49.

W niedzielę Diana zaczynała przepracowywać sytuację. Nie było żadnego sposobu, by naprawić dawne przewinienia, więc musiała się z nimi pogodzić. Wyrzuty sumienia były na tyle mocne, że przeleżała prawie cały następny dzień.

Jared patrzył na nią i prawie czuł to co ona. Nie trzeba było być geniuszem, żeby wiedzieć jakie uczucia nią targają. Były momenty, kiedy chciał powiedzieć coś, co podniosłoby ją na duchu, ale po zastanowieniu nie potrafił znaleźć odpowiednich słów. Spotkanie z Caren wywołało również u niego mieszane uczucia. Spędził z Adamem znacznie mniej czasu niż Diana, ale mimo to sam nie wiedział co o tym myśleć. Nie zastanawiał się już czy Adama i Dianę łączyło coś więcej, ale próbował zrozumieć sens decyzji brata. Wyglądało na to, że Adam był znacznie bardziej skomplikowaną osobą niż można było przypuszczać.

Jared gotował obiad jednocześnie trzymając Jake'a w wolnej ręce. Chłopiec gryzł zabawkę i uważnie przyglądał się poczynaniom Parker'a.

-Sprawdzimy co u mamy?- zwrócił się do dziecka, które przeniosło na niego wzrok. Parker poprawił Jake'owi włosy i poszli do sypialni.

White leżała na łóżku, ale widać było, że nie spała. Widząc ich podniosła się do siadu i wyciągnęła ręce, by Jared przekazał jej dziecko. Mocno przytuliła Jake'a.

-Zjesz z nami obiad?- zapytał Jared patrząc na jej bladą twarz.

-Tak.- Diana poluzowała uścisk i spojrzała na dziecko.-Mam już dość leżenia i myślenia.

Przysunęła się bliżej skraju łóżka i opuściła nogi. Kiedy stanęła prosto Jared objął ją i pocałował w skroń.

Wszystkie czułe gesty ze strony Parker'a upewniały ją w jego uczuciach do niej. Może skoro ktoś ją tak bardzo kochał, wcale nie była potworem, który rozbił rodzinę? Czy odkupiła swoje winy zapewniają Jake'owi stabilizację i miłość? Nigdy nie przepadała za Caren, ale nie chciała zniszczyć związku jej i Adama.

-Gdzie ta kobieta, która zmusiła mnie do ubrania szpilek?- usłyszała głos Jared'a i spojrzała na niego.-Gdzie ta kobieta, która pierwsza wyznała mi miłość?

Diana mimowolnie uśmiechnęła się.

-Jestem tutaj.- powiedziała patrząc mu w oczy. Apel był wystarczająco czytelny.

-Doprawdy?- dopytał opierając policzek o jej głowę.

Diana poczuła jego ciepłe dłonie na swoim karku i talii.

-Tak, tuż przed tobą.- odezwała się pewniejszym głosem. Wreszcie coś co Jared znał i lubił.-Chodźmy jeść, bo nie jadłam od wczorajszego popołudnia i umieram z głodu.

Diana tłumiąc uśmiech chciała pocałować Jared'a, ale Jake złapał ją za włosy i mocno pociągnął. Zawsze wiedział, kiedy zareagować, by przywołać ich do porządku. Często przerywał ich pocałunki. Jared wyciągnął włosy Diany z jego rączki i cmoknął White w czoło.

Siedząc przy stole i jedząc doskonale przyrządzonego kurczaka Diana chciała zacząć rozmowę o czymś innym niż sąd i Caren.

-Pewnie nie uwierzysz, ale Martha i Ethan biorą ślub.- powiedziała White.

Jared przerwał jedzenie i podniósł na nią wzrok.

-Kiedy?

-Prawdopodobnie pierwszego maja. Lista gości przekracza setkę.

-Myślisz, że nas zaproszą?

-Tak mi się wydaje, Martha nie przegapi takiej okazji. Będzie się pławić w tym, że zrobiła to przede mną i to jeszcze z taką pompą.

Jared uśmiechnął się niepewnie. Może nie poznał Marthy zbyt dobrze, ale po tym wszystkim co razem przeszli, mógł spodziewać się czegoś takiego. Już po pierwszym spotkaniu widać było, że kuzynki rywalizowały ze sobą. Zwłaszcza Marthcie zależało, by pokazać Dianie, gdzie jest jej miejsce. Jak na prawie trzydziestoletnie kobiety, czasem zachowywały się jak dzieci.

Popołudnie spędzili na kanapie przed telewizorem. Wyglądało na to, że wszystko, choć w niewielkim stopniu, wróciło do normalności.

Była godzina osiemnasta, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Jake siedział na kolanach Diany, więc Jared poszedł zobaczyć o co chodzi. Był bardzo zaskoczony widząc w drzwiach dwie kobiety i dwóch policjantów.

-Pan Jared Parker?- odezwała się ta w okularach z delikatnymi oprawkami.

-Tak, to ja.- odpowiedział lekko zmieszany patrząc na wielkich policjantów, którzy usilnie starali się nie patrzeć mu w oczy.

-Nazywam się Madeline Walicki i jestem prawnikiem.- ciągnęła dalej kobieta, następnie wskazała swoją towarzyszkę i ją również przedstawiła.-To jest Helen Stone z opieki społecznej.

Jared poczuł jak kolana mu miękną, serce zaczęło szybciej bić.

