37.
Po całonocnych opadach śniegu zostały spore zaspy, ale wszystkie chmury zniknęły, słońce wyszło i odnosiło wrażenie, że wcale nie jest tak zimno jak pokazywały termometry. Po niecałej godzinie byli na miejscu i rozpakowywali sprzęt, który zabrał Thomas.
-No panowie, wreszcie można odetchnąć pełną piersią.- ogłosił biorąc głęboki wdech.-Idziemy.
Przeszli przez niewielki las i zobaczyli jezioro. Musieli przyznać, że było położone bardzo korzystnie, krajobraz był zachwycający. Thomas dziarskim krokiem wszedł na lód.
-To na pewno bezpieczne?- zapytał Ethan, który w tym momencie akurat nie rozglądał się.
-Oczywiście, moi znajomi łowili z zeszłym tygodniu, kiedy ja miałem najwięcej pracy. Mówili, że lód jest wprost idealny.
Ethan nadal bardzo nieufnie wszedł na zamarznięta taflę jeziora. Już po paru pierwszych krokach poślizgnął się i prawie upadł, ale Jared złapał go za bark i podtrzymał.
-Ostrożnie.
-Dzięki.
Drobnymi kroczkami podeszli do Thomas'a, który już wycinał przerębel.
-Umiecie łowić ryby?- zapytał zajęty pracą.
-Nie.- odpowiedzieli jednocześnie.
Jak tylko przerębel była gotowa najstarszy z nich wytłumaczył na czym cała rzecz polega. Uczniowie pilnie słuchali swojego nauczyciela i wyglądało na to, że zrozumieli. Przez pierwszą godzinę stosowali się do wskazówek i wszyscy milczeli, żeby nie spłoszyć ryb, ale kiedy zimno zaczęło dokuczać, zbrzydła im ta cisza.
-Spakowałem coś na taką okazję.- powiedziała Thomas widząc jak szczelniej okrywają się szalikami.
Wyciągnął z torby termos z kawą i plastikowe kubki. Jared i Ethan przyjęli je z wdzięcznością.
-Jest coś jeszcze.- tym razem piersiówka została wyciągnięta z kieszeni kurtki.-Ja sobie daruję, bo prowadzę, ale was to rozgrzeje.
Dostali jeszcze po kilka kropel alkoholu. Już kilka minut potem widać było jak lekko czerwienieją im policzki.
-No to powiedz Ethan, co ty tam robisz w tym swoim dziale IT.- zagadał Thomas.
-Naprawiam gdy coś się stanie z jakimś komputerem albo zawiesi systemem. Nic ciekawego, choć ostatnio miałem okazję napisać i zaprogramować prototyp systemu bezpieczeństwa naszych serwerów. Mam nadzieję, że przejdzie wszystkie próby.
-Oby się udało.- powiedział Jared.
-Z pieniędzmi z tego projektu będę mógł wreszcie zapewnić nam lepsze warunki mieszkaniowe, żeby nie było nam tak ciasno.
-W końcu niedługo będzie was jeszcze więcej.- Thomas poruszył swoją wędką.-Planujecie ślub? Nie wierzę, że o to pytam, zawsze to moja żona jest ciekawa takich rzeczy.
-Nie wiem. Dałem jej pierścionek zaraz po tym jak się dowiedziałem o... Francesce, ale Martha nic nie chcę z tym zrobić.
-Nie podoba ci się imię?- zauważył Jared.
-Jest okropne. Chciałem Moly, ale Martha powiedziała, że to ona będzie ją rodzić kilka godzin i to ona wybierze jej imię.
Thomas zmarszczył brwi. Doskonale znał Marthę i już sobie wyobrażał jak ta rozmowa musiała wyglądać.
-Znam Marthę tylko dwa dni, ale już wiem, że masz anielską cierpliwość.
-Ma swoje humory, nie toleruje nieposłuszeństwa, chce być doskonała, ale nie jest taka zła. Zdarzają się momenty, kiedy jest wspaniała.
Zdarzają, pomyślał Jared. Bardzo cieszył się ze swojej Diany i jej całkowicie innego charakteru.
-A ty, Jared? Planujesz coś więcej z moją córką?
Parker, który akurat pił, rozkaszlał się. Nie był pewny o czym dokładnie jest mowa.
-Słucham?
-Czy macie jakieś plany na przyszłość?
-Nic konkretnego. Na razie żyjemy chwilą.
