52.

W ciągu następnej godziny nie rozmawiali zbyt wiele. Leżeli na kanapie przytuleni do siebie. Diana

ułożyła bolące biodro i nogę na Jared'ie. Głowę oparła na jego klatce piersiowej i słyszała bicie jego serca. Naglę syknęła, czując palce Parker'a na prawej dłoni.

-Co ci się stało? - zapytał, oglądając poranioną rękę i nadgarstek.

-To nic wielkiego, poharatałam się.

-Wygląda na świeże.

-Drobny wypadek w drodze powrotnej .- Diana nie miała zamiaru mówić o samochodzie, który ją przewrócił.

-Jak drobny? - Jared podniósł się do siadu i podciągnął jej rękaw do góry. Fioletowy siniak ciągnął się po sam łokieć.

-Wywróciłam się.

-Na motorze jak się domyślam.

-Tak – przyznała, opuszczając wzrok. -Ale oprócz tego nic mi się nie stało.

-Nigdy nie lubiłem twojego motoru - westchnął

-Wiem o tym. Zrobisz mi coś do jedzenia? - Zmieniła temat. -Jestem taka głodna.

-Będziemy musieli coś zamówić. Lodówka jest pusta. Na co masz ochotę?

Jared wstał z kanapy i wziął telefon do ręki.

-Może być zwykła pizza. - White podeszła do niego i przytuliła się do jego pleców. -Cieszę się, że wróciłam -powiedziała, kiedy Jared złożył zamówienie. -Kocham cię.

-Chyba już nam wystarczy tych czułości. - Jared położył dłonie na rękach Diany na swoim brzuchu.

-Dla mnie to nadal za mało. Ile czasu mamy zanim przywiozą pizze? - zapytała, przechodząc do przodu Parker'a. Wspięła się na palce i pocałowała go.

-Jakieś półgodziny - mruknął, czując jej dłonie na swoim tyłku.

-Zdążymy.

Diana uśmiechnęła się i pociągnęła go do sypialni. Zatrzymała się w progu i zamarła. Wszystko wyglądało dokładnie tak, jak to zostawiła. Jej ubrania nadal leżały na komodzie, choć Jared zawsze zbierał je jeśli zapomniała je schować. Jedna z szuflad pozostała niezasunięta, nawet pościel po jej stronie łóżka wydawała się nie ruszona.

-Coś nie tak? - zapytał Jared, stojąc za nią, całując jej ramię i wsuwając ręce pod bluzkę.

-Nie, wszystko jest w jak najlepszym porządku.

Uniosła ramiona i pozwoliła ściągnąć sobie bluzkę, potem sięgnęła do guzika jego spodni. Rozpięła go i zajęła się guzikami koszuli Jared'a. Właśnie skończyła z ostatnim, kiedy poczuła za sobą łóżko. Usiadła na nim i wsunęła się głębiej. Parker klęknął na materacu i nachylił się nad Dianą. Rozpiął jej spodnie i próbował je ściągnąć.

-Diana? - odezwał się, siłując się z nimi. -Nie mogę ściągnąć ci spodni.

White oparła się na łokciach i zaczęła się śmiać.

-Daj mi chwilę – powiedziała, wstając z łóżka.

Nie dziwiła się, że Jared miał problemy, bo zakładając je czuła jak mocno ją opinają. Musiała włożyć trochę siły nim skórzany materiał zszedł poniżej bioder, potem poszło już szybko.

-Twoje nogi... - zaczął Jared, patrząc jak ubrana tylko w bieliznę, zbliża się do niego i siada na nim okrakiem.

-To tylko siniaki, nie zwracaj na nie uwagi – szepnęła, nachylając się nad jego ustami.

-Masz je wszędzie... - próbował mówić między pocałunkami.

-Serio wolisz rozmawiać o nich, niż się kochać? - Diana wyprostowała się i spojrzała na Jared'a z góry.

-Muszą boleć.

-Przez stan do jakiego mnie doprowadziłeś nie czuję nic. Skup się na mnie, nie na nich. - Diana przesunęła biodra z jego brzucha niżej i z satysfakcją zauważyła zmianę na jego twarzy. Jego policzki zrobiły się jeszcze bardziej czerwone. -Kontynuujmy, bo teraz już cię nie puszczę.