-Co się dzieję?- za plecami Jared'a pojawiła się Diana z Jake'iem na rękach. Chłopiec obrzucił gości szybkim spojrzeniem i wrócił do zabawki, którą trzymał w ręce.

-Mamy nakaz sądu, by zabrać Jake'a Parker'a do czasu rozstrzygnięcia rozprawy.- oznajmiła prawniczka i podała Jared'owi kopertę.

Jared był w takim szoku, że wziął ją i zamiast przeczytać, nie wiedział co zrobić.

-To jakiś żart?- zapytała Diana zasłaniając chłopca.

-Proszę spakować rzeczy dziecka i przygotować go do podróży.- odezwała się spokojnie pracownica opieki społecznej.

-Nie możecie nam go zabrać.- uniosła się White przytulając Jake'a do siebie.

-Proszę nie stawiać oporu, nie chcemy, by policja musiała interweniować.- Helen Stone była nieugięta, jej surowa twarz nie zdradzała żadnych emocji. Widocznie kobieta wiele razy przechodziła przez podobne sytuacje, łatwo można było się domyślić, że dokładnie wiedziała jak zareagować na zachowanie rodziców.

-Nie zgadzam się.- Diana cofnęła się kilka kroków.-Jakim prawem?

-Taka jest decyzja sądu.- oznajmiła Madelaine Walicki poprawiając okulary.

-Jared...

Jared otrząsnął się z szoku słysząc łamiący się głos Diany. Spojrzał na nią i zauważył wzbierające w jej oczach łzy.

-Musze zadzwonić do naszego prawnika.- powiedział wyciągając telefon z kieszeni. W międzyczasie zdołał otworzyć kopertę i zacząć czytać list.

Fergus Towers odebrał po dwóch sygnałach i w skupieniu wysłuchał co się dzieje.

-Jaki jest powód?- zapytał rzeczowo Towers.

-Powołali się na niestabilność Diany, że niby nie można przewidzieć jej zachowania w tej sytuacji. Napisali nawet, że istnieje prawdopodobieństwo, że mogła porwać Jake'a. Oni mogli tak zrobić? Przecież ja jestem jego prawnym opiekunem.

-Mogli. Skoro sędzia podpisał nakaz, nic nie można zrobić.

Jared poczuł jakby dostał w twarz. Obcy ludzie chcieli zabrać Jake'a, a on miał im na to pozwolić?

-Wiem, że to może być dla was ciężkie.- Fergus kontynuował.-Ale najlepsze co możecie teraz zrobić to nie stawiać oporu i pozwolić im robić swoje. Uprzedzałem, że Caren Smith może posunąć się do brudnych zagrań.

Jared zamknął ciężko oczy.

-Rozumiem.

Rozmowa została zakończona, a Parker spojrzał na Dianę. Widział nadzieję w jej oczach i serce się mu krajało, kiedy musiał wypowiedzieć następne słowa:

-Spakuję jego rzeczy.- zwrócił się do policjantów i kobiet.

-Będziemy tu czekać.- powiedziała Helen Stone.

Jared odwrócił się i posłał Dianie smutne spojrzenie. Podszedł do niej i obejmując ją odezwał się.

-Zacznij ubierać go w kombinezon.

-Ale...

-Towers powiedział, że najlepiej podporządkować się. Ja też się źle z tym czuję.

Po tych słowach poszedł do pokoju Jake'a. Wziął torbę i zapakował do niej ubrania, zabawki i kosmetyki dziecka. Dołożył kartę zdrowia i inne ważne dokumenty. Kiedy wrócił do salonu Diana zdążyła ubrać Jake'a i trzymając go na rękach, płakała.

-Nam również ta czynność nie sprawia przyjemności.- powiedziała Helen Stone, a pani prawnik spojrzała na nią ostro.- Wiele razy odbierałam dzieci rodzicom, ale przypadki, kiedy powody były tak naciągane mogę policzyć na palcach jednej ręki.

Madelaine Walicki odkaszlnęła znacząco.

Jared podał torbę pracownicy opieki społecznej, a po chwili obok niego stanęła Diana. White nadal ściskała Jake'a, który nieświadom całej sytuacji, był spokojny jak zawsze. Diana pocałowała dziecko w czoło i starając się głośno nie płakać, podała go Jared'owi.

Parker spojrzał w oczy Jake'a i nie potrafił znaleźć słów. Pocałował chłopca w głowę i oddał go Helen Stone.

-Mam nadzieję, że sprawa szybko się zakończy i wróci do was.- skinęła lekko głową i ruszyła w stronę schodów. Za nią podążyła reszta ponurego orszaku. Policjancie nie spojrzeli im w oczy nawet jeden raz, z kolei pani prawnik wyglądała na bardzo zadowoloną z siebie.

-I co teraz?- zapytała Diana siedząc na kanapie. Czuła się okropnie, znowu ją mdliło i miała wrażenie, że gdyby zobaczyła Caren odgryzłaby jej głowę.

-Ona zrobiła to specjalnie.- powiedział Jared siadając obok niej. Położył jej rękę na plecach i pogładził ją kilka razy.-Nie możemy dać się jej złamać. Chcę żebyśmy w środę pojawili się słabi i pozbawieni nadziei. Nie damy jej tej satysfakcji.

-Teraz wiem, że wczorajsze spotkanie miało dokładnie ten sam cel.- oznajmiła nagle Diana.-Uderzyła we mnie wszystkim co miała, a dziś jeszcze poprawiła.

