32.
Święta zbliżały się wielkimi krokami, a co za tym idzie trzeba było kupić prezenty. W ciągu tygodnia Diana i Jared mieli mało czasu, ale weekend przed świętami zarezerwowali na zakupy. Pojechali do galerii, zabrali nosidełko dla Jake'a i ruszyli na sklepy. Jared niósł dziecko, które już przeszło przez najgorszy moment ząbkowania i radosny bawił się zabawką. Tylko on jeden czerpał tyle przyjemności z wyjścia ile powinien. Dorośli natomiast stresowali się wyborem odpowiedniego podarunku.
-Co powinienem kupić twoim rodzicom?- zapytał Jared Diany, która oglądała propozycję prezentu dla taty. Zgodnie z tym czego dowiedziała się od mamy jego elektryczna maszynka do golenia ledwo zipała, więc Diana zdecydowała się kupić nowy model.
-Nie musisz nic kupować.
-Jednak wolałbym nie iść z pustymi rękami.
-Jeśli tak bardzo ci zależy to możesz dołączyć się do moich prezentów, albo kupić coś uniwersalnego. Jakieś wino, albo coś...
Jared westchnął głęboko. Nie chodziło tylko o rodziców Diany, ale też o nią samą. Nadal nie miał pomysłu na prezent dla niej, a czasu było coraz mniej.
-Chyba zrobię tak jak mówisz i kupię jakieś dobre wino.
-Doskonały pomysł.- Diana pocałowała Jared'a w policzek.-Możemy iść do kasy, już wybrałam.
Za prezentem dla Pani White chodzili dłuższą chwilę. Weszli do kilku sklepów, ale w jednym zatrzymali się dłużej. Diana oglądała torebki.
-Podobają ci się?- zapytał Jared.
-Bardzo.
Kobiecie w oko wpadły szczególnie dwie. Obie były małe i bardzo eleganckie. Jedna miała łańcuszek, a druga klasyczny pasek.
-To kup którąś.
Diana westchnęła.
-Ich cena znacznie przekracza mój budżet.
White z ociąganiem wyszła ze sklepu, żegnając piękne torebki.
Prawda była taka, że Diana prawie nie miała pieniędzy. Dołożyła się do mebli, które zniszczyła, kupiła drogą sukienkę na piątkowe przyjęcie, cały czas jeszcze nie zrezygnowała ze swojego mieszkania i codzienne życie też kosztowało. Nie mogła wymagać od Jared'a, by ją utrzymywał. Duma jej nie pozwalała na przyznanie się do tego.
Koniec końców Diana kupiła mamie perfumy jej ulubionej marki. Prezent sięgnął rezerw, które miała przeznaczone na prezent dla Jared'a.
-To tutaj się rozstajemy.- oznajmiła nagle.
-Dlaczego?
-Przecież nie kupię prezentu dla ciebie przy tobie.- odparła wycierając Jake'owi buzię.-Widzimy się za jakiś czas. Bądź pod telefonem.- dała im po całusie i poszła w swoją stronę.
Już wymyśliła prezent dla Jared'a. W zasadzie od samego początku wiedziała co chciała mu kupić. Weszła do jubilera. Przeglądała gabloty, choć chciała szybko zrobić zakupy, to nie mogła się powstrzymać przed obejrzeniem pierścionków. Nieświadomie nawet wybrała potencjalnego kandydata na swój pierścionek zaręczynowy. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że choć czuje jakby z Jared'em znała się całe życie, tak naprawdę miesiące ich znajomości można policzyć na palcach jednaj ręki. To zdumiewające jak wiele może człowieka spotkać w tak krótkim czasie. Wróciła do swojego pierwotnego zadania. Kupiła prezent, a jej konto bankowe stało się prawie puste. Musiała czekać do wypłaty, by wyjść choćby do restauracji.