Rozmowę przerwał Ethan, który poczuł szarpnięcie za żyłkę wędki. Postępując zgodnie z poleceniami Thomas'a udało mu się złowić pierwszą tego dnia rybę. Właściwie Ethan złowił ich najwięcej, bo cztery, Thomas trzy, a Jared koniec końców wrócił z pustymi rękami. Z czego się cieszył bo jak sobie pomyślał, że musiałby dotknąć tego oślizgłego stworzenia, miał dość.
W tym samym czasie w domu Anna, Diana i Martha razem z dziećmi zjadły obiad, udało się nawet wypić kawę, w dość milczącym, ale spokojnym nastroju. Pani White uznała to za dobry znak i popołudniu zaprosiła je obie do kuchni.
-Będziemy piec ciastka.- oznajmiła.
-Naprawdę musimy?- zapytała Diana poprawiając Jake'a, którego trzymała na rękach.
-Są święta, jesteśmy rodziną i możemy trochę czasu spędzić razem. A poza tym nie pozwólmy tylko panom dobrze się bawić w swoim towarzystwie.
Diana spojrzała na przygotowane składniki i Marthę, która wydawała się chętna do pieczenia.
-No dobra.
-Wspaniale.- ucieszyła się Anna i wzięła od córki dziecko.
Obie zawiązały fartuchy i zabrały się do pracy. Angie pilnowała brata w salonie, którego z kuchni nie było widać. Entuzjazm Anny szybko ostygł widząc jak czynność, która miała zbliżyć do siebie kuzynki zamieniła się w rywalizację. Kobieta westchnęła głęboko i patrzyła jak robią te ciastka. Najpierw dwie blaszki, potem cztery, aż do dziesięciu i w końcu brakło składników.
Co zrobimy z taką ilością?, myślała patrząc na stół w kuchni cały zastawiony tacami z wypiekami. Były tam pierniki, kruche, owsiane i wszelkie, które Diana i Martha potrafiły zrobić. Szkoda, że nie zamieniły ze sobą ani słowa, a tylko posyłały sobie spojrzenia znad misek. Anna zmywała naczynia, Martha wycierała blat kuchenny z mąki, a Diana przekładała ostatnią blaszkę na tackę, w jednej ręce trzymając Jake'a, a drugą pracując. Nawet nie zauważyły kiedy zaczęło robić się ciemno.
-Nadal nie wrócili, a mieli być zanim zajdzie słońce.- powiedziała Anna.
-Na pewno nic im nie jest i już są w drodze.- odparła Diana.-Tata jest doświadczonym wędkarzem w przeręblach, jedyne o co możemy się martwić to to co zrobimy z tymi wszystkimi rybami, które przywiozą. Co to za dźwięki?- zapytała nagle.
Martha pierwsza ruszyła do salonu, Diana najpierw oddała Annie Jake'a i poszła za nią.
Powrót męskiej części zabrał więcej czasu, ponieważ schodząc z jeziora Ethan nie zauważył starego przerębla i wpadł w niego stopą. Kiedy leżał na lodzie był pewny, że skręcił sobie kostkę, ale już pół godziny później, po odpoczęciu i uspokojeniu się, we trójkę doszli do wniosku, że tak naprawdę nic mu nie jest. Kilka chwil później już normalnie chodził i mogli wreszcie wrócić do domu. Porządnie zmarzli i nawet kawa z dodatkiem nic już nie dawała. W drodze powrotnej zaczął padać śnieg, czyli ruszyli w ostatniej chwili. Kiedy podjechali pod dom zauważyli kogoś obok ogrodzenia. Osoba ta kucała skulona pod słupkiem i nie podniosła głowy, kiedy przejechali obok niej. Thomas zatrzymał samochód na podjeździe, a ta osoba wstała i rozpoznali w niej Dianę. Zaskoczony Jared podszedł do niej, a Ethan i Thomas zabrali wszystko i weszli do domu.
-Dlaczego tutaj jesteś? Dlaczego jesteś w klapkach? Płakałaś?- zauważył jej zaczerwienione oczy i mokre policzki. Dłońmi wytarł jej twarz.-Nie płacz na takim zimnie bo dostaniesz zapalenia spojówek. Wejdźmy do środka i powiesz mi co się stało.- zaproponował widząc jak znowu zbiera się jej na płacz.
-Nie wchodźmy tam.- wydusiła z siebie.
