56.
Diana i Jared podjechali na parking pod blokiem. Parker cieszył się, że w końcu wyszedł ze szpitala. Zdecydowanie lepiej czuł się ze świadomością, że nie musi już znosić tych szpitalnych klimatów i bakterii. Humor mu dopisywał i miał wrażenie, że nic nie będzie w stanie mu go popsuć.
-Wczoraj zrobiłam zakupy - powiedziała Diana, zamykając drzwi od strony kierowcy. Nie pozwoliła Jared'owi prowadzić. Skoro miał odpoczywać przez tydzień, to będzie to robił. -Ale nie zdążyłam nic przygotować.
-Ja się tym zajmę - odparł Jared, podchodząc do bagażnika, przy którym stała już Diana. -I tak przyjechałaś zaraz po pracy.
Parker otworzył bagażnik i sięgnął po torbę ze swoimi rzeczami. White ubiegła go i pierwsza zacisnęła dłoń na pasku.
-O nie - odezwała się wyciągając ją. -Ty masz się nie przeciążać.
-To tylko torba. Nie przesadzajmy. A poza tym ja nie wiem, które z nas dwojga powinno się bardziej oszczędzać - dodał lekko sarkastycznie.
-Ja czuję się świetnie - odpowiedziała niezrażona Diana, zamykając bagażnik.
-Ja też.
-Ale to nie mi naprawiali serce - rzuciła i ruszyła w kierunku wejścia do bloku.
Jared wywrócił oczami i poszedł za nią.
-W lodówce są warzywa, zrobisz sałatkę? - zapytała, odkładając torbę na kanapę.
-Tak, daj mi chwilę.
-Tylko niezbyt długą, bo jestem już głodna. - Odsunęła zamek i wyciągnęła z torby pranie. -Idę nastawić pralkę.
Przez następne dni Jared bardzo się nudził. Czuł się doskonale, nie pojawiły się żadne z możliwych późniejszych powikłań pozabiegowych. Mieszkanie lśniło, a Diana po pracy zawsze wracała na wspaniały obiad. Jej pory posiłków trochę się unormowały i choć nadal nie jadała śniadań, obiad był mile widziany. Nie rozmawiali bezpośrednio o dziecku. Czasem wspominali jakieś mocno zaowalone aluzje, ale nic więcej. Wciąż oswajali się z nową sytuacją, a zwłaszcza Jared. Nie proponował Dianie seksu, ale ona również nie próbowała niczego więcej niż przytulenie.
W końcu nadszedł poniedziałek i wieczorem Jared przygotowywał się do pracy. Stał przed szafą i zastanawiał się, którą z koszul powinien ubrać. Do sypialni weszła Diana i usiadła na łóżku za jego plecami.
-Może zostaniesz w domu jeszcze przez kilka dni - zasugerowała delikatnie.
-Rano byłem u lekarza i dostałem zielone światło. Biała czy błękitna? - zapytał, odwracając się do Diany z dwoma wieszakami w rękach.
-Biała - stwierdziła White.
-Też tak myślę. - Parker odwiesił błękitna koszulę do szafy, a białą zostawił na wierzchu. -Mam już dość siedzenia w domu.
Diana musiała przyznać mu rację. Sama kiedyś, na początku ich znajomości, musiała posiedzieć w domu kilka dni i miała serdecznie dosyć zamknięcia w czterech ścianach. Lubiła swoją pracę i dlatego nie mogła żądać od Jared'a, by zrezygnował ze swojej.
Diana wstała z łóżka i splotła ręce na brzuchu Parker'a, przytulając się do jego pleców.
-Dbaj o swoje serce, dobrze? - szepnęła. -Masz tylko jedno, a będzie nam bardzo potrzebne.
Jared odwrócił się w uścisku i teraz stała przed nim.
-Nie bój się o nie. Jest już w pełni sprawne.
-Tak? - Zatrzepotała zalotnie rzęsami.
-Tak.
Diana wspięła się na palce i pocałowała Jared'a. Nie powstrzymał jej, jednak, kiedy poczuł jej ręce na swoim pasku, złapał ją za nadgarstki.
-Idę pod prysznic – stwierdził, uwalniając się od niej.
-Pójdę z tobą - zaproponowała Diana i zaczęła ściągać bluzkę.
