48.
Po tym wszystkim co zostało poruszone podczas rozmowy żadne z nich nie miało już ochoty na roztrząsanie zatajenia telefonów przed sobą nawzajem. Ostatnie czego potrzebowali w tym czasie to kłótni, która mogłaby ich osłabić.
Diana usiadła na kanapie obok Jared'a i przytuliła się do niego.
-Przepraszam za ten prysznic.- powiedziała z lekkim poczuciem winy.-Naprawdę myślałam, że mam jeszcze czas.
Parker spojrzał na nią i objął ramieniem.
-Najważniejsze, że nie wyszłaś nago.- stwierdził uśmiechając się.
-Nie jesteś na mnie zły?
-Nie, ale następnym razem postaraj się nie odstawić takiego numeru.
-Masz rację, nie chcę żeby Towers źle o mnie myślał. Nad czym się zastanawiasz?
-Nad wszystkim.- przyznał po chwili.-Zastanawiam się co Caren przygotowała dla nas. Po co jej prywatny detektyw?
-Mam nadzieję, że był to przejaw desperacji. Nic na ciebie nie miała, to postanowiła za wszelką cenę coś zdobyć. Gdy już będzie po wszystkim rozliczę się z nią za to.
Diana czekała na reakcję Jared'a, ale pozostawał milczący.
-Jak myślisz, dlaczego pojawiła się teraz?- zapytał po dłuższej chwili ciszy.
-Nie mam pojęcia.
List z terminem rozprawy przyszedł w następnym tygodniu. Wszystko miało się zakończyć pierwszego marca. Mieli jeszcze prawie dwa tygodnie na przygotowanie się. Jared nie zwracał już uwagi na mężczyznę, którego widywał pod pracą lub blokiem. Postanowił zignorować go, bo i tak nie miał nic do ukrycia. Tak długo jak detektyw nie chciał nawiązać kontaktu, ani nie posunął się do czegoś więcej, nie było potrzeby interweniowania. Ochota na papierosy również stawała się coraz mniejsza i Jared z każdym dniem czuł się coraz lepiej. Serce nie dokuczało mu i miał nadzieję, że tak pozostanie. Jednak nawet mimo oczekiwań zdawał sobie sprawę, że kiedy tylko termin rozprawy będzie blisko, stres uderzy i znów będzie odchorowywał. Po sprawie planował umówić się na konsultacje z kardiologiem. Nie mógł dłużej ignorować własnego zdrowia. Tym bardziej, że Eryka i Diana robiły coraz więcej uwag na ten temat.
Diana siedziała z Jake'iem na kolanach i oglądali jakąś bajkę. Dziecko było nią zainteresowane, ale White w tym czasie walczyła ze sobą czy zadzwonić do mamy. Od ostatniego telefonu minęło dużo czasu, ale ona nadal nie mogła wybaczyć, że mama pozwoliła Mathcie stanąć między nimi. Martha była w ogóle innym tematem, wciąż nie pofatygowała się, by odebrać telefon od Diany i w najlepsze mieszkała sobie w mieszkaniu Adama. Dianę aż skręcało na samą myśl, że można być takim człowiekiem. W końcu wybrała numer i przystawiła telefon do ucha.
-Cześć, tato.- powiedziała, kiedy Thomas odebrał.
-Diana, cieszę się, że w końcu dzwonisz. Mama mówiła, że po ostatniej kłótni lepiej poczekać, aż odezwiesz się pierwsza.
-Tato...- głos Diany brzmiał żałośnie. Nawet nie trzeba było się starać, by zrozumieć, że coś się stało.
-O co chodzi?- zapytał Thomas spokojnie.
-Caren chce nam zabrać Jake'a.
Milczenie w słuchawce było wystarczającym dowodem, że wiadomość była szokująca.
-Czuję się tak samo jak w momencie podjęcia leczenia paliatywnego Adama. Jestem rozbita. Jared stara się być silny, w końcu to on staje przeciw Caren.
-Mamy przyjechać?- Thomas odezwał się w końcu.
-Nie musicie, mamy wystarczające wsparcie od wszystkich bliskich nam osób.
-Pamiętaj, że myślami jesteśmy zawsze z wami.
-Dziękuję. Co u was słychać?- skoro przekazała już złe wieści, mogła usłyszeć coś przyjemniejszego.
-W większości po staremu. Największą wiadomością ostatnich dni jest to, że Martha zdecydowała się w końcu na ślub z Ethan'em.
