34.

 -W końcu jesteście.

Jared i Diana ledwo zostawili płaszcze w szatni i już dopadła ich Eryka. Kobieta miała ciemnozieloną sukienkę do połowy łydki. Przylegające rękawy kończyły się przed nadgarstkami. Mogłoby się wydawać, że krój nie pozwala na zrobienie porządnego kroku, ale kobieta szła w niej płynnie i sprawnie. Włosy miała uczesane w warkocza, a makijaż ujmował jej kolejne lata. Wyglądała nieziemsko, nawet Diana musiała przyznać, że nie dorównuje jej.

-To moja wina.- przyznała White uśmiechając się z zakłopotaniem.

-Nie trzeba być geniuszem żeby się domyślić, Jared nigdy się nie spóźnia. To nic, przyjęcie i tak się jeszcze nie rozkręciło.- dodała szybko Eryka zdając sobie sprawę z wydźwięku swoich słów.

-To może zamiast tu stać i rozmawiać, wejdziemy?- Jared zakłócił niezbyt komfortową atmosferę jaka się pojawiła, co bardzo ulżyło Dianie. W zasadzie to dobrze, że Eryka skupiła swoją złość na prawdziwej winowajczyni.-Diana.

Kobieta uniosła na niego oczy.

-Nie przejmuj się tym spóźnieniem, ja się nim nie przejmuję, więc ty też nie powinnaś. Eryka powiedziała to bo jest zestresowana przyjęciem.

-Czy mogę coś zrobić?- od początku miała wyrzuty sumienia, ale teraz osiągnęły one punkt kulminacyjny.

-Uśmiechnij się i dobrze się baw.- Jared pocałował jej dłoń.

Diana poczuła się odrobinę lepiej, a potem gdy weszli do głównej sali zapomniała o wszystkim innym.

Sala była pięknie przystrojona. Kwiaty komponowały się ze świąteczno-zimowymi dekoracjami. Orkiestra grała delikatną muzykę, pod sceną był parkiet, ale na razie nikt na nim nie tańczył. Diana zdążyła jeszcze zauważyć stół z jedzeniem i piciem, a potem ją i Jared'a okrążyli chcący się przywitać pracownicy.

Ze wszystkimi zamieniali przynajmniej kilka zdań, a z niektórymi zatrzymywali się na dłuższą chwilę. Diana odpowiadała na pytania uprzejmie i powściągliwie, starała się nie rzucać żartów i wtrącać uwag. Najchętniej opowiadała o Jake'u, oczywiście jeśli ktoś pierwszy zapytał, nie chciała narzucać tematu rozmów. Poznała Davida, męża Eryki, który okazał się bardzo sympatycznym mężczyzną. Diana zauważyła jak poprawia krawat, musiało być mu niewygodnie. Po dłuższym czasie stania w miejscu White złączyła się z nim w bólu, bo buty okazały się nie tak wygodne jak przypuszczała. Przestępowała z nogi na nogę, zrobiło się jej lekko gorąco, a noc pulsował lekkim, ale stałym bólem.

-Wszystko dobrze?- zapytał dyskretnie Jared.

-Tak.- odpowiedziała zła na siebie. Wydawało się jej, że nikt nie zauważył jej zachowania.

-Chcesz usiąść?

-Nie, naprawdę nie trzeba.

-Przepraszamy na chwilę.- powiedział Parker do grupy, z którą stali i pociągnął Dianę w stronę krzesła.

-Mówiłam, że nie ma takiej potrzeby.- Diana brzmiała stanowczo, ale nie miała nic przeciwko krótkiemu odpoczynkowi.

-Posiedź, poczekaj tutaj na mnie. Przyniosę nam coś do picia.

Jared oddalił się, a Diana obserwowała przyjęcie. Wszyscy byli uśmiechnięci i wydawali się dobrze bawić. Nawet ona musiała przyznać, że jest bardzo miło. Eryka też spuściła z tonu, kiedy tylko wszystko ruszyło z miejsca i goście zaczęli się bawić. Wyglądało na, że wszyscy czekali na Jared'a. Znów odezwały się jej wyrzuty sumienia, ale pojawienie się Parker'a przerwało je.