Jared uśmiechnął się lekko i zamienił ich pozycjami.

Diana mocno wbiła palce w jego plecy i głośno wzdychała. Co jakiś czas wyrwał się jej jęk, ale nie była w stanie się powstrzymać. Zauważyła jak Jared spogląda na jej posiniaczoną rękę i nogi. Wywróciła oczami.

-Mogę cię ugryźć? - zapytała nagle, a Parker natychmiast spojrzał na jej twarz.

-Co? - Na chwilę znieruchomieli, a Jared zmarszczył brwi.

-Żartuję, chciałam tylko przyciągnąć twoją uwagę. Twarz mam tutaj, skup się na niej. Jeśli nadal nie masz pewności czy nie przeżywam katuszy, to bądź pewny, że gdyby siniaki sprawiały mi tak okropny ból, to nie zaciągnęłabym się do łóżka. Postaraj się, albo naprawdę cię ugryzę.

-Dobrze - zgodził się Jared i wrócili do przerwanej czynności.

Parker zapłacił dostawcy i zaniósł pizzę do kuchni, akurat kiedy Diana wyszła z sypialni. Niezbyt długa koszulka odsłaniała całe nogi kobiety, ale ona nie zwracała na to uwagi.

-Normalnie, kocham cię - powiedziała całując Jared'a w policzek i biorąc kawałek pizzy. Była tak głodna, że nie potrzebowała talerza.

-Mówisz tak tylko dlatego, że dostałaś pizzę – stwierdził, widząc jak całą uwagę poświęca jedzeniu.

-Potem pomogę ci posprzątać mieszkanie – zaproponowała, biorąc drugi kawałek.

-Trzymam cię za słowo.

-No chyba nie myślisz, że będę próbowała się wymigać?

Dwadzieścia minut później Diana zasnęła, a Jared sam sprzątał. Starał się zachowywać jak najciszej. Dopiero teraz zobaczył jak zapuścił mieszkanie. Kurz w kątach był widoczny i zastanawiał się jakim cudem mu to nie przeszkadzało. Schylił się by wyciągnąć kartki spod stolika w salonie i spojrzał na zapisane nuty. W większości nie pamiętał momentów powstawania utworów, ale skrzypce zawsze były schowane w futerale i szafie. Zawsze na swoim miejscu. Nawet zupełnie pijany i odcięty od wszelkich emocji pamiętał jak bardzo są dla niego ważne.

Po ponad godzinie mieszkanie lśniło, a Diana nadal się nie obudziła. Nie przeszkadzały jej hałasy, które niechcący powodował Jared.

Parker podszedł do drzwi pokoju Jake'a. Nie wchodził tam tydzień. Do tej pory nie był w stanie. Nacisnął klamkę i stanął w progu. Niespodziewanie zauważył Dianę, która znalazła się obok niego. Ścisnęła jego ciepłą dłoń.

-Dzięki za pomoc przy sprzątaniu - powiedział Jared

-Co? Już posprzątałeś? Mogłeś mnie obudzić.

-Nie było takiej potrzeby.

Diana oparła głowę o jego ramię.

-Przeróbmy ten pokój - zasugerował.

-Na co?

-Na cokolwiek. Suszarnię, gabinet czy nawet sale do ćwiczeń. Obojętne byle tylko pozbyć się łóżeczka i reszty.

-To dobry pomysł - zgodziła się Diana. -Jared...

-Tak? - Spojrzał na nią.

-Zróbmy sobie wolne jutro. Trzydniowy weekend, a od poniedziałku wracamy do pracy.

-Dobrze.

Thomas zadzwonił do Eryki zaraz po wyjeździe Diany, a ona do Ed'a. Oboje odetchnęli spokojniejsi. Wszystko zostawili w rękach Diany i wiedzieli, że sobie poradzi. Kiedy oni mogli tylko łagodzić, ona była w stanie podnieść Jared'a z tego dołka. Uzgodnili, że nie będą szukali kontaktu z nimi, dadzą im tyle czasu ile sobie zażyczą. Poczekają cierpliwie do momentu, kiedy oni nawiążą kontaktu.

