6.
-Już do nas idzie.- oznajmiła podekscytowanym głosem Eryka na tyle głośno, żeby Jared mógł ją usłyszeć.
Mężczyzna westchnął głęboko i poszedł do asystentki i Jake'a. Chciał się spotkać z Dianą osobiście. Porozmawiać, po prostu nawiązać kontakt. Teraz kiedy mieli żyć całkiem blisko, musieli się znać, a każda rozmowa po troszkę zacierała dzielące ich linie.
Jared wziął Jake'a na ręce, chłopiec trochę marudził.
Cała trójka spojrzała w stronę windy, kiedy tylko usłyszeli dźwięk świadczący o otwieraniu się jej drzwi.
W jednej chwili dziecko się uspokoiło, a Eryka i Jared uśmiechnęli.
Diana wyglądała świetnie. Elegancki strój bardzo jej pasował. Założyła damski garnitur w głębokim odcieniu czerni. Mimo, że nie miała na sobie innego koloru, nie wyglądała przygnębiająco, wręcz przeciwnie, biła od niej niesamowicie przyjemna energia.
-Cześć.- przywitała się Diana, kiedy podeszła bliżej.
-Hej.- odezwał się Jared.
-Witam.- dodała Eryka mierząc dokładnie Dianę od góry do dołu.-My się chyba nie znamy. Jestem Eryka i jestem asystentką Jared'a.
-Miło mi poznać, jestem Diana i...
-Wychowujemy razem dziecko.- wtrącił Jared.
-A oto i on.
Diana schyliła się do Jake'a, którego trzymał na rękach Jared.
Eryka spojrzała na Jared'a nad głową Diany i poruszając tylko ustami powiedziała „Jest niezła. Bierz się za nią" i dla podkreślenia własnych słów skinęła w stronę kobiety.
Jared miał ochotę pacnąć się w czoło.
-To co? To ja go zabieram.- Diana się wyprostowała i spojrzała Jared'owi prosto w oczy.
-Tak.- mężczyzna oddał jej dziecko.-Nie wiedziałem co już masz dla Jake'a, więc spakowałem kilka rzeczy.
-Dzięki, że pomyślałeś. Na pewno się przyda.
Diana wsadziła chłopca do fotelika i zaczęła go zapinać.
-Jak poszła rozmowa o pracę?- zapytał Jared.
Kątem oka zauważył jak Eryka pokazuje mu kciuk w górę, choć udaje, że rozmowa jej w ogóle nie interesuje i pilnie pracuje.
-Świetnie.- Diana ożywiła się jeszcze bardziej.-Zaczynam w poniedziałek. Na razie jako zwykły pracownik na siłowni, no wiesz, recepcja, sprzątanie i te sprawy. Ale szef powiedział, że jeśli uda mi się znaleźć pięciu stałych klientów dostanę umowę na trenera personalnego. Nie mogą inwestować w kogoś, kto nie jest znany w okolicy, ale znajdę tych klientów. W ogóle dzięki, że pytasz.
-Cieszę się, że Ci się udało.
-Tak sobie myślałam, że skoro mam jeszcze tydzień do rozpoczęcia pracy, to może wezmę Jake'a na ten tydzień do siebie?
-To...
-Ty zajmowałeś się nim sam na początku, odpoczniesz sobie. W końcu się wyśpisz. A ja sobie poradzę.
Jared analizował propozycję Diany. Co prawda to on był prawnym opiekunem, ale Diana jako bliska przyjaciółka Adama na pewno była godnym zaufania człowiekiem. Wizja spokojnego snu jeszcze bardziej przechylała szalę.
-Zgadzam się, ale cały czas bądź pod telefonem.
-Oczywiście. Świetnie sobie damy radę.
Diana wzięła fotelik z biurka Eryki i walizkę w drugą rękę.
-Ale chyba nie przyjechałaś motorem?- zapytał Jared.
-Jasne, że nie. Już o tym rozmawialiśmy, a poza tym wyobraź sobie, że też jestem dorosła. Gdybyś czegoś potrzebował, to dzwoń.
Diana poszła do windy. Jared cały czas patrzył za odchodzącymi.
No i zaczęła się zmiana Diany.
Już od samego początku Jake zaczął marudzić, ale po paru godzinach rozpętało się piekło. Mały nie przestawał płakać. Uspokajał się tylko na krótkie chwile, kiedy jadł lub zapadał w drzemkę. Diana zastanawiała się skąd on bierze na to siły?
