4.

 Diana w końcu dojechała na miejsce. Do mieszkania wniesiono już prawie wszystkie kartony, jeszcze parę minut i wynajęta ekipa sobie pojedzie. Rozejrzała się po mieszkaniu, było dokładnie takie jak w ogłoszeniu. Małe, ale przynajmniej było, a jego utrzymanie nie będzie przekraczało możliwości Diany. W poniedziałek ma rozmowę kwalifikacyjną i wiązała z nią wielkie nadzieję. Nie mogło się nie udać.

Ekipa pojechała.

Była godzina czternasta, więc Diana zabrała się za wypakowywanie najważniejszych rzeczy. Resztą będzie się zajmować na bieżąco. Chciała jeszcze dziś pójść do Jared'a i Jake'a.

I w ten oto sposób Diana zaczęła od sypialni. Rozłożyła pościel i ulubione ubrania. Potem poszła do kuchni i wypakowała wyprawkę od mamy. Rodzice pomyśleli o każdym szczególe, jak to rodzice. Czy ona potrzebowała tych wszystkich rzeczy? To już inna sprawa. Może kiedyś się przydadzą. Nim się z tym uporała było już około siedemnastej.

-Czas się zbierać.- powiedziała sama do siebie.

Ogarnęła się i włożyła strój, który kupiła specjalnie na motor. Nie miała samochodu i nie miała ochoty tłuc się komunikacją miejską, jeśli nie była do tego zmuszona. A jazdę motorem kochała, nie przeszkadzało jej co sobie ludzie o niej myślą. Do małego plecaka spakowała rzeczy, które kupiła dla Jake'a, głównie zabawki i ubranka.

Pani Green nadal nie była usatysfakcjonowana informacjami jakie zdobyła od Jared'a. Chciała dowiedzieć się więcej i już knuła plan jak go dorwać następnym razem. Ale w tej chwili musiała wyprowadzić na spacer swojego misia-ptysia.

-Idziemy na spacerek, kochanie.- powiedziała do niewielkiego kundelka kręcącego się wokół jej nóg.

Kobieta włożyła jesienny płaszcz, żeby przypadkiem nie zmarznąć tym późnym latem i wyszła z bloku. Zrobiła powoli dwa kółka wokół pobliskiego parku. Pies szedł obok niej bez smyczy, nie było powodów, by tak spokojnego pieska trzymać na sznurku. Ale żeby nikt się nie czepiał, smycz miała w kieszeni. Kiedy wróciła pod blok zobaczyła swoją koleżankę od ploteczek. Musiała wykorzystać okazję i wypytać czy może nie wie czegoś co jej umknęło.

Kobiety przywitały się i od razu przeszły do rzeczy. Ożywione rozmawiały o Jared'zie, kiedy usłyszały głośny warkot silnika. Ich wzrok mimowolnie pognał do źródła hałasu. Na blokowym parkingu zatrzymał się motor. Obie wlepiały oczy w osobę, która nim przyjechała.

Okazało się, że była to kobieta. Ściągnęła kask i poprawiła włosy. Podeszła do nich.

-Dzień dobry, czy to Hill Street piętnaście?- zapytała młoda kobieta w czarnym, skórzanym stroju. Był tak dopasowany, że prawie było słychać ocierającą się o sobie skórę.

-Tak.- odpowiedziały jednocześnie.

-Dziękuję.

Kobieta się uśmiechnęła i ruszyła w stronę otwartych drzwi bloku.

-Pani pod numer piętnaście?- powiedziała szybko pani Green, dopóki kobieta nie zniknęła w budynku.

-Tak.

Kobieta odwróciła tylko głowę i weszła do środka.

-To właśnie ona...- pani Green wygłosiła własne zdanie na temat mamusi.

Diana szybko znalazła odpowiednie mieszkanie. Przejrzała się jeszcze w szybce, trzymanego w ręce, kasku i zadzwoniła dzwonkiem. Już tutaj słyszała płacz Jake'a. Po chwili drzwi otworzył jej Jared z dzieckiem na rękach.

-Diana...

-Jared...

Jake przestał płakać i spojrzał na kobietę, ale ona patrzyła na Jared'a. Wyglądał raczej kiepsko. Brak snu miał wypisany na twarzy wielkimi literami, a parudniowy zarost tylko to podkreślał.

Jared nie mógł uwierzyć, że to się naprawdę dzieje. Przyjechała. Będzie miał pomoc. Miał ochotę paść jej do stóp i dziękować.