 W poniedziałek Jared wysiadł z samochodu na parkingu. Wsunął rękę do kieszeni płaszcza i wyczuł paczkę papierosów. Zwalczył ochotę zapalenia, ale nie był w stanie zdobyć się na wyrzucenie ich. Życie powoli wracało do normalności, ale nadal daleka droga przed nimi. Wczoraj zadzwonił do firmy, by zamówić opiekunkę dla Jake'a, ale gdy usłyszał głos po drugiej stronie słuchawki przypomniał sobie, że nie ma już takiej potrzeby. Przeprosił i rozłączył się. Nie tylko on miał takie odruchy, Diana zaraz po wstaniu poszła do mniejszego pokoju, jak robiła co rano. Wróciła ze zmieszaną miną. Potem nie tknęła nawet śniadania, a wychodząc z mieszkania była blada.

Parker przywitał się z ochroniarzami na recepcji i wsiadł do windy. Sprawdził godzinę na zegarku, ale nadal miał dziesięć minut czasu.

Przy biurku siedziała Eryka, jak zawsze była przed Jared'em i piłowała paznokcie. Odkąd Parker był na urlopie jej praca sprowadzała się do katalogowania faktur, które miała przedstawić mu po powrocie i przepraszaniu wszystkich, którzy chcieli umówić się na spotkanie. Z trudem wytrzymywała osiem godzin pracy, pozbawiona towarzystwa i wieści.

Jak tylko usłyszała dźwięk otwierania się windy, poderwała się z fotela. W jej stronę spokojnym krokiem szedł Jared. Ubrany w garnitur, ogolony i jak zawsze niesamowicie elegancki. Powstrzymała się od podejścia i rzucenia się mu na szyję. Poczekała, aż powiesi płaszcz na wieszaku i zbliży się.

-Dzień dobry - powiedziała ostrożnie. Nie wiedziała jakiej reakcji może się po nim spodziewać. Jeśli zmusił się by przyjść, nadmierna nachalność mogła tylko pogorszyć sytuację.

Jared odstawił torbę z laptopem na ziemię i odezwał się:

-Przestań udawać i chodź tutaj - Rozłożył szeroko ramiona, a Eryka natychmiast objęła go.

-Cieszę się, że wróciłeś do pracy.

-Ja też. Ja też.

-Chcesz kawę? Proszę, powiedz, że masz ochotę na kawę. - Eryka odsunęła się trochę i spojrzała Jared'owi w oczy.

-Poproszę.

Eryka cała w skowronkach podeszła do ekspresu i przygotowała filiżanki. Po chwili rozszedł się przyjemny zapach parzonej kawy.

-Niewiele pamiętam z minionego tygodnia, ale twoją wizytę zapamiętałem - powiedział Jared, patrząc na jej plecy. -Dziękuję, że posprzątałaś mój bałagan i przepraszam, że nie byłem w stanie tego docenić.

-Nie ma o czym mówić - odparła, starając się panować nad drżeniem rąk. Dawno już tak z czegoś się nie cieszyła jak z powrotu Jared'a do pracy. Wielki krok na drodze powrotu do normalności. -Diana wróciła? - zapytała, stawiając filiżanki na biurku.

-W czwartek. Była dokładnie tym czego potrzebowałem.

-Dobrze to słyszeć. Macie jakieś plany na najbliższą przyszłość?

-Chcemy zmienić mniejszy pokój. Jeszcze nie mamy żadnego konkretnego pomysłu, ale coś się wymyśli. Może coś w stylu domowej siłowni? - zastanawiał się pijąc kawę. -Dianie na pewno by się to spodobało. Może i w końcu ja bym się ruszył?

-Zanim wpadniesz na genialny pomysł, żeby zacząć ćwiczyć powinieneś udać się do lekarza.

-Masz rację.

Eryka zmarszczyła brwi, słysząc jego słowa. Kiedy ostatnio się zgodzili w tej sprawie?

-Zrobię to w najbliższym czasie.

-Kolejna dobra wiadomość tego dnia i mam nadzieję, że to tylko początek. - Kobieta uśmiechnęła się znad filiżanki.

Diana pożegnała się z Jared'em w samochodzie i wysiadła. Zanim weszła do budynku siłowni, poszła jeszcze do pobliskiego sklepu po czekoladę. Po porannym zdarzeniu miała słaby humor, a nic tak nie poprawiało jej nastroju jak słodycz czekolady. Śniadania nie była w stanie w siebie wmusić, ale na słodycze zawsze miała ochotę.

