58.
Początek kwietnia przyniósł cieplejszy wiatr i temperatura w końcu zaczynała nabierać tempa. Diana cieszyła się każdym, nawet najmniejszym promieniem słońca.
Zaraz po wyjściu z gabinetu Melissy Winter wezwała taksówkę i pojechała pod biuro Jared'a. Chciała przekazać mu dobre wieści.
Przywitała się z ochroniarzami i poszła do windy. Nie zastała Eryki przy biurku, więc od razu weszła do gabinetu Parker'a.
Jared uniósł głowę znad papierów i uśmiechnął się na jej widok. Diana podeszła do niego i bezceremonialnie usiadła mu na kolanach, odsuwając wszelkie dokumenty z zasięgu jego wzroku.
-Zgodnie z obietnicą przyszłam zaraz po wizycie. Jak poszło spotkanie? - zapytała, całując go lekko w usta.
-Doskonale, ale powiedz lepiej jak tobie poszło? Co powiedziała pani doktor?
-Wszystko w idealnym porządku. Dziecko jest zdrowe, nie ma żadnych chorób genetycznych.
-Bardzo się cieszę. - Jared pocałował Dianę w kącik ust. -Masz zdjęcia?
-Oczywiście. - White wyciągnęła z torebki najnowsze USG i podała Parker'owi.
-Zaczynam coraz więcej na nich widzieć.
Diana uśmiechnęła się ciepło.
-Żałuję, że nie mogłem pójść z tobą - westchnął Jared.
-Jak widzisz świetnie dałam sobie radę sama. Gdy urodzi się dziecko, będziesz miał mnóstwo okazji, żeby się wykazać.
-Z pewnością. - Jared przytulił się do Diany patrząc na zdjęcie.
White oparła policzek o jego głowę i siedzieli przez chwilę w ciszy.
-Eryki nie ma? - zapytała Diana w końcu. -Nie widziałam jej jak wchodziłam.
-Musiała pójść do toalety.
-Masz zamiar jej powiedzieć?
Jared uniósł oczy i napotkał poważny wzrok Diany.
-Powiem, ale jeszcze nie teraz.
-Dobrze, nie chcę naciskać, zrobisz to wtedy, kiedy będziesz chciał. Idę do pracy - powiedziała Diana wstając z kolan Jared'a. -Wrócę dość późno.
Zaskoczona poczuła jak Parker, ciągnąc za biodra, ponownie posadził ją sobie na kolanach.
-O tym też chciałem porozmawiać - odezwał się, kiedy patrzyli sobie w oczy.
-To znaczy?
-Praca na siłowni nie należy do najlżejszych...
-Nawet nie kończ. - Diana weszła mu w słowo. -Dobrze, że poruszyliśmy ten temat. Od razu powiem czego chcę. Nie zrezygnuję z pracy, mam zamiar wykorzystać cały czas jaki został do porodu, później też zamierzam wrócić do niej.
-A dziecko?
-Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Nie jestem obłożnie chora, a moja ginekolog nie widzi żadnych przeciwwskazań. Nie chcę się kłócić o to. - Diana splotła dłoń z dłonią Jared'a. -Wiem jak samolubnie to zabrzmi, ale i tak zrobię to po swojemu.
-Dobrze. - Parker ustąpił zanim zaczęli rozmawiać poważniej. -Po prostu uważaj na siebie.
-Oczywiście. - White wolną dłonią przeczesała włosy Parker'a i pocałowała go krótko w usta. -Kocham cię.
Jared uśmiechnął się lekko i pozwolił Dianie wstać.
-Widzimy się w domu - dodała White wychodząc z gabinetu.
Na zewnątrz natknęła się na Erykę, która była bardzo zaskoczona jej widokiem.
-Nie wiedziałam, że przyszłaś - powiedziała King wstając z krzesła.
-Wpadłam tylko na chwilę. - Uśmiechnęła się Diana. -Muszę już lecieć do pracy. Do zobaczenia.
Eryka wzrokiem odprowadziła gościa do windy, a kiedy White zjechała na dół, zajrzała przez uchylone drzwi do gabinetu. Jared wciąż czytał najnowsze raporty. Nie mogła się powstrzymać i weszła do środka. Usiadła na fotelu dla gości.
-Ostatnio Diana często przychodzi - odezwała się przykuwając uwagę Jared'a.