Diana uniosła wysoko brwi. Wieści rzeczywiście okazały się niespodziewane. Pamiętała słowa kuzynki, które wygłosiła kiedyś przy stole. Oświadczyła wtedy, że choćby nie wiadomo co, nigdy nie zgodzi się za nikogo wyjść. Do tej pory uparcie trzymała się tego i choć miała dwoje dzieci nadal pozostawała kobietą niezamężną. Widocznie Ethan bardzo się postarał, skoro jemu uległa.
-Z tego co pamiętam, nie tak dawno temu pokłócili się i rozeszli.
-Ominęły cię wszystkie wielkie i pompatyczne czyny Ethan'a, który próbował się pogodzić. Nie chciałem się zbytnio w to mieszać, ale było naprawdę ciekawie.
Diana nie była zaskoczona słowami ojca. Martha była osobą, która potrafiła karać jak mało kto. Często doprowadzała do dziwnych sytuacji zanim zdecydowała się komuś łaskawie wybaczyć.
-Wiadomo coś więcej?- Diana nie pytała ze względu na zainteresowanie osobą Marthy, ale ze zwykłej ciekawości.
-Wspominała coś o pierwszym maja, więc pewnie wtedy będą chcieli się pobrać. Mama powiedziała coś o ponad setce gości.
-Skąd mają pieniądze na takie wesele?
Robiło się coraz ciekawiej. Diana zastanawiała się w jaki sposób Martha zdobyła pieniądze, bo to, że lista gości była tak długa, to była oczywistość. Martha nie przegapi żadnej okazji, żeby zabłysnąć przed resztą rodziny. Uwielbiała błyszczeć i pławić się w luksusie, najlepiej jeszcze, żeby jak najwięcej osób to widziało.
-Nie mam pojęcia, może wzięli jakiś kredyt?- odpowiedział Thomas.
Typowe, pomyślała Diana. Martha często robiła rzeczy nie przejmując się dalekosiężnymi konsekwencjami. Właśnie zrobiła kolejną i Diana mogła się założyć, że była z siebie bardzo dumna.
-Diana?- głos ojca wyrwał ją z nienawistnych rozmyślań na temat kuzynki.
-Tak?
-Jesteś, aż tak wściekła na mamę, że nie jesteś w stanie z nią rozmawiać?- pytanie niczym cios w serce. Diana wahała się z odpowiedzią.
-Nadal jestem zła, ale niedługo się przełamię. W końcu to moja mama, a Martha to tylko dodatek, który muszę znosić. Wkurza mnie to, że mama poczuwa się do odpowiedzialności, by być dla niej oparciem, a ona tego nie docenia albo wykorzystuje.
-Wiem, kochanie.
-Dobra, zapomnijmy o niej. Po załatwieniu sprawy z Caren odwiedzimy was. Obiecuję.
-Dzwoń do nas i informuj na bieżąco. Chcemy wiedzieć na jakim etapie jesteście.
-Oczywiście.
-Bardzo cię z mamą kochamy, zawsze o tym pamiętaj. Nieważne co przyniesie przyszłość zawsze będziesz naszą córką i masz nasze pełne wsparcie.
-Dziękuję, tato.
-Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy.
-Ja też.
Diana rozłączyła się. Rozmowa trochę jej pomogła, zwłaszcza wiadomość o ślubie Marthy, co w końcu powaliło jej skupić się czymś innym niż Caren i sąd.
Termin rozprawy zbliżał się wielkimi krokami. Fergus Towers zdobył wszystkie potrzebne informacje i ściągnął wszystkich ludzi, którzy mogliby wpłynąć na wyrok sądu. Jared z własnych pieniędzy zapłacił na bilet lekarzowi prowadzącemu Adama i jego notariuszowi. Mieli pojawić się we wtorek, dzień przed rozprawą.
Oboje starali się skupić na codziennych obowiązkach i nie myśleć o środzie, ale nieważne jak bardzo się starali nie mogli zapomnieć, że ten dzień zaważy na ich przyszłości. Jak na razie serce Jared'a nie przypominało o sobie zbytnio, ale za to Diana nie czuła się najlepiej. Wystarczyła tylko najmniejsza myśl, że stracą Jake'a, a ona już była gotowa zwymiotować.
W sobotę przed południem wrócili z zakupów. Jeszcze nigdy nie zdarzyło im się spędzać czasu w takiej ciszy. Mało rozmawiali, ale nadrabiali to subtelnymi spojrzeniami i delikatnym dotykiem. Po tym wszystkim co razem przeszli to w zupełności wystarczyło, by poczuć płynące wsparcie. Jared kończył rozpakowywać torbę, kiedy zadzwonił jego telefon. Na ekranie wyświetlał się nieznany numer, po chwili wahania odebrał.