-Nie - rzucił szybko Parker, odrobinę zbyt szybko. White wyglądała na zaskoczoną. -Wezmę prysznic sam.
Diana stała w sypialni w staniku i patrzyła na wychodzącego Jared'a.
Jared odkręcił zimną wodę i myślał. Powinien był rozegrać to inaczej. Tak gwałtowna reakcja nie była potrzebna, ale nie umiał inaczej wyjaśnić co chodziło mu po głowie. Nie chodziło o Dianę, bo ona zawsze go pociągała, ale o dziecko. Nie był pewny jak to jest z tym seksem w ciąży. Można? Nie można? Zaszkodzi? Nie zaszkodzi? Wolał nie ryzykować, ani nie wspominać sytuacji, kiedy jeszcze o niczym nie wiedzieli, a chętnie oddawali się sobie.
Prysznic specjalnie brał bardzo długo, żeby Dianie przeszła ochota. Kiedy w końcu dotarł do sypialni White spała na swojej stronie łóżka. Delikatnie, żeby jej nie obudzić, położył się i zasnął.
Następnego dnia nie wydawała się obrażona, choć właśnie takiej reakcji się spodziewał. Odwiózł ją do pracy i pojechał do swojego biura. Musiał nadrobić wszystkie zaległości jakie nagromadziły się podczas jego nieobecności. Eryka zawzięcie odmawiała przywiezienia mu dokumentów do domu, bo przecież miał odpoczywać.
Kiedy przywitał się z ochroniarzami na recepcji, poczuł się naprawdę zdrowy. Wrócił do pracy, serce pracowało tak jak powinno, życie znów wydawało się dobre. Ciemne chmury zostały rozgonione.
Jadąc windą odruchowo wsunął rękę do kieszeni płaszcza, ale nie znalazł paczki papierosów, którą zawsze nosił w prawej kieszeni. Diana osobiście je wyrzuciła, a on obiecał już nigdy więcej nie sięgać po nie. Świadomość, że naprawiono mu serce skutecznie łagodziła każdą, nawet najmniejszą chęć sięgnięcia po nikotynę.
Głowę jednak zaprzątała mu wczorajsza sytuacja. Musiał szybko znaleźć odpowiedź, bo czuł się źle z powodu swojego zachowania.
-Dzień dobry - przywitała go Eryka.
A może by zapytać Eryki?, pomyślał przypominając sobie, że jego asystentka urodziła troje dzieci. Jeśli ktoś miałby mu udzielić rzetelnej odpowiedzi, to na pewno ona.
Szybko odrzucił ten pomysł. Razem z Dianą uzgodnili, że na razie nie będą się obnosić z wieściami. Wyglądało na to, że będzie musiał zawierzyć internetowi.
-Dzień dobry - odpowiedział wchodząc do swojego gabinetu.
-Przygotowałam i posegregowałam wszystkie dokumenty. - Eryka weszła z naręczem kartek i teczek. -W kolejności od najstarszych. Tymi powinieneś zająć się w pierwszej kolejności. - Gruby segregator wylądował na klawiaturze jego laptopa. -Jest też kilka umówionych spotkań.
-Tak właśnie podejrzewałem - mruknął Jared, patrząc na ogrom czekającej go pracy.
-Tutaj zostawiam ci rozpiskę terminów i tematów. - Eryka położyła niepozorną kartką na samym szczycie sterty. -Przypominam też o zbliżającym się pierwszym dniu wiosny, w czasie, którego w firmie mamy dzień babeczek.
-Całkowicie o tym zapomniałem - westchnął Parker.
-Wiem, ale w końcu od czego masz mnie? - uśmiechnęła się Eryka. -Podeślę ci link do cukierni, w której złożyłam zamówienie. Wybrałam smak i polewę. Wydaje mi się, że wszyscy powinni być zadowoleni.
-Jesteś wspaniała - powiedział do wychodzącej kobiety.
-Po prostu dobrze zorganizowana.
-Zanim pójdziesz. - Parker zatrzymał ją w drzwiach. -Mam jeszcze jedną prośbę.
-Kawy?
-Czytasz mi w myślach.
Jared zajął się pracą i przez cały dzień nie miał nawet chwili czasu na poszukiwanie odpowiedzi. Te wszystkie dokumenty przeglądane i podpisywane w kolejności zasugerowanej przez Erykę pochłonęły go w takim stopniu, że stracił poczucie czasu. Już prawie skończył, kiedy Eryka weszła do jego gabinetu i powiedziała, że idzie do domu.