-Diana...- Jared czuł kołatanie serca, starał się panować nad swoimi emocjami, ale nie pamiętał kiedy ostatnio przychodziło mu to z taką trudnością.

-Udało jej się. Ja nie mam siły na nic.

-Kochanie...- Parker próbował zrobić cokolwiek, by choć odrobinę uśmierzyć jej ból.

-Chcę być sama.

Diana wstała i poszła do pokoju Jake'a. Położyła się na łóżku, na którym spała na samym początku ich wspólnego mieszkania i zwinęła w kłębek. Była zmęczona. Bardzo zmęczona. Caren przygotowała się do wojny, którą im wypowiedziała. Obmyśliła plan i skrupulatnie, krok po kroku, go realizowała.

Jared został w salonie sam. Nie wiedział o czym myśleć, ani co dalej ze sobą zrobić. Ochota na zapalenie papierosa wzrosła do tak wielkiego pułapu, że poddanie się jej było jedyna możliwą opcją. Zmienił buty, złapał płaszcz i wyszedł z mieszkania.

Papierosy udało mu się kupić już w najbliższym monopolowym. Zamiast wrócić pod blok poszedł do pobliskiego parku i usiadł na zimnej ławce. Była końcówka lutego, więc temperatury nadal mocno spadały. Każdy oddech kończył się obłokiem pary wokół jego ust. W tamtym momencie nie zastanawiał się nad swoim zdrowiem czy sercem. Kołatanie zagłuszał słuchając odgłosu samochodów jeżdżących po ulicach wokół parku. Kiedy zapalił papierosa i zaciągnął się dymem, poczuł spokój. Gonitwa myśli zatrzymała się, ale zamiast skupić się nad rozmyślaniami co dalej, pogrążył się w chwili i papierosie. W końcu pozbył się ciągłego szarpania w kierunku nikotyny.

Delektował się tym papierosem dokładnie tak samo jak w momencie, kiedy zapalił po raz pierwszy po sprawie Grace. Smakował każdy wdech i zaciągał się głęboko.

Ze stanu apatii wyrwał go dzwonek telefonu. Zapomniał nawet, że nadal ma go w kieszeni spodni. Zignorował go, ale kiedy komórka odezwała się po raz trzeci, zgasił niedopałek drugiego papierosa i odebrał go.

-Właśnie się dowiedziałam.- powiedziała przejęta Eryka.-Jak się czujesz?

Jared uśmiechnął się pod nosem. Nawet nie miał zamiaru pytać w jaki sposób ona już o wszystkim wiedziała.

Eryka została poinformowana przez swojego męża, który dowiedział od John'a, którego koledzy z posterunku zostali przydzieleni do czuwania nad akcją.

-Na pewno lepiej niż Diana.

-Mogę coś dla was zrobić? Mam przyjechać? Zadzwonić gdzieś? Sięgnąć po znajomości?

-Dziękuję ci, ale nie chcę kłopotów. Skoro Caren posunęła się czegoś takiego, nie chcę myśleć co by zrobiła gdybym zaczął wykorzystywać twoje dojścia.

-Bardzo mi przykro.

-Tak, mi też.    

Jared zajął się załatwianiem Dianie wolnego w pracy. We wszystkim pomógł mu Ed, który bardzo przeżył opowieść Jared'a o tym co się działo przez ostatni weekend. Zaoferował swoją pomoc, w każdej możliwej formie, nie miał zamiaru ograniczać się do zeznawania w sądzie. Reszta pracowników siłowni dołączyła się do jego słów.

Chwilowe podniesienie się Diany po sobotniej rozmowie, zostało zmiażdżone przez niedzielną akcję. Jared nigdy nie widział jej w takim stanie i z lekką niepewnością patrzył jak nie podnosiła się z łóżka przez wiele godzin. Po czułości jaką okazywali sobie jeszcze nie tak dawno temu, nie został ślad. Sypiali w dwóch różnych pokojach, a jeśli przypadkiem znaleźli się w jednym łóżku, kładli się na krajach.

Ochłodzenie stosunków nie wynikało z pretensji czy żalów do siebie nawzajem, ale niechęcią Diany do wszelkiego kontaktu. Jared próbował parokrotnie dotrzeć do niej, ale każda próba kończyła się dokładnie w ten sam sposób. Skrajna obojętność była niczym lodowy mur, z którym Parker nie mógł sobie poradzić. W końcu ustąpił i postanowił poczekać, aż Diana będzie gotowa do rozmowy.

We wtorek przyjechał Nathaniel Cooper, który był notariuszem Adama i Benjamin Bieler, pełniący rolę jego onkologa prowadzącego. Nie rozmawiali zbyt długo, starsi mężczyźni byli zmęczeni podróżą. Zresztą Jared też wolał położyć się spać, odkąd zabrali im Jake'a nie mieli o nim żadnych wieści. Serce mu dokuczało i musiał wymyślić wymówkę, kiedy Benjamin zapytał o jego samopoczucie.

Kiedy wrócił popołudniu do mieszkania usłyszał szum prysznica.

Dobrze, pomyślał, Czyli w końcu po ośmiu godzinach wstała z łóżka.

Czekając na Dianę zrobił sobie coś do jedzenia. Nie licząc jednej kanapki, którą Eryka specjalnie dla niego zamówiła, a potem zmusiła go do zjedzenia, nic więcej nie miał w ustach przez cały dzień. Diana wyszła po prawie trzydziestu minutach. Wilgotne włosy pozostawiła rozpuszczone na białej górze od jej zimowej piżamy. Pedantyczny instynkt Jared drgnął na ten widok, ale powstrzymał się przed zwróceniem jej uwagi.

