47.
We wtorek rano Jared stał na parkingu pod budynkiem swojej pracy i palił papierosa. Od wyjazdu pani Green wziął się za swój nałóg i zszedł do dwóch, czasem trzech papierosów dziennie, ale odkąd pojawiła się Caren znów stracił kontrolę nad liczbami. Nadal myślał o swoim wczorajszym spotkaniu z Fergusem Towersem, zadowolony zaciągnął się dymem.
Dzień później wiedział już, że cały stres jaki odczuwał był niepotrzebny, ale wczoraj bardzo się denerwował. Wszedł do kancelarii i powiedział sekretarce, że jest umówiony.
-Tak, zapraszam.- odezwała się kobieta potwierdziwszy jego słowa z kalendarzem swojego szefa i wstała, by zaprowadzić Parker'a do gabinetu. Nawet go zapowiedziała.
-Dzień dobry.- przywitał się Jared, kiedy został sam z prawnikiem.
-Proszę usiąść.
Fergus Towers był mężczyzną w średnim wieku, twarz miał surową, ale wyraz jego oczu był przenikliwy i czujny. Włosy, ciemne i lekko przyprószone siwizną, miał idealnie uczesane. Elegancki ubiór i wystrój gabinetu zdradzały, perfekcjonizm i profesjonalizm. Jared poczuł sympatię do tego człowieka.
-Chcę jeszcze raz usłyszeć całą historię.- powiedział prawnik wygodniej rozsiadając się na krześle.
Parker skinął głową i zaczął mówić.
Fergus nie przerywał mu, obserwował twarz gościa i wydawałoby się, że widzi w oczach Jared'a przejęcie, zmartwienie i niepewność. Po zapanowaniu ciszy odłożył trzymany długopis i odezwał się:
-Z mojego długiego doświadczenia wiem, że biologiczne matki mają przewagę. Na palcach jednej ręki można policzyć przypadki, kiedy sędzia orzekł na ich niekorzyść.
-Chcę walczyć.- powiedział Jared z przekonaniem.
-Sąd bardziej przychylnie patrzy na kobiety w kwestii opieki nad dziećmi. Jeśli zdecyduje się pan stanąć przeciw Caren Smith walka będzie brudna i brutalna. Możliwe, że wyciągną wszystkie brudy jakich się pan dopuścił. Nie będą mieć litości.
-Nie zmienię zdania.
Fergus przez chwilę patrzył Jared'owi w oczy. Parker czekał na decyzję prawnika niczym na wyrok, Towers był jego jedyną nadzieją.
-Podejmę się tej sprawy.- zdecydował mężczyzna.-Bynajmniej nie dlatego, że jest to coś nowego czy ciekawego. Zgadzam się, bo widzę jak bardzo panu zależy, a wiara we własne przekonania i gotowość bronienia ich jest dla mnie cenniejsza od wielu innych rzeczy.
-Dziękuję.- Jared poczuł jak wielki ciężar spadł mu z serca. Będzie mógł przekazać Dianie dobre wieści.
-Proszę nie dziękować. Teraz zacznie się gra, której wyniku nie jestem w stanie przewidzieć. Z tego co pan mówił, ma pan partnerkę. Od teraz oboje musicie się pilnować, żadnych wpadek czy choćby przekroczenia prędkości. Nic nie może wzbudzić wątpliwości sędziego. Będę potrzebował informacji o państwa zatrudnieniu i dochodach. Nie chcę by uznano was za niezdolnych do zapewnienia dziecku godnego życia. Ponadto na własne oczy chcę zobaczyć mieszkanie, nikt nie może powiedzieć, że warunki mieszkaniowe nie spełniają wymogów. Dobrze byłoby znaleźć osoby, które w razie konieczności mogą zeznawać na naszą korzyść. I najważniejsze, potrzebuję kontaktu do notariusza pańskiego brata.
Jared kiwał głową i starał się zapamiętać wszystkie wymienione rzeczy. Coś mówiło mu, że to tylko wierzchołek góry lodowej.