Kiedy rozmawiała z Jared'em to mówił, że Jake dużo płacze, ale kiedy ona się pojawiała wszystko ustawało. Wysnuła więc wniosek, że ona ma na niego taki dobry wpływ. Jakże bardzo się myliła.
Stosowała wszelkie metody uspokajania dzieci. Szukała nawet na forach dla dziwnych matek. Nic nie działało, albo przynosiło krótkotrwałe efekty.
Z poniedziałku na wtorek nie przespała nawet godziny. Wypiła kawę i było w porządku, ale Jake też nie spał, więc liczyła na trochę spokoju. Niestety nie, mały dawał się we znaki tak samo jak dnia poprzedniego.
Rano postanowiła go wykąpać. Wodę przygotowała bardzo długo, bo ciężko było jej osiągnąć odpowiednią temperaturę. W końcu rzuciła książką o podłogę i zrobiła to po swojemu. Chyba poszło jej całkiem nieźle, bo Jake zniósł kąpiel spokojnie. Następnie go nakarmiła i chłopiec zasnął. Błogosławione chwile spokoju. Niestety Diana nie mogła spędzić ich na odpoczynku. Jeszcze raz przeszukiwała, wszystkie znane sobie, źródła o opiece nad dziećmi. Zaczynała się nawet zastanawiać czy może nie zadzwonić do mamy, ale postanowiła tego nie robić. Przed wyjazdem wyraźnie zaznaczyła, że wszystkiego się sama nauczy. W tej chwili była pewna, że jest do niczego, ale nie miała zamiaru się poddawać. Rozpracuje tą sytuację. Poradzi sobie.
Nagle zadzwonił jej telefon. Jeszcze nigdy nie wydawało jej się, że ma tak głośny dzwonek. Oczywiście Jake się obudził i zaczął się płacz. Wzięła dziecko na ręce i kołysząc go, odebrała telefon.
-Jak wam idzie?- zapytał Jared po drugiej stronie słuchawki.
-Całkiem nieźle.- Diana przekrzyczała Jake'a.
-Potrzebujesz pomocy?
-Nie, dobrze sobie radzę.
Diana miała ochotę powiedzieć „tak", ale duma jej nie pozwoliła. Jared zajmował się dzieckiem przez tydzień całkowicie sam, więc i ona sobie poradzi. Chciała pokazać siebie jako osobę zaradną, odpowiedzialną i dojrzałą.
-A jak u Ciebie? Odpocząłeś?
-Jasne, już prawie zapomniałem jak to jest przespać całą noc.- zaśmiał się Jared.
-Coś mi się wydaje, że i ja niedługo zacznę zapominać jak to jest.
-Na pewno nie potrzebujesz mnie?
-Tak, na pewno. Jestem w stanie poradzić sobie sama z dzieckiem.
-Dobrze, tak się tylko chciałem upewnić. Trzymaj się. Jak coś to dzwoń, jestem pod telefonem.
-Pa.
Diana się rozłączyła.
-Dlaczego ten Jared jest taki nadopiekuńczy? Co?- zapytała Jake'a.-Pewnie się bardzo o Ciebie martwi. Dobrze, że na niego trafiłeś.
W czwartek Diana funkcjonował już tylko dzięki sile własnej woli i kawie. Czasem dodawała jakiegoś energetyka, ale nie było ich dużo, bo nie miała kiedy iść na zakupy. Mieszkanie wyglądało okropnie. Próbowała trochę sprzątać, ale się nie dało. Jake pochłaniał cały jej czas. Cały czas wymagał, żeby go nosić. Spał znacznie dłużej i spokojniej, kiedy trzymała go w ramionach, ale w tym czasie ona była uwięziona. Siedzenie w miejscu przez tak długi czas było nużące, ale nie mogła spać, musiała się skupiać na trzymaniu dziecka.
Wieczorem nastało apogeum. Diana zasnęła z Jake'iem na rękach. Obudziło ją wysuwanie się go z jej rąk. Przestraszyła się. Jednak nie dała rady. Potrzebowała pomocy, a jedyną osobą, do której mogła się zwrócić był Jared. Przełknęła dumę i spakowała rzeczy Jake'a, następnie wezwała taksówkę.
Diana i Jake wysiedli pod blokiem Jared'a. Dziecko marudziło, ale było zmęczone więc zanosiło się, że za chwilę uśnie. Dobry czas, by iść do Parker'a.