White spojrzała na niego zmęczonymi oczami, w których pojawił się cień życia. Nie widział go jakiś czas, a skoro się pojawił, Parker poczytał to za dobry znak.

-Jesteśmy gotowi do jutrzejszej rozprawy.- powiedział kiedy pochwycił jej wzrok.

Na jej twarzy pojawił się cień dawnej zaciętości. Był to kolejny dobry znak, ale dopiero gdy Diana ruszyła w jego kierunku, pozwolił sobie na nadzieję, że może wreszcie wróciła do normalności.

Objęła go i przytuliła do swojej klatki piersiowej. Wplotła palce w jego włosy i tak stała przez chwilę.

-Czy ja jestem potworem?- zapytała nagle.-Czy Caren kara mnie za to, że rozbiłam jej związek z Adamem? Uderzyła dokładnie tam, gdzie najbardziej zabolało.

Jared milczał, nie miał zielonego pojęcia co mógłby odpowiedzieć.

Diana nic więcej nie dodając usiadła mu na kolach i oparła głowę o jego ramię. Mokre włosy natychmiast zaczęły moczyć mu koszulę. Choć jeszcze chwilę temu miał ochotę powiedzieć jej, by je wysuszyła, teraz całkowicie go to nie interesowało. Zgodziłby się nawet na kąpiel w ubraniu gdyby wiedział, że sprawi to, że Diana zechce nawiązać z nim kontakt. Ciepło bijące z jej ciała było przyjemne, bardzo za nim tęsknił.

-Mogę coś dla ciebie zrobić?- zapytał po długim milczeniu.

-Być tu ze mną.- odpowiedziała dotykając jego szyi.

-Zawsze.- Jared pocałował ją w czubek głowy i oparł na nim policzek.

Wspominając Dianę, którą poznał, nie przypuszczał, że znajdzie się coś co mogłoby doprowadzić ją do takiego stanu.

W środę wstali o ósmej. Rozprawa miała się rozpocząć o dziesiątej, ale chcieli mieć czas na ostatnie przygotowania. Wszyscy mieli spotkać się półgodziny wcześniej przed budynkiem sądu.

Diana założyła czarną sukienkę i związała włosy. Nawet nie zrobiła sobie makijażu, twarz miała bladą, a oczy podkrążone. Efekty długich godzin spędzonych na leżeniu i patrzeniu się w ścianę. Jared założył elegancki garnitur i prezentował się doskonale. Nie wyglądał na tak zmęczonego jak ona. Trzymał się, musiał być silny.

Fergus Towers wjechał na parking przy budynku sądu w tym samym momencie co oni. Przywitali się krótko, a prawnik przekazał wyrazy współczucia i zapewnił, że w sądzie dadzą z siebie wszystko, by Caren zapłaciła za to co im zrobiła. Zgodnie z ustaleniami przed wejściem stała Eryka, której towarzyszył David oraz Ed i Eva, który, jako najbliżsi znajomi, zostali wybrani przez resztę pracowników, na delegacje do sądu. Wszyscy elegancko ubrani i z poważnymi minami. Po chwili pojawili się Nathaniel Cooper i Benjamin Bieler. Prowadzili cichą rozmowę, kiedy ich uwagę przykuło pojawienie się Caren oraz jej prawniczki. Jared i Diana natychmiast rozpoznała Madelaine Walicki, która była u nich w niedzielę. White patrzyła na Caren chłodnym wzrokiem, początkowa zaciętość zmieniła się w lodową nienawiść.

Przez długi czas nie czuła prawie nic, ale teraz poczuła energię płynącą z żywienia wielu emocji.

Kobiety zignorowały zebranych i pierwsze weszły do środka.

Sąd był wielkim i jasnym budynkiem. Wnętrze było bogato zdobione i utrzymane w kolorach czerwieni, bieli i złota. Pod główną kopułą stał wielki pomnik kobiety z zawiązanymi oczami, w jednej ręce trzymała miecz, a w drugiej wagę.

Wizualizacja sprawiedliwości, pomyślał Jared przechodząc obok niej.

Czekając na wejście do sali, w której miał zapaść wyrok, Eryka podeszła do Jared'a i ścisnęła jego dłoń. Nic nie powiedziała, ale jej dotyk wyrażał wszelkie emocje jakie chciała przekazać.

-Razem.- szepnęła Diana do Jared'a w momencie przekraczania progu sali.

-Razem.- odpowiedział równie cicho Parker z mocno bijącym sercem. Nie mógł pokazać, że się źle czuje, dlatego najlepiej jak tylko mógł, starał się panować nad stresem.

Jared siedział obok Fergusa przy stole, Diana zajęła miejsce razem z David'em za nimi. Tylko Parker posiadał prawa do opieki, więc oficjalnie sprawa dotyczyła jego. Reszta zebranych przez nich osób zasiadła w miejscu wyznaczonym dla potencjalnych zeznających.

Grupa zebrana przez Caren była znacznie mniejsza, obejmowała tylko starszego mężczyznę i kobietę, która była rówieśniczką Smith.

Pojawił się sędzia, którym okazała się kobieta. Diana zagryzła usta, bała się stronności wypływającej z solidarności kobiet.