-Tak? - mruknął Parker nie odrywając wzroku od dokumentów.
-Och, proszę cię - prychnęła Eryka. -Wiem, że coś wisi w powietrzu.
Jared odłożył papiery i spojrzał na swoją asystentkę.
-Tylko ci się wydaję.
Wzrok Eryki wręcz palił, ale Parker dzielnie stawiał mu czoła. Jeszcze nie był gotowy na wyznanie. Musiał zrobić jeszcze jedną rzecz zanim zdecyduje się poinformować Erykę po powiększeniu rodziny.
-Jak sobie chcesz - westchnęła urażona kobieta. -Nie zapominaj tylko, że prędzej czy później i tak się dowiem - dodała wychodząc z gabinetu. Drzwi zamknęła zdecydowanie za głośno.
Jared odetchnął głęboko. Nie lubił spięć z Eryką.
Była już prawie dwudziesta pierwsza, kiedy Parker usłyszał dźwięk przekręcanego klucza.
-Cześć - Rozległ się zadowolony głos Diany.
-Jak było w pracy? - zapytał wychodząc z kuchni.
-Szkoda gadać. Myślałam, że stamtąd nie wyjdę. -White podeszła do Jared'a i pocałowała go szybko na powitanie. -Mam nadzieję, że zrobiłeś coś do jedzenia, bo umieram z głodu.
-Tak, przygotowałem sałatkę.
-Idealnie - ucieszyła się Diana. -Przygotujesz mi porcję? Ja w tym czasie skoczę do łazienki.
-Jasne.
Diana wydawała się śpieszyć, nawet z łazienki wróciła bardzo szybko.
-Zjem w salonie, dobrze? - zapytała, sięgając do jednej z szafek w kuchni i wyciągając z niej słoik Nutelli. -Zaraz zaczyna się premierowy odcinek mojego serialu i nie chcę go przegapić - mówiła dobierając łyżkę stołową z szuflady. -Obiecuję nie zostawić żadnych śladów po jedzeniu, ani okruszka. Dziękuję. - dodała zabierając talerz sałatki z rąk Jared' a i idąc na kanapę.
Rozsiadła się wygodnie i włączyła telewizor na odpowiedni program. Jared patrzył na nią z zaskoczeniem, kiedy jadła sałatkę przegryzając ją nutellą i skupiając się na serialu.
-Mamy trochę soku pomarańczowego? - zapytała, nie odrywając się od telewizora.
-Jest jeszcze.
-Przyniesiesz mi? Bardzo cię proszę.
Jared nalał soku do szklanki i poszedł do salonu. Usiadł obok Diany i podał jej go.
-Dziękuję - powiedziała wypijając naraz połowę. Nabrała całą łyżkę Nutelli i zaczęła ją jeść.
Parker patrzył na to zmieszany, zastanawiał się jakim cudem Diana jest w stanie zjeść tyle różnych smaków jednocześnie. Obserwował skupioną na serialu kobietę i poczuł, że to jest ta chwila. Teraz jest odpowiedni moment. Wyprostował się i powiedział:
-Diana.
-Tak? - White nie spojrzała na niego.
-Wyjdź za mnie.
Diana zamarła. Potem odwróciła się w stronę Jared'a i widząc jego poważną minę upuściła łyżkę z nutellą na jasny dywan. Parker powstrzymał się przed posprzątaniem, tylko ze względu na ważną chwilę.
-Mówisz poważnie? - zapytała, nie mogąc uwierzyć własnym uszom.
-Zostaniesz moją żoną? - powtórzył spokojnie Jared widząc jak na twarzy Diany malują się coraz to nowsze emocje.
-Tak - odparła po krótkiej chwili. -Nie myśl, że potrzebowałam czasu do namysłu, ale dopiero teraz jestem w stanie coś powiedzieć - dodała walcząc z napływającymi do oczu łzami. Odstawiła talerz z sałatką na bok i powachlowała dłońmi twarz, nie chcąc się rozpłakać.
-Nie zdążyłem kupić dla ciebie pierścio...
-To nic - przerwała mu zbliżając się. -Nie potrzebuję żadnego pierścionka, nawet go nie chcę. Mam ciebie i to mi w zupełności wystarcza. - Opierając się na kolanach Jared'a, pocałowała go. -Kocham cię.
-Ja też cię kocham - odparł, uśmiechając się lekko.