Diana nie uprzedziła go, że przyjeżdżają, pewnie będzie zły, na pewno obsłucha kazania. Ale nie miało to znaczenia, musiała odpocząć. Choć dwie godziny.
Weszła do budynku przez otwarte drzwi. Dlaczego ludzie nie zamykają zewnętrznych drzwi?, pomyślała Diana. Choć w tej chwili miała zajęte obie ręce i raczej cieszyła się, że nie musi jeszcze sięgać do domofonu.
Diana stanęła przed odpowiednimi drzwiami i zadzwoniła dzwonkiem. Spojrzała na Jake'a, ale chłopiec zaczął przysypiać.
W końcu Jared otworzył im drzwi. Diana tylko spojrzała na niego z prośbą w oczach.
-Co się stało? Dlaczego tu jesteście?- zapytał zdenerwowany.
-Nic się nie stało, spokojnie.
Diana minęła Jared,a i weszła do kuchni. Postawiła fotelik na stole, a walizkę na podłodze.
-Powiesz mi o co chodzi?- Jared poszedł za nią, w jego głosie wyczuwało się niepokój.
-Nie dałam rady.- przyznała kobieta.-Nawet nie zdajesz sobie sprawy ile mnie kosztuje by to powiedzieć.
-O co chodzi?- Jared niewiele zrozumiał z jej wypowiedzi.
-Nie poradziłam sobie tak dobrze jak myślałam, że mi pójdzie. Nie umiem uspokoić Jake'a. Nie spałam, już nawet nie wiem jak długo.
-Dlaczego nie zadzwoniłaś? Pomógłbym.
Jared ignorował wypieki jakie pojawiły się na twarzy Diany podczas jej wypowiedzi. Widocznie rzeczywiście wiele odwagi ją kosztowało, by to powiedzieć.
-Wstydziłam się.- Diana patrzyła na podłogę, unikała jego wzroku, choć zazwyczaj śmiało patrzyła mu w oczy.
-Czego? Nie masz doświadczenia z dziećmi, tak samo jak ja. Ja też mam wielkie problemy z uspokojeniem Jake'a.
-Tak, ale...
-Ale co?
-Teraz jak o tym myślę, jest to strasznie głupie.
-To nic, powiedz.
-Myślałam, że... Wiesz ja dużo się przygotowywałam do opieki nad Jake'iem. W dodatku jestem kobietą więc myślałam, że pójdzie mi dobrze, że to jest coś na zasadzie instynktu, ale ja widocznie go nie mam. No i jeszcze znałam Jake'a wcześniej i dłużej, nie wiem dlaczego przyszło mi do głowy, że przy mnie będzie spokojny.
Wypowiedź Diany była dość chaotyczna, ale przekaz został zrozumiany przez Jared'a.
Jared uśmiechnął się, kiedy w końcu Diana spojrzała na niego. Nie był to kpiący uśmiech, był ciepły i pełen zrozumienia. Z jakiegoś powodu strasznie zirytował Dianę.
-Wiesz, ja też się przygotowywałem do opieki, ale poszło mi okropnie. Oboje nie umiemy jeszcze w naturalny sposób podejść do tej sytuacji. Nie przejmuj się niczym i staraj się jak najbardziej, to wystarczy.
Jake, który na chwilę zapadał w drzemkę, teraz się rozbudził ich głosami. Oboje jednocześnie sięgnęli, by wziąć go na ręce.
-Wybacz, taki odruch.- Jared się wycofał.-To cały czas twój tydzień.
Diana uśmiechnęła się lekko i wzięła dziecko w ramiona. Chłopiec lekko pomarudził i ponownie zaczął zasypiać.
-Chcesz coś do picia?- zapytał Jared widząc jak Diana nuci Jake'owi.
-Herbatę, kawę już sobie daruję. Zaraz wracam do domu i położę się spać.
Mężczyzna poszedł do kuchni, ale miał doskonały widok na Dianę. Mimo woli jego wzrok cały czas kierował się w tamtą stronę. Było to silniejsze od niego. Czekając na zagotowanie się wody, myślał, że Diana nie wygląda, aby miała jakieś braki w umiejętności uspokajania Jake'a. Zrobiła to sprawnie, szybko i skutecznie.
Kiedy woda się zagotowała, przyniósł biały kubek do salonu, gdzie spacerowała kobieta.
-Ja go przejmę, a Ty się napij herbaty.
Diana przekazała dziecko i usiadła na sofie. Była padnięta, ale Jake zachowywał się zupełnie inaczej niż przy niej. Widocznie żadne z nich nie działało uspokajająco na dziecko.