-Mogę wejść?

Diana wyrwała go z euforycznych rozmyślań.

-Zapraszam.

Kobieta weszła do mieszkania, a Jared zamknął za nią drzwi. Nawet jeśli on nie wyglądał najlepiej, to mieszkanie było idealnie posprzątane. Niewiele rzeczy zdradzało obecność dziecka.

-Siadaj, napijesz się czegoś?- zaproponował Jared.

-Może kawy. Daj mi go.

Diana zabrała Jake'a z ramion Jared'a, a on poszedł do kuchni. Kobieta rozsiadła się na kanapie i zaczęła wyjmować zabawki, które kupiła dla niego. Dziecko oglądało je, ale mimo to co jakiś czas patrzyło w stronę kuchni, gdzie był Jared. Nie umknęło to uwadze Diany.

-Jak Ci idzie?- zapytała Diana, kiedy Jared dołączył do nich w salonie.

-Jakoś idzie, ale spałem bardzo mało.

-Widać.

Zapanowała cisza. Nie znali się, nie wiedzieli o czym rozmawiać.

-Wynajęłaś już coś?- podjął Jared po dłuższej chwili.

-Tak, mam mieszkanie. Nawet nie jest zbyt daleko. A w poniedziałek mam rozmowę kwalifikacyjną.

-Świetnie.

Ponownie zapanowała cisza.

-Chcesz się jakoś podzielić opieką nad Jake'iem?

-Tak, cieszę się, że poruszyłaś ten temat. Myślę, że trzy dni w tygodniu będzie u Ciebie, a trzy u mnie, niedziele będą na zmianę.

-Mi pasuję.

-Jakby coś to jesteśmy pod telefonem.

-Zabiorę go w poniedziałek po rozmowie kwalifikacyjnej.

-A o której ją masz?- sprawa trochę się skomplikowała, bo Jared musiał iść do pracy na ósmą rano.

-O dziesiątej. Nie pasuje?

-Trochę nie, ale coś wymyślę będę kontaktował się z Tobą.

Ponownie zapadła cisza.

Jared spojrzał na Jake'a. Pierwszy raz odkąd przyjechali był tak spokojny nie śpiąc. To zapewne wpływ Diany, którą znał. Diana na pewno też zna chłopca i świetnie sobie poradzą razem.

-Dziwna sytuacja...- zaczęła kobieta.

Jared uśmiechnął się lekko w odpowiedzi.

-Jak to się stało, że się nigdy nie spotkaliśmy?

-Cóż... odwiedzałem Adama co jakiś czas, Ciebie nigdy nie widziałem w szpitalu. Musieliśmy się mijać. Najbardziej zastanawia mnie, że nigdy o Tobie nie mówił.

-Mi o tobie wspominał kilka razy, przez ostatni rok mówił trochę więcej.

Czy oni serio rozmawiają o takich rzeczach? Ta konwersacja była porażką. Oboje byli skrępowani i czuli się dziwnie. Tak się dzieję, kiedy dwoje obcych ludzi musi ze sobą współpracować.

-Przyjadę jutro około południa i posiedzę z Jake'iem, więc jeśli chcesz gdzieś wyjść...

-Raczej podziękuję, ale przyjdź na pewno. Przy Tobie się uspokoił, w końcu przestał płakać.

Jake spojrzał niebieskimi oczami na Jared'a, a potem na Dianę. Uśmiechnął się lekko i wrócił do gryzienia zabawki.

Atmosfera się trochę rozluźniła, kiedy trzeba było nakarmić Jake'a. Jared przygotował jedzenie, a Diana go nakarmiła. Zrobiła to dobrze, ale to nie znaczyło, że wiedziała co robi. Po prostu kilka razy widziała jak robił to Adam, bo ona o dzieciach nie wiedziała nic. Nawet Jake'a wcześniej trzymała tylko kilka razy i tylko dlatego, że Adam nalegał lub siłą wepchnął jej go w ramiona. Diana bała się dzieci, były malutkie i kruche, nie chciała zrobić im krzywdy. Ale kiedy zdecydowała się spełnić prośbę Adama przygotowała się na złamanie psychicznej blokady i nauczenie obsługi dzieci. Zaczęła nawet zaznajamiać się z książkami o opiece nad nimi. Była zdeterminowana, by dać z siebie wszystko.

Pani Green zauważyła jak Diana wychodziła od Jared'a po dwudziestej pierwszej.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top