61.

W sobotę rano Diana i Jared wybrali się na zakupy. Pojechali do centrum handlowego poszukać czegoś na wesele Marthy. Diana zaznaczyła, że może się rozejrzeć, ale nie kupić nic wcześniej niż tydzień przed weselem. Jej wymiary cały czas się zwiększały i wolała poczekać do ostatniej chwili, żeby później się nie okazało, że ubranie nie pasuje. Wyglądało na to, że tym razem skupią się na Jared'ie.

Weszli do sklepu z garniturami. Diana chodziła obok Parker'a i oglądała dostępne modele.

-Który ci się podoba? - zapytała, zatrzymując się przy wieszakach.

-Sam nie wiem. Może jakiś w kratkę? - zastanawiał się Jared, przyglądając się jasnoszaremu garniturowi w białą kratkę. Manekin miał jeszcze kamizelkę w tym samym kolorze, ale bez wzoru i białą koszulę. -Co myślisz?

-Możesz go przymierzyć - odparła Diana, starając się nie pokazywać iż pomysł z kratką, nie wydawał się jej szczególnie trafiony.

Może akurat Jared będzie wyglądał w nim zabójczo, pomyślała idąc za Parker'em do przymierzalni.

Ekspedientka prawie natychmiast przyniosła odpowiedni rozmiar garnituru i stanęła z boku czekając, aż Jared się pokażę.

Diana w czasie oczekiwania przeglądała najnowsze zdjęcia swoich znajomych na Instagramie. Nic szczególnie ciekawego, ale idealny sposób na zabicie czasu.

W końcu zasłona przymierzalni odsunęła się i Jared wyszedł. Diana nie mogła nie uśmiechnąć się, widząc, niezwykle przystojnego Parker'a, przeglądającego się w lustrze. Musiała przyznać, że wyglądał znacznie lepiej niż początkowo zakładała.

-I jak? - zapytał, kiedy podeszła bliżej.

-Całkiem nieźle - przyznała, patrząc na sylwetkę Jared'a. -A jak tobie się podoba?

-W sumie wyglądam... dobrze. - Parker odwrócił się i spojrzał przez ramię. -Ale to nie to. Mam wrażenie, że zbyt opina mnie w barkach.

-Przynieś inny rozmiar? - wtrąciła się ekspedientka.

-Nie trzeba. Wybiorę inny, ten wzór chyba jednak mi nie leży - stwierdził Jared, kierując się z powrotem do przymierzalni.

-W takim razie co mam przynieść? - ekspedientka zwróciła się do Diany, która słysząc pytanie, uśmiechnęła się.

-Najpiękniejszy czarny garnitur jaki pani znajdzie.

Kobieta kiwnęła głową i odeszła. Diana uznała, że uprzedzi Jared'a, by nie ubierał się jeszcze. Zajrzał za zasłonę i zobaczyła Parker'a rozpinającego guziki kamizelki.

-Cześć, przystojniaku - powiedziała, ściągając na siebie jego uwagę.

-Przystojniaku? - odparł sceptycznie Jared, wciąż skupiony na guzikach.

-Nic nie poradzę na to, że jesteś przystojny - Diana weszła do przymierzalni i usiadła na małym krześle postawionym w kącie. -Nie ubieraj się. Poprosiłam o jeszcze jeden garnitur, który musisz przymierzyć.

-Mam się bać?

-Wydaje mi się, że powinien ci się spodobać.

-Przepraszam. - Usłyszeli głos ekspedientki, dobiegający zza zasłony.

White wstała z krzesła i odebrała wieszak. Musiała przyznać, że kobieta postarała się i garnitur rzeczywiście był wspaniały.

-Ubierz go, a ja poczekam na zewnątrz. - Diana podała ubranie Jared'owi i wyszła. Nie chciała sobie psuć niespodzianki.

Tym razem czekała niecierpliwie, nawet nie wyciągając telefonu. Po kilku minutach Jared wyszedł na zewnątrz i podszedł do wielkiego lustra. White aż westchnęła widząc jak odcień głębokiej czerni świetnie na nim wygląda. Strój pasował idealnie. Diana widziała Jared'a w wielu różnych garniturach, ale musiała przyznać, że w tym wyglądał wyjątkowo.

-Podoba ci się? - zapytała w końcu Diana. Wciąż nie mogła oderwać oczu.