-Myślisz o czymś konkretnym?- podał jej kieliszek soku, ale o tym Diana przekonała się dopiero po spróbowaniu. Skrzywiła się lekko, teraz przydałoby się jej coś mocniejszego.

-Nie patrz tak na mnie, może się okazać, że będziesz potrzebować leków.

-Dobrze, niech ci będzie.- Diana wypiła jeszcze jeden łyk i naprawdę poczuła się lepiej. Chwila odpoczynku dużo pomogła.-Nie, nie kucaj przy mnie.- złapała Parker'a za łokieć.

-Dlaczego?- Jared i tak zrobił co chciał.

-Jak to będzie wyglądało?- White nerwowo rozejrzała się po sali. Mężczyzna ściągnął jej wzrok na siebie i zrobił pobłażliwą minę.

-Nie wiem za kogo mnie uważasz, ale nie dbam o to czy się to komuś spodoba czy nie. To prawda, że nie chcę tutaj wypaść źle, ale nie przesadzajmy. Troska nie jest szpecąca, nawet jeśli ktoś coś sobie pomyśli, to co z tego? Ja się nie przejmuję tym, a ty się będziesz przejmować? Spróbuj podejść do tego na spokojnie. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi.

Jared poczuł szturchnięcie w plecy i dopiero wtedy zauważyli, że ktoś do nich podszedł. Parker spojrzał na kobietę w czarnej sukience wieczorowej i wstał.

-Już myślałam, że cię nie znajdę.- powiedziała Grace i szeroko się uśmiechnęła.

-Grace.- Scott pocałowała Jared'a w policzek. Potem spojrzała na jego ubranie.

-Masz czerwony krawat.- stwierdziła rozczarowana.-Mówiłeś, że będzie czarny.

-A no tak...

-Ja go wybrałam, pasujemy do siebie, prawda?- wtrąciła się Diana, której sił dodało samo pojawienie się na horyzoncie Grace. Już nie potrzebowała chwili odpoczynku, czuła się całkowicie zdrowa i gotowa do obrony. Wstała z krzesła i stanęła przy boku Jared'a

-Chyba jeszcze nie miałyśmy okazji się poznać osobiście. Diana White.- kobieta wyciągnęła dłoń.

-Grace Scott- blondynka odwzajemniła gest.-Tak, raczej nie miałyśmy wcześniej okazji. Szkoda, że niewiele o pani słyszałam.

-To tak jak ja.

Jared poczuł jak atmosfera robi się gorętsza.

-Późno przyszłaś.- powiedział kiedy kobiety mierzyły się wzrokiem.

-Przygotowanie zajęło mi więcej czasu niż zakładałam.- kobieta poprawiła złoty naszyjnik.

-Na szczęście się opłacało.- dodała Diana z tęsknotą wspominając chwile przyjęcia kiedy jeszcze jej nie było.

-Też tak uważam.- odpowiedziała kobieta, a Diana zastanawiała się czy nie wyczuła ironii czy świadomie ją zignorowała.

-Dziś bez partnera?

-Mój partner już tu jest.- Grace posłała wymowne spojrzenie Jared'owi. On natomiast poczuł ciarki biegnące wzdłuż kręgosłupa.

Razem z Dianą spojrzeli sobie w oczy, on był zakłopotany, ona zła.

-Więc skoro już o tym rozmawiamy, to może rozpoczniemy tańce?- zasugerowała Grace, a potem i tak wyciągnęła Jared'a na parkiet nie zważając na jego protesty. Odchodząc Parker posłał Dianie przepraszający uśmiech.

White założyła ręce na piersiach i obserwowała tańczących.

-Zajęta?- usłyszała głos David'a, który stanął obok niej.

-Nie bardzo.- przyznała.-Jared został mi ukradziony.

-To tak samo jak moja żona.

-To może nie ma sensu stanie tu, kiedy możemy razem zatańczyć.- White uśmiechnęła się lekko.

-Zapraszasz mnie do tańca?- zapytał mężczyzna, nie dowierzając.

-Tak.- tym razem Diana uśmiechnęła się szerzej.

-No dobrze.

Poszli razem na parkiet. Diana od czasu do czasu spoglądała w stronę Jared'a, co nie umknęło uwadze David'a.

