28.
W poniedziałek Eryka przyszła do pracy przed Jared'em. W piątek do samego końca czekała na jeszcze jedną fakturę, którą musiał podpisać dyrektor, ale nie dotarła do niej. Normalnie nie przejmowałaby się taką błahostką, ale było to coś pilnego i chciała załatwić to jak najszybciej. Zaraz po przyjściu sprawdziła swoje biurko, ale nie było jej, zauważyła też, że kończy się papier do drukarki. Półka z zapasowym świeciła pustkami. Eryka westchnęła i wróciła do windy, postanowiła sama pofatygować się po obie rzeczy. Weszła na piętro administracji i przeszła przez szklane drzwi. Pracownicy byli już na swoich miejscach i powoli rozpoczynali swoje obowiązki. Eryka podeszła do biurka Grace, która niedawno objęła funkcję kierownika, ale Scott nadal była nieobecna. Spojrzała na zegarek, spóźnienie sięgało prawie dwudziestu minut. Rozejrzała się po pracownikach i większość była pogrążona w rozmowie, ale kiedy poczuli na sobie wzrok kogoś wyżej postawionego natychmiast wszystko cichło. Eryka zmarszczyła brwi, nie tego spodziewała się po dziale, który ma najbardziej napiętą atmosferę w całej firmie. Podeszła do biurka kobiety, którą pamiętała ze wspólnego wyjazdu, a która znajdowała się najbliżej.
-Dzień dobry.- powiedziała uprzejmie.-Gdzie jest Grace Scott? Muszę wziąć od niej ważną fakturę.
-Nie mam pojęcia gdzie ona jest.- odezwała się pokornie księgowa.
-Kiedy będzie?
-Tego też nie wiem.
Erykę coś tchnęło.
-Często się tak zdarza?- zapytała ostrożnie.
-Od czasu awansu nagminnie, często też wychodzi w czasie pracy. Tylko proszę jej nie mówić, że to powiedziałam.- kobieta nagle uświadomiła sobie, że donosi na swoją przełożoną.
-Oczywiście, że nie.- Eryka już miała swoje podejrzenia odnoście wszystkiego.-Mogłaby pani znaleźć dla mnie fakturę o tym numerze?- podała księgowej karteczkę z ciągiem liczb, a kiedy kobieta poszła jej szukać odwróciła się do reszty pracowników.-Zapraszam wszystkich do mnie!- zawołała głośno.- No, raz, raz. Musimy porozmawiać.
Pracownicy szli z ociąganiem i wyrazem niepewności na twarzach.
-Proszę o szczerość i nikt poza nami się nie dowie o tej rozmowie.- zaznaczyła na wstępnie Eryka.-Jak wyglądają stosunki i atmosfera w pracy?
Spojrzała po twarzach zebranych, ale nikt nie chciał mówić.
-Może pan mi powie.- Eryka wskazała konkretną osobę.-No śmiało, nikt nie poniesie konsekwencji, osobiście tego dopilnuję, a mam wystarczającą władzę w tej firmie, by słowa dotrzymać.
Mężczyzna poczuł się bardziej ośmielony i zaczął mówić.
-Od wyjazdu integracyjnego jest dobrze. Może były to tylko dwa dni, ale pozwoliły one złamać pierwsze lody i zaczęliśmy się dogadywać. Ostatnio nawet wszyscy świętowaliśmy urodziny Amber, chcieliśmy zaprosić pana dyrektora na ciasto, ale Grace, znaczy pani kierownik, sprzeciwiła się temu pomysłowi.
-Dlaczego?- Eryka wiedziała, że trafiła na jakąś większą sprawę.
-Powiedziała, że pan dyrektor jest bardzo zajęty i nie przejmuje się takimi drobnostkami.
Gdyby tylko Grace znała Jared'a wystarczająco dobrze, to by wiedziała, że on pierwszy by się tutaj pojawił i jeszcze kazałby zaprosić resztę działów.
-Rozumiem. Mam rozumieć, że pracuje się Wam dobrze, tak?
-Zdecydowanie.
-Jeśli mogę coś dodać od siebie.- wróciła księgowa, która znalazła fakturę, o którą prosiła Eryka.
-Oczywiście.- kobieta wzięła fakturę i skupiła się na słuchaniu pracownicy.