-Najlepiej unikać kontaktów z Caren Smith, gdyby jednak ona nalegała proszę mnie poinformować. Spodziewajcie się również pisma jej prawnika odnośnie pokierowania sprawy do sądu.
-Czy jest jeszcze coś co mam przygotować?- zapytał Jared widząc zamyślony wyraz twarzy prawnika.
-Na razie to wszystko, proszę jednak nie wyłączać telefonu i zawsze mieć go przy sobie. Z doświadczenia wiem, że o niektóre rzeczach i sytuacjach specjalnie mogą mnie poinformować w ostatniej chwili. Zależy mi na stałym kontakcie.
-Rozumiem.- powiedział Jared i wstał, domyślając się, że to koniec spotkania.
Fergus zrobił to samo.
-Ostatnia rzecz jaką chcę powiedzieć, to proszę się trzymać i być gotowym na wszystko. Najgorsze co mogą państwo teraz zrobić, to próbować siłować się z prawem.
Parker kiwnął głową i wyszedł.
Jared zgasił niedopałek papierosa i wyrzucił go do kosza. Ruszył w kierunku budynku, kiedy kątem oka zauważył mężczyznę siedzącego w samochodzie niedaleko niego. Mógłby przysiąc, że obcy w pośpiechu chował aparat. Parker poczuł falę przeszywającego bólu mającą swój początek w klatce piersiowej. Skupił się na oddechu, który nagle okazał się bardzo problematyczny i złapał się za mostek. Przestraszony pomyślał, że od kilku tygodni, od zniknięcia Grace nie miał żadnych objawów tej dziwnej przypadłości. Zmusił się, by ponownie spojrzeć na tego mężczyznę, ale samochód zdążył już odjechać. Po krótkiej chwili adrenalina opadła i Jared poczuł się lepiej.
-Wszystko w porządku?
Jared usłyszał męski głos na górze niewysokich schodów. Podniósł wzrok i zobaczył jednego w ochroniarzy. Zmusił się do uśmiechu.
-Tak.- odpowiedział i sięgnął do kieszeni, w której nosił papierosy.
Wszedł do biura mając głowę pełną myśli. Jedynym logicznym wytłumaczeniem jego chwilowego samopoczucia były papierosy. Widocznie nikotyna już miała swój niekorzystny wpływ na jego zdrowie. Przechodząc obok kosza zdecydowanym ruchem wrzucił do niego prawie pełną paczkę papierosów i zapalniczkę.
Najwyższy czas z tym skończyć, myślał podchodząc do windy. Nie będę narażać swojego zdrowia.
Pamiętał przerażenie w oczach Diany, kiedy Grace obrzuciła ją jajkami, a on prawie zemdlał, kiedy się o tym dowiedział. Może warto posłuchać głosu rozsądku i przejść się do lekarza.
Eryka widząc Jared'a natychmiast wstała z krzesła i podeszła do niego.
-Wczoraj odebrałam dziwny telefon.- powiedziała kobieta, wyglądała na zdenerwowaną. Jared poczuł jak jego serce przyśpiesza. Starał się nad sobą panować, nie chciał zrobić Eryce takiego przedstawienia jak kiedyś Dianie.
-Dlaczego dziwny?- zapytał najspokojniej jak umiał. Miał przeczucie, że mogło to mieć coś wspólnego z podejrzanym mężczyzną, którego widział na parkingu.
-Ktoś pytał o ciebie. Nie o twoją pracę, ale o ciebie. Nie interesowało go spotkanie, które mu zaproponowałam, ale chciał wiedzieć jak często nie pojawiasz się w pracy, czy jesteś dobrym szefem, a co dziwniejszy czy jesteś dobrym człowiekiem. Pytał też o twoje relacje z pracownikami i z Dianą, nie mam pojęcia skąd ktoś może wiedzieć, że jesteście razem, a nie znać cię. Chciał wiedzieć czy twoja ambicja jest zbyt duża czy może jest niewielka.
-Co mu powiedziałaś?- Jared tylko siłą woli utrzymywał się w ryzach. Najchętniej usiadłby i rozluźnił krawat, który w tej chwili wydawał się zbyt mocno zawiązany.