-Słucham.- odezwał się pierwszy.
-Mam propozycję, Jared.- usłyszał kobiecy głos.
-Caren?
-Spotkajmy się dzisiaj w restauracji. We czwórkę.
-W jakim celu?
Jared jakoś nie bardzo chciał uwierzyć, że będą prowadzili sympatyczna rozmowę, kiedy niedługo spotykają się w sądzie.
-Spróbujmy chociaż porozmawiać.
-Nie wydaje mi się, żeby był to najlepszy pomysł.
-Nie będziemy rozmawiać o sprawie i sądzie. Nawet nie musimy zaczynać rozmowy o przekazaniu praw rodzicielskich po dobroci. Chcę wam wszystko wyjaśnić, powiedzieć dlaczego zniknęłam. Chcę też, by Diana tego wysłuchała i chętnie zobaczyłabym Jake'a. Nic nie stracisz.
Jared zastanawiał się czy rzeczywiście za tą propozycją nie kryje się coś gorszego. Jednak, chciał też posłuchać jak Caren tłumaczy się przed nimi.
-Dobrze, spotkajmy się.- zgodził się Parker, zdając sobie sprawę, że być może postępuje nie do końca odpowiednio. Może najpierw powinien zapytać Dianę o zdanie.
-Doskonale.- ucieszyła się Caren.-Czy dziewiętnasta w Oceanii wam odpowiada?
-Tak.
-W takim razie do zobaczenia.
Rozłączyli się, a Jared od razu poszedł powiedzieć o wszystkim Dianie. White właśnie kończyła przewijać Jake'a i już zapinała mu ubranie.
-Caren dzwoniła.- oznajmił wchodząc do pokoju. Diana natychmiast poczuła mdłości, nienawidziła siebie za tą słabość.
-Czego chciała?- zapytała spokojnie, ze wszystkich sił walczyła o niezdenerwowanie się, nawet na samo wspomnienie imienia tej kobiety.
-Spotkać się z nami. Chcę wszystko wytłumaczyć.
-Zgodziłeś się?
-Tak.- White zamarła na sekundę, ale szybko się ogarnęła.
-Ja też mogę uczestniczyć w tym spotkaniu, czy może masz być tylko ty i Jake?
-Mamy być wszyscy. Nie powinienem był się zgadzać?- zapytał ostrożnie.
-Z chęcią pójdę i spojrzę w twarz tej kobiecie.
-No to skoro się zgadzasz idę zadzwonić do Towers'a. Ostrzegał nas przed kontaktowaniem się z Caren, lepiej zasięgnę jeszcze jego opinii.
Jared wyszedł z pokoju uświadamiając sobie, że powinien najpierw zapytać swojego prawnika, a dopiero potem umawiać się z Caren.
Po wysłuchaniu wszystkiego co Fergus miał do powiedzenia, Jared był już pewny, że spotkanie mogło okazać się katastrofą i lepiej żeby spotkali się w zatłoczonym miejscu. Zmniejszy się prawdopodobieństwo nieoczekiwanych zagrywek, a w razie czego szanse na znalezienie świadka znacząco wzrastały. Parker został skrupulatnie poinformowany jakich tematów ma unikać i na jakie pytania nie odpowiadać. Najlepiej też, żeby spotkanie nie przedłużało się i nie doszło do kłótni. Co mogłoby się wydawać największym wyzwaniem znając charakter i nastawienie Diany.
Była osiemnasta piętnaście, kiedy gotowy do wyjścia Jared zakładał kombinezon Jake'owi. Diana nadal była w łazience i robiła sobie makijaż. Ubrała czarny garnitur i teraz podkreślała swoje ciemne oczy. Chciała wyglądać ładnie, bo Caren również odwali się jak na ważne przyjęcie. Nie miała zamiaru dać się jej przyćmić, zwłaszcza, że podczas ostatniego spotkania nie była nawet porządnie uczesana.
-Wiesz, że idziemy tylko na spotkanie z Caren? Nie ma potrzeby, aż tak się stroić.- stwierdził Jared, kiedy wyszła z łazienki.
-Właśnie dlatego muszę wyglądać olśniewająco. Niech sobie nie myśli, że jak się wystroi to będziesz patrzeć na nią przychylniejszym okiem.