-Ty też nie powinieneś brać nadgodzin pierwszego dnia po urlopie zdrowotnym - dodała, opierając się o futrynę. Wyraźnie na niego czekała.
-Już niewiele mi zostało - odparł, sprawdzając godzinę. Rzeczywiście zrobiło się późno. Jeśli teraz nie wyjdzie, nie zdąży przygotować Dianie obiadu.
-Jutro też jest dzień.
-Masz rację. - Jared zamknął laptopa i poskładał rozłożone dokumenty na jedną kupkę. Nawet cały zawalony pracą nie miał zamiaru wprowadzać chaosu w swoje uporządkowane zwyczaje. Razem z Eryką wyszli z budynku.
Diana miała umówioną wizytę u ginekologa pojutrze, czyli na piątek. Cieszyła się, że wypadła jej poranna zmiana, bo do kliniki szła na godzinę szesnastą. Nie będzie musiała brać wolnego lub wychodzić wcześniej. Od wypisania Jared'a ze szpitala miała dobry humor, wszystko się układało. Może nie tryskali szczęściem, ale zdecydowali się na dziecko i niedługo na pewno wszystko stanie się jeszcze łatwiejsze. W pracy Diana wywiązywała się z obowiązków, nie chciała przyciągać niczyjej uwagi, więc na nic się nie skarżyła, tylko robiła co niej należało.
Jedyną skazą sielanki było zachowanie Jared'a. Trzy razy w ciągu dwóch dni odmówił jej seksu, nie umiała wytłumaczyć tego sobie w inny sposób niż jej stan błogosławiony. Czy nagle stało się to przeszkodą?
Po skończonym treningu ze swoimi klientkami wróciła do sprzątania. Przygotowała sprzęt do mycia podłogi i już miała się za to zabierać, kiedy zauważyła, że ktoś nie posprzątał po sobie sztang. Z przeciągłym westchnieniem odłożyła mopa i zabrała się za układanie sprzętu. Zdążyła odłożyć małe ciężarki, kiedy usłyszała pukanie w szybę. Zaskoczona spojrzała przez ramię i zobaczyła karcący wzrok Evy, która w ręce trzymała telefon. Stillwell zmarszczyła gniewnie brwi, wskazała na komórkę i wróciła do grupy, dla której prowadziła zajęcia, a która czekała, aż prowadząca znów się na nich skupi.
Zdezorientowana Diana przez chwilę próbowała domyśleć się znaczenia gestów Evy, kiedy podszedł do niej Ed. W ręce niósł telefon.
-Eva kazała pomóc ci - powiedział, chowając komórkę do kieszeni.
-Dlaczego? - zapytała Diana, choć doskonale zdawała sobie sprawę z powodów kierujących Stillwell. Był to jeden z powodów, dla których nie chciała mówić innym o ciąży. Wszyscy zaczęliby się nią opiekować, a ona tego nie lubiła. Nie stała się nagle nieporadna i bezbronna.
-A bo ja to wiem? - odpowiedział pytaniem na pytanie. -Ale napisała to w taki sposób, że strach jej nie posłuchać. Co mam zrobić?
-Odłożyć sztangi na miejsce - westchnęła White i poszła po mopa.
Ed uporał się z tym w mgnieniu oka i zawiesił oko na Evie. Potem spojrzał w kierunku Diany, która myła podłogę.
-Powinienem o czymś wiedzieć? - odezwał się po chwili.
Diana uśmiechnęła się lekko i spojrzała na przyjaciela.
-Nie - odpowiedziała krótko.
Wyraz twarzy Ed'a jasno wskazywał, że nie poczuł się usatysfakcjonowany.
-Wiesz, że prędzej czy później i tak się dowiem.
Pewnie szybciej niż myślisz, pomyślała Diana.
-Nie wiem o czym mówisz - mruknęła nie przestając myć podłogi.
Ed wrócił do swoich obowiązków, a Diana myślała o Jared'ie. Jeszcze tego samego dnia miała zamiar spróbować po raz kolejny, a jeśli nadal nic nie wskóra, planowała przeprowadzić poważną rozmowę i wyjaśnić zaistniałą sytuacje.