David, który patrzył na to wszystko obiektywnym okiem, nie był w stanie przewidzieć wyniku rozprawy. Obie strony miała rację w takim samym stopniu, tylko poważne podważenia wiarygodności jednej z nich mogło przeważysz szalę.

Całą sprawę rozpoczął Fergus, który w niezwykle profesjonalny, rzeczowy i elokwentny sposób przedstawił rację Jared'a i wszelkie dowody popierające je. Trwało to ponad godzinę, która dla Diany ciągnęła się w nieskończoność. W skupieniu słuchała każdego słowa i od czasu do czasu spoglądała w stronę Caren i Madelaine, które wymieniały szeptem kilka słów. Twarz pani Walicki pozostawał spokojna, natomiast Caren wydawała się poruszona, każdym dowodem popierającym Jared'a. Fergus przygotował plan, który przeprowadzał, prosząc Erykę, potem Ed'a i Evę, by odpowiedzieli na kilka pytań. Następnie Nathaniel i Benjamin przedstawili wszystkie dokumenty na poparcie decyzji Adama o przekazaniu praw Jared'owi. Kiedy Fergus skończył podziękował i usiadł na swoim miejscu obok Parker'a i kiwnął mu głową. Z surowej twarzy Towers'a ciężko było cokolwiek wyczytać. Jego niezachwiany spokój udzielał się Jared'owi.

Następnie wystąpiła Madelaine Walicki i zaczęła swoje przedstawienie. Wytłumaczyła zniknięcie Caren i przedstawiła diagnozę psychologa, który orzekł o depresji poporodowej. Następnie ten psycholog powiedział kilka słów od siebie, a okazał się nim mężczyzna, którego Diana zauważyła wcześniej. Potem znajoma Caren opowiedziała o wszystkim co spotkało Smith w czasie związku z Adamem i nie omieszkała wspomnieć o udziale Diany w całej tragedii.

White opuściła wzrok i w wielkiej pokorze wysłuchała wszystkich zastrzeżeń do własnej osoby. Nie była w stanie patrzeć Caren w oczy.

-A poza tym.- ciągnęła Madelaine.- Czy osoba, która miała problemy z alkoholem jest wystarczająco odpowiedzialna, by zajmować się dzieckiem?

Na te słowa Diana podniosła oczy. Doskonale wiedziała, że mowa o niej. Fergus spojrzał na nią ze złością, a Jared z zaskoczeniem.

-Sprzeciw, wysoki sądzie.- odezwał się Towers.-Sprawa nie dotyczy bezpośrednio pani White...

-To stare dzieje.- ośmieliła się powiedzieć Diana, nie mogła znieść myśli, że mogłaby zadziałać na niekorzyść Jared'a.-Może miałam drobny problem, ale to nigdy nie przerodziło się w nałóg. Poradziłam sobie z tym i w tej chwili nie ma to żadnego wpływu na moje życie.

Sędzia zmierzyła Diane surowym spojrzeniem i powiedziała:

-Sprzeciw podtrzymany, proszę powstrzymywać się od wciągania osób niebezpośrednio zainteresowanych.

-W takim razie.- kontynuowała niezrażona Madelaine.-Wspomnę o mandacie, który otrzymał Jared Parker...

-Sprawa zamknięta.- zagrzmiał Towers.-Mój klient poniósł wszelkie konsekwencje i bardzo żałuje swojego czynu. Pokrył również koszt wyrządzonych szkód.

-Warto natomiast wspomnieć, że kilka godzin później, w badaniach krwi wykryto znaczącą ilość substancji psychoaktywnych.- słowa Madelaine zawisły w powietrzu.

Tym razem Towers zgromił wzrokiem Jared'a, a Diana spojrzała na niego zaskoczona.

W niezwykle krótkim czasie Jared wytłumaczył, że ta informacja była tylko w jego kartotece medycznej. Nie było opcji, żeby wypłynęła, jeśli ktoś jakimś szemranym sposobem, nie zdobył jej.

-Czy taka osoba jest odpowiednia, by zajmować się niespełna rocznym dzieckiem?

-Sprzeciw, wysoki sądzie. Ta informacja została zdobyta w nielegalny sposób. Mój klient mógłby wytoczyć sprawę szpitalowi, żądając zadośćuczynienia za ujawnienie kartoteki medycznej osobom postronnym. Sprawa nie wymagała przedstawienia stanu zdrowia mojego klienta.

-Sprzeciw podtrzymany.- zawyrokowała sędzia.

Diana odetchnęła z ulgą. Sprawa ze środkami psychoaktywnymi wydawała się jej warta rozmowy, ale w obecnej sytuacji, dostała znacznie mniejszy priorytet niż normalnie by zasługiwała. Zresztą przez swoją dawno wygasłą słabość do alkoholu znalazła się w bardzo podobnej sytuacji co Jared.

-Jest jeszcze jedna sprawa, którą warto poruszyć.- Madelaine zupełnie nie przejmowała się tym, że każdy nowy wątek zostawał ucięty, kontynuowała swój zamysł wyciągania brudów.

Diana zacisnęła palce na torebce i czekała z czym tym razem wyskoczy pani prawnik.

-A mianowicie, poczytalność Adama Parker'a w momencie sporządzania testamentu i przekazywaniu praw rodzicielskich.

Diana poczuła jakby została uderzona w twarz. Jak można dociekać czegoś czego nie da się już ustalić?