-Dobrze wiesz, że żadna inna kobieta nie robi na mnie takiego wrażenia jak ty.
Jared podszedł do Diany i lekko pocałował ją w, pomalowane czerwoną szminką, usta.
-Kocham cię.- dodał, a w jej oczach pojawiły się przyjemne iskierki, których nie widział od tak dawna.
-Ja ciebie też.- odparła wycierając z jego ust ślady po swojej szmince.-A teraz już chodźmy.
Diana jechała na siedzeniu pasażera i walczyła z mdłościami. Bała się, że nie da rady spotkać się z Caren i spokojnie porozmawiać. Żywiła do niej zbyt wiele żalu i pretensji. Jedynym plusem obecnej dolegliwości było to, że może dopisze jej szczęście i obrzyga Caren. Mimowolnie uśmiechnęła się do siebie. Spojrzała przez ramię na spokojnie siedzącego w foteliku Jake'a, nie wyobrażała sobie, żeby mógłby zniknąć z ich życia.
Wysiedli na parkingu przy restauracji, a kolana tak mocno się jej trzęsły, że bała się, że nie da rady dojść do drzwi wejściowych.
-Wszystko dobrze?- zapytał Jared wyciągając z samochodu chłopca.
-Tak.- odpowiedziała i szybko wzięła się w garść. Nie mogła okazać choćby cienia strachu, Caren niczym pies mogła go wyczuć i wykorzystać.
Weszli do restauracji i oddali płaszcze w szatni. Kiedy pojawili się na głównej sali natychmiast zostali zauważeni przez Caren, która już na nich czekała. Spojrzeli na siebie zaskoczeni, specjalnie wyszli wcześniej z domu, aby być pierwsi na miejscu, ale Caren ich uprzedziła. Diana spojrzała na zegarek, nadal mieli dziesięć minut do dziewiętnastej.
Usiedli przy stoliku, a Jared tylko obrzucił wzrokiem krzesło dla dzieci, przygotowane specjalnie dla Jake'a i ani myślał wypuścić chłopca z rąk. Nie musiał patrzeć na Dianę, by wiedzieć, że myśli dokładnie to samo.
-Cieszę się, że zdecydowaliście się przyjść.- powiedziała Caren z lekkim uśmiechem i spojrzała na Jake'a.- Wiele to dla mnie znaczy.
-Możesz od razu przejść do rzeczy.- odezwała się Diana wysoko unosząc podbródek.-Nie mamy zamiaru zabawić tu długo.
-Pięknie wyglądasz, Diana. Niewiele się zmieniłaś przez ostatni rok.- Caren nie zraziła się surowym tonem Diany, wyglądało na to, że miała puścić mimo uszów wszelkie zaczepki.
-Tylko zewnętrznie, w środku jestem inną osobą.
-Nie wątpię, śmierć bliskiej osoby wiele zmienia.
-Ty natomiast nie miałaś skrupułów wprowadzając kilka nowości w swoim wyglądzie.
-Tak, po wyjściu na prostą uznałam, że pora odświeżyć co nieco.
-Wyjściu na prostą?- wtrącił się Jared słysząc ostatnie słowa Caren.
-To znaczna część historii i powód mojego zniknięcia.
-Zamieniam się w słuch.- ponownie odezwała się Diana.
-Po urodzeniu Jake'a miałam depresje poporodową, choć sama nie miałam o tym pojęcia. Po kilku dniach nie wytrzymałam i wyjechałam, najpierw do rodziców, a potem do Australii, gdzie ułożyłam sobie życie. Mam tam dom i dobrą pracę, jestem w stanie zapewnić Jake'owi dostatnie życie.
-Nie pamiętam żadnej depresji poporodowej, Adam nie mówił nic na ten temat. Wspominał o wiecznych kłótniach i tym, że nic nie robisz. Leżysz i uciekasz przed choćby najmniejszym kontaktem z dzieckiem. Wszystko zrzuciłaś na niego.
-Tym właśnie jest ta depresja. Dopiero moi rodzice wysłali mnie do psychologa, który wyjaśnił mi co się ze mną dzieję. Nim to przepracowałam minęły dwa miesiące.
-To dlaczego wtedy nie wróciłaś?- zapytał Jared.
-Nadal nie byłam gotowa, by zająć się Jake'iem. Wiedziałam, że z Adamem już się nam nie uda, a nie chciałam siedzieć z dzieckiem na głowie rodzicom. Postanowiłam najpierw przygotować się do roli matki i zacząć nowe życie.