Jared uporał się z zaległościami i zajmował się już tylko bieżącymi sprawami. Od kilku godzin przemierzał internet w poszukiwaniu odpowiedzi na dręczące go pytanie. Miażdżąca większość twierdziła, że seks w ciąży jest dozwolony i bezpieczny, ale pojawiały się też przeciwne opinie. Potem Parker skupił się już tylko na potencjalnych zagrożeniach i skończyło się na tym, że miał więcej pytań niż odpowiedzi.
Wkurzony odłożył telefon na biurko.
-Potrzebuję wiarygodnego źródła informacji - mruknął pod nosem.
-Gotowy? - zapytała Eryka stając w drzwiach.
-Co?
-Pytam czy jesteś już gotowy na spotkanie? - powtórzyła spokojnie King.
-Spotkanie?
-Za piętnaście minut w kawiarni na dole mamy spotkanie z przedstawicielami firmy, która z nami współpracuje.
-No tak, oczywiście. - Jared wstał z fotela i poprawił marynarkę.
-Jesteś jakiś rozkojarzony - stwierdziła Eryka, obserwując jak Parker zbiera wszystkie potrzebne dokumenty.
-Tylko ci się wydaje. Możemy iść.
Jared schował telefon do kieszeni i szybkim krokiem wyszedł z biura.
-Chodzi o twoje serce? -odezwała się Eryka, kiedy stali w windzie.
-Nie, nie. Czuję się świetnie, a serce to już zamknięta sprawa. Skupmy się na spotkaniu.
Eryka zmierzyła go podejrzliwym wzrokiem, ale nie drążyła tematu. Usiedli przy zarezerwowanym stoliku i czekali na swoich gości.
Zainteresowani pojawili się punktualnie, ale zamiast dwóch, szły trzy kobiety. Już zaraz po wejściu na teren kawiarni mogli zauważyć, że jedna z nich jest w zaawansowanej ciąży. Jared przełknął ślinę i odwrócił wzrok.
W czasie, kiedy Parker witał się z główną przedstawicielką, najmłodsza z przybyłych dostawiła piąty fotel, na którym usiadła ciężarna.
-Proszę wybaczyć, że jest nas więcej, ale jak widać moja sekretarka niedługo idzie na macierzyński i szkolimy jej zastępstwo - wyjaśniła szefowa.
-Nie ma problemu - odparł Jared i usiedli.
Jared'owi ciężko było się skupić. Obecność ciężarnej sekretarki bardzo go rozpraszała i przypominała o jego własnej sytuacji. Przez chwilę myślał, że ona na pewno mogłaby skomentować wszystkie rzeczy, które przeczytał na internecie, ale w końcu doszedł do wniosku, że to chyba najgłupszy pomysł na jaki wpadł. Biedna kobieta na pewno uznałaby go za jakiegoś nawiedzonego perwersa, a skoro firmy prowadziły ścisłą współpracę, nie mógł sobie pozwolić na żadne wyskoki i skandale.
Więc tak będzie niedługo wyglądała Diana., pomyślał, kątem oka obserwując poprawiającą się na fotelu ciężarną.
Poczuł szturchnięcie w prawe ramie i spojrzał na Erykę, która siedziała z tamtej strony.
-Słucham?
King wymownie skinęła w kierunku przedstawicielki.
-Pytałam czy zapoznał się pan z raportami.
-Tak, oczywiście, że tak. Raporty. - Jared zaczął się nerwowo rozglądać w poszukiwaniu wspomnianych dokumentów.
Eryka uśmiechnęła się delikatnie, nieco zbyt wymuszenie i podała potrzebne kartki. Pod stołem szturchnęła Parker'a kolanem, co było ostrzeżeniem, żeby wziął się w garść.
Do końca spotkania Jared walczył ze sobą, żeby nie spojrzeć w kierunku ciężarnej. Natrętne myśli rozganiał i starał się pozostać skupiony.
-Chcesz ze mną o czymś porozmawiać? - zapytała Eryka zbierając dokumenty ze stolika, po zakończeniu spotkania.
-Nie - westchnął. -Wybacz za to rozkojarzenie, to już się więcej nie powtórzy.
Wieczorem Jared siedział na łóżku i przeglądał notatki Eryki ze spotkania. Nie chciał, żeby coś mu umknęła przez życie prywatne. Prace zawsze traktował poważnie i żadna ze zmian, które miały miejsce nie powinna mieć na nią wpływu.