-Jestem dobrym rozmówcą, więc kiedy wyczułam, że coś jest na rzeczy tak poprowadziłam rozmowę, by nie powiedzieć zbyt wiele, ale dowiedzieć się jak najwięcej, dlatego usłyszałam tyle pytań. Rozłączył się gdy zaproponowałam, że umówię go z tobą na dziś. Dobrze się czujesz? Jesteś strasznie blady?- Eryka dotknęła jego dłoni i poczuła chłód.
-To nic.- powiedział i zabrał rękę widząc jej reakcję na dotyk.
-To nadal nie wszystko, Jared.- odezwała się delikatnie Eryka.
Parker zamknął ciężko oczy, ten dzień zaczął się tylko po to, żeby został zrujnowany przez jakichś zupełnie obcych mu ludzi, którzy postanowili prześladować go.
-Przyszło do mnie siedmioro pracowników z różnych działów, którzy chcieli zgłosić, że odebrali podobne telefony i usłyszeli podobne pytania. Z ich słów wynikało, że oni także nie udzielili odpowiedzi.
Mimo wszystko, pomimo zaistniałej sytuacji Jared był wdzięczny, że jego pracownicy dochowali lojalności. Teraz właśnie tego potrzebował, oparcia i pewności, że grunt nie usunie mu się spod nóg.
-Zrobić ci kawę?- zapytała z wyrazem zmartwienia na twarzy.
-Tak.- powiedział odczytując go i starając się zachowywać normalnie.
-To chodź. Usiądziesz sobie i poczekasz, a ja zaraz ją podam.
Eryka wzięła go pod ramię i poprowadziła do swojego biurka. Stojąc przy ekspresie do kawy spoglądała na niego przez ramię i próbowała nie dobierać sobie do głowy. Jared po prostu musiał zmartwić się tymi dziwnymi telefonami. Bardzo chciała w to wierzyć.
Parkerk natomiast doszedł do wniosku, że Diana nie może się dowiedzieć o telefonach, ani o tym dziwnym mężczyźnie w samochodzie. Walka z Caren o Jake'a była wystarczającym stresorem, a ona nie potrzebowała ich więcej. Sam poradzi sobie z tą sytuacją. Nie chciał wciągać w to więcej osób, niż już i tak w tym siedziało.
-Myślę, że powinieneś zgłosić to na policję.
Jared usłyszał głos Eryki, który wyrwał go z rozmyślań.
-John może się tym zająć. Nie chcę żeby coś ci się stało.
-Dziękuję, ale nic mi nie będzie.- powiedział wracając do rzeczywistości i próbując się uśmiechnąć.
Eryka postawiła dwie filiżanki z kawą na biurku i jedną przysunęła w stronę Jared'a.
-A poza tym.- kontynuował.-Prawnik, który zgodził się mnie reprezentować powiedział, że lepiej żebym się teraz nie wychylał. Nawet najdrobniejszy skandal może nam poważnie zaszkodzić.
-Fergus Towers zgodził się dla ciebie pracować?
Jared kiwnął głową i sięgnął po filiżankę. Kiedy ją podnosił słychać było, jak jego drżące dłonie obiły kilka razy dno filiżanki o podstawkę, a unosząc ją do ust o mało nie rozlał kawy. Eryka widziała to, ale nie chciała kolejny raz pytać o jego samopoczucie, bo wiedziała, że znów usłyszy głupie zapewnienie i zostanie zbyta. Zamiast wypytywać starała się obserwować i zapamiętywać wszystkie dziwne rzeczy w zachowaniu Parker'a.
-Poczytałam o nim trochę o nim i popytałam znajomą prawniczkę.- mówiła dalej pozornie ignorując każdą drobnostkę, która odstawała od normy.-Wszyscy wypowiadają się o nim bardzo dobrze, najbardziej narzekają na jego stawki.
-Cena nie gra roli. Zapłacę tak dużo, jak trzeba będzie.