-Dlaczego? Stało się coś? Coś z Jake'iem?- przestraszył się Parker.
-Nie, Jake jest z moją mamą.
-Więc w czym problem?- Jared dotknął jej policzka i kciukiem wytarł łzy znowu płynące z oczów.
-Muszę ci o czymś powiedzieć...
Jared patrzył na nią wyczekująco.
Kiedy Thomas i Ethan wchodzili do domu już wiedzieli, że coś się stało. Było też za spokojnie, tak cicho, że usłyszeli niezbyt głośny płacz dochodzący z głębi budynku.
-Anna?- zapytał lekko zaniepokojony Thomas.-Gdzie jesteś?
-W salonie.- odpowiedziała kobieta, jej głos brzmiał normalnie więc to nie ona płakała. Thomas odetchnął z ulgą.
Zostawili wszystko na korytarzu i razem weszli do salonu. Na niskim stoliku leżał futerał ze skrzypcami Jared'a, a na kanapie siedziała Anna i pocieszała zanoszącą się płaczem Angie. Widać było, że dziecko bardzo nad czymś rozpacza, a jej ramionami wstrząsały dreszcze.
-Co się stało? Dlaczego Angie płacze? Gdzie jest Martha i dlaczego spotkaliśmy Dianę pod ogrodzeniem?
-Znaleźliście ją?- kobieta prawie krzyknęła.-Dzięki bogu, nie mogłam się z nią skontaktować od godziny.
-Powiesz w końcu co się stało?- nalegał bardzo już zaniepokojony Thomas, Ethan podzielał jego odczucia względem zajścia.
Anna wzięła głęboki wdech i puściła z objęć Angie.
-Diana godzinę temu uderzyła Marthę w twarz, potem wybiegła z domu trzaskając drzwiami, nawet butów nie zmieniła, wzięła tylko kurtkę, Martha zabrała Phillipa i zamknęła się w pokoju, nie chce wyjść.- Ethan natychmiast odwrócił się i już miał iść do narzeczonej, ale Anna zatrzymała go.-Zaczekaj chwilę, lepiej żebyś najpierw dowiedział się co się stało i dlaczego tak się to skończyło, zanim wyciągniesz pochopne wnioski.
Najpierw Martha, a parę sekund za nią do salonu weszła Diana. Obie zostały przyciągnięte dźwiękami jakie z niego dochodziły. Jednocześnie stanęły wmurowane w miejscu. Phillip szarpał za struny skrzypiec Jared'a, nigdzie też nie było Angie. Diana, która stała dalej z przerażeniem ruszyła, aby zabrać cenny instrument, Martha zauważyła to i ponownie pierwsza dotarła na miejsce i zastawiła Dianie drogę.
-Oddaj mi skrzypce.- powiedziała spokojnie, ale stanowczo Diana.
-Przecież on się nimi tylko bawi.
-To nie jest zabawka, Martha. Oddaj mi je.
-Zaraz mu się znudzi i będziesz mogła je zabrać. Nie zepsuje ich przecież.
Obie zaczęły czuć złość.
-Czy ty rozumiesz co ja do ciebie mówię? To nie służy do zabawy, to bardzo drogi instrument i ma wielką wartość dla Jared'a.
Diana chciała sięgnąć do skrzypce obok Marthy, ale ona była szybsza i porwała instrument z rąk chłopca. Niezadowolone dziecko, któremu odebrano wspaniałą zabawkę, zaczęło płakać. Ten dźwięk przyciągnął do salonu Annę, a także Angie, która wróciła z toalety. Obie z równym przerażeniem patrzyły na całe zajście.
-Martha, proszę cię. Po prostu cię proszę, oddaj mi skrzypce.- Diana starając się opanować gniew wyciągnęła rękę w stronę kuzynki.
-Nie oddam ci ich dla zasady.- po Marcie też było widać, że ledwo nad sobą panuje.
-Dla jakiej, kurwa, zasady?- wycedziła przez zaciśnięte zęby White.
-Najpierw Phillip skończy się nimi bawić, a dopiero potem będziesz mogła je zabrać.
-Zaczynam tracić cierpliwość.- ostrzegła Diana.
-Ja też.
-Martha, po prostu oddaj jej te skrzypce.- wtrąciła się Anna, bojąc się dalszego rozwoju sytuacji.