Jared dopiero po chwili doszedł do wniosku, że już wie co kupi Dianie na święta. Najpierw wybrał wina, które chciał dać jej rodzicom, a potem kupił prezent dla niej.
-Zawrzyjmy umowę.- zaproponował Jared pijąc kawę.
-Odnośnie czego?- zainteresowała się siedząca naprzeciwko i karmiąca Jake'a butelką, Diana.
-Do świąt nie zaglądamy do prezentów.
White spojrzała na niego podejrzliwie.
-Będzie miło, jeśli zrobimy sobie niespodzianki.- dodał widząc jej wzrok.
-Dobrze, jak chcesz.
-Dziękuję...-Jared wyciągnął z kieszeni dzwoniący telefon.-Przepraszam na moment.
Diana nawet nie patrzyła jak odchodzi. Zdystansowała się do takich sytuacji, a przynajmniej bardzo chciała. Nie mogła się powstrzymać i spojrzała na rozmawiającego Parker'a.
-Dlaczego musi się tak szczerzyć jak rozmawia z nią?- zapytała Jake'a- Ale mnie ona wkurza. Spokojnie, Diana. Nie denerwuj się. Ona nie jest tego warta.- mówiła do siebie.
Jared wrócił po krótkiej chwili, a Diana bardzo głośno odłożyła pustą butelkę na stół. Mężczyzna nie potrzebował żadnych więcej informacji, by wiedzieć, że jest zła.
-Chcesz wiedzieć kto dzwonił?- zapytał chowając butelkę.
-Nie bardzo.- odpowiedziała.-I tak doskonale wiem kto.- dodała mamrocząc pod nosem.
-Co?
-Nic ważnego.
-Może jednak powtórzysz?
-Nie sądzę. Wychodzisz gdzieś dzisiaj?
-Nie, dlaczego pytasz?
-Bez powodu. No, twoje szczęście.- wymamrotała pod nosem.
-Musisz zacząć mówić głośniej.
-Jak ci idzie ze skrzypcami?- zapytała zmieniając temat.
-Całkiem nieźle, choć potrzebuję jeszcze trochę czasu, by być tak dobrym jak kiedyś.
-Doskonale, masz czas do piątku.
-Dlaczego do piątku?- zapytał.
-Chciałabym byś zagrał podczas świąt u moich rodziców.
Jared spojrzał na nią zaskoczony. Nie spodziewał się takiego pomysłu.
-Nie wiem czy zdążę się przygotować...
-Jared.- Diana sięgnęła przez stół do jego dłoni i uścisnęła ją mocno.-Ja wiem, że zdążysz się przygotować. Możesz ćwiczyć całymi dniami. Bardzo mi na tym zależy.
Parker odpowiedział na dotyk tym samym.
-Dobrze, zrobię to.
-Będziesz cudowny, wiem to.
Jared uśmiechnął się ciepło. Poziom stresu związany z tegorocznymi świętami jeszcze bardziej wzrósł. Jakby samo poznanie rodziców Diany było zbyt łagodne, teraz miał jeszcze zagrać dla publiczności, ale zrobi to i zrobi to z przyjemnością.
W tygodniu przed świętami tak się złożyło, że Jared i Diana mijali się na zmiany. On pracował od rana, ona popołudniami. Było to o tyle dobre, że Jared mógł ćwiczyć grę na skrzypach w spokoju. Bardzo poważnie potraktował prośbę Diany i miał zamiar zagrać najlepiej jak potrafi.
Świąteczne przyjęcie zbliżało się wielkimi krokami i Eryka chodziła zestresowana. Wszystko sprawdzała po dziesięć razy, dopinała ostatnie guziki. Diana była przejęta przyjęciem, ale jej uwagę pochłaniała tajemnicza znajoma Evy, która przychodziła coraz częściej, a jednocześnie coraz rzadziej na zajęcia. Ostatnio kobiety rozmawiały na zapleczu. Ten tydzień był również bardzo burzliwy dla Grace, której Jared odmówił dwóch spotkań, na które liczyła, a jednocześnie zaczęła podejrzewać, że coś wisi w powietrzu. Po kilku dniach podchodów udało się jej ustalić o co chodzi. Poczekała do wyjścia wszystkich swoich pracowników i weszła na komputer Kyle'a. Jako kierownik znała hasła do komputerów swojego działu. Miała szczęście, że mężczyzna zapomniał wylogować się ze swojej poczty. Skrzynka zawierała tylko służbowe wiadomości, ale w folderze wysłane znalazła to czego szukała.