-Samantha powiedziała, że to prawdziwy rekin wśród prawników. Rzadko przegrywa, przyciąga go krew, a wychodząc z sali po zwycięstwie nie zostawia suchej nitki na przeciwniku. Miażdży bez litości i skrupułów. W towarzystwie prawniczym uchodzi za oschłego i surowego, ale sprawiedliwego w osądach, mężczyznę. Nigdy nie założył rodziny, a wolny czas poświęca na przygotowywanie się do pracy i ćwiczenia. Świetnie gra w tenisa i kluby podobno zabijają się o niego, jednak on usilnie im odmawia zapewniając, że robi to tylko dla przyjemności.
-Widzę, że przeprowadziłaś prawdziwy wywiad. Gdybym kiedyś w przyszłości potrzebował prywatnego detektywa, to zamiast płacić obcej osobie, poprosiłbym cię, żebyś zadzwoniła do jakichś swoich lub David'a znajomych i wypytała.- na bladej twarzy Jared'a pojawił się lekki uśmiech. Widząc to Eryka poczuła się spokojniejsza, w końcu coś co pasowało do Parker'a.
-Jestem zawsze do usług, a ty dobrze o tym wiesz.- kobieta wyczuła swoją okazję.-Skoro wspomniałeś o znajomych to, jak zapewne dobrze pamiętasz mój najstarszy syn, Hubert jest już po rezydenturze i może załatwić ci wizytę u dobrego specjalisty bez długiego czekania. Wystarczy jedno słowo, zgódź się.
Jared wrócił zmęczony z pracy. Nie tyle praca była okropna, ale jego samopoczucie. Stres związany z nową sytuacją dawał się we znaki nawet bardziej niż Grace. Cały dzień czuł kołatanie serca, które uspokajało się tylko od czasu do czasu. Prawie nic nie jadł od rana, ale nawet nie był głodny. Marzył tylko, by położyć się i przespać resztę dnia. Nie mógł jednak pozwolić sobie na takie samolubne zachowanie. Najpierw musiał porozmawiać z Dianą i przekazać jej wszystko czego dowiedział się od Fergusa, razem brali udział w wojnie przeciw Caren i był jej winny najważniejsze informacje.
Jared siedział na podłodze obok bawiącego się Jake'a, kiedy usłyszał sygnał przychodzącej wiadomości. Pamiętając słowa Towersa natychmiast sięgnął po telefon i zapoznał się z treścią SMS'a. Jutro popołudniu prawnik chciał potwierdzić, że mieszkanie spełnia wszelkie wymagania, zanim opieka społeczna się tym zainteresuje i chciał spotkać się z Jared'em i Dianą.
Parker miał jeszcze jedną rzecz do przemyślenia. Propozycja Eryki. Wiedział, że powinien się zgodzić, ale to nie był odpowiedni czas na zajmowanie się sobą. Czekało go wiele przygotowań, a przez wieści o telefonach zapomniał poprosić Erykę, by w razie potrzeby zaznawała dla niego. Ciężką głowę oparł o kanapę i prawie zasnąłby, gdyby nie dźwięk przekręcanego klucza. Szybko doszedł do siebie i kiedy zobaczył Dianę, miał nadzieję, że wygląda trochę lepiej.
-Cześć.- powiedziała White schylając się nad Jake'iem i całując go w głowę.-Mam nadzieję, że nie zdążyłeś zrobić obiadu.-Diana zbliżyła się do Jared'a, a on wstał mocno pomagając sobie kanapą.
-Właśnie miałem się za niego zabierać.- mruknął pozwalając pocałować się w kącik ust.
-Nie musisz, mam wielką ochotę samej coś ugotować. Kupiłam tofu i zaraz coś z niego przygotuję.- mówiła podekscytowana Diana idąc do kuchni.
-Mam nadzieję, że przepisu nie wzięłaś z jakichś podejrzanych stron z wegańskim jedzeniem. Nadal pamiętam smak poprzedniego eksperymentu.- Parker wziął Jake'a na ręce i poszedł do kuchni.