-Dziecku żałujecie?! Nie widzicie jak płacze dlatego, że nie dajecie się mu pobawić tymi głupimi skrzypcami? Wiecie jak się będzie cieszył gdy będzie mógł przez chwilę na nich zagrać? Co z was za matki?
-Ile Ty masz lat, kobieto?!- krzyknęła White.
-Odsuń się Diana.
-Oddawaj skrzypce!! Więcej nie powtórzę.
-I co mi zrobisz? Uderzysz mnie dla głupiego instrumentu?
-Zabiorę je siłą.
-Martha, to już nie jest zabawne, oddaj Dianie skrzypce.- Anna już wiedziała, że to się skończy źle.
-Masz, skoro ci na nich tak bardzo zależy.
Martha rzuciła skrzypcami, oczywiście specjalnie tak, żeby nie dało się ich złapać. Diana w akcie desperacji próbowała uchronić je od uderzenia o podłogę, rzuciła się na panele, musnęła je koniuszkami palców i dosłownie milimetry od jej rąk instrument spadł. Rozległo się głośne brzdęknięcie i chrupnięcie.
Angie już płakała, bo to ona zostawiła skrzypce na kanapie. Wczoraj Jared pokazywał jej instrument z bliska i zostawił go w salonie na najwyższej półce. Kiedy Diana i Matha piekły ciastka, Angie chciała obejrzeć skrzypce jeszcze raz i ściągnęła je. Potem poszła do łazienki i zostawiła wszystko na kanapie. Wiedziała, że jest odpowiedzialna za całe zajście. Anna nie wiedziała co powinna zrobić albo powiedzieć, Martha wydawała się być przerażona tym co właśnie zrobiła.
-Nie, nie, nie, nie.- powtarzała Diana klęcząc nad zniszczonym instrumentem.-Coś ty najlepszego zrobiła?!- White wstała z podłogi ze łzami w oczach, w rękach trzymała skrzypce. Delikatnie odłożyła je do futerału leżącego na niskim stoliku.-Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak cenne one były. Jared dostał je od rodziców!
Diana płakała, natomiast w tym momencie Martha przybrała hardy wyraz twarzy.
-To tylko głupia rzecz.
Poczuła jak piecze ją policzek. Zaskoczona nie potrafiła wydusić słowa, była w stanie tylko patrzeć na furię emanującą z oczów Diany. Natychmiast po tym White wyszła z domu, a Martha zabrała syna i zamknęła się w pokoju.
Ethan po usłyszeniu całej historii stracił ochotę by pójść do narzeczonej. Thomas klęknął przy stoliku i otworzył futerał. Skrzypce wyglądały źle. Pudło rezonansowe było pęknięte, a gryf ledwo się trzymał reszty, dwie struny były zerwane. Zagryzł wargi patrząc na zniszczenia. Wstał trzymając futerał instrumentu, bał się wyciągnąć je, by nie zrobić więcej szkód. Cała trójka patrzyła na siebie, w tym momencie do salonu weszli Jared i zapłakana Diana.
Parker zmierzył wszystkich wzrokiem i z przejęciem podszedł do Thomas'a. Wziął futerał i z niedowierzaniem patrzył na skrzypce. Nikt nie wiedział co powinien powiedzieć. Panowała okropna cisza.
-Jared...- odezwała się w końcu Diana i położyła mu rękę na ramieniu.
-Nigdy nie powinienem był wyciągać ich z szafy.- powiedział chłodno Parker.
-Nie mów tak...
Jared zamknął futerał i odłożył go na stolik.
-Wybaczcie, ale teraz to ja muszę się przewietrzyć.- przeczesał palcami włosy i wyszedł z domu.
-Jared.
Diana chciała za nim iść, ale ojciec ją zatrzymał.
-Zostaw go teraz samego.
-Ale...
-Daj mu trochę czasu. To najlepsze co możesz dla niego zrobić.
Diana spojrzała jeszcze raz na drzwi i przytuliła się do taty.
Początkowa złość Ethana skierowana na Dinę teraz zmieniła się w wściekłość do Marthy. Poszedł pod drzwi ich pokoju i przez piętnaście minut czekał, aż zostanie wpuszczony. Potem słychać było tylko ich krzyki i awanturę. Możliwe, że to pierwszy raz kiedy Ethan postawił się Marcie i powiedział głośno co myśli.