-Jedyną osobą, która wprowadza napiętą atmosferę jest Grace.
-Mów dalej.
-Od awansu traktuje nas z góry, przerzuca swoje obowiązki na nas i ciągle chwali się, że umówi się z dyrektorem. Kiedy ktoś z nas chce się skontaktować z panem Parker'em, ona mówi, że zrobi to w naszym imieniu. Nie jesteśmy pewni czy rzeczywiście to robi, bo na każdą naszą prośbę przynosi negatywną odpowiedź. Czy pan dyrektor jest taki surowy?
-Skąd. Jared nie wiedział o żadnej z waszych spraw. Gdyby tak było i ja bym wiedziała. Grace Was okłamuje, następnym razem przychodźcie prosto do Jared'a albo do mnie. Nawet nie wspominajcie o tym Grace.
-Dałoby się coś z nią zrobić? Nie mówię od razu o jej zwolnieniu, ale żeby chociaż nie była taka okropna.
-Na ten moment mogę obiecać, że zajmę się tą sprawą. Mam nadzieję, że przyniesie to pożądane skutki. Wybierzcie spośród siebie kogoś z kim będę mogła się kontaktować za jej plecami. A i jeszcze jedno, byłby ktoś tak miły i dałby mi papier do drukarki?
Eryka wracając na swoje piętro miała głowę pełną myśli. Musiała zareagować i to szybko dopóki straty nie były tak wielkie. Zawsze uważała, że z tą Grace jest coś nie tak. Niby taka miła, a za uśmiechem chował się potwór. Owinęła sobie Jared'a wokół palce i bezczelnie z tego korzystała, jeszcze opowiadała o tym swoim pracownikom. Żałowała, że nie sprzeciwiła się jej awansowi, kiedy Jared pytał ją o zdanie. Mogła oszczędzić całemu działowi wiele stresu i nieprzyjemności. Teraz było za późno. Nie mogła wpaść do gabinetu Jared'a i powiedzieć czego się właśnie dowiedziała, bo na pewno zebrałby wszystkich, w tym Grace i zachęcał do rozmowy. Pracownicy nic by nie powiedzieli, a mogło się to skończyć kolejną kłótnią między nią i Jared'em. Potrzebowała dowodów. Musiała też zareagować natychmiast, tak jak obiecała, ale w taki sposób, by Jared się nie dowiedział. Dlaczego to wszystko musiało być takie skomplikowane?
Wyszła z windy i zobaczyła otwarte drzwi do gabinetu Jared'a. Spojrzała na zegarek, nadal było za wcześnie na jego przyjście. Sam jej wczoraj mówił, że będzie później bo chce osobiście przywieźć psa terapeutę i jego opiekunkę. Zajrzała do środka i zobaczyła Grace siedzącą na kanapie pod ścianą. Poprawiała szminkę w małym lusterku.
-Jared poszedł do łazienki.- powiedziała Scott nawet nie siląc się by spojrzeć na Erykę.
-To nawet lepiej.- asystentka weszła do środka i zamknęła drzwi. Ściany były dźwiękoszczelne, nikt nie mógł usłyszeć o czym rozmawiają.
Grace schowała do torebki lusterko i szminkę i wstała z zamiarem wyjścia.
-Wiem co robisz.- Eryka zatrzymała rozmówczynię
-Robię mnóstwo rzeczy, o co konkretnie Ci chodzi?
-Wszystko. Co robisz swoim pracownikom i Jared'owi.
-Nie uwierzy Ci.- Grace była zmieszana. Nie przeszło jej przez myśl, że Eryka zainteresuję się jej osobą i zejdzie na dół, do księgowości.
-Na razie nie, ale zdobędę dowody na wszystko, a wtedy skończy się Twoja sielanka.
-Powodzenia, żaden księgowy nie opowie się przeciw mnie, i przecież jestem tylko sympatyczną przyjaciółką. A kto wie może niedługo zostanę asystentka dyrektora? Nawet nie ośmieszaj się próbując coś ruszyć.
Eryka musiała przyznać, że po słowach Grace dreszcz przeszedł jej po plecach. To wcale nie było takie niemożliwe jak by chciała.
