25.
Jared wyszedł z gabinetu, gdzie pobrano mu krew musiał usiąść na krześle. Jak zawsze w takich sytuacjach zrobiło mu się słabo, ale do końca starał się tego nie pokazywać. Nie chciał zrobić sobie wstydu przed pielęgniarkami. Czekała na niego Eryka razem z Jake'iem. Pomimo spędzenia kilku godzin razem, atmosfera nadal panowała napięta. Bez wypowiedzenia słowa podała mu butelkę wody, którą Jared przyjął z wdzięcznością. Siedzieli przez kilka minut i czekali, aż siły wrócą do Parker'a.
-Odwiozę Was do domu, a ja wracam do pracy.- powiedziała Eryka uruchamiając silnik.
-Zobaczymy się jutro?- zapytał Jared zapinając pasy.
-Prawdopodobnie.
Przez resztę drogi nie rozmawiali zbyt dużo, Eryka nie miała litości. Była osobą, która bardzo mocno kochała, ale jej gniew był srogi. Rozstali się po krótkim pożegnaniu pod blokiem Parker'a.
Zmęczony Jared wszedł do mieszkania. Cieszył się, że nie spotkał żadnego z sąsiadów, a tym bardziej pani Green. Wyglądał gorzej niż się czuł, a nie miał ochoty na tłumaczenie całej sytuacji. Jake zasnął w czasie drogi powrotnej więc Jared położył go w łóżeczku i poszedł pod prysznic. Odkręcił zimną wodę i stał myśląc. Tyle wyrzutów sumienia, tyle błędów, tyle żali i tyle głupoty. Po kąpieli nie czuł się lepiej, ale przynajmniej lepiej wyglądał. Teraz mógł wyjść do ludzi i się nie martwić, że ktoś będzie coś podejrzewał. Jednak na razie nie miał ochoty nigdzie wychodzić. W kuchni wypił kawę, której bardzo potrzebował. Stał opierając się o szafki, ogarnęła go straszna złość. Rzucił kubkiem o podłogę rozbijając go na drobne kawałki, resztki kawy rozprysnęły się po meblach, a obudzony głośnym hukiem Jake zaczął płakać. Wiedząc już, że i tym razem postąpił głupio poszedł wziąć chłopca na ręce i uspokoić. Przez chwilę chodził z nim po salonie, a za każdym razem kiedy patrzył w stronę kuchni, rwał się by posprzątać bałagan jaki zrobił. Posadził Jake'a w jego krzesełku i zabrał się za sprzątanie. Dziecko uderzyło kilka razy grzechotką o krzesło i Jared spojrzał na niego.
-Dobrze, że chociaż Ty tu jesteś.- uśmiechnął się do chłopca, który odpowiedział mu tym samym.
Właśnie skończył zbierać kawałki rozbitego kubka, kiedy usłyszał sygnał przychodzącej wiadomości. Poderwał się z kolan i szybko wziął telefon do ręki. Miał wielką nadzieję, że jakimś cudem będzie to Diana. Wiadomość była od Grace.
Jared nie był tym bardzo rozczarowany, właśnie nadarzyła się okazja na dowiedzenie się czegoś o wczorajszej nocy. Wybrał jej numer i czekał. Odebrała po paru sygnałach.
-Jak tam?- zapytała kobieta.-Głowa Cię nie boli?
Brzmiała niewinnie, naturalnie.
-W zasadzie to nie bardzo. Chciałem Cię zapytać czy wczoraj działo się coś dziwnego?
-Nie, dlaczego?
-O której skończyliśmy się bawić?
-Około północy.
Jared ostatnie co pamiętał to picie o dwudziestej trzeciej trzydzieści, późniejsze wspomnienie miał jak przez mgłę, a od pewnego czasu czarna dziura.
-Gdzie się rozstaliśmy?- zapytał.
-Wysiadłam z taksówki pod swoim domem, a Ty pojechałeś dalej. Dlaczego pytasz o tyle oczywistych rzeczy? Nie pamiętasz?
-Właśnie nie bardzo. Wypiłem za dużo i rano obudziłem się na komisariacie trzydzieści kilometrów stąd.