Niedługo potem Diana położyła się obok i bawiła telefonem. Doskonale wiedział co się zaraz stanie.
-Jesteś zajęty?- zapytała po dłuższej chwili.
-Tak.
-Bardzo?
-Tak.
Diana podniosła się i usiadła mu okrakiem na kolanach. Nachyliła się nisko nad nim i zmusiła, by zadarł głowę, chcąc na nią spojrzeć. Złapała mocno jego policzki i pocałowała.
-A teraz? - powiedziała, odrywając się od Jared'a.
-Wciąż mam mnóstwo do zrobienia.
Diana przygryzła dolną wargę i zeszła z niego.
-Dobrze, w takim razie powiedz mi o co chodzi? - Jej głos nie brzmiał już tak łagodnie jak chwilę temu. -Przestałam ci się podobać? Jeszcze nawet nie jestem gruba, co będzie jak zmienię się w wieloryba?
-Nie o to chodzi. - Jared odłożył dokumenty na bok. -Dobrze wiesz, że strasznie mnie kręcisz.
-Tak? - zapytała sceptycznie. -Więc co się między nami zmieniło?
-Naprawdę musisz o to pytać? - wzrok Jared'a wyrażał więcej niż powiedział.
-Ciąża? - Diana uniosła wysoko brwi. -A co ona zmienia w strefie seksu? Zwłaszcza w tak początkowym etapie?
-Wszystko. A jak dziecku stanie się krzywda?
-Jestem w ciąży od początku roku, kochaliśmy się wiele razy i nic się nie stało.
-Wcześniej nie wiedzieliśmy o niczym, ale teraz świadomie możemy zmniejszyć ryzyko. Czytałem na kilku stronach o szkodliwych skutkach...
-Szukałeś informacji na ten temat? - zapytała zaskoczona, wchodząc mu w słowo.
-Jakoś musiałem zdobyć wiedzę. - Jared poczuł jak się rumieni.
Diana widząc jego reakcję uśmiechnęła się i wyszła z sypialni. Wróciła chwilę potem niosąc w ręce ulotki, które dostała od pani ginekolog na pierwszej wizycie.
-Są z kliniki ginekologiczno-położniczej, więc informacje są wiarygodne – powiedziała, widząc jego pytając spojrzenie. -Przeglądnijmy je razem i może coś uda się znaleźć.
Jared wziął ulotki i naprawdę zaczął je czytać. Chciał się czymś zająć, by nie musieć patrzeć Dianie w oczy.
Niestety nie znaleźli nic na wspomniany temat, ale dowiedzieli się kilku innych ciekawych rzeczy. Diana nie czuła się rozczarowana, bo na umówionej wizycie mogła z łatwością zapytać o tą kwestie.
-Jared - powiedziała, kiedy Parker składał ulotki na jedną stertę, zaczynając od tych największych, a na najmniejszych kończąc.
-Tak? - Rumieniec nadal się utrzymywał, a White była zadowolona wiedząc, że to nie ona stanowiła problem. Uszczęśliwiało ją jeszcze to, że Jared starał się znaleźć rozwiązanie swoich wątpliwości. Miło było też wiedzieć, że zależy mu na dziecku.
White złapała go za podbródek i zmusiła, by na nią spojrzał.
-Spróbuję choć trochę wyjaśnić sytuację - zaczęła spokojnie. -Dziecko jest w macicy, więc z całym szacunkiem i uwielbieniem jakie do ciebie mam, ale choćbyś nie wiem jak się starał się dasz rady go dosięgnąć.
Jared żachnął się w sposób niezwykle wyrazisty.
-Jestem dorosłym i dojrzałym mężczyzną, dlatego nie odpowiem na tą, jakże oczywistą prowokację.
Diana uśmiechnęła się niewinnie.
-Przekonałam cię?
-Niezbyt.
White pocałowała Parker'a w policzek i przytuliła się do niego.
-Darujmy już sobie na razie ten seks - zaproponowała po chwili. Zdawała sobie sprawę, że choćby bardzo się starała, nic by nie wskórała.
Wiedziała co powinna zrobić, by raz na zawsze rozwiać wszelkie wątpliwości, ale musiała poczekać do piątku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top