Po kąpieli Diana położyła się obok, już leżącego w łóżku Jared'a. Przysunęła się i oparła głowę o jego ramię.
-Wciąż nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś - powiedziała patrząc na niego.
-Ja to się cieszę, że zdążyłem to zrobić przed tobą. - Jared objął ją i pogłaskał po plecach.
-Nie planowałam ci się oświadczać - burknęła Diana.
-Nigdy nie wiadomo co ci przyjdzie do głowy, a chciałem chociaż jedną rzecz w tym związku zrobić pierwszy.
-Teraz już się ode mnie nie uwolnisz.
-I całe szczęście - mruknął całując Dianę w czoło.
Rano, sfrustrowana Diana rzuciła już trzecią parę spodni na łóżko. Nagle okazało się, że nie jest w stanie się w nich zapiąć. Wyciągnęła kolejne jeansy z szafy i zaczęła je ubierać. Na tyłek weszły całkiem sprawnie, ale kiedy chciała je zapiąć, okazały się za ciasne. Może gdyby bardziej wciągnęła brzuch, udałoby się, ale nie chciała się ściskać. Westchnęła i ściągnęła je. Ze zrezygnowaniem sięgnęła po spodnie ze sterty, gdzie były większe ubrania. Cieszyła się, że nie wyrzuciła ich, kiedy ostatnio robiła porządki w szafie.
-Jesteś gotowa? - zapytał Jared, kiedy tylko weszła do kuchni.
-Tak, możemy jechać.
Niezbyt fortunny początek dnia sprawił, że Diana była lekko poirytowana w pracy. Cieszyła się, że trening ze swoimi klientkami miała zaplanowany na jutro, bo jeszcze biedne kobiety, mogłyby odczuć jej irytację. Wiedziała, że kiedyś zacznie się powiększać, ale myślała, że będzie to trochę mniej odczuwalne.
Zaczyna już widać?, zastanawiała się, dezynfekując materace.
Rozejrzała się, ale nie zauważyła nikogo z pracowników na sali. Tylko Dagna siedziała za ladą, ale była zajęta komputerem.
Diana podeszła do wielkiego lustra, które zajmowało jedną ze ściany i lekko uniosła dres. Tylko tyle, żeby mogła ocenić nowy rozmiar. Stwierdziła, że jak na piętnasty tydzień nie jest źle. Jedynie ktoś, kto wie, zauważyłby zmianę. Z trochę lepszym humorem wróciła do pracy. Nucąc rozpamiętywała wczorajsze wydarzenia. Jared się oświadczył, to znacznie więcej niż chciałaby dostać. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że zrobi to tak szybko. Znali się krótko, ale ona miała wrażenie, jakby minęło dziesięć lat. Przeszli razem tak wiele ciężkich, ale też i szczęśliwych momentów. Z całkowitą pewnością mogła stwierdzić, że to jej najlepszy czas.
-Masz chwilę?
Diana odwróciła się i zobaczyła stojącego za nią Ed'a.
-Jasne, o co chodzi? - Odłożyła wszystko na materac i wyprostowała się.
-Myślisz, że wypad za miasto we trójkę w kwietniu to dobry pomysł? - zapytał Rodriguez przeglądając coś w telefonie.
-Zapowiadają ładną pogodę na weekend, więc czemu nie? - odparła wkładając ręce do kieszeni. -A poza tym zaraz będzie dziesiąty, a to prawie połowa miesiąca - mówiąc to przypomniała sobie, że jej urodziny zbliżają się wielkimi krokami. Nie miała najmniejszego zamiaru mówić o tym Jared'owi. Wciąż pamiętała jak w grudniu postawił ją przed faktem dokonamy i teraz zamierzała zrobić to samo.
-Myślisz, że Evie spodobałaby się taka randka?
Diana myślała przez chwilę.
-Tak, według mnie to całkiem spoko pomysł.
-To też zrób Jared'owi niespodziankę.
Diana parsknęła śmiechem.
-Co? - zapytał zdziwiony jej reakcją.
-Nie przejmuj się. Po prostu Jared nie jest typem człowieka, który lubi obcować z naturą. Znacznie lepiej czuje się w mieście.
-W takim razie wymyślisz coś co będzie mu odpowiadać.
-Zdecydowanie. Macie jakąś okazję czy po prostu chcecie się stąd wyrwać?
