23.
Następnego dnia rano Diana zadzwoniła do pracy i wzięła wolne do końca tygodnia. Praca w takim stanie mijała się z celem. Cały dzień leżała w łóżku, wstawała z niego tylko do łazienki albo żeby coś zjeść. Nieznośną samotność rozpraszały tylko telefony Jared'a. Opowiadał o Jake'u i o tym że już mu lepiej. Parker pytał o jej samopoczucie i starał się ją zająć rozmową. Oboje czuli się źle z powodu rozłąki.
Pod wieczór Diana wzięła prysznic i umyła włosy. Kiedy wyszła z łazienki usłyszała dzwoniący telefon. Spodziewała się Jared'a, ale wyświetlał się Ed. Odebrała.
-Co słychać?- usłyszała jego głos.
-Nic ciekawego.
-Słyszałem, że wzięłaś urlop żeby się wyleczyć.
-Nie miałam wyjścia, niewiele jestem w stanie zrobić.- powiedziała przecierając mokre włosy.
-Lepiej się czujesz?
-Tak...- odpowiedziała niepewnie.
-Więc chyba jechaliśmy na darmo.
-Co?! -Diana przestała wycierać włosy.
-Max i ja stoimy pod twoim blokiem, ale nie wiemy gdzie mamy dzwonić.
Kobieta podeszła do okna i odsunęła żaluzje, na parkingu rzeczywiście stał Ed, a obok niego Max. Pomachali jej, a ona odpowiedziała im tym samym.
-Wpuścisz nas?
-Jasne, chodźcie do piętnastki.
Diana rozłączyła się i otworzyła drzwi zewnętrzne i czekała aż zapukają do mieszkania. Była ubrana w piżamę, ale nie wyglądała źle. Długie kraciaste spodnie i biała bluzka z długim rękawem. Żałowała tylko, że nie zdążyła wysuszyć włosów.
Otworzyła drzwi wejściowe i zaprosiła gości do środka. Najpierw przywitała się z Max'em, a następnie z Ed'em, z obydwoma starała się zachować ostrożność i nie zarazić ich.
-Zrobić Wam coś do picia?- zapytała kiedy ściągali kurtki.
-Żeby się to skończyło jak wczoraj w pracy z butelkami? Sam nam zrobię coś do picia, a wy z Max'em sobie porozmawiacie przy stole. Pokaż mi tylko gdzie masz kuchnię.
Diana zaprowadziła ich i tak jak powiedział Ed usiadła z chłopcem przy stole. Dziecko opowiedziało jej co dziś robiło na rehabilitacji, a potem z plecaka wyciągnęło rysunki, o których miał wiele do powiedzenia. Jak zawsze nawiązywały do aktualnie oglądanych bajek, ale kilka przedstawiało ludzi. Na pytania Diany kto na nich jest, odpowiadał, że on i jego młodszy brat. Ed w tym czasie zrobił im herbatę i podał do stołu.
-Jesteś sama? Gdzie Jared?- zapytał kiedy Max poszedł do salonu gdzie był niższy stół, tam wygodniej się mu rysowało.
-W szpitalu...
-Coś mu się stało?- wszedł jej w słowo.
-Nie jemu, Jake ma zapalenie płuc i go zatrzymali na oddziale, a ja...- Diana zamilkła i napiła się herbaty.
-Jesteś chora i nie chcesz się zbliżać, żeby nie pogorszyć. Ile ich nie będzie?
-Jakiś tydzień. Proszę, nie rozmawiajmy o tym, zawsze gdy pomyślę, że mnie tam nie ma, chcę mi się płakać.- powachlowała oczy, które zaszły łzami.-Powiedz mi lepiej jak Max radzi sobie w przedszkolu?
-To też jest ciężki temat.- Ed ściszył głos.-Kiedy wysyłałem go później niż wszystkie inne dzieci myślałem, że robię dobrze, ale teraz wiem, że był to błąd. Dzieci nie przyjęły go tak jak miałem nadzieję, nie chcą się z nim bawić, patrzą na niego jak na obcego. Najgorsze jest to, że Max doszedł do wniosku, że to dlatego, że jest inny niż reszta dzieci. Gdy powiedział mi to pierwszy raz płakałem razem z nim, a babcia z nami. Teraz jest na rehabilitacji więc, babcia odbiera go kilka godzin wcześniej. Nie chcę chodzić i codziennie rano się kłóci, zastanawiam się czy nie zrezygnować z tego przedszkola, chciałem odciążyć babcię, a skazałem syna na udrękę.
-Ciężka sytuacja, jak Max się z tym czuje?
-Źle, wiesz...
Ed spojrzał na Dianę smutnym wzrokiem.
-O co chodzi?- zapytała.
-Pamiętasz kiedy Max poznał Jake'a?- Diana przytaknęła.-Teraz cały czas mówi o młodszym bracie, z którym będzie się mógł bawić. Doszedł do wniosku, że brat będzie go kochał takim jaki jest.-Ed umilkł na chwilę.-Próbowałem z nim rozmawiać, wytłumaczyć mu, ale nie przyniosło to żadnych skutków.
-Szkoda, że Jake'a teraz tutaj nie ma.
Ed uśmiechnął się lekko.
-Ciężko prowadzić taką rozmowę przy herbacie.- przyznała Diana.
-Zdecydowanie ciężko.
Rozmawiali jeszcze trochę, ale zaczęło robić się późno i trzeba było wracać do domu. Ed pomógł założyć Max'owi buty.
-Dziękuję, że mnie odwiedziliście. