5.
Diana nie mogła odnaleźć się w nowym mieszkaniu. Całe życie mieszkała z rodzicami w jednym mieście, w jednym domu. Teraz, kiedy została całkowicie sama, poczuła się dziwnie. Źle? Nie, nie to czuła. Raczej nazwałaby to sytuacją, z którą nie miała do tej pory styczności. Jej życie bardzo się zmieniło, ale napełniało ją to ekscytacją. Stała się całkowitą panią samej siebie, teraz wszystko będzie zależało tylko od niej.
Jared i Jake byli częścią jej nowego życia.
Była ciekawa co z tego wyniknie.
Skończyła rozpakowywać swoje rzeczy z kartonów. Większość z nich poukładała w szafkach, ale było już późno i zdecydowała się resztę odłożyć na jutro.
Pierwsza noc w nowym mieszkaniu minęła spokojnie. Diana wstała o ósmej i skończyła rozkładać rzeczy, potem przygotowała się do wyjścia. Pomyślała, że zanim pójdzie do Jared'a to kupi dla nich obiad. Może będzie jakiś pretekst, by poznać się lepiej. Dla Jake'a chciała kupić jakiś deser owocowy dla dzieci. Żeby nie poczuł się pominięty.
Z mieszkania wyszła o jedenastej. Podjechała pod restaurację, którą wcześniej znalazła na internecie. Miała dobre opinie, więc wybrała właśnie ją. Przeczytała menu i zdecydowała się na najbardziej uniwersalne danie ze wszystkich. Może nie będzie szczególnie oryginalna, ani wytworna, ale zamówiła frytki z warzywami i nuggesty. W czasie oczekiwania na zamówienie przeszła się do sklepu obok. Nawet jeśli była niedziela to większość sklepów sieciowych była otwarta. Tam kupiła deser dla Jake'a. Miała problem ze zdecydowaniem się na smak. W końcu wybrała klasyczne jabłko z marchewką.
Kiedy wróciła do restauracji zamówienie było gotowe. Spakowała wszystko do plecaka i pojechała do Jared'a.
Na miejscu była kwadrans po dwunastej. Tym razem drzwi do budynku były zamknięte, więc zadzwoniła domofonem. Jared odebrał po jednym sygnale.
-Cześć, tu Diana.- przywitała się kobieta.-Wpuścisz mnie?
-Wchodź.
Diana słyszała płacz Jake'a przez głośnik.
Nigdy nie słyszała, by Jake tyle płakał. Wywnioskowała, że Jared mało śpi właśnie przez jego płacz. Albo Jared, mimo wszystko, nie radził sobie z opieką nad nim, albo Jake tęsknił za ojcem.
Diana rozmyślała o tym, do czasu, aż spotkała tą samą kobietę, która wczoraj potwierdziła, że znalazła się w odpowiednim miejscu.
-Dzień dobry.- powiedziała jako młodsza.
-Dzień dobry.
Starsza pani uważnie się jej przyjrzała. Tym razem Diana nie założyła skórzanego kompletu, ale zwykłe dżinsy i kurtkę.
Diana nie znała jeszcze pani Green, więc obojętnie ją minęła i poszła dalej.
Stara mieszkanka bloku, nieprzyzwyczajona do takiego traktowania, nie zdążyła zadać kilku pytań i Diana nieświadomie uniknęła przesłuchania.
Pani Green gniewnie zmarszczyła nos, ale nie miała zamiaru wracać obcej kobiety. Tym razem się nie udało. Ale okazja na pewno się jeszcze nadarzy.
-Cześć jeszcze raz.- uśmiechnęła się Diana do Jared'a, który otworzył jej drzwi.
-Cześć, zapraszam.- usunął się i wpuścił gościa do mieszkania.
-Co słychać?- zapytała ściągając kurtkę i wieszając ją na wieszaku.
-Żadnych zmian. Jake cały czas płacze. Skąd on bierze tyle siły?
Dziecko cały czas było w ramionach Jared'a, mimo że w mieszkaniu znajdowało się wszystko co potrzebne, by właśnie cały czas dziecka nie nosić.
-Kupiłam nam obiad.
-Jesteś świetna. Bałem się, że nie będę miał Cię czym nakarmić. Nie byłem na zakupach.
-Daj mi Jake'a, ja Ci dam jedzenie i widzimy się zaraz w jadalni.
Zręcznie się wymienili.
Jake przestał płakać i Diana zajmowała go w salonie zabawkami. Chłopiec co chwilę patrzył w stronę kuchni, gdzie zniknął Jared. Diana ponownie zwróciła na to uwagę.
-Zapraszam do stołu.
Jared podał jedzenie na białych, kwadratowych talerzach, które pasowały kolorystycznie do jasnej kuchni i jadalni. Z resztą do całego mieszkania. Wszystko było urządzone z wielką starannością.
Diana posadziła Jake'a na kocyku na dywanie i poszła do stołu.
-Wiem, że to nic specjalnego, ale nie wiedziałam co lubisz.- odezwała się kobieta, kiedy zaczęli jeść i zapanowała cisza.
-Jest super. Od paru dni nie jadłem nic ciepłego. Boję się nastawić mikrofalówkę, bo każdy odgłos prowokuje płacz Jake'a, nie wspominając o gotowaniu. Nie mam nawet co ugotować.
-Cieszę się, że udało mi się zrobić dobry uczynek.
Diana uśmiechnęła się szeroko, pokazują idealnie równe zęby. Jared opuścił wzrok, zawstydził się. Udawał, że sprawdza co z Jake'iem, ale chłopiec tylko bawił się zabawkami i co jakiś czas spoglądał w ich stronę. Zupełnie jakby się upewniał, że nadal są w pobliżu.
-Masz już jakiś pomysł odnośnie jutra?- zapytała Diana.
-Miałem bardzo dużo czasu w nocy, żeby to przemyśleć.- mężczyzna spojrzał wymownie na Jake'a.-Ja idę na ósmą, ty na dziesiątą. Wezmę go ze sobą do pracy, to są tylko około trzy godziny. Myślę, że znajdę kogoś, kto się nim zajmie przez ten czas. A kiedy dostaniesz już pracę, przyjedziesz po niego. Ale nie motorem.-dodał szybko.
-Jasne, że nie motorem. Wezmę taksówkę.
Skończyli jeść. Jared posprzątał ze stołu i pozmywał naczynia. Nie lubił, gdy talerze zbierały się w zlewie.
-Trzeba przewinąć Jake'a. Gdzie masz sprzęt?
Diana zajrzała do kuchni.
-W małym pokoju. Poradzisz sobie sama?
-Jutro zabieram go do siebie, więc chyba jasne, że poradzę sobie ze zmienieniem pieluchy.- odpowiedziała kobieta będąc już w drodze do małego pokoju.
Była zaskoczona, kiedy do niego weszła. Został on urządzony pod Jake'a. Miał tu swoje łóżeczko, półki z zabawkami, przewijak i wszystko inne. Była pod wrażeniem.
Dotarła do niej waga zadania. Nigdy wcześniej nie zmieniała dziecku pieluchy. Jedyną wiedzę jaką posiadała to teoria zaczerpnięta z książek jakie zdążyła do tej pory przeczytać. Praktyka wydawała się znacznie bardziej skomplikowana.
Wzięła głęboki oddech i przypomniała sobie co czytała. Postępowała zgodnie ze wskazówkami i w końcu zmieniła tego pampersa. Zajęło jej to więcej czasu niż zakładała, ale była zadowolona z efektu.
Kiedy wrócili do salonu Jared spał na siedząco na kanapie.
-Niech śpi, my się przejdziemy.- szepnęła do dziecka, które jej nie zrozumiało.
Jared'owi należało się trochę spokojnego snu.
Jared zerwał się przestraszony, dziwnie długo trwającym spokojem. Spojrzał na zegarek, zasnął na trzy godziny. Szybko rozejrzał się szukając Jake'a, ale go nie było. Przestraszył się, i dopiero po chwili przypomniał sobie, że przecież Diana mogła wyjść i zabrać go ze sobą. Mimo wszystko czuł dziwny niepokój. Może i Diana była bliską znajomą Adama, ale Jared znał ją tylko kilka dni, a to właśnie on odpowiadał za Jake'a. Znalazł swój telefon i wybrał numer Diany.
Kobieta odebrała po kilku długich sygnałach.
-No co tam? Wstałeś już?
-Wstałem, gdzie jesteście?
-W zasadzie to teraz już przed blokiem, możesz nam otworzyć.
Diana weszła do mieszkania z Jake'iem na jednej ręce i z zakupami w drugiej.
-To dla Ciebie. Żebyś miał co zjeść na kolację i jutro na śniadanie.- kobieta podała mu ciężką torbę.
-Dziękuję, ale nie musiałaś.
-No proszę Cię, musimy sobie pomagać.
Diana ponownie szeroko się uśmiechnęła, a Jared ponownie spuścił wzrok. Nie wiedział dlaczego nie mógł znieść tego uśmiechu. Czuł się przez niego zawstydzony.
W poniedziałek rano Jared wstał o szóstej i przygotował Jake'a do przekazania go Dianie. Dzisiejszej nocy nie było tak źle jak zazwyczaj i Jared przespał cztery godziny. Niesamowite. Spakował całą torbę akcesoriów dla małego. Nie wiedział ile z tych rzeczy ma Diana, więc chciał ją możliwie dobrze przygotować na te trzy dni.
Niestety po spokojniej nocy przyszedł paskudny dzień i Jake od samego rana był bardziej marudny niż zazwyczaj. Skutkiem czego było półgodzinne opóźnienie.
-Tak, wiem Eryka.- Jared próbował jednocześnie rozmawiać przez telefon, zapinać fotelik pasami w samochodzie i pakować torbę, a dodatkowo musiał przekrzyczeć płaczącego Jake'a.-Będę za dwadzieścia minut.-Jared spojrzał na zegarek.-Powiedz, żeby trochę poczekali. I jeśli możesz, proszę wyjdź po mnie. Super. Jesteś najlepsza. Stawiam ci kawę. Do zobaczenia.
Jared rozłączył się i pośpiesznie zapalił silnik samochodu.
Dwudziestominutowa trasa była wielkim aktem optymizmu. Jak na złość wszystkie samochody w mieście wyjechały na ulicę i były korki i Jared dotarł do pracy po czterdziestu minutach.
Eryka, jego asystentka, tak się niecierpliwiła jego przyjazdem, że nie czekała na niego w budynku, ale na parkingu. Kiedy tylko Jared podjechał, szybko podeszła do jego samochodu.
Chciała mu zrobić kazanie, ale kiedy tylko zobaczyła Jake'a, zaniemówiła.
-Ukradłeś?- zapytała zamiast się przywitać.
-Tak, a teraz zostawiam go tobie na jakiś czas.- Jared wysiadł z samochodu, poprawił marynarkę i rzucił Eryce kluczyki do swojego auta.-Tylko potem oddaj obu.
Tym drugim był oczywiście ukochany samochód Jared'a.
Jared pobiegł do budynku i do windy.
Był dyrektorem oddziału firmy. Co prawda jednym z wielu, ale odpowiadał przed wyższą władzą. Takie wpadki jak dziś były nie do pomyślenia i mogły go wiele kosztować. Dlatego uniżenie przeprosił swoich gości za tak duże spóźnienie i zaprosił ich do gabinetu.
-No chodź do mnie.- powiedziała Eryka i zaczęła odpinać fotelik Jake'a.
Dziecko zaczęło się krzywić do płaczu, ale kobieta miała wprawę i szybko powstrzymała łkanie.
W końcu wyplątała fotelik z pasów, wzięła torbę i poszła do budynku. Ochroniarze na recepcji dziwnie się na nią patrzyli, ale ona tylko uśmiechnęła się do nich i poszła dalej.
Jake cały czas wydawał się jakby miał zaraz się rozpłakać. W windzie nie dała rady dłużej go powstrzymywać i dziecko wybuchło.
Dobrze, że gabinet Jared'a wygłuszał dźwięki, inaczej musiałaby iść gdzieś indziej, a przecież miała swoją pracę.
W torbie znalazła pieluchę i zarzuciła ją sobie na ramię, na którym nosiła Jake'a, nie chciała ryzykować pobrudzenia drogiego kompletu.
Przez godzinę cały czas chodziła i próbowała uspokoić płacz. Nigdy nie spotkała się z tak niespokojnym dzieckiem. Nic nie pomagało. W końcu chłopiec się zmęczył i zaczął przysypiać, Eryka włożyła go do fotelika i wsunęła pod biurko, cały czas kołysając go nogą.