Jake jeszcze chwilę walczył, ale w końcu zasnął. Diana w tym czasie zdążyła wypić połowę herbaty.
-Niech na tą noc zostanie już u mnie.- zaproponował Jared.
-Dzięki, nie chciałabym go nieść teraz do domu. Ja się zaraz zbieram, jutro rano go odbiorę.
-OK, dopij herbatę chociaż. Idę go zanieść do łóżeczka.
Jared położył chłopca w jego łóżku, przykrył go jeszcze kocykiem, choć wiedział, że dziecko nie zmarznie. Jeśli będzie mu za gorąco, to po prostu zrzuci z siebie przykrycie.
Kiedy Jared wrócił do salonu, Diana zdążyła usnąć. Spała na siedząco, musiała być bardzo zmęczona. Zdecydował się jej nie budzić, przecież nie będzie mu przeszkadzać, jeśli prześpi jedną noc na kanapie.
Przyniósł z sypialni koc. Położył nogi Diany na kanapie, nawet ten ruch nie zdołał jej obudzić. Potem ją przykrył.
Było już dość późno, a jutro musiał iść do pracy. Piątek to normalny dzień pracujący. Wziął więc prysznic i napisał do Eryki, że się jutro spóźni.
Kobieta zapewniła go, że jeśli to z powodu Diany, to nie ma problemu i trzyma za nich kciuki. Jared nie przyznał jej racji, bo jutrzejszy dzień spędziłby na odpowiadaniu na niewygodne pytania.
Jeszcze raz sprawdził co u Jake'a i Diany i sam położył się spać.
Dianę obudził ładny zapach jedzenia. Sennie otworzyła oczy i zauważyła, że nie jest u siebie w mieszkaniu. Natychmiast przeszła jej cała senność. Zerwała się do siadu i przypomniała sobie, że jest u Jared,a.
-Już wstałaś?- usłyszała jego głos dobiegający z kuchni.
-Przepraszam, musiałam wczoraj zasnąć.- kobieta wstała i zaczęła się szybko poprawiać.
-Nic się nie stało. Robię śniadanie, jeśli masz ochotę to zapraszam do stołu.
Diana weszła do kuchni i w końcu zobaczyła schowanego za lodówką Jared'a. Jedną ręką robił jajecznicę, a w drugiej trzymał Jake'a. Chłopiec gryzł zabawkę.
-W dzbanku jest kawa, nalejesz sobie? Chwilowo nie mam wolnej ręki.
Jared był ubrany w białą koszulę i spodnie od garnituru. Wyglądał bardzo dobrze w obecnej sytuacji. Diana zwróciła uwagę na jego zarost, specjalnie nie golił go kilka dni? Dlaczego wczoraj tego nie zauważyła?
-Nie chcę Ci siedzieć na głowie.- powiedziała Diana z przepraszającym tonem w głosie.-Na którą idziesz do pracy?
Jared spojrzał na zegar wiszący na ścianie.
-W zasadzie to już powinienem w niej być.
-O nie, przepraszam, przeze mnie spóźniłeś się do pracy.
Diana poczuła się jeszcze gorzej.
-Już się dogadałem z Eryką. Jadę do firmy na dziesiątą. Siadamy do stołu. Weźmiesz Jake'a?
Diana wzięła dziecko i posadziła je w krzesełku. Jared kupił je w tym tygodniu, więc dla Jake'a było czymś nowym.
Jared podał jajecznicę i tosty. Diana nalała kawy do kubków. Usiedli przy stole i zapanowała cisza. Jedli bez wypowiedzenia słowa, ale Diana patrzyła na Jared'a. Była pod wrażeniem jego osoby. Wczoraj ją uspokoił, pozwolił jej u siebie spać, choć mógł ją obudzić i wysłać do mieszkania, a teraz jeszcze specjalnie nie poszedł do pracy na wyznaczoną godzinę.
-Pobrudziłem koszulę czy mam coś na twarzy?- zapytał nagle Jared podnosząc na Dianę wzrok.
-Nie.
Widocznie doskonale zdawał sobie sprawę, że kobieta go obserwuje.
-Przepraszam.
-Jeśli chcesz o coś zapytać albo porozmawiać, wystarczy powiedzieć.
Diana kiwnęła tylko głową. Poczuła się dziwnie. Do wczoraj miała wrażenie, że to ona ma dominujący charakter, ale teraz miała ochotę schować się przed wzrokiem i słowami Jared'a.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top