało mu się to rzadko, a mocne spóźnienia były czymś nowym. Zazwyczaj w takich momentach w ogóle nie przychodził do pracy. Zaczynała już układać teorie spiskowe, które zostały przerwane przez dźwięk zatrzymującej się windy. Chwilę potem na korytarzu pojawiła się Emma ciągnąca za sobą dwie wielkie walizki, dużą torbę miała przerzuconą przez ramię, a podręczna torebka wisiała jej na szyi. Tachała to wszystko krocząc w butach na wysokim obcasie i Eryka nie mogła nie popatrzeć na to z uznaniem.
-Dzień dobry - przywitała się Emma, odstawiając walizki. -Miałam nadzieję, że znów uda mi się dotrzeć pierwszej. - Uśmiechnęła się zdejmując torbę z ramienia. -Mogę zostawić to tutaj pod bokiem? Jeśli będą przeszkadzały, to wyniosę je gdzieś indziej.
-Nie ma problemu, mogą zostać pod ścianą. - Eryka zmierzyła okiem rozmiary bagażu i musiała przyznać, że nawet jej nie zdarzyło się spakować tyle rzeczy naraz.
-Wyprowadziłam się z domu - oznajmiła Emma, widząc wzrok King.
-Wygląda mi to na dość nagłe posunięcie. Masz gdzie się zatrzymać?
-Tak, po pracy odbierze mnie mój chłopak. Zamieszkam z nim. - Emma mówiła lekkim tonem, jakby to, co właśnie się działo było najzwyklejszą rzeczą na świecie.
Erykę aż skręcało z ciekawości, ale znała tą dziewczynę niecałe dwa dni i wciąż było za wcześnie, by zasypać ją gradem pytań. Musiała poczekać jeszcze trochę i lepiej poznać praktykantkę.
-Pan Parker już jest?
-Nie, dziś się spóźni. Jak to napisał, dość mocno. Myślę, że nie ma co się go spodziewać przed dziesiątą.
-Coś się stało? - Emma wyciągnęła z torebki identyfikator i zawiesiła go sobie na szyi.
-Raczej nie. Gdyby to było coś poważnego, zadzwoniłby do mnie wczoraj. Na pewno wszystko bym już wiedziała. To coś nagłego, ale niezbyt ważnego. Co? - zapytała uchwytując spojrzenie Emmy.
-Nic, po prostu zastanawiam się skąd możesz to wiedzieć.
-Gdy pracuje się z jedną osobą tyle czasu i jest się w tak bliskich zażyłościach... - Do Eryki właśnie doszło jaki wydźwięk mają jej słowa.
Emma zakryła dłonią zdziwioną minę, a King żachnęła się.
-Nie, to nie tak - zaczęła szybko -mnie i Jared'a nie łączą żadne bliskie relacje. Razem pracujemy i w ogóle, ale nie wykracza to poza normalne kontakty.
-Nie musisz się tłumaczyć. Oboje jesteście dorosłymi ludźmi i możecie robić ze swoim życiem co tylko chcecie.
-Nie... - Erka próbowała coś wtrącić, ale bez skutku.
-Nie słyszałam, żeby Pan Parker miał żoną, więc nie widzę problemu. Spotkałam się z wieloma romansami biurowymi. Nie ma się czego wstydzić...
Eryka dopiero po chwili pozbierała myśli i poderwała się z miejsca, by wreszcie wytłumaczyć sytuację.
-Mam prawie pięćdziesiąt cztery lata, Jared'owi bliżej do mojego syna i niż faceta. Jesteśmy bliskimi przyjaciółmi i tyle. Nie łączą nas żadne inne relacje, a poza tym Jared jest zaręczony z Dianą. - King jeszcze chwilę po wypowiedzeniu się, oddychała głęboko, próbując się uspokoić.
-W takim razie przepraszam. Mój błąd - przyznała Emma, uśmiechając się z lekkim zawstydzeniem.
-No. - Eryka usiadła na swoim krześle. -Cieszę się, że sobie to wyjaśniłyśmy. Teraz możemy zabierać się do pracy. - King odchrząknęła i poprawiła rękawy koszuli.
Jared w końcu, po trzech długich godzinach, wyszedł z urzędu. Dawno nigdzie nie wyczekał się tak jak tutaj. Odetchnął głębiej i wyciągnął telefon z kieszeni marynarki. Wybrał numer Diany i czekał.
-W końcu dzwonisz - powiedziała Diana.