Klienci wyszli z gabinetu, a za nimi Jared. Rozmawiali i mieli zadowolone miny. Wyglądało na to, że pomimo słabego początku wszystko się udało.
Niestety kiedy tylko goście wsiedli do windy, Jake'a ponownie się rozkręcił.
Jared wziął go na ręce.
-Jest niesamowity.- powiedziała Eryka.
-Wiem, potrafi dać w kość.
-Nie wiedziałam, że masz dziecko.
-Ja się dowiedziałem tydzień temu.
-Wiesz, jeśli nie jesteś pewny, że jest twój, to nie wierz jej na sto procent. Zrób badania.
-Dzięki za troskę, kochana, ale zostałem jego prawnym opiekunem.
-Czyli to syn...
-Adama.- Jared dokończył zdanie Eryki.
Eryka wiedziała o sytuacji z Adamem.
-Dlaczego nie powiedziałeś, że on zmarł?- oburzyła się kobieta.
-Nie było takiej potrzeby.
-Oczywiście, że była. Pojechałabym na pogrzeb, wspierałabym Cię w tej trudnej chwili.
-Dałem sobie radę. To miłe, że o mnie myślisz.
-A może potrzebujesz pomocy z...
-Jakie'iem. Mam już pomoc.
-Jego matkę?
-Nie, ona akurat zniknęła i nikt nie wie gdzie jej szukać. Przyjaciółka Adama. Poprosił nas byśmy razem wychowali Jake'a.
-To dość romantyczne.
-Wcale nie. Prawie jej nie znam.
-Będziecie mieli mnóstwo czasu, by się poznać. A kto wie, może jeszcze zatańczę na czyimś weselu...
Jared wywrócił oczami. Nie wiedzieć czemu Eryce bardzo zależało, żeby kogoś sobie znalazł. Za wszelką cenę chciała go wyswatać.
-Nie masz nic do roboty?- zapytał przerywać jej fantazje na temat wspaniałego wesela.
-Przez kogoś mam znacznie więcej niż normalnie.
-No wiem, przepraszam za to, ale niedługo przyjdzie Diana i...
-Więc mówisz Diana...
-Nie zaczynaj.
-Nie, nie, skąd. A, dopóki pamiętam, oddaję kluczyki.
-No.
Jakimś sposobem Jake uspokoił się umożliwiając im rozmowę.
Wykorzystali ten moment i wrócili do swoich normalnych obowiązków. Jake został z Eryką i spokojnie sobie siedział w foteliku bawiąc się grzechotką, ale co chwilę patrzył w stronę, otwartych na oścież, drzwi do gabinetu Jared'a, by mogli się widzieć.
Kiedy zadzwonił telefon, nagły dźwięk wywołał kolejną falę płaczu.
-Słucham.- powiedziała Eryka do słuchawki.
-Jakaś kobieta bardzo nalega na spotkanie z dyrektorem.- oznajmił ochroniarz, a w tle słychać było uniesione głosy.
-Jest umówiona?
-Nie.
-Jak się nazywa?
Eryka usłyszała głośniejsze krzyki i w końcu kobiecy głos w telefonie.
-Nazywam się Diana White i przyszłam do Jared'a.
-Zapraszam.- Eryka się rozłączyła i już nie mogła się doczekać, aż ją zobaczy.
Diana grzecznie oddała słuchawkę, którą wcześniej wyrwała siłą ochroniarzowi, który ze złością zabrał ją z jej ręki.
-Pozwolono mi wejść.- powiedziała uśmiechając się zwycięsko.
Po długiej i mozolnej kłótni mogła, bez wyrzutów sumienia, odczuwać triumf.
-Bardzo dobrze.
Diana uśmiechnęła się jeszcze raz, bardziej przyjaźnie i poszła do windy. Miała dziś dobry dzień, naprawdę dobry dzień. Jak dotąd wszystko szło po jej myśli.
Była pełna energii i chęci do działania, nawet jeśli wstała wcześnie, żeby się przygotować i zrobić zakupy przed odebraniem Jake'a. Rozmowa kwalifikacyjna poszła znakomicie i miała już pewną pracę. W poniedziałek rusza z pełną parą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top