Fergus siedział napięty jak struna i czekał na dalszy rozwój sytuacji.

-Moja klientka oddała kartę choroby do analizy trzem niezależnym onkologom i wszyscy jednogłośnie orzekli, że przy takich dawkach leków przeciwbólowych, zwłaszcza o takim nasileniu, jakie miało miejsce w przypadku pana Adama, nie istnieje możliwość, aby pacjent pozostawał w pełni świadom swoich słów i czynów.- kobieta machnęła kilkoma kartkami.

Sędzia dała znak, aby Madelaine podeszła do niej i spojrzała na pieczątki postawione pod opiniami.

-Proszę to zaprotokółować.- zarządziła sędzia.-Sąd weźmie to pod uwagę.

-Kłamstwa.- Diana nie dała rady dłużej się powstrzymywać.-Adam był w pełni świadom. Pan Benjamin Bieler i Nathaniel Cooper są świadkami. Do końca pozostawał przytomny, wiedział, że umiera.

Wspomnieni mężczyźni przytaknęli jej. Fergus widział jak sędzia zbiera się, by uciszyć lub, co gorsze, usunąć Dianę z sali, więc pośpiesznie zabrał głos.

-Każdy przypadek medyczny jest inny. To, że większość pacjentów reagowała na dany lek w określony sposób, wcale nie musi oznaczać, że wszyscy będą to robić tak samo. Istnieje tysiące dowodów, kiedy pacjenci zaskakiwali lekarzy.

Diana usiadła, a David widząc jej wzburzenie zacisnął dłoń na jej przedramieniu. White spojrzała na niego z mieszanką wszelkich uczuć, ale się uspokoiła.

Sędzia nie skomentowała ani słów Diany, ani Fergusa. Przeszła do kontynuacji rozprawy.

-Czy jeszcze coś chce pani dodać?- zwróciła się do Madelaine.

-To wszystko, wysoki sądzie.

-Czy jeszcze ktoś chce coś dodać?- tym razem sądzie zwróciła się do wszystkich. Odpowiedziała jej cisza.

-W takim razie zarządzam przerwę, po której zostanie wydany werdykt.

Kobieta wstała i wyszła z sali, a po chwili zaczęli robić to pozostali.

-Prosiłem żebyście powiedzieli mi wszystko co mogło zostać użyte przeciw wam.- mówił Ferdus do stojących przed nim w pokorze Diany i Jared'a.-Teraz naprawdę nie wiem czego się spodziewać. Każdy wasz głupi występek mógł zasiać ziarno wątpliwości.

Oboje doskonale wiedzieli, że źle zrobili, ale żadnemu przez głowę nie przeszło, że coś takiego zostanie wyciągnięte na światło dzienne. Nikt nie wiedział o ich winach, więc jakim cudem odkryła je Caren? To musiał być ten jej detektyw. Jednak udało mu się coś na nich znaleźć.

-Najbardziej boję się tych opinii innych lekarzy.- ciągnął prawnik zamyślając się.-Prawdopodobnie konsultują się teraz z kolejnymi onkologami. Jeśli podważą świadomość pana Adama...

Towers nie dokończył zdania, przerwało mu nagłe zbliżenie się Caren i Madeline.

-Wykorzystując okazję, że jesteśmy wszyscy razem.- zaczęła Caren.-Chcę powiedzieć, a w razie konieczności dać na piśmie, że nie mam zamiaru ograniczać wam kontaktów z Jake'iem. Będziecie mogli go odwiedzać, kiedy będziecie chcieli. Telefony i listy również będą mile widziane.

-Zabawne, że mówisz to po tym jak nam go zabrałaś.- syknęła Diana, starając się powstrzymać gniew.

Jared czuł duszność i nie miał siły brać udziału w przepychankach.

-Nie mogłam ryzykować, że uciekniecie. Po tobie, Diana, można się spodziewać wszystkiego.

-Nie zrobiłabym tego. Masz mi za złe, że przeze mnie nie wyszło ci z Adamem, ale nawet nie przyszło ci do głowy, że teraz ty rozbijasz naszą rodzinę. -Diana doskonale pamiętała jak na samym początku, po pierwszej wizycie Caren, powiedziała do Jared'a o ucieczce, ale przecież nie zrobiłaby tego. Chyba.

-Rodzinę? No proszę cię. Ile razem byliście? Pół roku?

-To i tak więcej niż ty.- Diana prawie wypluła te słowa. Miała ochotę rzucić się z pięściami.

White z satysfakcją patrzyła jak lekki uśmiech znika z twarzy Caren

-Gdybyś choć się pofatygowała do Adama przed śmiercią, wiedziałabyś, że do końca miał świadomość co się z nim działo. Jak ci nie wstyd próbować zrobić z niego wariata? Po spotkaniu w sobotę miałam cię za ofiarę, ale z każdym następnym dniem tylko utwierdzałam się w przekonaniu, że jesteś zwykłą suką.

-Mów co chcesz, Diana. Nie dam ci się sprowokować. Niedługo zapadnie decyzja i przekonamy się kto wyjdzie zwycięsko.- Caren nadal pozostawała spokojna, choć już nie próbowała przywoływać uśmiechu.- Wiem, że sięgnęłam po najbardziej paskudne zagrania, ale bardzo zależy mi na Jake'u. Bardzo go kocham i naprawdę chcę się nim opiekować. Niezależnie od tego co o mnie myślicie i niezależnie od twoich słów, moja propozycja jest nadal aktualna. Przykro mi.- powiedziała i odeszła, a jej prawnik za nią.