-Muszę przyznać, że tak. Układa się dobrze, wygląda dobrze, rozmiar też wydaje się być dopasowany. - Jared oglądał się w lustrze, z każdej strony i w różnych pozach. -A co ty myślisz?

-Że to ten - powiedziała z pewnością White.

-A jaką koszulę do niego?

-Czarną - odpowiedziała natychmiast.

-A krawat?

-Czarny.

-Buty pewnie też czarne?

Diana pokiwała z zapałem głową.

-Skoro ja będę cały na czarno, to jaki kolor ty będziesz miała na sobie?

-Coś dla siebie znajdę. O nic się nie martw. Proszę cię, kup ten garnitur.

Jared jeszcze raz przejrzał się w lustrze. Westchnął i zwrócił się do ekspedientki:

-Poproszę go.

Po wyjściu ze sklepu zrobili jeszcze zakupy spożywcze i wrócili do domu. Diana nie znalazła nic ciekawego, ale wciąż miała czas.

Wieczorem Jared leżał już w łóżku, kiedy Diana dołączyła do niego. Miała na sobie krótkie spodenki i białą bluzkę na szerokich ramiączkach. Włosy wciąż miała wilgotne po prysznicu. Jared planował poruszyć pewien temat. Niby do końca września było mnóstwo czasu, ale lepiej niektóre rzeczy ustalić zawczasu.

Diana położyła się obok niego, a on przylgnął do jej pleców. Prawą ręką dotknął jej brzucha. Zaokrąglenie rosło, z każdym dniem, przypominając o zbliżającym się terminie.

-Diana... - zaczął Jared.

-Tak? - odezwała się, kładąc dłoń na dłoni Jared'a.

-Musimy wybrać imię dla dziecka.

-Do porodu jest jeszcze czas.

-Wiem, ale chciałbym już teraz powiedzieć jedną rzecz.

White słysząc jego słowa, odwróciła się przodem do Jared'a i spojrzała mu w oczy.

-O co chodzi? - zapytała, trochę obawiając się co może usłyszeć.

-Jeśli to będzie chłopiec - Jared wziął wdech, czuł się lekko skrępowany - chciałbym, żeby miał na imię Adam.

Diana zrobiła duże oczy i Jared przestraszył się, że jednak nie powinien tego mówić. Chwilę potem dostrzegł lśniące łzy zbierające się w kącikach jej oczu.

-Jeśli... jeśli ci się nie podoba, możemy zmienić - powiedział szybko, chcąc załagodzić sytuację.

White uśmiechnęła się i zamrugała kilka razy, pozbywając się łez. Wzięła twarz Parker'a w dłonie i pocałowała go w kącik ust.

-Nie. Imię jest piękne i cieszę się, że je zaproponowałeś.

Jared odetchnął z ulgą. W większości przypadków radził sobie z odczytywaniem uczuć Diany, ale czasem zdarzały się sytuacje, kiedy nie miał bladego pojęcia, co ona czuła.

-Skoro wybrałem imię dla chłopca, ty wybierzesz dla dziewczynki.

-Naprawdę pozwolisz mi samej podjąć tak ważną decyzję? - zapytała zaskoczona.

-Oczywiście.

-Teraz to będę musiała się porządnie zastanowić.

-Zrobi się łatwiej, gdy już poznamy płeć.

-Rozumiem, że nie czekamy do porodu.

-A kto by tyle wytrzymał? - zaśmiał się Jared. -Jak tylko będzie dało się ustalić czy będziemy mieć syna, czy córkę, musimy się dowiedzieć.

-Jakieś preferencje? - odezwała się Diana zaczepnie.

-Żadnych. Chyba, że ty masz jakieś.

-Co za różnica czy będzie chłopak czy dziewczyna? To dopiero pierwsze, wszystko jeszcze przed nami.

Jared spojrzał na nią zaskoczony, marszcząc brwi

-Może się tak nie rozpędzaj. Urodź i zobaczymy jak pójdzie dalej.

-Dobrze, dobrze - odparła Diana lekko.

W poniedziałek Eryka przyszła do pracy jak zawsze przed Jared'em. Wręcz nie mogła się doczekać praktykantki, która mogła zająć jej miejsce. Nadal nie podjęła decyzji czy zostawić wszystko i wyjechać z David'em czy zostać i czekać na najbliższą wizytę męża w domu. Dylemat zaprzątał jej głowę od kilku dni, nie mogła spokojnie spać, a pojawienie się Emmy było pierwszym krokiem w kierunku podjęcia decyzji. Będzie łatwiej jeśli zobaczy jak nowa asystentka przejmuje jej obowiązki.