-Nie byłaś nawet na jego pogrzebie.- rzuciła Diana ostro. Było widać, że to jedna z jej największych bolączek.
-Nie wiedziałam, że umarł. Wyjeżdżając nie miałam pojęcia, że jest tak źle. W przeciwieństwie do ciebie, Adam nie zwierzał mi się ze stanu swojego zdrowia. Po pierwszych badaniach powiedział mi, że to łagodny guz, którego można usunąć w późniejszym terminie. Do tej pory nie mam pojęcia dlaczego zataił przede mną prawdę. Może dlatego, że byłam w ciąży? Naprawdę, nie wiedziałam.
-Jakoś ciężko mi w to wszystko uwierzyć.- mruknęła White.
-Wiesz dlaczego nam nie wyszło?- zapytała ostro Caren patrząc Dianie w oczy.
-Przez wieczne awantury, które wszczynałaś?
-Przez ciebie.- Dianę nagle opuściła cała pewność siebie. Nie spodziewała się takiej odpowiedzi i wszystkie jej myśli wyparowały, nie potrafiła dobrać słów, by się odezwać.-Dokładnie.- kontynuowała Caren.- Zawsze byłaś powodem naszych kłótni. Adam traktował cię jak wielką część swojego życia, przez co dla mnie zostało bardzo niewiele. Byłaś stawiana nawet wyżej ode mnie. Za każdym razem jak Adam wychodził, by się z tobą spotkać, czułam się jakby mnie zdradzał, ale wy nawet nie sypialiście ze sobą. Byłaś dla niego taka ważna pomimo że nie łączyło was nic cielesnego. Wolałabym już, żebyście się ze sobą przespali, przynajmniej miałabym powód, by zerwać z ojcem swojego dziecka. Czułam się jak w trójkącie, a mnie poligamia nigdy nie interesowała.
-Ja...- Diana w końcu była w stanie dobyć głos.
-Ty zaspokajałaś Adama na podłożu psychicznym, a ja fizycznym. Miał nas dwie i nie potrafił się zdecydować. Ciąża okazała się sznurem, który przywiązał nas do siebie.
-Nie wiedziałam o tym.- przyznała White mając mętlik w głowie.-Adam nigdy nic na ten temat nie powiedział. Gdybym wiedziała... odsunęłabym się.
-No właśnie. Adam nie potrafił z ciebie zrezygnować. Nawet dla mnie... nawet dla Jake'a. Ta świadomość wyniszczała mnie psychicznie, aż w końcu nie dałam rady. Niedługo przed porodem kazałam mu wybierać, ty albo ja. Nigdy nie otrzymałam odpowiedzi, Adam po prostu wyszedł z mieszkania. Chyba się nie dziwisz, że w końcu uciekłam. Przykro mi, że w taki sposób dowiedziałaś się prawdy, ale uważam, że potrzebowałaś tego. Nie mówię tego, żeby oczernić Adama, ale dlatego, że zasłużyłaś na całą historie. Obie wersje.
Jared poczuł jak Diana zaciska palce na jego przedramieniu. To był wystarczający znak, by domyślić się jaki szok spowodowały słowa Caren.
-Ty, Jared się nie przejmuj. Nie mam do ciebie pretensji, spełniłeś tylko ostatnią wolę umierającego brata i zająłeś się moim synem, za co zawszę będę ci wdzięczna. To, że w środę spotykamy się w sądzie nie jest w żadnej mierze formą zemsty skierowanej w waszą stronę. Jakkolwiek dziwnie te słowa zabrzmią w moich ustach, kocham Jake'a i chcę się nim zająć. Jestem gotowa, by opiekować się nim. W końcu jestem jego matką, urodziłam go i chcę mieć go przy sobie.
-My też kochamy Jake'a.- powiedział Jared, kiedy Caren skończyła.-Opieka nad nim przypadła nam niespodziewanie, ale nie poczytywaliśmy tego jako kłopot. Wywrócił nam życie do góry nogami, ale wprowadził też do niego wiele miłości. Uważamy się za jego rodziców i jeśli nam go zabierzesz, będzie to dla nas największy cios.- Diana jeszcze raz zacisnęła palce na jego przedramieniu i miała nadzieję, że Jared odczytał ten gest jako wyraz wdzięczności za wszystkie wypowiedziane słowa, na które ona się nie zdobyła.
-Zdaję sobie z tego sprawę i jest mi z tego powodu przykro, ale nie odpuszczę. Już i tak zbyt długo pozostawał z dala ode mnie.