-Mam zrobić odbijanego?- zapytał nagle patrząc dokładnie w tą samą stronę co Diana.

-Nie, skąd ten pomysł?- kobieta natychmiast skupiła się na swoim partnerze w tańcu, poczuła się głupio.

-Przecież widzą jak na nich patrzysz.

-Nie jestem zazdrosna, ani nic. Po prostu jej nie lubię.

-Eryka też jej nie lubi. Twierdzi, że ta kobieta planuje coś dużego, co przyniesie szkodę im wszystkim.

-Nie zdziwiłoby mnie to.

Teraz oboje spoglądali w kierunku zapatrzonej w Jared'a Grace. Dobrze razem wyglądali co jeszcze bardziej wkurzało Dianę. Dlaczego ta Grace musi być taka ładna? Kobiety nigdy wcześniej nie spotkały się, ale obie już miały wyrobione zdanie na temat tej drugiej. Nie było żadnej możliwości, aby nawiązały nić porozumienia. Największą przeszkodą i obiektem ich domniemanego sporu był Jared.

-Trochę delikatniej ściskaj mi dłoń.

-Przepraszam.- Diana natychmiast się poprawiła.

-Chcesz porozmawiać i zająć czymś myśli?- zaproponował mężczyzna.

-Chętnie.

-Więc czym się zajmujesz?

-Pracuję na siłowni, staram się o stanowisko trenera personalnego.

-W końcu ktoś kto nie siedzi godzinami za biurkiem. Świetny wybór.

-To nie do końca był wybór.- przyznała Diana z lekkim zażenowaniem, w zasadzie sama nie wiedziała dlaczego chcę opowiedzieć swoją historię prawie obcej osobie. Nic nie mogła poradzić na to, że David aż emanował dobrą energią. Jego mimika zdawała się zdradzać wszystkie jego myśli. Czy Jared uważał tak samo o Dianie? Nie raz mówił, że lubi jej otwartość.-W momencie kiedy trzeba było się uczyć i myśleć o studiach, ja miała swój okres buntu. Gdy w końcu się ogarnęłam było już za późno i musiałam iść do pracy. Potem już nigdy nie wróciłam do szkoły, głupia byłam, ale lubię to co robię, nic bym nie zmieniła w swoim życiu.

-Często jest tak, że pewne rzeczy rozumiemy dopiero po jakimś czasie. Wierz mi, mówi to mężczyzna w średnim wieku.

-Nadal nie mogę uwierzyć w wasz wiek, oboje z Eryką wyglądacie znacznie młodziej.

-To zasługa genów.

Diana uśmiechnęła się i zrobiła obrót. Podczas ruchu niespodziewanie ugięła się jej noga, jednak udało się jej zachować równowagę. Nic wielkiego się nie stało.

-Wszystko dobrze?- zapytał David.

-Tak, but mi się poślizgnął. Nie ma się czym przejmować.

-To co was tak długo zatrzymało? Eryka wychodziła z siebie.

-To moja wina.- Diana zrobiła smętną minę.-Nie chciałam nikomu zrobić na złość. Przeproszę ją. Zostałam zatrzymana dłużej w pracy. To nie była drobnostka, chodziło o znajomą, która miała problemy z mężem. Skończyło się interwencją policji i pogotowia.

-Domyślam się, że brałaś czynny udział w całej sytuacji?

-Tak wyszło. Na szczęście wszystko się dobrze skończyło.

-I to jest najważniejsze. Jesteś może głodna?

-Tak. Dziękuję, że o tym wspomniałeś.- Diana natychmiast przeszła na bardziej wesoły ton.-Nie jadłam od rana. Umieram z głodu.

David uśmiechnął się i razem z Dianą, trzymając się pod rękę, poszli do stołu z jedzeniem. Diana chwilę przyglądała się daniom i w końcu wybrała parę ciekawie wyglądających galaretek i tarte z łososiem, a do tego pucharek lodów. Usiadła przy stoliku, a niedługo potem dosiadł się do niej David.

-Ale połączenie smaków.- powiedział patrząc na jej talerz. Przyniosłem coś do picia.

Postawił dwa kieliszki wina.

-Dziękuję, ale nie piję.