Jared postanowił nie wspominać o podejrzeniu działania jakiegoś środka. Nie chciał martwić tym jeszcze Grace, tym bardziej, że jeszcze nic konkretnego nie wiedział.
-Nic Ci się nie stało? Kto Cię odebrał?
-Nic mi się nie stało, Eryka przywiozła mnie do domu.
-Mogłeś do mnie zadzwonić. Przyjechałabym.
-Tak się złożyło, może następnym razem.
-Oby nie było następnego razu.- zaśmiała się Grace.
-Masz rację, jeden taki incydent wystarczy. Jesteś jeszcze w pracy?
-Tak, koniec miesiąca to i dużo pracy.
-W takim razie nie przeszkadzam. Pewnie niedługo się zobaczymy.
-Pewnie tak.
Rozłączyli się.
Jednak Jared nie dowiedział się niczego konkretnego. Nadal nie miał pojęcia co się stało i w jaki sposób znalazł się w SpanterTown. Wrócił do sprzątania. Chciał wyrzucić pozbierane kawałki kubka do kosza, ale kiedy otworzył szafkę, kosz okazał się pełny. Westchnął, ale nie było innej rady, trzeba było wynieść śmieci. Skoro już wychodził to poszedł po śmieci z łazienki. Okazało się, że tamten kosz też jest pełny, zastanawiał się dlaczego nie zauważył tego wcześniej. Wyciągnął worek z kosza i już miał iść, ale zauważył, że za koszem leży jeszcze jakieś pudełko. Schylił się po nie i kiedy przeczytał co jest na nim napisane zamarł. Upuścił worek ze śmieciami i szybko zajrzał do pudełka szukając testu. Nie było go tam, więc szybko zaczął przeglądać śmieci. Wysypał wszystko na podłogę w łazience i nie przejmując się niczym szukał tego głupiego patyczka. Zapomniał o swojej niechęci do brudu i drżącymi z przejęcia i stresu rękami grzebał. Nie było go wśród śmieci więc pobiegł do kuchni do drugiego worka, który też wysypał na płytki.
Diana przecież musiała go gdzieś tutaj wyrzucić, myślał gorączkując się coraz bardziej.
Testu nie znalazł. Oparł się plecami o szafkę i ciężko oddychał. Serce waliło mu jak szalone i czuł zawroty głowy. Tysiące myśli przebiegały mu przez głowę, nie mógł się skupić na jednej konkretnej. Oparł czoło na przedramionach i starał się uspokoić.
Skoro nie znalazł testu to widocznie wyszedł pozytywnie i Diana zabrała go ze sobą.
Nie umiał sobie tego inaczej wytłumaczyć. Wstał z podłogi z zamiarem natychmiastowego spotkania się z nią. Musiał wiedzieć. Pierwsze co zrobił to dokładne umycie i zdezynfekowanie rąk, dopiero potem mógł wziąć Jake'a i przygotować go do drogi. Nie miał z kim go zostawić. Wypadł z mieszkania jak burza, nie był pewny czy zamknął drzwi, ale nie miał czasu się wracać. Zapiął fotelik Jake'a na tylnym siedzeniu i szybko uruchomił silnik. Jadąc do mieszkania Diany, a było to jedyne miejsce, w którym mogła się zatrzymać, nadal myślał o całej sytuacji. Jeśli Diana naprawdę jest w ciąży... to co? Poradzili sobie z jednym dzieckiem, to poradzą sobie też z drugim.
Jared już wiedział, że zacznie od przeprosin i powiedzeniu jej, że sam nie był wobec niej do końca szczery. Nie będzie prosił o przeprosiny, ale o wybaczenie. To wszystko zaszło za daleko. Znowu przypomniało mu się jak Diana chciała z nim porozmawiać. Może wtedy chciała mu powiedzieć? On nie dał jej szansy i pożałował tego jak nigdy.
Wreszcie podjechał pod blok, w którym Diana nadal wynajmowała mieszkanie.