-Jeszcze zobaczymy.- powiedziała.
Do gabinetu wszedł Jared.
-Gotowa?- zapytał Grace, której wyraz twarzy natychmiast się zmienił.
-Możemy jechać.- powiedziała i podeszła do Parker'a.
-Gdzie jedziecie?- wtrąciła się Eryka patrząc jak Jared pomaga Grace założyć jasne futro.
-Po psa i jego opiekunkę, Grace chciała ze mną jechać. Zawsze lepiej mieć towarzystwo.
-Dokładnie.- Scott posłała Eryce niemiły uśmieszek.
Jared i Grace jechali w ciszy. Parker długi czas walczył ze sobą i w końcu zdecydował się pojechać własnym samochodem. Starał się nie myśleć o sierści, która będzie wszędzie po pobycie psa. Posprząta to później na spokojnie. Teraz musiał się skupić, by nie zareagować na psa w niewłaściwy sposób.
Nie boję się go, powtarzał sobie w myślach, chodzi tylko i wyłącznie o sierść.
-O czym myślisz?- zapytała Grace.
-O niczym ważnym.- odpowiedział szybko.
Kobieta spojrzała na niego wątpiąco.
-Czy to coś niemiłego?
-Skąd możesz wiedzieć?
-Gdy masz nieprzyjemne myśli robi Ci się zmarszczka między brwiami.- powiedziała uśmiechając się.
-Naprawdę?
-Tak, więc co jest takiego nieprzyjemnego?
-Nic ważnego, nie ma się czym przejmować.- Jared nie chciał dzielić się z nią swoimi lękami i niechęciami. Diana wiedziała o tym i to wystarczało.
-Jak chcesz.- Scott zaczęła obserwować krajobraz za oknem.
Przez jakiś czas jechali w ciszy.
-Dopiero teraz to zauważyłam.- powiedziała nagle.-Jesteśmy ubrani w dwa przeciwne kolory.
-Rzeczywiście.- Jared przyznał jej rację, sam nie zwrócił na to uwagi.
-Ostatnio często ubierasz się w ciemne kolory.
-Skoro tak mówisz.
-Naprawdę, to ona każe Ci się tak ubierać?
-Jaka ona? Co?- Jared całkowicie nie zrozumiał o co chodzi. Pierwszy raz wyczuł od Grace zazdrość i... niechęć?
Grace ugryzła się w język. Nadal było za wcześnie, by tak otwarcie mówić. Musiała się pilnować, tym razem Jared nie był pijany.
-No, Diana...- zaczęła niepewnie, musiała wybadać, w którą stronę może się teraz posunąć.
-Nie, Diana nie narzuca mi w czym ma chodzić.- Parker uznał, że musiał się pomylić. Grace już była taka jak zawsze, sympatyczna i przyjazna.-Chociaż może coś w tym być. Diana lubi ciemne kolory, może podświadomie się do niej dopasowałem.-zaśmiał się.
-Szkoda, że do mnie się nie dopasowałeś.- zażartowała chcąc rozładować atmosferę i zmazać swój wcześniejszy błąd.
-Może za jakiś czas, kiedy spędzimy ze sobą więcej czasu.
-Liczę na to.
Podjechali pod podany adres. Jared miał tremę, bo pomimo że wyglądał już znacznie lepiej nadal miał na twarzy opatrunek. Opiekunka psa jednak całkowicie zignorowała ten fakt i zajęła się rozmową. Ta kobieta chyba jako jedyna patrzyła na Jared'a i miał on wrażenie, że nie widzi złamanego nosa.
Kobieta w rzeczywistości miała do czynienia z ludźmi o najróżniejszych przypadłościach i chorobach. Przez lata pracy w zawodzie nauczyła się patrzeć na człowieka, a nie na jego niedoskonałości.
Parker'owi odeszło jedno zmartwienie, ale nadal czekało go spotkanie z ludźmi z działu księgowości. Chciał wystąpić przed nimi osobiście i wytłumaczyć o co chodzi. Wracając do biura Jared we wstecznym lusterku spoglądał na psa, który grzecznie leżał sobie na kocu, który przyniosła jego opiekunka. Dzięki temu ilość sierści jaka pozostanie na siedzeniu znacznie się zmniejszy.