Przywitała się z ochroniarzami na portierni i weszła do windy. Już planowała jak przywita studentkę i pokaże się z najlepszej strony. Postanowiła posadzić ją przy swoim biurku i wszystko dokładnie wytłumaczyć. Zafascynowana nowym wyzwaniem, weszła na swoje piętro.

Z zaskoczeniem zobaczyła młoda dziewczynę siedzącą na jednym z krzeseł na korytarzu. Eryka zbliżyła się i już wiedziała, że tym razem nie pojawiła się pierwsza.

Dziewczyna odłożyła papierowe pudełko i wstała z krzesła. Na szyi miała identyfikator, który Eryka osobiście załatwiła w piątek w recepcji.

-Dzień dobry - powiedziała studentka. -Miło Panią spotkać osobiście. -Dziewczyna wyciągnęła rękę. -Emma Storm.

-Mi również miło. - Eryka odwzajemniła gest i uśmiechnęła się. -Eryka King.

Praktykantka okazała się szczupłą dziewczyną o mieszanym pochodzeniu, świadczyła o tym burza kręconych, ciemnych włosów i ciemna karnacja. Jedno z rodziców musiało być czarnoskóre lub oboje mieli mieszane pochodzenie.

-Przyniosłam pączki - oznajmiła Emma, podnosząc leżące na krześle pudełko.

-Nie trzeba było. - Eryka odwiesiła płaszczyk i położyła torebkę na biurku.

-Chciałam zrobić dobre pierwsze wrażenie.

-Już zrobiłaś - King uśmiechnęła się szeroko. Jakoś miała przeczucie, że bardzo polubi Emmę.

-Kiedy przyjdzie Pan Parker? - zapytała Emma.

-Za jakieś piętnaście minut - stwierdziła Eryka, patrząc na zegarek na nadgarstku. -Mamy czas, żeby poruszyć kilka ważnych szczegółów.

Kiedy Jared wysiadł z windy usłyszał śmiech dwóch kobiet. Natychmiast przypomniał sobie, że dziś pracę zaczynała praktykantka. Zdążył zapomnieć o tym, skupił się na sposobie przekazania Eryce wiadomości o powiększeniu się rodziny i wszystko inne zeszło na dalszy plan. Chciał to zrobić bez świadków, więc będzie musiał zaprosić Erykę do swojego gabinetu. Obawiał się jej reakcji, tym bardziej, że tak długo zwlekał. Musiał dobrać odpowiednie słowa, by Eryka nie poczuła się pominięta, czy coś jeszcze gorszego.

Spojrzał na obie kobiety i musiał przyznać, że wyglądały jakby bardzo dobrze się dogadywały. Gdy tylko został zauważony, praktykantka poderwała się z krzesła i podeszła się przedstawić.

-Jestem zaszczycona mogąc pracować w tak dużej dużej firmie - powiedziała na koniec.

-Cieszę się, że możemy przyczynić się do Pani edukacji - odparł Jared, starając się być jak najmilszy.

-Proszę mi mówić Emma, tak będzie znacznie łatwiej.

-Dobrze - zgodził się Parker. Nie chciał proponować tego samego, by nie wyjść na spoufalającego się. Wolał zachować trochę dystansu. -Jak coś, jestem w swoim gabinecie i odpisuje na maile, które przyszły w weekend.

-Tak jest - odpowiedziała Emma i odsunęła się, robiąc Jared'owi przejście.

Poczta okazała się tak zawalona, że kiedy się odkopał, stwierdził, że już czas najwyższy na kawę. Z zaskoczeniem zauważył, że Eryka nigdy nie przegapiła wspólnej kawy. Lekko zmieszany Jared wyszedł z gabinetu, ale stanowisko Eryki okazało się puste. Na klawiaturze komputera leżała tylko mała karteczka informująca, że poszła pokazać Emmie budynek. Nie dość, że musiał sam wypić kawę, to jeszcze stracił okazję na rozmowę z Eryką, a był zmotywowany, by odbyć ją dziś.

Podszedł do ekspresu i zauważył następną karteczkę, na której była informacja o pączkach i żeby się poczęstował.