Fergus przysłuchiwał się całej rozmowie w milczeniu i z wykorzystaniem wszelkich swoich umiejętności odczytywania ludzkich uczuć. Z zaskoczeniem stwierdził, że nie wyczuł fałszu ani kłamstwa. Wyglądało na to, że Caren powiedziała swoje prawdziwe myśli i zamiary.

-Jared?- usłyszał głos Diany.-Dobrze się czujesz?

White spojrzała na trupio bladą twarz Parker'a i już wiedziała, że te dziwne objawy, które obserwowała u niego w czasie dużych stresów, wróciły.

-Ja...- mruknął słabo Parker.-Muszę usiąść.

Diana wzięła Jared'a pod ramię i doprowadziła do najbliższego krzesła. Uwaga wszystkich natychmiast skupiła się na nim przez co zaraz nabrał rumieńców. Benjamin nie pozwolił się zbyć i wymusił na Jared'ie, żeby chociaż pozwolił zbadać sobie tętno.

-Dziwne.- oznajmił lekarz.-Masz tachykardię i delikatną arytmię.

-Mam wezwać karetkę?- zapytała przejęta Eryka.

-Nic mi nie jest.- wtrącił się Jared.-Nie ma potrzeby nikogo wzywać. Zrobiło mi się słabo ze stresu i tyle. - dla podkreślenia własnych słów wstał z krzesła. Serce nadal waliło mu niczym młot, a duszność nie ustąpiła, ale za żadne skarby nie miał zamiaru się do tego przyznawać.

Przed dalszą rozmową wybawił go głos ogłaszający koniec przerwy. Wszyscy mocno się stresując weszli do sali rozpraw. Diana zaciskała palce na ramieniu Jared'a i puściła je dopiero gdy musieli zająć swoje wcześniejsze miejsca. Modliła się w duchu o pomyślny wyrok.

Pani sędzia weszła do sali i spojrzała po zebranych.

-Po dodatkowej konsultacji z niezależnym onkologiem stwierdzam, że pan Adam Parker mógł być nie do końca świadomy swoich czynów.- Diana cieszyła się, że siedzi.-Po rozpatrzeniu wszystkich aspektów, wyrokiem sądu jest przyznanie praw rodzicielskich Caren Smith. Mamy tutaj do czynienia z trudnym początkiem matki, która teraz jest gotowa do pełnienia swojej roli.-wypowiedź sędzi była skąpa w słowa.

Kiedy Caren cieszyła się ze zwycięstwa, Diana podeszła do Jared'a i objęła go. Nie znali słów, które mogliby teraz wypowiedzieć.

Odebrano im Jake'a.

Diana była zła na siebie. Powinna być wsparciem dla Jared'a. Stać za nim murem od samego początku sprawy, ale pozwoliła by Caren zmiażdżyła ją i wykorzystała jako broń przeciw Parker'owi. Czuła jak łzy płyną jej po twarzy. Caren ze swoimi stronnikami pierwsi opuścili salę. Przyjaciele podeszli do stojącej pary i również nic nie mówili. Nikt nie wiedział co mogłoby choć trochę pomóc. Po kilku chwilach doszli do siebie na tyle, by wyjść z sali.

Na korytarzu Helen Stone przekazywała Jake'a w ręce matki. Caren całowała chłopca i przytulała, ale Jake spoglądał w stronę stojącej w drzwiach pary. Jared poczuł przez materiał marynarki jak Diana wbija mu paznokcie w ramię. Nie była w stanie na to patrzeć.

-Macie państwo możliwość odwołania się od wyroku.- oznajmił Fergus patrząc na sielankowy obraz połączenia matki z dzieckiem.

Jared uzmysłowił sobie, że do tej pory podczas spotkań z Caren, ta nigdy nie dotykała Jake'a. Zastanawiał się czy była to uprzejmość z jej strony. Zawsze patrzyła na chłopca, ale nawet nie poprosiła o możliwość potrzymania go. Teraz przelewała na niego całą swoją miłość, którą miała wypisaną na twarzy.

Parker spojrzał na Towersa.

-Wiem, że chce pan powiedzieć coś jeszcze.- oznajmił Jared obejmując Dianę, która również podniosła wzrok na prawnika.

-Miałem tysiące podobnych spraw, widziałem dziesiątki tysięcy ludzkich reakcji i z pewnością płynącą z mojego doświadczenia, ośmielę się zasugerować, że nie warto toczyć dalszej walki. Chłopiec będzie przebywał w domu opieki społecznej czekając na ostateczny werdykt, a państwo będziecie obrzucać się mięsem przed kolejnym sądem. Widać, że Caren kocha swojego syna. Warto zastanowić się nad przyjęciem propozycji, którą złożyła podczas przerwy. Ból po stracie dziecka jest straszny, ale trzeba pamiętać, że Jake jest pod opieką kochającej matki. Niezależnie od decyzji jestem do państwa dyspozycji.- dodał na koniec zdając sobie sprawę, że zrobił się lekko zbyt sentymentalny i wylewny.

Jared i Diana spojrzeli na Caren i Jake'a, potem na siebie i już wiedzieli jaka będzie decyzja.

-Razem.- szepnęła Diana splatając ich place.

-Razem.- Jared kciukiem pogłaskał wierzch jej dłoni, potem przeniósł wzrok na Fergusa.- Wygląda na to, że na tym kończy się nasza współpraca.