-Mam Cię.- powiedziała do siebie czytając treść i sprawdzając adres odbiorcy.-Koniec zabawy.
Kobieta wstała od komputera, zabrała swoje rzeczy i wyszła z biura. Najwyższy czas wprowadzić swój plan w życie. Już i tak za długo zwlekała i Jared zdołał odrobinę się od niej oddalić. Teraz był idealny czas na działanie.
Diana właśnie skończyła czwartkowy trening ze swoją klientką, kiedy zadzwonił jej telefon.
-Cześć, mamo.- powiedziała odkładając sztangi na miejsce.
-Chcę tylko przypomnieć, że czekamy na was w sobotę z samego rana.
-Oczywiście, że pamiętamy. Mamo- Diana przerwała ciszę, która zapanowała w słuchawce.-To nie jest jedyny powód dla którego dzwonisz, prawda?
-Jest to aż tak oczywiste?
-Aż tak.
Strasza kobieta westchnęła głęboko.
-Godzinę temu zadzwoniła do mnie Martha...
-Tylko nie mów, że przyjeżdża.- Diana weszła jej w słowo.
-W ostatniej chwili zmienili plany, jej dziecko się rozchorowało i nie mogą jechać na wakacje, które sobie wykupili.
-Jeszcze jej tylko brakowało. Miały być takie miłe święta.
-Proszę cię, nie mów tak. Martha jest naszą rodziną i to dla nas radość, że nas odwiedzi i spędzi z nami cztery dni.
-Cztery?- zapytała Diana z niedowierzaniem.-Nie wytrzymam tyle.
-Powiedziała, że chcą wyjechać zaraz po świętach, podobno mają jakieś wielkie plany na sylwestra. Nie pytałam o szczegóły, bo pewnie rozmawiałybyśmy do tej pory. Będzie świetna okazja na poznanie jej nowego faceta i Jared nie będzie czuł się taki wyobcowany...
-Tak zadbam o Jared'a, że nawet przez moment się tak nie poczuje.
-Oh, nie wątpię. Chciałam tylko cię uprzedzić, więc proszę żadnych fochów i kłótni.
-Mówisz tak jakbym zawsze ja była wszystkiemu winna
-Proszę Cię tylko, żebyś była miła.
Tym razem Diana wzięła głęboki wdech.
-Dobrze, postaram się.
-Dziękuję, kocham cię. Już nie mogę się doczekać, żeby cię przytulić.
-Ja też, mamo. Do zobaczenia.
-Do zobaczenia.
Diana schowała telefon do kieszeni bluzy i zobaczyła jak znajoma Evy wychodzi z zaplecza. White mogłaby przysiąc, że widziała na jej szyi dużego i fioletowego siniaka, w dodatku jej oczy wydawały się czerwone i załzawione. Zaraz po niej na salę główną wyszła Eva. Diana w końcu nie wytrzymała i podeszła do niej.
-Co się stało?- zapytała.-Kto to był?
Eva spojrzała na nią zmieszana, zupełnie jakby walczyła sama ze sobą, czy powiedzieć o co chodzi. W końcu ustąpiła, widocznie sytuacja przerosła również ją.