Samotny, niczym wilk wrócił do gabinetu z filiżanką kawy i pączkiem owiniętym w serwetki, które były w pudełku.

Minęło dobre półtorej godziny, kiedy usłyszał głosy rozmawiających kobiet. Jared postanowił nie wychodzić z biura, uznał, że lepiej zostawić wszystko Eryce, nawet jeśli poczuł się lekko odrzucony.

Podpisywał faktury, gdy przejęta Eryka wpadła do jego gabinetu.

-Jared - powiedziała, zasłaniając słuchawkę telefonu.

-O co chodzi? - Parker podniósł na nią wzrok.

-Telefon do ciebie.

-W czym problem? Umów spotkanie albo odpowiedz na pytania. - Jared był zaskoczony jej zachowaniem. Nigdy nie musiał jej mówić czego od niej oczekuje.

-Ale to dzwoni McGarden.

Po tych słowach Jared upuścił trzymany długopis i poderwał się z krzesła, zahaczając udami o wystające poza krawędzie biurka kartki. Papiery się pomieszały, część z nich spadła na podłogę, ale w ciągu ułamka sekundy udało mu się sięgnąć po telefon. Odetchnął głęboko i powiedział:

-Słucham? Dzień dobry. Tak, nie ma problemu. Oczywiście. Tak, tak. Naturalnie, że zapamiętam. Do widzenia.

Eryka, która nie podsłuchiwała służbowych telefonów Jared'a, stała obok niego i w wielkim napięciu czekała na zakończenie rozmowy. Przygryzła paznokieć kciuka, czego nie robiła bez ważnego powodu. Gdyby jej kosmetyczka, to widziała, serce by jej pękło.

-Czego chciał? - zapytała, przełknąwszy ślinę.

-Chce się spotkać - odpowiedział Jared, oddając jej telefon.

-Kiedy?

-Za pół godziny.

-Po co?

-Nie mam pojęcia. Powiedział, że wszystkiego dowiem się na miejscu. Co ja mam teraz zrobić? - Jared przetarł twarz dłońmi.

-Jak to co? Przygotować się. -Eryka poprawiła Parker'owi przekrzywiony krawat i wygładziła marynarkę na ramieniu. -Nie masz się czego bać. W niczym mu nie ustępujesz. Pójdziesz tam i wysłuchasz co ma do powiedzenia.

-Masz rację. - Jared zapiął guzik marynarki. -Jeśli mamy zdążyć, musimy się zbierać. Restauracja, którą wybrał jest na drugim końcu miasta.

Eryka kiwnęła głową i wyszła z gabinetu, by spakować potrzebne rzeczy. Jared zrobił to samo i spotkali się po dwóch minutach.

-Gdzie jest Emma? Musimy już wychodzić - mówił nerwowo Parker.

-Wysłałam ją po kanapki - przypomniała sobie Eryka, zakładając górę od garsonki.

-Dobra - Jared potarł czoło, zastanawiając się jak najlepiej rozwiązać sytuację. -Ja jadę swoim samochodem, dojedziecie do mnie twoim.

-Obiecuję, że nie będziemy później niż pięć minut po tobie.

-ParkStreet 28. - Jared podał adres restauracji, wsiadając do windy.

-Jasne, widzimy się na miejscu - odkrzyknęła Eryka, kiedy drzwi się zasuwały.

Eryka spakowała wszystko i zabrała kurtkę Emmy, która wisiała na wieszaku. Szkoda jej było czasu na wracanie się do biura, skoro mogła ją zgarnąć z miasta. Nie chciała ominąć zbyt wiele ze spotkania Jared'a z największym konkurentem firmy. Nigdy do tej pory Martin McGarden nie wyraził chęci spotkania się z jakimkolwiek dyrektorem i zawsze odmawiał, kiedy taka propozycja wychodziła z ich strony. Widywali się na przyjęciach charytatywnych organizowanych przez władze miasta i tyle. Dlatego właśnie tak bardzo jej zależało, by być obecną na tym spotkaniu.

Eryka wyjechała z parkingu i zobaczyła Emmę, która właśnie wyszła zza rogu. Podjechała do niej i kazała wsiadać, mówiąc, że wszystko wyjaśni jej po drodze. Dziewczyna posłuchała jej i trzymając papierową torbę z kupionymi kanapkami, usiadła na fotelu pasażera.