-Nie tym razem. Przepis dostałam od Evy, a Ed bardzo go zachwalał. Podobno nawet Max stwierdził, że danie było pyszne.
Jared, który zawsze proponował pomoc przy gotowaniu, tym razem posadził Jake'a w jego krzesełku i sam usiadł ciężko przy stole.
Diana zaraz po wejściu do domu zauważyła bladość Jared'a, ale postanowiła nie pytać, zawsze i tak słyszała dokładnie tą samą odpowiedź. Nadal trwała w swoim postanowieniu, żeby nie mówić Jared'owi o dziwnym telefonie, o którym powiedziała jej Dagna. Im mniej zmartwień, tym lepiej.
-Działo się dziś coś ciekawego?- zapytała chcąc przerwać ciszę.
Parker słysząc to pytanie drgnął. Pomyślał o telefonach i dziwnym mężczyźnie.
-Niezbyt.- odpowiedział cicho.-Towers chcę się jutro spotkać z nami.
-Obojgiem?
-Tak, chcę cię poznać i sprawdzić warunki mieszkaniowe. No wiesz, zanim opieka społeczna na polecenie sądu to zrobi. Nie chce żadnych niespodzianek.
-O której będzie?
-O piętnastej. Przygotowałaś wszystkie dokumenty jakie chciał? O niczym nie zapomniałaś?
-Oczywiście, że nie.- Diana odłożyła nóż i poszła do swojej torby, z której wyciągnęła teczkę. Położyła ją na stole przed Jared'em.-Wszystko tak jak mówiłeś.
-Doskonale. Ja też już wszystko skompletowałem. Myślę, że jesteśmy gotowi na to spotkanie.
-Wyglądasz na zmęczonego.- odezwała się po chwili Diana.
-Bo tak się czuję.
-Jeśli chcesz to idź się położyć
-Nie jestem potrzebny?
-Absolutnie nie. Prześpij się trochę.
Jared wahał się przez chwilę, ale w końcu wstał i poszedł do sypialni. Położył się na łóżku i prawie natychmiast zasnął.
Diana zdążyła zrobić obiad, nakarmić Jake'a i samej zjeść, a Jared nadal spał. Co jakiś czas chodziła sprawdzić co u niego i starała się nie stresować. Już kiedyś przechodzili coś podobnego i bała się najgorszego.
Właśnie położyła Jake'a na popołudniową drzemkę, kiedy usłyszała, dzwonek swojego telefonu. Była bardzo zaskoczona, widząc, że dzwoni do niej Eryka.
-Słucham?- powiedziała odbierając.
-Cześć, jest Jared w domu?- zapytała King.
-Tak, ale w tej chwili śpi, jeśli możesz, zadzwoń później. Kiedy wróciłam z pracy źle wyglądał i teraz odsypia.
-Właśnie w tej sprawie dzwonię.- Diana nie odezwała się, więc Eryka kontynuowała.-Przez cały dzień wyglądało na to, że coś jest nie tak. Nie chciałam go pytać, bo wiem co by odpowiedział, ale coś jest na rzeczy. Obserwuj go, bo możliwe, że trzeba będzie zmusić go do wizyty u lekarza.
-Dobrze...
Diana już miała powiedzieć coś więcej, ale w salonie pojawił się Jared.
-Zadzwonię później.- dodała i rozłączyła się.
-Rozmawiałaś z kimś?- zapytał Parker przeczesując palcami włosy.
-Tak, Eva zadzwoniła i zapytała czy przepis mi się udał. Nic ważnego.- skłamała, mając nadzieję, że Jared nie wyczyta z niej oszustwa.
-Dobrze.- mruknął.
White musiała przyznać, że wyglądał trochę lepiej. Policzki miał lekko zaróżowione, a oczy, choć nadal delikatnie zaspane, już nie tak zmęczone.
-Ile spałem?
-Trzy i pół godziny.
-Ile? Miałem się tylko zdrzemnąć. Mogłaś mnie obudzić.- dodał podchodząc do niej i obejmując ją. Pocałował ją w czoło i przez chwilę tak stali.