Diana wstała rano ze strasznym bólem głowy. Była w swoim łóżku i nadal miała na sobie ubranie. Przeszła do kuchni i zobaczyła śpiącego na kanapie Ed'a. Przypomniała sobie jak wczoraj po niego zadzwoniła, ale niewiele więcej. Trąciła nogą butelkę, która się przewróciła i poturlała w inne butelki, i narobiło się sporo hałasu. Oczywiście Ed się obudził.
-Która godzina?- zapytał.
-Dochodzi dziesiąta.- odpowiedziała Diana patrząc na zegar wiszący na ścianie.
Ed poderwał się i sprawdził telefon.
-Chcesz wody?- zaproponowała White podając mu odkręconą butelkę.
-Nie, mogę skorzystać z łazienki?- wydawał się spokojniejszy, cokolwiek przeczytał na telefonie uspokoiło go.
-Jasne.
Ed wyszedł z pomieszczenia, a Diana zabrała się za parzenie kawy. Czuła, że tylko to może ukoić jej zkacowaną duszę. Wczorajsze upicie się oczyściło ją. Jak dziwnie by to nie zabrzmiało to właśnie tak się teraz czuła. Na chwilę odcięła się od problemu, nie myślała o nim i będzie mogła spojrzeć na niego z innej perspektywy. Po prostu poczuła się lepiej i wiedziała, że jeszcze raz podejmie próbę rozmowy z Jared'em.
-Napijesz się kawy?- zapytała kiedy Ed wrócił z łazienki.
-Chętnie.
Usiedli przy stole.
-Muszę się zbierać, na czternastą idę do pracy.
-Też miałam iść na czternastą, ale chyba dam sobie dzisiaj spokój. Zadzwonię i wezmę dzień urlopu. Dobrze, że nie mam dzisiaj żadnych treningów.
-Już Ci lepiej po takiej ilości alkoholu?
-Możesz mi nie wierzyć, ale tak. Potrzebowałam tego.
-To najważniejsze, że moje męki nie poszły na marne.
-Jesteś okropny.- powiedziała Diana piją kawę.
-Ja jestem okropny? Trzeba było siebie wczoraj posłuchać. Dowiedziałem się wielu rzeczy, o których wiedzieć nie chciałem.
Diana zmarszczyła brwi. Co takiego mogła powiedzieć?
-Na przykład?
-Przy Jared'ie starasz się nosić tylko czarną bieliznę, ale nie wyjaśniłaś dlaczego. Śpisz z lewej strony łóżka, bo prawy profil masz lepszy. Za pierwszym razem zrobiłaś Jared'owi malinkę pod pępkiem, a jak kiedyś próbowałaś dla niego zatańczyć spadłaś z łóżka i....
-Już mi wystarczy.- Diana wtrąciła mu się w słowo, nie chciała słuchać o jednym ze swoich najbardziej zawstydzających momentów życia. Resztę mogła przeżyć, ale nie to.-Idę do łazienki umyć zęby, a Ty w tym czasie postaraj się zapomnieć co mówiłam po pijaku.
Diana wchodząc do łazienki śmiała się z samej siebie i swojego głupiego języka po wypicie większej ilości alkoholu. Dobrze, że wiedział o tym tylko Ed, gdyby to się rozniosło na więcej osób, spaliłaby się ze wstydu.
W łazience umyła zęby i twarz i trochę poprawiła włosy. Już mogła się spokojnie pokazać ludziom na oczy.
Jared właśnie podszedł pod drzwi mieszkania Diany i zadzwonił dzwonkiem. Ed właśnie kończył kawę, a skoro Diana była w łazience, to poszedł zobaczyć kto przyszedł. Otworzył drzwi i obaj nie wydawali się zadowoleni, że się widzą. Po chwili zakłopotania Ed wpuścił Jared'a do środka. Parker postawił fotelik z Jake'iem na stole w kuchni. Ed wypatrzył swoją okazję na rozmowę i wyjaśnienie całej sytuacji.
-Jared...- zaczął spokojnie Rodriguez.
Parker właśnie odwrócił się w jego stronę i złapał Ed'a za ubrania i pchnął w stronę ściany.
-Znowu spotykam Cię z moją Dianą. Ty chyba nie wiesz kiedy odpuścić.