Wciąż było wcześnie, więc w pracy była tylko Dagna. Zaraz po zauważeniu Diany, rzuciła się jej na szyję i swoim kwiecistym językiem wyraziła wszystkie swoje uczucia. White poklepała ją po plecach i zapewniła, że jest gotowa do pracy.

-Nie spodziewaliśmy się ciebie tak szybko - przyznała Dagna, w końcu ją puszczając.

-Wracam do gry, zbyt długie przeżywanie nie jest dobre.

-Gdybyś czegoś potrzebowała, to pamiętał, jesteśmy tutaj.

-Dzięki.

Diana poszła do szatni i zaczęła się przebierać.

-O matko. - Usłyszała głos Evy dobiegający z progu. -Co ci się stało?

Jasne było, że pytała o siniaki. Przez weekend z czerwonych zrobiły się fioletowe i cały czas słyszała komentarze Jared'a na ich temat.

-Poobijałam się trochę - odpowiedziała, naciągając leginsy na tyłek. Już nie czuła takiego bólu biodra jak w czwartek i pozbyła się wrażenia, że kuleje. Zostało tylko czekać, aż siniaki zejdą.

-Jak się trzymasz? - Eva położyła torbę na niskiej ławce i stanęła naprzeciw przyjaciółki.

-Lepiej - przyznała.

-A Jared?

-Też.

-Nie wiem co mogę ci powiedzieć. Pewnie słyszałaś już wszystkie możliwe rzeczy... Jesteśmy z wami.

-Dzięki, Eva.

-Wiem, że jesteś ciekawa, więc powiem to od razu. Ed przyjdzie na popołudniu, więc jeśli chcesz z nim pogadać, to niestety, ale będziesz musiała poczekać.

Diana uśmiechnęła się i zaczęły przygotowywać się do pracy.

White poinformowała swoje klientki, że już wróciła z urlopu i mogą wrócić do treningów. Podziękowała im za cierpliwość i przeprosiła, że tak długo jej nie było. Zapewniła, że teraz nigdzie się już nie wybiera i, że będą mogły zaplanować program ćwiczeń.

Diana dała pochłonąć się pracy. Wyczyściła szyby salki do ćwiczeń w grupach, potem zdezynfekowała wszystkie materace, posprzątała szatnie dla klientów i już na sam koniec, uzupełniała wodę na półkach. Była padnięta. Przez ciągłe spędzanie w łóżku całych dni, odzwyczaiła się od odrobiny wysiłku.

Drzwi wejściowe rozsunęły się i do środka wszedł Ed. Przywitał się z Evą, a Diana w tym czasie odłożyła karton z wodą. Z niecierpliwością czekała, aż przyjdzie jej kolej na powitania. Uśmiech na twarzy idącego w jej stronę Rodriguez'a, był szeroki i w końcu ktoś nie miał wypisane na czole współczucie i zapewnienia wsparcia. Zanim dotknęła go, rzuciła okiem w stronę Evy, która przezornie zajęła się czymś innym. Dopiero wtedy Diana pozwoliła sobie na przytulenie się do Ed'a.

-No, cześć - powiedział, mężczyzna odwzajemniając uścisk. -Dawno cię nie widziałem.

-Przepraszam, że podczas naszej ostatniej rozmowy byłam taka oschła. Wszystko co mi wtedy opisywałeś było prawdą. Gdybyś widział Jared'a, kiedy wróciłam...

-Ja też nie zachowałem się do końca w porządku. Ty też bardzo przeżywałaś całą sytuację i zbyt wiele od ciebie oczekiwałem. Myślałem, że rzucisz wszystko i wrócisz.

-I tak powinnam była zrobić.

-Zapomnijmy o tym co było.

-Jesteś najlepszy, Ed.

-Doskonale zdaję sobie z tego sprawę.

-I skromny - dodała sarkastycznie.

-To przede wszystkim.

-W takim razie, panie doskonały, zostało ci umycie podłóg, dezynfekcja sprzętów i łazienki do posprzątania.

-Dlaczego ja mam łazienki?

-Bo przyszłam pierwsza i bardzo nie chciałam tego robić. Do zobaczenia jutro.

Diana podniosła karton z wodą i dała go Ed'owi, a sama poszła do szatni. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top