-Wyglądałeś jakbyś naprawdę tego potrzebował. Jak mogłabym cię obudzić?
-Jake śpi?
-Tak, przed chwilą go położyłam.
-Napijmy się herbaty.- zaproponował i puścił Dianę, która poszła za nim do kuchni.
Jared wstawił wodę i sięgając do szafki kątem oka spojrzał przez okno. Natychmiast zauważył ten sam samochód co rano przed biurem, a w nim siedział dokładnie ten sam mężczyzna. Jared poczuł żółć w ustach i zostawiając na blacie herbatę, którą zdążył wyciągnąć, szybkim krokiem poszedł do łazienki. Zawisł nad toaletą, ale nie zwymiotował. Przez chwilę dochodził do siebie i ignorował Dianę, która została za zamkniętymi drzwiami.
Muszę się wziąć w garść, myślał siedząc na zimnych płytkach.
Nie chciał się stresować, dopiero co doszedł do siebie po porannych wydarzeniach i serce, w końcu się uspokoiło. Nie chciał przechodzić tego wszystkiego od początku.
W końcu był gotowy, by wyjść do wkurzonej jego zachowaniem Diany. Miał już gotową wymówkę.
-Masz mi w tej chwili powiedzieć co się dzieje.- White prawie krzyczała, ale w oczach błyszczały jej łzy.-Żadnych kłamstw i półprawd. Jeśli coś jest nie tak, chcę o tym wiedzieć.
-To nie jest nic wielkiego.- odezwał się, serce mu się krajało widząc jej minę. Nie trzeba było być geniuszem, żeby domyślić się, że Diana jest zmartwiona i walczy sama ze sobą, by się nie rozpłakać. Podszedł do niej i wziął w dłonie jej twarz. Patrzyli sobie w oczy.-Rzuciłem papierosy.
-Co?- zapytała zaskoczona.
-Dziś rano przestałem palić i teraz mój organizm się tego domaga. Zmiana była nagła i pewnie dlatego tak skrajnie zareagowałem.- brzydził się sobą słysząc jak łatwo było mu skłamać, tym bardziej, że przed chwilą Diana prosiła go by tego nie robił.
-I tylko tyle?
-A czego ty się spodziewałaś? Że powiem, że jestem śmiertelnie chory?- zaśmiał się, ale do śmiechu wcale mu nie było. Najpierw Jake, potem reszta.
-To nie jest śmieszne.- Diana odepchnęła go.-Wiesz jak mnie przestraszyłeś? Co cię skłoniło do rzucenia?
-Zdrowie.
-Coś konkretnego?
-Nie, tak ogólnie. Wszyscy wiedzą, że palenie jest niezdrowe. A teraz kiedy czeka nas ciężka przeprawa, muszę być w pełni sił.
Jared ostrożnie zbliżył się do Diany, ale White bez problemu pozwoliła się ponownie objąć.
Następnego dnia Jared czuł się lepiej. Serce się uspokoiło i wyglądało na to, że wszystko wróciło do normy. Postanowił nie myśleć o telefonach i prześladowcy, trzymał się podjętej wczoraj decyzji, najpierw Jake, potem reszta.
W pracy borykał się z nadopiekuńczą Eryką, ale głowę miał zajętą myślami o dzisiejszym spotkaniu z prawnikiem, więc jakoś dał radę. Rano dostał kolejną wiadomość, aby czekał na Fergusa pod blokiem. Przed spotkaniem nie planował wracać do domu i tak było wielkie prawdopodobieństwo, że nawet gdyby chciał, to i tak by nie zdążył.
Diana wróciła do domu po pracy i zapłaciła opiekunce. Miała jeszcze godzinę do spotkania, a Jake spał, postanowiła więc, że weźmie prysznic. W siłowni miała prawdziwe urwanie głowy, a nie zdążyła się tam odświeżyć, bo bała się, że braknie jej czasu. Ale teraz, nic nie stało jej na przeszkodzie.