-Nawet mi nie mów - westchnął Jared, idąc w kierunku zaparkowanego samochodu. -Biurokracja to prawdziwa katorga.
-Udało się? - zapytała przejęta White.
-Tak. - Jared uśmiechnął się pod nosem, patrząc na karteczkę, na której urzędniczka zapisała datę i godzinę wyznaczonej ceremonii.
-Powiedz mi w końcu, kiedy będę mogła zostać twoją żoną. - W głosie Diany dało się wyczuć zniecierpliwienie.
-Dokładnie w najbliższy piątek, pierwszego maja o godzinie szesnastej.
-Cieszę się, że mieli tak szybko wolny termin.
-Ja też. - Jared otworzył drzwi i usiadł za kierownicą.
-W takim razie przygotowania muszą ruszyć pełną parą - powiedziała Diana.
-Jeszcze dzisiaj postaram się zajrzeć do jubilera po obrączki.
-Ja też zacznę poszukiwania idealnego stroju. Zdzwonimy się potem.
-Diana. - Jared zatrzymał White przed rozłączeniem się.
-Tak?
-Wiem, że nie chcesz wielkiego wesela, ale tak sobie pomyślałem, że może zaprosimy kilka najbliższych osób, a po ślubie zjemy kolację w restauracji - zaproponował ostrożnie Jared. Chciał uczcić ten szczególny dzień.
-Doskonały pomysł - odpowiedziała Diana, a Parker odetchnął z ulgą. Nie wyczuł w jej głosie kłamstwa, więc wyglądało na to, że rzeczywiście tego chciała.
-Zajmę się restauracją.
-Dobrze, nie zapomnij powiedzieć Eryce, później zadzwonię do niej i poproszę o bycie moją druhną.
Jared uśmiechnął się zadowolony.
-Zobaczymy się pewnie wieczorem i wszystko omówimy twarzą w twarz - podsumował Parker.
-Jared?
-Tak? - zapytał.
-Kocham cię.
-Wiem.
Rozłączyli się, Parker uruchomił silnik samochodu i skierował się prosto do swojego biura. Wysiadł z windy i zobaczył Erkę i Emmę siedzące przy biurku. Z lekkim zaskoczeniem stwierdził, że pracowały.
-Dzień dobry - przywitał się i mijając je otworzył drzwi swojego gabinetu.
-Dzień dobry, panie Parker - odezwała się Emma.
-Eryka, przyjdziesz na chwilę do mojego gabinetu? - zapytał ze środka.
-Już idę. - King wręcz pobiegła, musiała się dowiedzieć co było przyczyną tak dużego spóźnienia.
Zamknęła za sobą drzwi i usiadła na krześle naprzeciwko Jared'a. Starała się nie pokazywać po sobie ciekawości, ale niecierpliwie przebierała splecionymi palcami. Przedłużające się milczenie, wcale jej nie pomagało.
Parker zbierał myśli. Już w drodze do biura starał się przygotować odpowiednio brzmiące słowa, ale do tej pory niczego specjalnego nie wymyślił. W końcu wziął wdech i powiedział:
-Jakiś czas temu wspomniałaś, że chcesz jako pierwsza dowiedzieć się jeśli z Dianą zdecydujemy się na ślub.
Po Eryce było widać jak jest coraz bardziej napięta. Musiała się już domyślać, co Jared chciał wyznać.
-Ustaliliśmy datę.
-Tak się cieszę. - Eryka poderwała się z krzesła i podeszła do Jared'a. Objęła go mocno. -Dziękuję, że mi o tym tak szybko powiedziałeś. - Puściła Parker'a i oparła się obok niego o biurko. -Teraz możemy rozpocząć przygotowania. Widziałam piękny plenerowy ślub. Białe kwiaty, biały dywan i białe ozdoby. - King zaczęła ustalać szczegóły. -Chyba, że będzie brzydka pogoda... Zapomniałam zapytać o to na początku, jaką datę wybraliście? - przeniosła rozmarzone spojrzenie na Jared'a.
-Pierwszy maja...
-Więc mamy cały rok na przygotowania. Doskonale, zdążymy ze wszystkim. Wybrałam pięć wstępnych projektów zaproszeń, nie chciałam decydować sama, więc ostateczna decyzja zależy od was. Mam nadzieję, że nie jesteś zły. Jeszcze dziś umówię was z...
-Eryka. - Jared wszedł jej w słowo.