Eryka zajęła się organizacją na miejscu. Zajęła jedną z sal konferencyjnych i uprzedziła księgowych o spotkaniu jakie miało się tam odbyć, bez zdradzania szczegółów. Wykorzystali moment i Eryka poznała Kyle'a, który miał być łącznikiem między nią i resztą działu. Ustalili w jaki sposób będą zbierać dowody na zachowanie Grace. Księgowi będą spisywać dokładne raporty co i kiedy się dzieję, a Eryka wykorzystując swoją władzę w firmie będzie zdobywała potwierdzenie tego na taśmach monitoringu. Plan wydawał się dobry, oby wykonanie poszło równie gładko.
-Zanim spotkanie się zacznie muszę Wam powiedzieć coś jeszcze.- zaczęła Eryka stojąc przed zespołem.-Spokojnie, zmieńcie te przestraszone miny.-dodała widząc twarze zebranych.-To będzie raczej taka wzmianka osobiście ode mnie. Zapewne nie widzieliście jeszcze Jared'a, znaczy pana dyrektora, ale miał on drobny wypadek i ma opatrunek na twarzy. Bardzo przeżywa, że musi się Wam pokazać w tym stanie, więc jakbyście mogli nie zwracać na zbyt wielkiej uwagi.
Księgowi uśmiechnęli się pod nosem. Wszyscy myśleli, że to coś poważnego, a to tylko taka drobnostka. Oczywiście przytaknęli i zapewnili, że się postarają, a spokojniejsza już Eryka zajęła miejsce wśród nich.
Chwilę potem do sali weszli Jared, Grace, pies i jego opiekunka.
Parker zrobił krótki wstęp wyjaśniając cel i powody zatrudnienia psa terapeuty. Pracownicy byli mile zaskoczeni, nie spodziewali się takiego pomysłu. Nawet jeśli cała akcja nie była konieczna wizja pracowania, kiedy po biurze kręci się pies, była ciekawa i przyjazna. Potem głos zabrała opiekunka i przedstawiła jak dokładnie będzie to wyglądać. Wytłumaczyła co można, a czego nie powinno się robić. Następnie przyszedł czas na pytania, w czasie których pies chodził sobie między zebranymi.
Na całe szczęście trzymał się z daleka od Jared'a. Patrzył zadowolony jak reszta go głaska, czuł że to był dobry pomysł. Niestety pies nauczony pracy w grupie wiedział, że wypada podejść do każdego, w tym do Jared'a. Zrobił to, zwierzę otarło się najpierw o nogi Parker'a, a następnie czekało na dotyk. Jared wyciągnął drżącą dłoń i poklepał psa po głowie. Z jakiegoś powodu zwierzak postanowił polizać go po ręce. Jared ze wszystkich sił starał się nie cofnąć dłoni, odetchnął ciężko próbując się opanować. Nie przewidywał śliny psa na swojej skórze. Zadowolony z siebie pies, poszedł dalej, a Jared ułożył ręce na swoich kolanach i starając się niczego więcej nie dotknąć. W końcu nadszedł koniec spotkania i księgowi wrócili do swojej pracy w towarzystwie nowego znajomego, a Jared z Eryką pożegnawszy się poszli do windy. Czekając na swoje piętro Jared niecierpliwie tupał nogą.
-Stało się coś?- zapytała Eryka widząc jego zachowanie.
-Nie.- odpowiedział krótko, ale kiedy tylko wysiedli u siebie natychmiast poszedł do łazienki umyć ręce.
Umył szybko dłonie, potem ściągnął marynarkę, podwinął rękawy do łokci i zabrał się za to jeszcze raz. Tym razem dokładniej i bardziej zawzięcie. Kiedy uznał, że już nie ma psiej śliny na rękach, wyciągnął z kieszeni marynarki buteleczkę płynu dezynfekującego i zużył prawie połowę. Wreszcie mógł uznać, że wszystko jest w porządku.
-Masz może rolkę do ubrań?- zapytał siedzącej przy biurku Eryki.
-Proszę.
Kobieta wyciągnęła ją z szuflady i podała Jared'owi, który energicznie zabrał się za czyszczenie spodni ze sierści.
-Długo was nie było.- zagadała Eryka, mężczyzna natychmiast domyślił się o co chodzi.