Jared czekał już dziesięć minut pod drzwiami bloku. Miał wielką ochotę zapalić, ale pamiętał, że z pełną świadomością zerwał z nałogiem. Skoro i tak czekał, poszedł do skrzynki sprawdzić pocztę. Był jeden list zaadresowany do niego. Otworzył go i przeczytał zawartość. Była to wspomniana przez Fergusa informacja o pokierowaniu sprawy do sądu. Zdziwił się, że nic nie poczuł, nawet jednego mocniejszego uderzenia serca. Nic.
Zauważył ruch za drzwiami wejściowymi i odwrócił się w tamta stronę. W jego kierunku szedł Towers z aktówką w ręce.
-Przepraszam za spóźnienie.- powiedział prawnik witając się z Jared'em.
-To żaden problem. Chodźmy.
Weszli na piętro, a Parker otworzył drzwi do mieszkania. Wszystko lśniło czystością, dokładnie tak jak umówił się Dianą.
-Diana- zawołał.
-Jared?-usłyszeli zdziwiony głos.-Myślałam, że będziesz później.
Po chwili drzwi do łazienki się otworzyły i w obłokach pary pojawiła się White owinięta w ręcznik, a drugi miała zawiązany na głowie.
-Znowu zatkał się prysznic, mógłbyś się tym...
Diana spojrzała w kierunku Jared i zobaczyła dwóch bardzo zaskoczonych mężczyzn. Parker kiwał z niedowierzaniem głową, a Fergus wydawał się tylko zdziwiony.
Po kilku sekundach, w czasie których ciężko było zdobyć się na reakcję, prawnik stanął bokiem nie patrząc na Dianę, a ona głośno przeprosiła i szybko poszła do sypialni doprowadzić się do ładu. Wyszła po kilku minutach, kiedy mężczyźni siedzieli już w salonie i zaczynali zajmować się sprawą.
-Jeszcze raz przepraszam.- powiedziała Diana, siadając obok Jared'a z mokrymi włosami. Nie chciała już odkładać swojego pojawienia się susząc je. Już i tak zepsuła swoje pierwsze wrażenie.-Pomyliłam godziny, myślałam, że mam jeszcze dużo czasu. Nie wiem co mogłabym powiedzieć, żeby pan tego źle nie zrozumiał...- starała się wytłumaczyć.
-W swojej karierze miałem do czynienia z wieloma sytuacjami. Zostawmy to.- prawnik uciął temat dając do zrozumienia, że nie chce do tego wracać.-I skupmy się na tym co ważne. Fergus Towers.- mężczyzna przedstawił się i podał Dianie dłoń.
-Diana White.- kobieta odwzajemniła gest.
-Zdążyłem już przyjrzeć się mieszkaniu i wiem, że w razie kontroli nie powinno być żadnych trudności. Co znaczy, że jeden problem z głowy. Macie państwo dokumenty, o które prosiłem?
Jared podał mu plik kartek, które prawnik natychmiast przejrzał. Z aprobatą kiwał głową przeglądając kolejne strony.
-To przyszło dzisiaj.- Parker podał jeszcze list, który wyciągnął ze skrzynki chwilę przed pojawieniem się Fergusa.
Towers zapoznał się z treścią pisma i wydawał się lekko zaskoczony.
-Coś nie tak?- odezwała się Diana.
-Chyba nie, ale czas w jakim pojawił się list był znacznie krótszy niż się spodziewałem.
-Co to znaczy?- dopytał Jared.
-Że rozprawa będzie szybciej niż zakładałem. Mamy mniej czasu na przygotowania, tym lepiej przejdźmy do sedna sprawy. Jestem już po kontakcie z prawnikiem Caren Smith, przedstawiliśmy sobie już wszystkie potrzebne dokumenty. Jeszcze dziś skontaktuję się z notariuszem, ale chcę wiedzieć czy mają państwo osoby zdecydowane zeznawać na państwa korzyść?
-Moi współpracownicy i szef.- powiedziała Diana.-Wszyscy są gotowi stawić się w razie potrzeby.
-Moja asystentka.- dodał Jared.