Kobieta umilkła i spojrzała na Parker'a.
-To pierwszy maja tego roku.
Eryka zmarszczyła brwi i zaczęła liczyć. Widać było po niej, że coś ewidentnie się jej nie zgadzało.
-Ale to wypada w ten piątek - wydukała w końcu zaskoczona.
-Tak, ślub odbędzie w piątek o godzinie szesnastej w Urzędzie Stanu Cywilnego.
-To... bardzo szybko.
-Wiem, ale nie chcemy czekać.
Podekscytowanie, które jeszcze przed chwilą wręcz kipiało z Eryki, wyparowało. Zrobiła się przygaszona.
-Więc pewnie macie już wszystko zaplanowane i gotowe.
-Tak właściwie to nie mamy nic. No może ja ma garnitur, ale to wszystko. Dlatego chcę cię prosić, abyś zajęła się restauracją, w której później zjemy kolację.
Jared zauważył jak do oczu Eryki napłynęły łzy. King schowała twarz w dłoniach.
-Nie masz ustalonego budżetu. Zrobisz to dla mnie? - zapytał, czekając, aż Eryka dojdzie do siebie. -Jest tyle rzeczy do zrobienia, że bez ciebie sobie nie poradzimy.
-Oczywiście, że to załatwię. - Eryka bardzo delikatnie wytarła lekko wilgotną twarz, nie rozmazując makijażu i spojrzała na Jared'a. W jej oczach znów można można było zobaczyć zapał. -Dziękuję, że pomyślałeś o mnie.
-No co ty, Eryka. Jesteś wielką częścią mojego życia i nigdy bym cię nie odsunął. Powierzam ci ważne zadanie i wiem, że wszystko zrobisz najlepiej. Nie konsultuj się ze mną w żadnej sprawie, masz wolną rękę.
King pokiwała głową i wyciągnęła telefon z kieszeni.
-Możesz na mnie liczyć. Na moim burku są dokumenty, które powinieneś przejrzeć, a Emma i ja wychodzimy.
-Rozumiem, że mam już na was nie czekać.
-Jeśli wrócimy to tylko na chwilę, ale raczej nie ma co na nas już dzisiaj liczyć.
-W takim razie liczę, że jutro z samego rana, dostanę już jakieś konkrety.
-Oczywiście.
Eryka wyszła z gabinetu, wpisując w telefon najlepsze restauracje w mieście.
-Przygotuj się do wyjścia - oznajmiła Emmie.
Dziewczyna natychmiast wstała z krzesła i założyła marynarkę.
-Gdzie idziemy? - zapytała Emma, próbując dotrzymać King kroku, gdy szły w kierunku windy.
-Mamy coś bardzo ważnego do załatwienia.
-Co to takiego?
-Wszystko wyjaśnię ci po drodze.
Emma patrzyła ciekawym wzrokiem na Erykę, która wybrała numer jednej z restauracji i czekała na sygnał połączenia.
King rzeczywiście wszystko powiedziała podczas drogi, a praktykantka wydawała się podekscytowana sytuacją. Co wyparowało po dwóch godzinach i dziesięciu restauracjach.
-Jestem padnięta - westchnęła Emma, wchodząc do jedenastej.
-Ta i jeszcze dwie i przechodzimy do kolejnego punktu, gdzie będzie mniej chodzenia - odpowiedziała wciąż skupiona na zadaniu Eryka. Nie odczuwała zmęczenia, ale miała tak zawsze, gdy wiedziała, że ma do wykonania coś ważnego. Była w stanie poświęcić całą energię i mnóstwo czasu, ale wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Tym razem jednak wszystko musiało być jeszcze lepiej zrobione. Okazja była wyjątkowa, więc i wszystko inne musiało być.
-Mogę sobie chociaż zamówić coś do jedzenia? Umieram z głodu.
-Dobrze, zróbmy sobie chwilę przerwy. - Eryka doszła do wniosku, że mają całkiem dobry czas, więc posiłek nie powinien zbyt ich spowolnić.
Usiadały przy wolnym stoliku i tym razem, zamiast prosić menagera, zamówiły posiłek.
-Podoba ci się praca? - odezwała się Eryka, gdy skończyła robić notatki.
-Jestem tutaj dopiero dwa dni, a pierwszy to nawet nie był cały, ale nie narzekam. Cały czas coś się dzieje. Czy wszystkie asystentki robią takie rzeczy?