-Zmienić środowisko. Max ostatnio jest jakiś przybity, chcę zabrać jego i Evę gdzieś, gdzie odpoczniemy od codzienności. - Ed wzruszył ramionami.
-Co w ogóle u niego słychać?
-Chyba w porządku - westchnął mężczyzna. -Chciałbym, żeby miał więcej kontaktu z rówieśnikami, ale na to muszę poczekać do września.
-Drugie podejście z przedszkolem?
-Kiedyś musimy przez to przebrnąć. To będzie jego ostatni rok przed rozpoczęciem szkoły, wolałbym, żeby miał jakichś kolegów, kiedy do niej pójdzie.
-Ta ciężka strona rodzicielstwa, co?
-Nawet mi nie mów. Wolałbym tysiąc razy doświadczyć tego z czym on się mierzy, jeśli to pozwoliłoby mu na normalne życie.
Diana przełknęła ciężko ślinę. Rozumiała słowa Ed'a. Choć jej dziecko wciąż się nie urodziło, czuła z nim silną więź, która już teraz kazała jej chronić je przed każdym, nawet najmniejszym cierpieniem.
-Ale teraz mam zamiar skupić się na weekendowym wyjeździe. Resztą zajmę się potem.
-Masz rację.
Jared właśnie skończył przeglądanie faktur, kiedy zauważył, że dostał wiadomość z prywatnego adresu. Zazwyczaj na firmową pocztę trafiały tylko służbowe e-maile, więc zaskoczony otworzył go. Ku swojemu, jeszcze większemu zdziwieniu nadawcą wiadomości okazała się Caren. W skupieniu przeczytał treść e-maila, w którym Smith przepraszała, że wykorzystała firmę, ale nie miała prywatnego adresu. Poprosiła o taki na przyszłość i streściła przebieg przyjęcia urodzinowego, w czasie którego świętowali pierwsze urodziny Jake'a. Na końcu zapytała o termin w jakim chcieliby go odwiedzić. W załączniku były zdjęcia z przyjęcia.
Muszę to pokazać Dianie, pomyślał Jared, patrząc na uśmiechniętego Jake'a zdmuchującego świeczki przy pomocy matki.
-Eryka! - zawołał.
-O co chodzi? - Kobieta pojawiła się w drzwiach prawie natychmiast. Wciąż dało się wyczytać z jej twarzy resztki zacięcia, ale złość i irytacja zaczynały jej przechodzić.
-Mam zdjęcia Jake'a.
Nie musiał bardziej jej zachęcać. King stanęła obok jego fotela i pochyliła się nad biurkiem.
-Jak on urósł - zachwycała się. -Taki kochany. Włoski zaczynają mu ciemnieć - wymieniała, każdą zmianę jaką zauważyła.
-Oświadczyłem się Dianie.
Eryka spojrzała na niego z otwartymi ustami, które po chwili zmieniły się w szeroki uśmiech.
-Wiedziałam, że coś jest na rzeczy. Już słyszę marsz weselny - dodała opierając się biodrem o biurko i patrząc Jared'owi w oczy. -Tak bardzo się cieszę. Gratuluję.
-Na razie nie rozmawialiśmy o ślubie...
-To tylko kwestia czasu. - Eryka uśmiechnęła się tajemniczo. -Odkąd tylko po raz pierwszy zobaczyłam Dianę, wiedziałam, że skończycie na ślubnym kobiercu.
Wyglądało na to, że King zapomniała o wczorajszej rozmowie o podejrzanie częstych wizytach Diany. Wiadomość, którą usłyszała sprawiła, że całkowicie zapomniała o reszcie. Jared wciąż nie był gotowy powiedzieć o dziecku.
Po pracy Parker wstąpił do jubilera, musiał kupić pierścionek dla Diany. Chciał dopełnić zwyczaju oświadczyn, a skoro wczorajsza propozycja była nagła, nie zdążył się przygotować.
Sprzedawca pokazywał coraz to kolejne pierścionki, a on już nie wiedział na jakie patrzeć. Wszystkie wydawały się piękne, ale chciał wybrać coś co spodoba się też Dianie. W końcu jeden przykuł jego uwagę. Był srebrny i raczej niewielki, biały diament trzymały cztery małe wypustki. Wyobraził go sobie na dłoni Diany i wiedział, że to ten. Wystarczająco skromny, by nie zwracać nadmiernej uwagi, ale wystarczająco elegancki, by pasował, na każdą okazję. Wybrał również małe pudełko, do którego schował zakup i wreszcie mógł wrócić do domu.