Kiedy Jared nie wracał przez godzinę Diana zostawiła Jake'a z rodzicami i wyszła czekać na niego w bramie. Nie przeszkadzało jej zimno ani śnieg. Bardzo martwiła się o Parker'a, jeszcze nigdy nie mieli takiej sytuacji. Bała się co może się jeszcze stać. Stała tak jeszcze pół godziny, aż wreszcie zauważyła jego sylwetkę. Podbiegła do niego.
-Jared?- zapytała ostrożnie.
-Źle się stało, Diana.- powiedział spokojnie.
-Przepraszam. Powinnam była bardziej się postarać. Jest mi tak bardzo przykro.
Jared przytulił ją mocno. Przez chwilę milczeli.
-Wiem.- odezwał się w końcu.
-Jak się czujesz?
-Słabo, to była pamiątka po rodzicach.
-Znajdę najlepszego lutnika w kraju i nieważne ile to będzie kosztowało, naprawie je.
-Nie jestem pewny czy da się je naprawić.
-Da się. Zobaczysz. Zrobię wszystko...
-Już wystarczy, Diana. Teraz to już musimy się pogodzić z tym, że są zniszczone.
-Nie, ja nie odpuszczę. Naprawię je.
Jared spojrzał na nią smutno. Kobieta była bliska płaczu.
-Chodźmy do środka.- powiedział i objął ją ramieniem.-Jesteś cała zimna.
-Jared...
-Już dobrze, nie płacz.
Parker pocieszał ją, ale wewnątrz czuł się równie okropnie jak ona.
W domu panowała napięta atmosfera. Wszyscy starali się robić dobre miny, ale wiedzieli, że tak naprawdę nic to nie daje. Martha spędziła resztę dnia w pokoju i nie wyszła nawet na chwilę.
Podczas kolacji do Jared'a nieśmiało podeszła Angie.
-Przepraszam, to ja je zostawiłam na kanapie.- powiedziała łamiącym się głosem.
-Dobrze, już nie płacz.
-Jest mi tak bardzo przykro. Nigdy jeszcze nie słyszałam żeby ktoś tak pięknie grał, a teraz wszystko zniszczyłam.
-Stało się, a teraz przestań płakać.
-Przepraszam.- dziewczynka rzuciła się Parker'owi na szyję. Jared trochę zaskoczony poklepał ją po plecach.
-Już dobrze, naprawdę. Zapomnij o tym.
-Nigdy o tym nie zapomnę, proszę pana. To co zrobiłam jest niewybaczalne.
-Angie...
Dziewczynka puściła go i wytarła oczy.
-Mama mówi, że jeszcze dziś wyjeżdżamy. Dziękuję za akompaniament.
Dziewczynka w drzwiach minęła się z Ethan'em. Wyglądał na zakłopotanego.
-Tak jak Angie powiedziała, zaraz wyjeżdżamy. Dziękujemy za gościnę, było naprawdę wspaniale.- powiedział do gospodarzy.-Martha nadal nie jest gotowa przeprosić i zrobić co należy, więc zrobię to za nią. Przepraszam za skrzypce.- Jared kiwnął głową.-Naprawdę w żaden sposób nie umiem wytłumaczyć jej zachowania. Wiem też, że zostajecie tutaj do Nowego Roku.
-To się jeszcze okaże.- westchnęła Diana ściskając dłoń Jared'a.
-W takim razie proszę was, byście zostali do Nowego Roku. Jutro już jest dzień pracujący, znajdę lutnika, który naprawi twoje skrzypce. Proszę byś mi je pożyczył do tego czasu. Dopilnuję żeby nie stała się im żadna więcej krzywda.
-One, nawet zniszczone, mają dla mnie wielką wartość.- Jared nie był pewien czy jest gotów rozstać się z nimi.
-Wiem i proszę o zaufanie.
Parker spojrzał na Dianę, ale ona nie czuła się osobą upoważnioną by decydować w tym temacie.
-Dobrze.
Jared poszedł do salonu po futerał, który oddał w ręce Ethan'a.
-Nawet jeśli nie uda ci się ich naprawić do końca roku, przywieź je w takim stanie w jakim są. Nie wrócę do domu bez nich.
-Masz moje słowo. Dziękuję.
Anna spakowała im jeszcze sporą część ciastek, które zostały upieczone i razem z Thomas'em pożegnali gości. Diana i Matha, ani nawet Jared nie mieli ochoty na siebie patrzeć. Pożegnali się krótko z Ethan'em i Angie i wrócili do domu.