-To gdzie jedziemy? - zapytała Emma, lekko podekscytowanym głosem.

-Na spotkanie - odpowiedziała Eryka, zatrzymując się na czerwonym świetle. Niecierpliwie stukała palcami w kierownicę.

-Nie wiedziałam, że na dziś jest zaplanowane jakieś spotkanie.

-Bo nie było. Wyskoczyło nagle. Widzisz? W tej pracy trzeba być zawsze gotowym na wszystko. Niektórzy mogą myśleć, że moje obowiązki ograniczają się do odbierania telefonów i robienia kawy, ale to znacznie więcej.

Emma pokiwała głową ze zrozumieniem.

-Z kim jest to spotkanie?

-Nie chcę psuć ci niespodzianki. Zobaczysz na miejscu. - Eryka uśmiechnęła się tajemniczo. Była pewna, że Emma rozpozna dyrektora naczelnego największego konkurenta.

Eryka znalazła miejsce parkingowe i w wielkim pośpiechu weszły do restauracji. Natychmiast zauważyła Jared'a, który siedział do niej przodem. Widziała plecy i tył głowy McGarden'a Mężczyźni prowadzili spokojną dyskusję, którą przerwało ich pojawienie się przy stoliku.

-Przepraszam za nasze spóźnienie - powiedziała Eryka, uśmiechając się.

Spojrzała na surową twarz Martin'a. Mężczyzna był w średnim wieku, a na włosach widać było siwe pasma. Postawną sylwetkę okrywał idealnie dopasowany, granatowy garnitur i biała koszula.

-Nie ma problemu - odparł Martin.

Eryka spojrzała na wciąż stojącą Emmę. Dziewczyna widocznie się wahała.

-Co się stało? - zapytała ją. -Usiądź.

-Właśnie, Emmo, usiądź z nami - powtórzył Martin, odwracając się do praktykantki.

Eryka była zdezorientowana słowami McGarden'a i patrzyła raz na niego, a raz na Emmę. W końcu całkowicie zagubiona, spojrzała na Jared'a, który cierpliwie czekał. Wyglądało na to, że ma rozeznanie w sytuacji.

Zmieszana Emma usiadła obok Eryki.

-To skoro jesteśmy już wszyscy, może się przedstawisz. - Martin zwrócił się Emmy, która zamknęła oczy i westchnęła.

-Nazywam się Emma McGarden - przyznała dziewczyna.

Zaskoczona Eryka opanowała irytacje wywołaną kłamstwem Emmy i spojrzała na Jared'a. Parker był spokojny, widocznie dyrektorzy zdążyli porozmawiać przed ich przybyciem.

-Nie chciałam was okłamać, ale wszystkie inne formy, gdy tylko usłyszały kogo jestem córką, natychmiast mi odmawiały. Ja naprawdę potrzebuję tych praktyk. - Emma mówiła głównie do Eryki.

-Skoro już wszystko zostało wyjaśnione, możemy się rozejść - stwierdził Martin.

-Tak, ja też tak myślę - zgodził się Jared i wstał. Eryka poszła za jego przykładem.

Ruszyli razem w stronę drzwi, nie oglądając się za siebie.

Emma poderwała się z krzesła.

-No i co masz zamiar zrobić? - zapytał ironicznie McGarden.

-Poprosić o wybaczenie i możliwość dokończenia praktyk. - Tym razem dziewczyna patrzyła na ojca ze złością.

-Myślisz, że kłamstwa się tak łatwo wybacza?

-Oni nie są tobą.

Emma dumnie uniosła podbródek i skierowała się w stronę drzwi wyjściowych.

-I tak do mnie wrócisz prosząc o pomoc! - krzyknął Martin, za córką. -Dokładnie tak samo, jak zawsze.

Dziewczyna zacisnęła pięści, ale nie zatrzymała się, ani nie odwróciła. Przeszła przez szklane drzwi i rozejrzała w poszukiwaniu Eryki i Jared'a. Nie było ich. Poszła w miejsce, gdzie King zostawiła samochód, ale jego miejsce zajął już ktoś inny.

-Przepraszam, Jared - odezwała się Eryka, kiedy wchodzili do biura. -Nie miałam pojęcia.

-Nic się nie stało. - Parker uśmiechnął się pocieszająco. -Nie mogłaś wiedzieć.

-Mogłam zrobić cokolwiek. Sprawdzić listę studentów albo coś. Przecież w końcu doszłabym, że nie kogoś takiego jak Emma Storm.