-To nie tak jak myślisz, a już na pewno nie tak jak wygląda.- Ed rozłożył ręce w geście poddańczym nie chciał się kłócić, a tym bardziej bić.
-Tak po prostu przyszedłeś ją odwiedzić o dziesiątej rano? Nie jestem głupi.
-Dużo głupszy niż Ci się wydaje.- powiedział Ed widząc, że ze spokojnej i kulturalnej rozmowy nic nie będzie.
-Co powiedziałeś?
Rodriguez również chwycił Jared'a za ramiona, skończyło się grzeczne mówienie.
-Jesteś na tyle głupi, by na podstawie jednego podejrzenia i żadnych wytłumaczeń ze strony Diany, wyrzucić ją z domu. A teraz przychodzić tu i się jeszcze awanturować, bo jestem tu na jej prośbę.
-Czyli pieprzysz ją, bo Cię o to poprosiła?
Ed wyglądał jakby miał zaraz zabić Jared'a, Parker widział jego reakcję i zamachnął się na niego prawą pięścią. Rodriguez bez problemu zablokował cios i sam wyprowadził prawy sierpowy, który trafił cel. Jared stracił równowagę i przewrócił się, Ed usiadł mu na brzuchu i złapał na ubrania. Nie chciał się bić, ale Jared obraził i jego i Dianę.
-Lepiej odwołaj co właśnie powiedziałeś!
Parker zignorował ból twarzy i dalej usiłował uderzyć Ed'a. Szarpali się przez chwilę.
-A może to nie jest prawda?!
-Nie.
Ed złapał odpowiednio Jared'a i uderzył go czołem prosto w nos. Natychmiast puściła się krew i przez ból Parker nie mógł zrobić nic więcej.
-Hej, hej, panowie.- Diana właśnie wyszła z łazienki i zobaczyła zajście.-Co Wy robicie? Macie po piętnaście lat i buzują Wam hormony? Ed zejdź z niego.
Rodriguez wstał i dysząc zabrał swoją kurtkę.
-Lepiej porządnie porozmawiajcie, bo jak widzę macie mnóstwo rzeczy do wyjaśnienia.- powiedział poprawiając ciemne włosy i wyszedł.
-Jared...- Diana klękła obok podnoszącego się do siadu Parker'a i dotknęła jego ramienia. Mężczyzna wyrwał się jej dotykowi i wstał z podłogi. Trzymał się za nos, a krew kapała z jego ręki. -Chodź nad zlew.- Diana nie zraziła się jego zachowaniem.
Jared pochylił się nad zlewem i oparł się o blat obiema dłońmi, brudząc go krwią. Diana podała mu ścierkę i spojrzała na siedzącego w foteliku Jake'a. Na szczęście był tyłem do całego zdarzenia i nic nie widział. Nie płakał, był spokojny jak zawsze.
-Musieliście to robić? Co w Ciebie wstąpiło? Nigdy się tak nie zachowywałeś.
Jared spojrzał na nią już spokojniejszym wzrokiem. Wszystkie uczucia jakie jeszcze chwilę temu czuł, ucichły pozwalając rozumowi przejąć ster. Przełknął krew jaką miał w ustach i był gotowy na rozmowę.
-Diana...
-Ed'a i mnie nic nie łączy. Nigdy nie spaliśmy ze sobą. Jest moim dobrym przyjaciele, a ja jego przyjaciółką. Przyjechał bo go o to poprosiłam, ale nie dotknęłam go. Zbyt bardzo zależy mi na Was obojgu, by stracić Was przez głupi seks.
White miała nadzieję, że teraz się pogodzą. Po co innego Jared miałby do niej przychodzić? Na pewno postanowił dać jej drugą szansę jeśli tylko incydent z Ed'em jej nie przekreślił.
-Nie, nie odchylaj głowy do tyłu. Jared!!
To było ostatnie co Parker usłyszał.
Obudził się po jakimś czasie, leżał na podłodze w kuchni, głowę miał na kolanach Diany i ona trzymała mu ścierkę przy nadal krwawiącym nosie.
-Co się stało?- zapytał ledwo unosząc powieki.
-Zemdlałeś.
-Na jak długo?