-Daleko jechaliśmy.- odpowiedział Jared bardzie skupiony na swoim zadaniu.
-Rozmawialiście?
-Tak.
-O czymś ważnym?
-Nie. Dziękuję.- oddał jej rolkę.- Nie rozmawialiśmy o niczym ważnym, Grace mówiła o ubraniach i innych mało istotnych rzeczach. Nie musisz się martwić wszystko mam pod kontrolą. Jeśli bardziej Cię to uspokoi, teraz kiedy projekt z psem się rozpoczął będzie mniej sposobności żebyśmy się spotykali.
Eryka zrobiła obojętną minę.
-To nie mnie musisz uspokajać.
Jared oparł się o jej biurko i spojrzał jej w oczy.
-Na pewno?
-Diana może mieć różne myśli.- powiedziała szybko, chcąc jakoś wybrnąć z sytuacji. Nie chciała żeby Jared pomyślał sobie o niej źle, już kiedyś z takiego powodu się pokłócili. Przez zbytnie zainteresowanie Eryki jego życiem uczuciowym.
-Diana wie o wszystkim na bieżąco. Nic przed sobą już nie ukrywamy i nie ma żadnych powodów, by miała różne myśli.
Pies terapeuta miał pracować w firmie do końca miesiąca. Na szczęście Jared miał mało okazji żeby ponownie się z nim spotkać. Każde spotkanie kończyło się dokładnie tak samo, czyli dokładnym umyciem i zdezynfekowaniem rąk.
Eryka i księgowi skrupulatnie przeprowadzali swój plan i zbierali coraz więcej dowodów przeciwko Grace. Jak dotąd wszystko szło doskonale, Kyle prawie codziennie przesyłał e-maile na prywatny adres Erki, a ona w bardzo uprzejmy, a nawet zakrawający o flirt sposób, zdobywała kopie nagrań z monitoringu.
Dzisiaj była na kawie z Kyle'em. Wymienili się najnowszymi informacjami i chwilę porozmawiali niezobowiązująco. Mężczyzna przeprosił ją po kilkunastu minutach, tłumacząc, że kończy mu się przerwa na lunch i musi wracać na swoje stanowisko. Eryka pożegnała go miło i jeszcze chwilę została, by dopić kawę. Byli w kawiarni niedaleko biura więc nie było wielkim zaskoczeniem, że przy stoliku dość niedaleko niej siedziały dwie pracownice. Mówiły na tyle głośno, że była w stanie usłyszeć ich rozmowę.
-Zazdroszczę tym z księgowości.- westchnęła jedna.
Eryka nastawiła uszu.
-Chyba nie tej okropnej kierowniczki?- zapytała jej rozmówczyni z doskonale słyszalnym niesmakiem.
-Oczywiście, że nie. Nie chciałabym mieć z tą kobietą do czynienia. Chodzi mi o zainteresowanie dyrektora.
-To akurat prawda.
-Mieli wyjazd integracyjny z działem marketingu, a teraz mają psa terapeutę. Może to dziwnie zabrzmi, ale czuję się pominięta. Zupełnie jakby żaden inny dział się nie liczył. Jesteśmy tak samo ważni.
-Cicho, cicho. Bo ktoś jeszcze usłyszy.- upomniała ją koleżanka.
Eryce zrobiło się trochę głupio bo kobiety miały całkowitą rację. Nie mogła zrzucić całej winy na Jared'a, bo przecież ona też była na wysokim stanowisku, które wymagało od niej opieki nad wszystkimi pracownikami. Cieszyła się, że stoliki są oddzielone dużym kwietnikiem, bo w innym przypadku kobiety mogłyby zobaczyć jej minę.
-Dobra, wracajmy do pracy.
Kobiety poszły w przeciwną stronę i nie zauważyły Eryki. Kobieta miała głowę pełną myśli i już zaczęła wymyślać jakiś plan. Choć raz to ona mogła zaprezentować przed Jared'em jakiś pomysł.