Mężczyzna spojrzał na nią ciekawie, a po chwili jego mina zmieniła się na bardziej wyrozumiałą.

-Dobra, właśnie do mnie dotarło.

Diana na chwilę przerwała jedzenie.

-Co zrozumiałeś?

-Wszystko poskładałem sobie do kupy.

-O czym mówisz?

-O ciąży.

Diana słysząc to upuściła widelec i rozkaszlała się.

-Kto jest w ciąży?- zapytał Jared, który pojawił się dosłownie znikąd, a razem z nim Eryka.

-Diana.- odpowiedział David zanim Diana zdążyła dojść do siebie.

-Co?- Parker spojrzał na White z wielkim zaskoczeniem. Już kiedyś wałkowali ten temat.

Eryka nie wiedziała co może powiedzieć, więc milczała.

-Nie, nie jestem.- powiedziała Diana kiedy w końcu odzyskała głos.

-Na pewno?- dopytywał Jared.

-Tak, na pewno.

-W zasadzie to szkoda, idealny prezent świąteczny.- rzuciła luźno Eryka i wzruszyła ramionami.

Oboje Jared i Diana spojrzeli na nią.

-Mężu, zatańczysz ze mną?

-To już druga kobieta, która prosi mnie dziś do tańca.

David wstał od stołu i razem z Eryką odeszli. Jared usiadł na jego miejscu.

-Wiem co chcesz powiedzieć i tak jestem pewna. Nie jestem w ciąży.- mówiła Diana jedząc lody.

-Ale tak na sto procent?

-No przecież gdybym była, albo gdybym miała choć podejrzenie, że mogłabym być to nie ryzykowałam bym głupią bójką.

Jared spojrzał na nią poważnie.

-Oboje dobrze wiemy, że i tak byś to zrobiła.

Diana przez chwilę patrzyła mu w oczy, ale nie odpowiedziała.

-Gdzie Grace?- zmieniła temat.

-Tańczy z kimś innym. Jesteś zła?

-Nie. Dobrze się bawiłam z David'em. Sympatyczny z niego facet.

-Tak, też tak uważam, ale chyba mnie nie lubi. Takie odnoszę wrażenie.

-Dlaczego?

-Bo Eryka jest kimś więcej niż tylko współpracownicą i przez to poświęca więcej czasu pracy niż musi, a co za tym idzie mniej rodzinie.

-W zasadzie to go rozumiem. Jesteś trochę taką Grace.

-Nie, to zupełnie nie to.

-To jest dokładnie to. Nie ma co.

Jared sięgnął przez stół do dłoni Diany. Kobieta zacisnęła palce na jego placach.

-Już mnie dziś nie zostawiaj.

-Dobrze.

Na parkiecie Grace tańczyła z Kyle'em. Kobieta dała do zrozumienia, że jest wszystkiego świadoma i kazała uważać, bo wszystko może się zdarzyć. Mężczyzna był zdezorientowany, a dominujące zachowanie Scott przestraszyło go. Zawsze zdawał sobie sprawę, że ta kobieta jest niebezpieczna, ale teraz czuł dreszcze. Najgorszy w całej sytuacji był jej uśmiech, który wcale nie wyglądał na nieszczery.

Eryka właśnie rozmawiała z kelnerem, kiedy podeszła do niej Grace.

-Możemy porozmawiać?- zapytała Scott.

-Dobrze, przepraszam.- Eryka zwróciła się do kelnera i razem odeszły na bok. -To o czym chcesz rozmawiać?

-O życiu.

-Nie rozumiem.

-Oczywiście, że rozumiesz.

Eryka przez chwilę się zastanawiała. Czyżby istniała możliwość, że Grace dowiedziała się o wszystkim?

-Widzę, że już sobie przypomniałaś.- wyciągnęła w torebki pamięć przenośną i pokazała ją Eryce.-Tu mam wszystko co razem uzbieraliście przeciw mnie. Chyba nie myślałaś, że się nie dowiem.- wyjaśniła widząc zaskoczenie rozmówczyni.

-Słucham więc twojej propozycji.- powiedziała Eryka.-Chyba nie myślałaś, że się nie domyślę, że rozmawiamy bo chcesz coś zaproponować.