-Masz na myśli pomoc w organizacji ślubu?
Emma kiwnęła głową przytakując.
-Nie, tylko te, które są jednocześnie przyjaciółkami.
-Jeszcze raz przepraszam za wcześniejszą pomyłkę. Byłam nieuprzejma.
-Nic się nie stało. - Eryka machnęła ręką. -Gdy będziesz mieć tyle lat co ja, to zrozumiesz, że pod pewnymi względami miło jest coś takiego usłyszeć. Muszę przyznać, że lubię, gdy ludzie odejmują mi lat.
-Nadal nie mogę uwierzyć w twój wiek. Jaki jest sekret?
Eryka nachyliła się nad stołem i przysłoniła usta dłonią w konspiracyjnym geście.
-Nie ma żadnego sekretu, to po prostu geny. - King uśmiechnęła się i wyprostowała. -Jak zauważyłaś nie mam też zbyt stresującej pracy. Więcej kłopotów i zmartwień przysparza mi moja rodzinka - westchnęła na wspomnienie decyzji, którą musi podjąć. Skoro ślub Jared'a odbędzie się tak szybko, jedno wyrzeczenie mniej, jeśli zdecyduje się na wyjazd. Była też druga strona, skoro ślub jest już teraz, maksymalnie za dwa lata, będą mieli dziecko, a Eryka bardzo chciała brać udział w przygotowaniach.
-Coś się stało? - zapytała Emma, wyrywając Erykę z rozmyślań.
-Nie, nie. Trochę odpłynęłam myślami.
-Jaka jest Diana? Chciałabym wiedzieć coś o kobiecie, z którą Pan Parker ma zamiar spędzić resztę życia.
-Jaka jest Diana? - Eryka powtórzyła pytanie, starając się dobrać odpowiednie słowa. -Raczej dominująca, lekko buntownicza i nie potrafi ukrywać emocji. Wszystko musi robić po swojemu. Jest też bardzo oddana, dobra i co najważniejsze kocha Jared'a, a on ją. Jeśli chodzi o mnie, nie potrzeba niczego więcej.
Emma uśmiechnęła się smutno.
-Wiele razem przeszli, zasłużyli na szczęśliwe życie.
Eryka miała dodać coś jeszcze, ale zadzwonił jej telefon. Spojrzała na ekran i zobaczyła, że to Diana. Szybko odebrała.
-Mam nadzieję, że nie przeszkadzam - odezwała się White.
-Nie, właśnie mamy przerwę.
-Domyślam się, że Jared poinformował cię już o wszystkim.
-Oczywiście, piątek o szesnastej. Jestem właśnie w trakcie dopracowywania ostatnich szczegółów.
-Cieszę się, że pomagasz Jared'owi.
-Nie ma problemu. Zawsze jestem chętna do pomocy. - Eryka uśmiechnęła się do siebie.
-Jak już się zapewne domyśliłaś, dzwonię do ciebie z prośbą. - W głosie Diany dało się wyczuć nutkę zdenerwowania.
-Słucham - powiedziała Eryka, zachęcając Dianę do dalszego mówienia. Niezależnie od prośby, zamierzała zgodzić się na wszystko.
-Zostaniesz moją druhną?
Eryka zaniemówiła drugi raz tego samego dnia. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że mogłaby odegrać tak ważną rolę. Była szczęśliwa, że będzie mogła zobaczyć ślub, a teraz miała ochotę się rozpłakać.
-Jesteś pewna, że chcesz mnie? Na pewno masz młodsze ode mnie koleżanki.
-Chcę ciebie i tylko ciebie. Proszę, nie odmawiaj mi.
-Z wielką przyjemnością. - Eryka wolną ręką powachlowała oczy, nie chcąc się rozpłakać. Emma patrzyła na nią zaciekawiona.
-Dziękuję.
-Nie ma za co.
Po krótkiej wymianie jeszcze kilku zdań, pożegnały się. Eryka rozłączyła się i wytarła kąciki oczu.
-Co się stało? - zapytała Emma.
-Właśnie zostałam druhną – odpowiedziała wzruszona King.
-Wspaniale.
-Tak, a teraz szybko zjedzmy. Mamy jeszcze dwie restauracje, tort i wygląda na to, że moją sukienkę, a zostało nam dwa i pół dnia. Nie mamy czasu do stracenia.
Emma uśmiechnęła się lekko i westchnęła. Od tego biegania po mieście z całą pewnością dostanie odcisków.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top