-Te święta to katastrofa.- powiedziała Diana przytulona do Jared'a.
-Muszę przyznać, że nie należą do udanych.
-Lepiej się już czujesz?
-Lepiej tak, ale nadal daleko mi do dobrze.
-Bardzo, ale to naprawdę bardzo cię kocham, wiesz?
-Wiem.
Następnego dnia wieczorem Diana przypomniała sobie, że nadal nie dała Jared'owi prezentu, ale tyle się ostatnio działo, że całkowicie o tym zapomniała. Parker odzyskał choć trochę lepszy humor i teraz był idealny moment na to. Jake już spał w łóżeczku, a Jared zaraz powinien wyjść z łazienki. Diana wyciągnęła mały pakunek i czekała.
-Łazienka jest wolna jakbyś chciała.- powiedział Jared wycierając włosy ręcznikiem.
-Dobrze, zaraz pójdę, ale najpierw możesz do mnie podejść?
-O co chodzi?
-To prezent dla ciebie. Wiem, że spóźniony, ale zapomniałam wcześniej ci go dać.
Jared spojrzał na małe pudełko i sam sobie przypomniał, że przecież on też nie dał Dianie jej prezentu.
-Sekunda.
Szybko wyciągnął większe pudełko z prezentem Diany i usiadł obok niej. Wymienili się pakunkami.
Jared otworzył wieczko pudełka z logiem jubilera i zobaczył złote spinki do koszuli i krawata.
-Pomyślałam, że najlepszy będzie praktyczny prezent, a skoro twoja praca wymaga elegancji uznałam, że mogą się przydać.
-Są piękne, dziękuję. Otwórz swój.
Diana przez chwilę siłowała się z papierem, aż w końcu otworzyła pudełko. Ze środka wyciągnęła jeszcze dwa mniejsze opakowania. Otworzyła najpierw jedno i oczy się jej zaświeciły.
-Pamiętałeś...- wydukała zachwycona.
-Jak mógłbym zapomnieć, widziałem jak bardzo ci się podobają.
Diana trzymała w rękach jedną z torebek, na które natknęła się w czasie kupowania prezentów dla rodziców.
-Podobają? Więc...- otworzyła drugi pakunek, w którym naprawdę była ta druga, między którymi ona nie potrafiła wybrać.-Dziękuję ci, dziękuję.- kobieta rzuciła się Jared'owi na szyję.-Ale one były takie drogie, a ty kupiłeś obie.
-Najważniejsze, że ci się podobają.
-Podobają to za mało powiedziane. Kocham je.- Diana pocałowała Jared'a.-Jeszcze raz dziękuję.
Przez następne dni Diana spotkała się ze swoimi znajomymi. Jared dał się namówić na jedno wspólne wyjście i z następnych zrezygnował. Nie był w stanie znaleźć przyjemności w siedzeniu i słuchaniu o rzeczach, na których się nie znał i jeszcze znosić te wszystkie ciekawe i oceniające go spojrzenia. Na szczęście Diana nie nalegała i zabierała tylko Jake'a. Parker w tym czasie pomagał Annie w domu, jeździł z nią na zakupy i ogólnie dotrzymywał towarzystwa. Grace kilka razy próbowała się do niego dodzwonić, ale zawsze w najmniej odpowiednich momentach, więc za każdym razem odrzucał jej telefony. Potem zawsze zapominał oddzwonić.
Był już trzydziesty pierwszy grudnia kiedy Eryka w końcu podjęła decyzje. Wydawało się jej, że to jedyny słuszny wybór, a resztą będzie się martwić później. Wybrała numer Grace i czekała.
-Miło, że w końcu dzwonisz.- usłyszała głos Scott.
-Mi wcale nie jest miło z tego powodu, ale bez zbędnego przedłużania. Zgadzam się na twoją propozycję.
-Wiedziałam, że jesteś na tyle inteligentna żeby wiedzieć kiedy odpuścić.
-Jestem już po prostu tobą zmęczona, w ten sposób ochronię więcej osób.
-Jakaś ty szlachetna, zaraz się popłaczę. Lepiej zajmij się wszystkim tak jak trzeba.
Grace rozłączyła się, a Eryka westchnęła. Jutro powie Jared'owi, dziś już nie będzie mu głowy zawracać. Wróciła do David'a, który właśnie rozmawiał z ich synami.