Towers skinął głową i mężczyźni uścisnęli sobie dłonie. Prawnik zabrał płaszcz z szatni i wyszedł z sądu zostawiając resztę w rękach zainteresowanych.

Caren wreszcie przypomniała sobie o Jared'ie i Dianie i nadal trzymając Jake'a na rękach podeszła do nich.

-Moja propozycja jest aktualna.

-Szkoda tylko, że mieszkasz w Australii.- westchnął Jared.

-Odległość nie ma znaczenia.

-Pozwolisz się nam pożegnać?- zapytała Diania.

Caren uśmiechnęła się przyjaźnie i podała dziecko White. Kobieta mocno przytuliła chłopca do siebie.

-Chociaż nasz czas był krótki bardzo cię kochamy. Rośnij duży i silny, postaraj się nie złamać zbyt wiele dziewczęcych serc. Słuchaj starszych i zachowuj zimną krew. Skończ studia i zajmij się tym co naprawdę lubisz.- mówiła Diana płacząc, Jake patrzył w jej błyszczące oczy jednocześnie łapiąc ją za włosy.

Jared wyciągnął je z jego ręki i wziął chłopca do siebie. White wytarła twarz z łez i cieszyła się, że nie nałożyła żadnego makijażu.

-Jesteś naszym szczęściem. Szkoda, że nie będziesz pamiętał tych wszystkich rzeczy, których razem doświadczyliśmy. Zawsze znajdziesz u nas wsparcie i wolny pokój gdybyś potrzebował.- Parker również pocałował Jake'a i oddał go Caren drżącymi rękami.

-To mój numer telefonu.- Smith podała wizytówkę Dianie.-Nie bójcie się dzwonić. Będziemy czekać na waszą pierwszą wizytę.

Kobieta odwróciła się i zabierając torbę z rzeczami Jake'a ruszyła do wyjścia. Jared nawet nie zauważył, kiedy wszyscy wyszli pozwalając im na prywatne pożegnanie. Każdy zdawał sobie sprawę jak trudna była dla nich ta chwila.

Jake cały czas spokojny patrzył na nich do czasu, aż zamknęły się za nim drzwi.

Po powrocie do domu oboje byli małomówni. Było im bardzo ciężko, ale już nikt nie ronił łez. Nie mieli do siebie pretensji, bo to była ich wspólna decyzja. Musieli dostosować się do nowej sytuacji. Tak jak kiedyś zmieniali swoje życie dla Jake'a, teraz mogli bez problemu wrócić do starych nawyków.

-Co dalej?- zapytała Diana kładąc torebkę na stoliku w salonie.

-Poukładamy sobie życie i nauczymy się żyć we dwójkę.- powiedział Jared patrząc w stronę pokoju Jake'a.

-Dobrze zrobiliśmy, prawda?

Jared nawet nie musiał się domyślać o czym mówiła Diana.

-Tak. Zrobiliśmy najlepszą rzecz jaką mogliśmy dla Jake'a. Bo to właśnie o niego w tym wszystkim chodziło.

Parker usiadł na kanapie, a ku jego zdziwieniu Diana dołączyła do niego. Oparła się o jego bok, a Jared objął ją ramieniem. Był zmęczony, jak zawsze po sporej dawne stresu i adrenaliny. Doceniał to, że White pierwsza zainicjowała kontakt, zwłaszcza teraz, kiedy on również potrzebował bliskości.

-Będzie dobrze.- mruknął w jej włosy.

W odpowiedzi Diana przerzuciła mu ramię przez brzuch. Słyszała bicie jego serca. Jeszcze parę godzin temu mocno osłabiło Jared'a, a teraz biło spokojnie i miarowo. Skoro sprawa dobiegła do końca, nie było więcej wymówek, Parker powinien w końcu poważnie zająć się swoim zdrowiem.

Powiem mu to, myślała Diana, ale nie teraz. Nie mam już na to siły.

Była dziewiętnasta kiedy położyli się spać. Dzień był wystarczająco długi, nie chcieli jeszcze go przedłużać siedząc do późna. Zasnęli leżąc obok siebie.

Rano Jared obudził się, a Diany nie było już w łóżku. Sprawdził godzinę na telefonie i z zaskoczeniem stwierdził, że dochodziła jedenasta. Dawno już nie zdarzyło mu się tyle spać. Przynajmniej czuł się znacznie lepiej. Wstał z łóżka i rozejrzał się za Dianą, nie było jej nigdzie. Sprawdził pokój Jake'a, ale on też pozostawał pusty. W końcu na stole w kuchni zauważył krótki list.

Pojechałam do rodziców. Chcę im wszystko opowiedzieć i przemyśleć niektóre rzeczy. Nie wiem kiedy wrócę."

Jared zmiął niewielką kartkę i usiadł na krześle. Nie wiedział co o tym myśleć. Nagle został sam z całym swoim smutkiem i poczuciem pustki. Diana go zostawiła, odeszła, kiedy tylko Jake zniknął. Poczuł się porzucony. Jakby samo odebranie Jake'a nie było wystarczającym ciosem.  



*******

Jak widzicie opisałam, a przynajmniej starałam się, rozprawę. Nie jestem osobą zbytnio zaznajomioną z tematem, co da się zauważyć. Chcę, żebyście wiedzieli, że jestem świadoma, że scena w sądzie nie oddaje faktów  :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top