-Trzy minuty. Nie wstawaj jeszcze. Boli Cię?
-Bardzo.
-Nie miałeś szans z Ed'em, on był instruktorem samoobrony.
-Szkoda, że dowiedziałem się tego po fakcie.- Jared mówił z zamkniętymi oczami, strasznie bolała go cała twarz.
-Możemy porozmawiać?
-Po to tu przyjechałem. Bójka nie była w planie.
-Przepraszam, że nie powiedziałam o odwiedzinach Ed'a. Sama nie wiem czemu to zrobiłam, nic nas nie łączy. Uwierzysz mi?
-Myślę, że nie dostałbym tak bardzo gdybym miał rację.
-Dziękuję.- Dianie łzy szczęścia zebrały się w oczach.
-Nie dziękuj mi, nie powinnaś mnie nawet przepraszać.- Jared otworzył oczy i spojrzał na twarz Diany, była piękna.-To ja muszę Ciebie przeprosić i prosić o wybaczenie.-Parker zmusił się do siadnięcia, miał bardzo ciężką głowę, wziął z jej ręki ścierkę i sam przyłożył ją sobie do nosa.-Kiedy byłem w szpitalu z Jake'iem odwiedzała mnie Grace.
Diana poczuła dreszcz złości.
-Ubiegnę Cię, masz całkowitą rację w byciu złą, bo robiłem dokładnie to co Ty i też Ci nie powiedziałem, a nawet ukarałem Cię. Zrobiłem bardzo źle, poniosły mnie emocje.
-Ile razy się z nią wtedy widziałeś?
Jared przełknął kolejną porcję krwi.
-Przychodziła codziennie.
Diana milczała. Trawiła to co właśnie usłyszała. Była zła nie tylko dlatego, że Jared ją okłamał, ale też dlatego, że on za coś takiego oskarżył ją o zdradę. Westchnęła głęboko.
-Mamy moment wybaczeń, więc zapomnijmy o całej sprawie, ale nie dawajmy sobie więcej powodów do podejrzeń.
-Zgadzam się.- przytaknął mężczyzna.
-No dobra.- Diana wstała z podłogi.
-Mam jeszcze jedno pytanie.- powiedział Jared, tego pytania najbardziej się bał i właśnie to pytanie przytargało go tutaj. Wstał na równe nogi, ale kiedy tylko to zrobił poczuł zawroty głowy. Przytrzymał się blatu.
-Chodź na kanapę.- White wzięła go pod ramię i zaprowadziła do kanapy. Mężczyzna położył się na niej, a Diana uklękła przy nim.-O co chciałeś zapytać?
-Znalazłem opakowanie z Twojego testu, jesteś w ciąży, prawda?
Diana zaniemówiła. Zapomniała o tej sprawie w całym zamieszaniu.
-Miałeś się o tym nie dowiedzieć, nie chciałam...
-Damy sobie radę, Jake będzie miał rodzeństwo.- Jared wszedł jej w słowo.-Na razie się boję, ale wezmę się w garść. Chcę być dla tego dziecka ojcem, chcę mieć z Tobą rodzinę.
White już miała przerwać mu i wyjaśnić nieporozumienie, ale postanowiła wysłuchać go do końca. Była bardzo szczęśliwa słysząc takie słowa z jego ust, ale musiała powiedzieć prawdę. Nie chciała wzbudzać fałszywych nadziei.
-Nie jestem w ciąży. Myślałam, że jestem, ale nie.
-A test?
-Wyszedł negatywnie.
-Czyli nie będzie dziecka?
-Nie, przynajmniej na razie.
Jared zakrył wolną dłonią oczy. Poczuł się dziwnie, temu uczuciu było bliżej do rozczarowania niż ulgi.
-Te wszystkie rzeczy, które powiedziałem, to możesz na razie o nich nie myśleć.- mamrotał lekko zawstydzony.
-Na pewno nigdy o nich nie zapomnę.- uśmiechnęła się Diana i spojrzała mu w oczy. Nachyliła się nad nim, a Jared odsunął ścierkę z twarzy. Połączyli usta w pocałunku, to nie był najpiękniejszy pocałunek jaki mieli. Smakował krwią, a Jared zaraz odsunął się, bo uraził sobie bolący nos.