-To moja znajoma z liceum. Spotkałyśmy się przypadkiem i tak jakoś wyszło, że powiedziała mi o swoich problemach z mężem. Nawet nie wiem czy jesteśmy tak blisko czy miała potrzebę zwierzenia się komuś i znalazła znajomą twarz. W każdym razie nie jest ciekawie, ile razy rozmawiałyśmy, tyle razy mówiłam jej, że powinna go zostawić. Ale ona boi się odejść i boi się zostać, zwisła nad przepaścią. Wymogła na mnie obietnicę, że sama nie podejmę żadnych kroków, ale boję się, że on coś jej zrobi. Ostatnio widzę ją w coraz gorszym stanie.- Eva spojrzała na twarz Diany.-Nie powinnam cię zadręczać czyimiś problemami, jeszcze przed samymi świętami.
-Sama zapytałam, więc nie przejmuj się tym. Chciałabym jakoś pomóc, ale skoro ona nie chcę pomocy, to co możemy zrobić?
-Właśnie, co możemy zrobić?
-O czym rozmawiacie, że macie takie posępne miny?- nagle znikąd pojawił się Ed i objął Evę w pasie.
-O życiu.- odpowiedziała Stillwell opierając się o jego ramię.
-To życie jest aż takie okropne?
-Dla niektórych ludzi tak.- kobieta westchnęła, spojrzała na twarz Ed'a i uśmiechnęła się.-Kupiłam prezent dla Max'a.
-Rozmawialiśmy, że nie musisz. Max i tak dostanie tyle prezentów, że mu się w głowie przewróci.
Ed i Eva zajęli się rozmową, a Diana wróciła do pracy. Wypełniając swoje obowiązki myślała jakie ma szczęście i jaki Jared jest wspaniały. Dziękowała losu, że udało się jej trafić na takiego mężczyznę, a potem przypomniała sobie, że powinna dziękować Adamowi i Jake'owi, którzy ich połączyli.
Podchodząc do drzwi mieszkania słyszała jak Jared gra na skrzypcach, ale jak zawsze razem z otwarciem drzwi wszystko cichło. Już nie mogła się doczekać jak zobaczy go grającego w święta.
-Zmarzłaś?- zapytał wychodząc z kuchni do salonu.
-Trochę.- powiesiła kurtkę na wieszaku i zaczęła ściągać buty.-Ciekawe czy będzie śnieg na święta.
-Zapowiadają opady na jutro.
Kobieta podeszła do Jared'a i przytuliła się do niego. Mocno objęła go w pasie.
-Stało się coś?
-Sama nie wiem.- odpowiedziała myśląc o znajomej Evy.
-Na pewno wszystko w porządku?
-Uderzyłbyś mnie?
-Co? Co to za pytanie?- Parker spróbował odsunąć Dianę na odległość ramion, ale nie pozwoliła na to. Wolała nie patrzeć mu w twarz.
-Odpowiedz.
-Nigdy. Wiele razy mnie zdenerwowałaś, to muszę przyznać, ale nigdy bym cię nie uderzył. Nie byłbym w stanie.
Diana przez chwilę milczała. Odpowiedź była dokładnie taka jakiej się spodziewała, ale mimo wszystko dobrze było ją usłyszeć.
-Wiesz... ja też nie byłabym w stanie cię uderzyć. Gdzie Jake?
Diana puściła Jared'a i poszła do kuchni szukając chłopca. Parker jeszcze chwilę stał w salonie i myślał nad jej słowami. Musiał przyznać, że nigdy wcześnie o tym nie myślał, ale Diana z łatwością by go poskładała gdyby tylko chciała. Wbrew wszelkiej logice on też poczuł ulgę słysząc jej słowa.
W końcu poszedł do kuchni gdzie Diana z Jake'iem na rękach próbowali dzisiejszej kolacji.
-I jak?- zapytał.
-Doskonała, jak zawsze.
White uśmiechnęła się szeroko, zostawiła łyżkę na blacie i podeszła do Jared'a, którego pocałowała.
-Z tego wszystkiego zapomniałam się przywitać.- wyjaśniła widząc jego minę.
Jared próbował na nią nadążyć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top