-Dobrze.- Grace miała niezadowoloną minę.-Moja propozycja jest następująca. Od nowego roku zrezygnujesz ze swojego stanowiska asystentki Jared'a i zasugerujesz mnie na swoje miejsce. Ty możesz iść do księgowości czy gdziekolwiek. Proste, prawda?

-A jeśli się nie zgodzę?

-Wtedy urządzę moim pracownikom takie piekło, że wszyscy odejdą w przeciągu sześciu miesięcy. Skończy się to zgłoszeniem do organów wyższych i odpowiedzialność za wszystko spadnie na Jared'a.

-Myślałam, że ci na nim zależy.

-Bo mi zależy, tak bardzo, że jestem w stanie posunąć się do czegoś takiego by być blisko niego.

Eryka kiwała z niedowierzaniem głową.

-Jesteś nienormalna. Nie masz żadnych szans z Dianą, nie zaczynaj wojny, której nie będziesz w stanie wygrać.

-Chyba mnie nie doceniasz. To ona powinna się bać, bo już niedługo będę nosiła nazwisko Parker. Czekam na twoją odpowiedź do drugiego stycznia. Jeśli jej nie dostanę uznam, że to odmowa, jeśli Jared się dowie również uznam to za odmowę i wtedy zacznie się zabawa.

Grace uśmiechnęła się pięknie i odeszła dumnie unosząc brodę. Eryka odprowadziła ją wzrokiem. Nienawidziła tej kobiety.

Eryka szybko odzyskała dobry humor. Dziś nie zamierzała się przejmować Grace, przemyśli to po świętach. Podeszła do Jared'a i Diany, którzy rozmawiali z kilkoma pracownikami. Wszyscy śmiali się z historii opowiadanej przez jednego z mężczyzn. Grupa chwilę później przeniosła się do stołu, ale ich trójka została.

-Eryka?

-Tak?- kobieta spojrzała na Dianę.

-Przepraszam za to spóźnienie, wiem jak to przyjęcie jest dla ciebie ważne.

-Nie ma za co przepraszać, nic się nie stało. To ja nie powinnam była tak na ciebie naskakiwać.

Kobiety uśmiechnęły się do siebie, a Jared odetchnął z ulgą, że się pogodziły. Obie były dla niego ważne i chciał, żeby się lubiły. Diana poczuła ciepło pod nosem, dotknęła skóry palcami, na których została krew.

-Ojej.- mruknęła do siebie i przyłożyła całą dłoń do twarzy.

-Co się stało?- zapytała Eryka, która stała naprzeciwko jej.

-Krew mi leci z nosa.

-Dobrze się czujesz? Wiedziałem, że powinniśmy byli jechać do szpitala.- Jared objął Dianę w razie gdyby zrobiło się jej słabo.

-Jaki szpital? Co się dzieje?

-Nic, nie róbcie zamieszania. Nic mi nie jest, to tylko trochę krwi, pójdę do łazienki i się tym zajmę.

Diana uwolniła się z objęć Parker'a i ruszyła w stronę toalet.

-Idę z tobą.- powiedziała Eryka i tym razem ona objęła White.-Zaraz wrócimy.- zwróciła się do Jared'a.

Diana podeszła do umywalki i pochyliła się nad nią. Krwi rzeczywiście nie było dużo, największym problemem był skrzep, którego nie mogła się pozbyć. Eryka podawała jej ręczniki papierowe, którymi Diana zmazała cały makijaż zakrywający siniaka na nosie.

-W końcu.- oznajmiła Diana kiedy skrzep został usunięty. Zabrała wszystkie zakrwawione ręczniki i spuściła je w toalecie.

-Co ci się stało?- zapytała Eryka patrząc jak Diana poprawia makijaż.

-Zostałam uderzona, nie ma się czym przejmować.

-Jak to nie ma? Masz posiniaczoną twarz i dostałaś krwotoku.

-Panikujesz tak samo jak Jared.

-To dlatego się spóźniliście?

-Tak.

-Powinniście byli jechać do szpitala zamiast na to głupie przyjęcie.

-Już zostałam zbadana, wszystko jest w porządku. Jak wyglądam?

Eryka popatrzyła na White, siniak został całkowicie zakryty.