-A tak na marginesie mam wszystkie zęby?- zapytał nagle przypominając sobie o nich.
Diana powstrzymała się od śmiechu, choć ją sytuacja bardzo bawiła to Jared miał powody, by się martwić.
-Nie widzę żadnych ubytków.- odpowiedziała ponownie przykładając mu do twarzy ścierkę.-Możesz wstać? Trzeba doprowadzić Cię do porządku
-Chyba tak.- Parker ostrożnie usiadł.-Gdzie Jake?
-Siedzi sobie w foteliku i śpi. Nie przestraszył się nawet waszej bójki. Idziemy do łazienki?
Jared skinął głową i poczuł jej ciężar. Powoli podniósł się z kanapy i jeszcze wolniej przeszli do łazienki. Mężczyzna zataczał się i przełykał krew, ale dostali się pod prysznic. Diana pomogła ściągnąć mu koszulkę bardzo uważając na nos i włożył głowę pod bieżącą wodę. Zamoczył włosy, ale zmył krew i mogli obejrzeć jego obrażenia. White zarzuciła mu ręcznik na głowę i obejrzała twarz. Minę miała nieciekawą. Dała mu tym razem suchy i czysty ręcznik do przyłożenia na krwawiący nos.
-Raczej zahaczymy o szpital.- wydała werdykt.
-Jest aż tak źle?
-Wydaje się złamany.
-Jedźmy od razu.
Diana dała mu jakąś swoją koszulkę, nie wyglądał w niej tragicznie i co najważniejsze była czysta, tak mógł się pokazać. Ona prowadziła do szpitala, Jared odczuwał taki ból, że nawet nie martwił się o swój samochód. Siedział grzecznie obok niej i starał się nie poplamić tapicerki. Kiedy zatrzymali się na parkingu, Diana wzięła fotelik Jake'a i pomogła wysiąść Jared'owi. Prowadziła go pod ramię i pocieszała kiedy zaczynał przeżywać swój stan. Na pogotowiu pojawili się o takiej godzinie, że prawie nie było ludzi w poczekalni. Zaraz przyjęli Jared'a.
Wyszedł po kilkunastu minutach z opatrunkiem na twarzy. Za nim szła pielęgniarka, która zaprowadziła go do czekającej Diany.
-Pani mąż ma złamany nos, założone tampony aby zatrzymać krwotok, proszę jutro przyjść je usunąć. Tu jest recepta na leki przeciwbólowe i przeciwobrzękowe. Dobrze też będzie się nie wysilać i przeleżeć dzisiejszy dzień.
-Dobrze.
-I następnym razem proszę być bardziej delikatną.- powiedziała pielęgniarka powstrzymując się od śmiechu. Podała jeszcze kartkę z zapisanymi zaleceniami i wróciła do gabinetu zabiegowego.
-Jedźmy do domu.- mruknął Parker ubierając płaszcz.
-W czym mam być bardziej delikatną?- zapytała Diana ubierając Jake'a i siebie.
-Musiałem wymyślić jakąś wymówkę dlaczego mam złamany nos, przecież nie mogłem powiedzieć, że uderzył mnie Twój przyjaciel.
-Ale w czym mam być delikatniejsza?- naciskała Diana, musiała się dowiedzieć co tak rozbawiło pielęgniarkę.
-W łóżku..
-Dobra, tyle mi wystarczy.
-To wcale nie jest takie straszne.
-Nie chcę wiedzieć nic więcej.- jednak Diana nie była już tak ciekawa jak chwilę temu.
-Weźmiesz Jake'a?
-Tak, jedziemy do domu..
Na szczęście w drodze do mieszkania nie spotkali żadnych sąsiadów. Tym razem Jared wyglądał gorzej niż kiedykolwiek wcześniej. Wstydził się nawet pokazywać takim Dianie, a co dopiero obcym ludziom.
-Co tu się stało?- zapytała Diana zaglądając do kuchni.
-A to...- Jared przypomniał sobie jak bardzo intensywnie przed wyjściem szukał jej testu ciążowego.
-Zaraz to posprzątam, połóż się.