Jared siedział w swoim biurze i kończył odpisywanie na e-maile urozmaicając sobie czas zastanawiam się nad prezentem dla Diany na święta. Wbrew pozorom wydawało się to znacznie trudniejsze niż można by myśleć. Zostały mu trzy tygodnie i musiał się śpieszyć. Z tyłu głowy odliczał też czas do ściągnięcia opatrunku ze złamanego nosa. Jeszcze tydzień, z utęsknieniem wyczekiwał tego momentu.
Drzwi otworzyły się nagle i do środka weszła Eryka, z wyrazu jej twarzy nic nie dało się wyczytać.
-Jared.- powiedziała mocno.
-Tak?- zapytał bojąc się co usłyszy.
-Popełniliśmy straszny błąd.- jej słowa brzmiały tajemniczo.
-Jaki?- odezwał się w końcu nie doczekawszy się kontynuacji.
Eryka odsunęła krzesło po drugiej stronie biurka i usiadła na nim pochylając się nad blatem.
-Skupiając się na księgowości i trochę na marketingu zapomnieliśmy o reszcie działów. Wydaje mi się się, że je zaniedbaliśmy. Mogli się poczuć, że niektórych faworyzujemy, co jest bzdurą.
Jared musiał przyznać, że Eryka ma rację. Skupiając się na rozwiązaniu problemów jednych całkowicie zapomniał o istnieniu reszty. Poczuł się lekko zawstydzony, że ktoś musiał mu o tym powiedzieć, by zdał sobie z tego sprawę.
-Dlatego pomyślałam sobie, że możemy zorganizować coś dla wszystkich pracowników.
-Masz coś konkretnego na myśli?- zapytał.
-Cieszę się, że o tym wspomniałeś.- Eryka uśmiechnęła się pod nosem.-Przyjęcie.
-Przyjęcie?
-Tak, z kateringiem i muzyką na żywo.
Jared przez chwilę myślał o pomyśle Eryki. Nie był taki zły, trzeba by to zorganizować jak najszybciej, na pewno jeszcze w tym roku.
-To mogłoby się udać.- powiedział po chwili.-Muszę się jeszcze skontaktować z przełożonymi, ale wydaje mi się, że powinni zaakceptować ten pomysł. Napiszę jeszcze dziś.
-Dziękuję, jesteś najlepszy.- ucieszona Eryka obeszła biurko i mocno przytuliła Jared'a.
-To ty wpadłaś na ten pomysł.
-Bez twojego wsparcia nic bym nie wskórała. Pomożesz mi z przygotowaniami?
-Oczywiście.
Diana wróciła do domu wcześniej niż Jared. Zapłaciła opiekunce i zajęła się obiadem. Jake spał w swoim pokoju, więc uchyliła drzwi, by móc wiedzieć kiedy się obudzi. Właśnie zabrała się za obieranie warzyw kiedy zadzwonił jej telefon.
-Cześć, córciu.- usłyszała głos mamy.
-Cześć, jak tam u was?- Diana odłożyła nóż i przełożyła telefon do prawej ręki.
-Wszystko dobrze, co u ciebie, Jake'a i Jared'a?
-U nas po staremu. Jake śpi, Jared jeszcze nie wrócił z pracy, ale niedługo powinien się pojawić.
-Oczywiście pamiętasz, że za trzy tygodnie są święta?
-Pamiętam.
-Mam nadzieję, że przyjedziesz. Tak bardzo się z tatą stęskniliśmy.
-Przyjadę.
-Weź ze sobą Jake'a i Jared'a.
-Postaram się.
-Kiedy przyjedziecie? Muszę znać dokładną datę, żeby wszystko przygotować.
-Pewnie dwudziestego trzeciego.
-Doskonale.
Do mieszkania wszedł Jared i zawołał Dianę.
-Dobra, wiem już co chciałam. Trzymaj się i do usłyszenia, a niedługo do zobaczenia.
-Mamo...- powiedziała jeszcze Diana, ale rozmowa już została rozłączona. White westchnęła głęboko.
Do kuchni zajrzał Jared i uśmiechnął się na jej widok.
-No cześć.- podszedł bliżej i pocałował ją w usta opierając dłonie na jej biodrach.
-Cześć.- odpowiedziała kiedy skończyli.
-Pomóc Ci w czymś?
-We wszystkim, dopiero zaczęłam.
-Jake śpi?- zapytał ściągając marynarkę i podwijając rękawy koszuli.
-Tak.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top