-Bardzo dobrze.

-W takim razie wracamy do Jared'a.

Dosłownie chwilę po odejściu Diany i Eryki do Jared'a podeszła Grace. Kobieta niosła dwa drinki.

-Ten dla ciebie.- podała mu jednego.

-Dziękuję, ale dotrzymuje solidaryzuję się z Dianą i nie piję dziś alkoholu.

-Tak? Ja jej nigdzie nie widzę.

-Ona...

-Nie ma czym się przejmować. Jak nie zobaczy, to się nie obrazi. Tak dawno nie spędzaliśmy razem czasu, brakuje mi naszych rozmów przy kawie.

Jared wziął drinka.

-Wiem, że ostatnio się mało widywaliśmy, ale Jake miał gorszy okres. Cały czas spędzaliśmy z nim.

-Wszystko z nim dobrze?

-Ząbkował, już jest lepiej.

-Cieszę się, że to słyszę. W takim razie mam nadzieję, że spotkamy się już niedługo.

-Niestety, jutro wyjeżdżamy z Dianą i wracamy po nowym roku.

Grace miała zmieszaną minę.

-W takim razie za nasze spotkanie w następnym roku.

Zderzyli się kieliszkami i wypili drinki.

-Ciekawy smak.- stwierdził Jared.-Co to?

-Orzechy.

Jared spojrzał na nią przerażony, w tym momencie zaczął odczuwać skutki drinka. Odstawił kieliszek na najbliższy stół przewracając go, Grace również była zaskoczona jego zachowaniem, nie wiedziała co się dzieje. Parker zauważył Dianę i Erykę wychodzące z łazienki, w tym samym momencie co one jego. Mężczyźnie zaczynało brakować oddechu, Diana zauważyła, że coś jest nie tak i ruszyła w jego stronę. Spotkali się w połowie drogi, ledwo dotknęła jego dłoni i musiała zamortyzować jego upadek. Posadziła go na ziemi.

-Co się dzieje? Jared?- Diana próbowała dowiedzieć się co się stało. Podtrzymywała jego ramiona, patrząc jak się dusi.

Ludzie zaczęli się zbierać.

-Czy ktoś wie co się stało?- zapytała głośno Eryka.-Dzwoń po pogotowie.- poleciła David'owi, który natychmiast wyciągnął telefon.

-Wypił drinka.- powiedziała Grace, która aż się wzdrygnęła widząc wzrok Diany skierowany w jej stronę.

-Czy tam były orzechy?- wycedziła przez zaciśnięte zęby White.

-Ja...

-Odpowiedz na pytanie.

-Były.

-Jared ma silne uczulenie na nie, kretynko. Wszystko będzie dobrze.- zwróciła się do Jared'a i poluzowała jego krawat i ściągnęła mu go całkowicie, potem odpięła trzy najwyższe guziki koszuli. Parker złapał ją za dłoń, a ona spojrzała w jego załzawione oczy. Ją też ogarnęła panika.-Spokojnie, Jared. Zaraz przyjedzie pogotowie.-Diana poczuła jak łzy napływają jej do oczów. Nic nie mogła dla niego zrobić, Jared zrobił się blady i wiotki.-Nie, nie, nie. Zostań ze mną.

Teraz już wszyscy goście i obsługa zebrali się nad klęczącymi. Grace płakała z boku, a Diana nad Jared'em.

Pogotowie przyjechało bardzo szybko, ale dla Diany była to wieczność. Kobieta powiedziała co się stało, ale Jared zdążył stracić przytomność. Ratownicy sprawdzili funkcje życiowe i podali leki i tlen. Już po chwili Parker zaczął normalnie oddychać, ale i tak przełożyli go na nosze i zabrali do karetki.

-Mogę jechać z wami?- zapytała Diana stojąc na zewnątrz tylko w sukience, w zasadzie to nie czuła zimna.

-Pani jest kimś z rodziny?

-Tak.

-Dobrze, może pani jechać.

Ratownik pomógł Dianie zrobić wysoki krok w szpilkach i na miękkich nogach i posadził obok pacjenta. W drodze do szpitala panowała cisza, a Diana wsłuchiwała się w oddech Jared'a.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top