Diana włożyła Jake'a do łóżeczka w salonie, gdzie chłopiec zajął się swoimi zabawkami. Szybko posprzątała kuchnię i łazienkę, potem zabrała się za zrobienie obiadu. Już po niecałej godzinie przyszedł do niej Jared i odmawiał powrotu na kanapę. Był środek dnia, a on nie lubił bezczynności.
-Bardzo Cię boli?- zapytała Diana przygotowując warzywa zgodnie z wymogami Jared'a.
-Bardzo.- odpowiedział opierając głowę o ścianę.
-Chcesz coś na ból?
-Wystarczy lód.
Diana odłożyła nóż i wyciągnęła z zamrażarki saszetkę lodu. Zawinęła ją w ścierkę i podała Parker'owi, który przyłożył go sobie na wysokości brwi.
-Zatoki też mnie bolą, wszystko mnie boli.- wyjaśnił widząc jej zmieszanie.
-Może jednak się położysz.
-I mam Cię zostawić z tym wszystkim samą? Raczej nie, może na niewiele się przydam, ale dotrzymam Ci towarzystwa.
Dłuższą chwilę panowała cisza. Jared obserwował gotującą Dianę i musiał przyznać, że brakowało mu jej. Może nie rozstali się na długi czas, ale wystarczył by Parker zaczął odczuwać jej brak. Diana zblendowała porcję dla Jared'a, potem nakarmiła Jake'a, który zaraz potem zasnął, a na końcu zjadła sama. Posprzątała i dopiero popołudniu mogli usiąść przed telewizorem i odpocząć po dniu pełnym wrażeń. White miała wielką ochotę napić się wina, ale jednoczyła się z Jared'em, który niedługo wcześniej wziął leki przeciwbólowe. Obrzęk nasilał się i już wieczorem widać było sporą opuchliznę. Napuchnął nos, część policzków i oczy, wyglądał znacznie gorzej niż po przyjęciu porcji gazu pieprzowego. Brał prysznic przy otwartych drzwiach, żeby w razie potrzeby Diana mogła mu pomóc. Położyli się do łóżka blisko północy. Jared już zgłosił swoją jutrzejszą nieobecność w pracy, Diana szła na popołudniu.
-Mogę się przytulić?- zapytał Jared Dianę, która leżała do niego tyłem.
-Chodź.- kobieta odwróciła się na plecy i wyciągnęła do niego rękę.
Parker przysunął się bliżej i oparł głowę na jej ramieniu i barku, ona objęła go przez klatkę piersiową.
-Śpisz?- odezwał się ostrożnie.
-Prawie.- powiedziała z zamkniętymi oczami.
-Mogę Cię o coś zapytać?
-Pytaj.- Diana miała dużo cierpliwości dla niego. Już wystarczająco cierpiał fizycznie, niech choć psychicznie dobrze się czuje.
-Wyglądam okropnie?
Kobieta spojrzała na niego jednym okiem i zobaczyła opatrunek, opuchliznę i wszystkie odcienie fioletu. Uśmiechnęła się kącikiem ust.
-Nie jest źle.- odpowiedziała ponownie zamykając oczy.
-Mówisz poważnie? Nie chcę zrobić z siebie pośmiewiska jeśli wyjdę do ludzi.
-Nawet taki okropny, dla mnie jesteś najprzystojniejszy.- Diana pocałowała go w głowę.-A teraz śpij.
-Czyli jest źle, a jutro znowu muszę wyjść z domu. Jak ja się tak pokażę w pracy?- Jared jak zawsze zaczął przeżywać swój stan, każda niedoskonałość sprawiała mu kłopot i ciężko się z nimi godził.
-Jeśli będą się na Ciebie patrzyć to powiem, że obroniłeś mnie przed jakimiś facetami.
-Naprawdę? Zrobisz to dla mnie?
-Oczywiście, powiem, że było ich czterech, a Ty przegoniłeś ich wszystkich.
Diana nie widziała tego, ale Jared patrzył na nią z taką wdzięcznością, że prawie z uwielbieniem. Humor mu się poprawił i już więcej jej nie męczył swoimi przemyśleniami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top