-Daj temu spokój. Możemy się cieszyć, że McGarden tak naprawdę nic od nas nie chciał.

-Masz rację - westchnęła Eryka, siadając przy swoim biurku.

Przez następne kilka godzin King była przybita. Nawet jeśli Jared chciał z nią porozmawiać, atmosfera nie wydawała się sprzyjająca. To po prostu nie był dobry moment. A może właśnie tego było jej trzeba? Czegoś co poprawi jej humor. Doskonale pamiętał ekscytację płynącą z wieści o zaręczynach, dziecko ucieszy ją jeszcze bardziej.

Jared właśnie motywował się, żeby wyjść z gabinetu i porozmawiać z Eryką, ale jego rozmyślania przerwało pojawienie się jej.

-Skończyłeś już pracę? - zapytała, zaglądając przez uchylone drzwi.

-Yyy... tak - odparł. -O co chodzi?

-Skończył się czas naszej pracy - odpowiedziała Eryka podejrzliwie. -Idziemy do domu.

Jared spojrzał na zegarek i uświadomił sobie, że zmarnował ponad godzinę na rozmyślania co powinien zrobić.

-Ta, tak. Idziemy.

Parker zaczął się pośpiesznie pakować i kilka minut później wsiedli do windy.

-Dzisiejszy dzień był męczący - stwierdziła King, kręcąc głową i rozciągając szyję.

Jared przytaknął mruknięciem. Nie dość, że najpierw miał to dziwne spotkanie z McGarden'em, to po powrocie do domu Diana zapyta czy poinformował Erykę, a on będzie musiał jej powiedzieć, że nie zrobił tego.

Pożegnali się z ochroniarzami i wyszli przez przeszklone drzwi. Zaraz po opuszczeniu budynku niespodziewanie podeszła do nich Emma. Oboje przystanęli.

-Możemy porozmawiać? - zapytała ostrożnie.

Eryka zrobiła poważną minę, ale spojrzała na Jared'a i widocznie czekała na jego decyzję.

-Dobrze - zgodził się Parker.

-Przepraszam, że tak na chodniku, ale nie chciałam wchodzić do środka - zaczęła dziewczyna. -Przepraszam za kłamstwo, jest mi bardzo głupio i niezręcznie. Nic mnie nie usprawiedliwia, jednak proszę o drugą szansę.

-Jesteś córką naszego konkurenta - zauważył Jared.

-Niestety nic nie mogę z tym zrobić. Obiecują, że już nigdy niczego nie zataję, ani nie sprawię kłopotów.

Jared w zasadzie nie miał nic przeciwko, by dziewczyna spróbowała jeszcze raz. Widocznie zrozumiała swój błąd, a zdobyła w jego oczach tym, że zdecydowała się doprowadzić sprawę do końca.

-Jestem sumienna i pracowita, naprawdę można mieć ze mnie pożytek - kontynuowała Emma.

-Jak myślisz, Eryka? Byłabyś skłonna ponownie przyjąć praktykantkę? - odezwał się głośno Jared. Wyraźnie zaznaczył, że decyzja należy do Eryki, która najbardziej odczuła kłamstwo.

Emma spojrzała ze skruchą w stronę King, która nie zmieniła wyrazu twarzy. Wciąż z poważną miną patrzyła na dziewczynę.

-Myślę, że mogę spróbować jeszcze raz, ale tym razem bez sekretów. Wolę grać w otwarte karty.

Emma uśmiechnęła się z wdzięcznością i dziękując uścisnęła im dłonie.

-Przyjdę jutro z samego rana. Jeszcze raz przepraszam i dziękuję, za drugą szansę.

Ucieszona odeszła pośpiesznie jakby bojąc się, że zmienią zdanie.

-Musze przyznać, że nie byłem pewny co odpowiesz - odezwał się Jared do Eryki, kiedy oboje odprowadzali Emmę wzrokiem.

-Powiem szczerze, że sama nie byłam pewna.

-Więc co cię przekonało?

-Powiedz mi, tylko tak szczerze, ciebie nie ciekawi dlaczego nie chciała robić praktyk u swojego ojca? Nic nie musiałby robić, a dostałaby wszystkie potrzebne podpisy. Coś musi być na rzeczy.

Cała Eryka, pomyślał, wywracając oczami.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top