-Na nas już pora.- Diana nagle poderwała się z krzesła, nie była w stanie dłużej słuchać Caren. Przyswoiła zbyt wiele nowych rzeczy jak na tak krótki czas. Potrzebowała dłuższej chwili żeby sobie wszystko poukładać.
-Nie zdążyliśmy nawet zjeść.- zaprotestowała Caren.
-I tak nie byłabym w stanie nic przełknąć.
-Więc zanim pójdziecie chcę powiedzieć jeszcze jedną, ważna rzecz. Jeśli sąd przyzna mi prawo do opieki nad Jake'iem, nie mam zamiaru ograniczać wam kontaktów. Zawsze będziecie mile widzianymi gośćmi w moim domu.
Oboje patrzyli na nią w milczeniu. Żadne nie znalazło odpowiednich słów, więc pożegnali się i wyszli z restauracji.
W czasie drogi powrotnej Jared miał już pewność, że spotkanie było złym pomysłem. Caren porządnie dowaliła Dianie i teraz White siedziała milcząc i patrząc przez okno. Parker nawet nie umiał sobie wyobrazić co czuła Diana i wolał nic nie mówić i pozwolić jej samej się z tym uporać. Jedyne na co się odważył to wzięcie jej dłoni i ucałowanie jej placów.
Zaraz po wejściu do domu Diana poszła do sypialni i położyła się na łóżku. Jared zajął się Jake'iem i przygotował go do snu. Najpierw kolacja, kąpiel i dopiero potem zaczął go usypiać. Spokojne dziecko układało się w jego ramionach, chłopiec był całkowicie nieświadomy, że niedługo zacznie się zacięta walka o niego. Spoglądał na Jared'a ufnym wzrokiem, a Paker głaskając jego plecy, nie chciał myśleć jak będzie wyglądało jego życie bez Jake'a.
Diana nadal leżała na łóżku, kiedy Jared zdążył już uśpić dziecko i pójść do niej.
White poczuła ugięcie materaca, co wskazywało na to, że Parker wszedł na łóżko. Chwilę potem poczuła jego ciepłe ciało za swoimi plecami. Objął ją przez brzuch, wziął za rękę i pocałował w ramię. Każdy z tych gestów był tak czuły, że Dianie chciało się płakać. Jared znowu to robił, pochylał się nad jej udręczoną duszą i starał się ją pocieszyć, co zawsze skutkowało płaczem. Ale mimo to, Diana uwielbiała, kiedy to robił. Powstrzymała łzy i bardziej wtuliła się w niego.
-Jak się czujesz po tym wszystkim co powiedziała Caren?- zapytał ostrożnie, a jego ciepły oddech omiótł jej kark. Wzdłuż kręgosłupa przeszedł jej dreszcz.
-Źle. Ja naprawdę nie miałam pojęcia. O niczym nie wiedziałam. Głupia byłam, bo mogłam się tego domyślić. Jaka normalna kobieta nie miałaby problemu z tym, że jej facet spotyka się z inną? Normalnie jakbym żyła w jednym wielkim kłamstwie. Adam żalił się, że Caren robi mu awantury, ale nigdy nie zdradzał ich powodów. Niedobrze mi od tego wszystkiego.
-Chcesz wody?
Diana nie odpowiedziała i podniosła się do siadu, a Jared zrobił to samo. Chwilkę później White poszła do łazienki i zwymiotowała. Jakby chciała wyrzucić z siebie całe poczucie winy jakie Caren zrzuciła jej na ramiona. Ciężar był tak wielki, że Diana ugięła się pod nim. W tamtej chwili nie miała siły, by choć spróbować się podnieść.
W końcu uspokoiła się w wystarczającym stopniu, by przepłukać usta wodą, umyć zęby, wziąć prysznic i pójść położyć się do łóżka. Cierpliwie czekała, aż Jared wyjdzie z łazienki i dołączy do niej.
-Lepiej ci?- zapytał Parker kładąc się obok niej.
-Niezbyt.- przyznała i przysunęła się bliżej.
Oboje wiedzieli, że mowa tu o psychicznym aspekcie sprawy. W tamtej chwili Diana rozumiała Jared'a, który po zakończeniu znajomości z Grace wolał zacząć palić papierosy niż pójść po pomoc do psychologa. Sama nie miała ochoty na rozmowy. Dotarło do niej jak głupio musiała brzmieć jej propozycja.
Zastanawiała się czy rzeczywiście była tak ślepa w kwestii Adama, czy po prostu nie chciała widzieć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top