Diana i Jared postanowili w Sylwestra nigdzie nie wychodzić. Mogą przyjemnie spędzić czas z Thomas'em i Anną. Było już dość późno kiedy usłyszeli dzwonek do drzwi. Pan White poszedł to sprawdzić. Po chwili do salonu wszedł Ethan z futerałem w ręce. Wszyscy wstali na jego widok.
-Przepraszam, że tak późno, ale dopiero wyrwałem się z pracy. Udało się, Jared.- podał Parker'owi instrument.
Jared czuł drżenie dłoni, w końcu otworzył futerał i wyciągnął skrzypce. Gryf trzymał się stabilnie pudła, a każde pęknięcie zostało uzupełnione drewnem o odrobinę innej kolorystyce, ale nie wyglądało to tragicznie.
-Nie jest idealnie, ale lepiej się tego nie dało naprawić.
-Jest dobrze.- powiedział Jared dotykając uzupełnienia ubytku.-Można na nich grać?
-Tak, spróbuj.
Jared odłożył futerał, z którego wyciągnął smyczek i delikatnie przejechał nim po strunach. Rozległa się czysta melodia bez żadnych dodatkowych dźwięków świadczących o uszkodzeniu.
-Dziękuję.- powiedział Jared opuszczając ręce.-Naprawdę dziękuję.
-Najważniejsze, że działają. Wybaczcie, ale muszę już iść, czekają na mnie w domu.
-Czy Martha zdecydowała się w końcu przeprosić?- zapytała Anna.
-Nie, i przykro mi to mówić, ale ona tego nie zrobi. Nadal pozostaje przy swoim zdaniu.
-To już nie ważne.- stwierdził Jared przezornie chowając skrzypce do futerału.
-Do zobaczenia.- pożegnał się Ethan i wyszedł.
Nie wspomniał jak zaskoczony był kiedy lutnik powiedział mu, że ta firma i ten model skrzypiec kosztują ponad piętnaście tysięcy, a naprawa kosztowała ponad trzy. Warto było naprawić błąd, do którego nie chciała przyznać się Martha, a który kosztował innych więcej niż ją samą. Ten incydent zmienił między nimi bardzo wiele. Ethan przestał posłusznie słuchać narzeczonej, związek to kompromisy i ustępstwa, a nie dyktatura jednej ze stron.
Pierwszego stycznia, kiedy Jared pakował rzeczy Jake'a zadzwonił jego telefon. Spodziewał się Grace, ale wyświetliła się Eryka.
-Przeszkadzam?
-Nie, śmiało możemy rozmawiać.
-Szczęśliwego Nowego Roku.
-Dziękuję i wzajemnie.
-Chciałabym ci o czymś powiedzieć Jared.
-O co chodzi?
-Zmieniam stanowisko pracy.- głos Eryki był poważny i spokojny.
-Jeśli to żart to bardzo słaby.
-To nie jest żart, przenoszę się do księgowości. W końcu takie mam wykształcenie.
-Powiedz mi dlaczego?
-Czas na zmiany, a Nowy Rok to odpowiedni moment.
-Zastanów się jeszcze.
-Już wszystko przemyślałam.
-Czy to przeze mnie?- Jared próbował przypomnieć sobie sytuację, której mógł zdenerwować Erykę.
-Nie, bardzo dobrze mi się z tobą pracowało.
-Więc dlaczego?
-Po prostu pomyślałam, że ciekawie będzie spróbować czegoś innego.
-Kto miałby cię zastąpić?
-Już wybrałam kogoś na swoje miejsce.
-Kogo?- zapytał z niepokojem. Nie miał pojęcia czego mógł się spodziewać.
-Grace.
-Przecież jej nie lubisz.
-Ale ty ją lubisz i uznałam, że świetnie będzie nadawała się na stanowisko twojej asystentki. Jest młoda i ładna, dobrze się ubiera. Nie przyniesie ci wstydu.
-Nie interesuje mnie to, chcę żebyś została.
-Już wszystko załatwiłam, od jutra jestem kierownikiem działu księgowości.
-Nie mogłaś podjąć takiej decyzji tak szybko.
-Niektóre decyzje podejmują się same.
-Jutro wracam, spotkamy się i porozmawiamy. Nie podejmuj pochopnych działań.
-Dzwonię po to by cię poinformować, nie chcę już o tym dyskutować. Do zobaczenia.
Eryka rozłączyła się, a Jared z wielkim zaskoczeniem jeszcze przez chwilę patrzył na swój telefon.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top