-Doskonale, proszę spisać ich dane i numery kontaktowe.- Fergus podsunął im pusta kartkę i długopis.-Jake jest za mały, by móc zabrać głos, więc wszystko jest uzależnione od nas, dorosłych. Tak jak już wcześniej mówiłem, będziemy mieć do czynienia z wszelkimi możliwymi zagraniami, dlatego chciałem zapytać, czy ostatnio działo się coś nadzwyczajnego?
Jednocześnie Jared i Diana drgnęli. Oboje byli zaskoczeni reakcją tego drugiego.
-Po reakcji zgaduję, że jednak coś jest na rzeczy. Radzę niczego przede mną nie ukrywać, to może tylko zaszkodzić.
-To może ja zacznę.- White odezwała się pierwsza.-Ktoś dzwonił do mojej pracy i wypytywał o mnie. Chciał wiedzieć dziwne rzeczy na mój temat, tak jakby chciał się dowiedzieć jaka jestem i czy można na mnie polegać.
Jared patrzył na Dianę z nutką złości. Dlaczego mu o tym nie powiedziała? Sprawa wydawała się na tyle ważna, by rozważyć ją wspólnie. Po krótkiej chwili złość zniknęła, bo pomyślał o tym co zaraz sam powie.
-U mnie w biurze takich samym telefonów było więcej, na kilka działów. Widocznie ktoś chciał zasięgnąć opinii większej grupy. Ponadto dwa razy widziałem podejrzanego mężczyznę i mógłbym przysiąc, że miał aparat.
Prawnik wyprostował się, a Diana zesztywniała. Teraz trochę lepiej rozumiała dlaczego Jared zachowywał się tak dziwnie. Podejrzenie, że ktoś go obserwuje musiało spotęgować objawy, które już wcześniej u niego widziała.
-Pod mieszkaniem?- zapytał Fergus.
-Raz tak, a drugi raz pod biurem. Ma pan jakieś podejrzenia?
-Wygląda na to, że pani Smith wynajęła kogoś, by zbierał informacje o państwu. Jest to częsta praktyka wśród trudnych spraw. Takich materiałów nie można wziąć pod uwagę, ale mogą uprzedzić sędziego do jednej ze stron.
-Mamy się tego bać?- zapytał Jared wspominając swoje ciężkie przeżycia, kiedy zauważył tego człowieka.
-Nie, jeśli nie chcecie czegoś ukryć, a skoro o tym mowa, jest coś ważnego o czym powinienem wiedzieć? Ważne sytuacje, które miały miejsce po objęciu opieki nad dzieckiem?
Diana i Jared spojrzeli na siebie.
-W październiku prawie zostałam porwana przez handlarzy organami, ale zostało to zgłoszone na policję. Podano mi wówczas substancję, przez którą wylądowałam w szpitalu. Policja na pewno ma akta tej sprawy.
Towers wysoko unosząc brwi przeniósł wzrok na Jared'a, wychodziło na to, że teraz jego kolej na wyznanie win.
-Mandat na zakłócanie ciszy nocnej i współudział w niszczeniu mienia publicznego. Byłem wtedy pijany.
Jared wyglądał na zawstydzonego, że musiał przyznać się do tego wstydliwego momentu. Prawnik oprócz uniesionych brwi nie zdradzał żadnych emocji.
-Skoro wiemy co mogą wykorzystać przeciwko nam, łatwiej będzie przygotować obronę.- Fergus zaczął pakować wszystkie dokumenty.-Przypomniało mi się o jeszcze jednej rzeczy. Potrzebuję kontaktu do lekarza prowadzącego Adama.
Jared zmarszczył brwi.
-Dlaczego do niego?
-Podejrzewam, że mogą przyczepić się do poczytalności pana Adama w momencie przekazania praw. To byłby duży problem.
-Zajmę się tym.- zarzekł się Parker.
-Dobrze, wygląda na to, że mamy już prawie wszystko. Jednak nadal nie możemy czuć się pewnie, sprawa trwa i wszystko nadal może się zdarzyć. Jest całe mnóstwo zagrań, którymi może posłużyć się druga strona. Proszę być w gotowości i czekać na termin rozprawy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top