-Cześć - powiedział zamykając drzwi wyjściowe.
-Hej! - odkrzyknęła Diana z kuchni. -Nie uwierzysz, ale zrobiłam naleśniki - dodała dumna.
-Podejdziesz do mnie na chwilę? - zapytał, wieszając płaszcz i ściągając buty.
-Tak, muszę ci pokazać co dziś do mnie przyszło.
Diana weszła do salonu w lekko przyprószonej mąką bluzce. Upięła włosy do góry, co rzadko się jej zdarzało. W ręce niosła kopertę w kolorze pudrowego różu.
-Wyciągnęłam to dziś ze skrzynki - powiedziała podając kopertę Jared'owi.
Lekko zaskoczony Parker wyciągnął jej zawartość, która okazała się być zaproszeniem na ślub Marthy i Ethan'a.
-Dwudziesty dziewiąty maja - mruknął Jared czytając treść zaproszenia.
-Zmienili datę z pierwszego. Nie ma się co dziwić skoro niedawno Martha przeszła ciężki poród. Według mnie to i tak szybko.
-Rozumiem, że idziemy.
-A jakżeby inaczej - odpowiedziała, zarzucając Jared'owi ramiona na szyję i całując go w usta. -Musze zobaczyć ślub Marthy na własne oczy. A poza tym okazja, żeby kupić sobie coś nowego. Długo cię dziś nie było - zauważyła.
-Musiałem załatwić jedną rzecz - mówił sięgając do kieszeni marynarki. Uwolnił się od rąk Diany i klęknął na jedno kolano. -Wyjdziesz za mnie? - zapytał po raz drugi otwierając pudełko z pierścionkiem.
Diana uśmiechnęła się szeroko i usiadła mu na kolanie.
-Już się przecież zgodziłam i nie zmieniłam zdania od tamtego czasu.
-Wiem, że się powtarzam, ale chciałem to zrobić należycie, z pierścionkiem i resztą. Mogę ci go wsunąć na palec?
-Nie musisz pytać - odezwała się, dumnie podając mu dłoń.
Jared odetchnął z ulgą, kiedy okazało się, że pierścionek pasuje idealnie. Nim zdążył pomyśleć o czymś więcej Diana wzięła jego twarz w dłonie i gorąco pocałowała.
-Kocham cię - oparła czoło o jego czoło.
-Wiem. - Jared wziął jej dłoń i pocałował palec, na którym był pierścionek. -Teraz już wszyscy faceci będą trzymać się od ciebie z daleka.
Diana wywróciła oczami i w końcu wstała z jego kolana.
-Chodź, zjemy obiad.
-Jeszcze jedną rzecz chciałem ci pokazać.
Zainteresowana Diana cierpliwie czekała, aż Jared włączy laptopa.
-Dostałem dziś wiadomość od Caren.
-Czego chciała? - W głowie Diany dało się wyczuć złość.
-Sama zobacz.
Zaciekawiona jeszcze bardziej tajemniczością Parker'a usiadła obok niego na kanapie. Jej nastawienie natychmiast się zmieniło, kiedy tylko zobaczyła zdjęcia Jake'a z jego urodzin. Jared nie komentował łez, które zabłyszczały jej w oczach. Przerzucała kolejne zdjęcia i każdemu z osobna dokładnie się przyglądała.
-Wygląda na szczęśliwego - stwierdziła po naprawdę długim czasie.
-Tak, mi też się tak wydaje. - Jared pogłaskał White po plecach. Cieszył się, że Diana nie uległa emocjom i nie popłakała się. Trudna historia Jake'a miała szczęśliwe zakończenie, przynajmniej dla niego i w tym trzeba było szukać pocieszenia. - Caren pyta, kiedy przyjedziemy.
-Dla mnie to chyba wciąż trochę za wcześnie - odpowiedziała niepewnie. -Potem już nie będę mogła latać samolotem, więc...
-Wygląda na to, że dopiero po porodzie - podsumował Jared.
-Czy to jest dla ciebie w porządku? - zapytała cicho.
-Tak, jest to dla mnie całkowicie w porządku.
Delikatny uśmiech wdzięczności pojawił się na twarzy Diany.
-Dziękuję, że jesteś taki wyrozumiały.
-Nie masz za co. Naprawdę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top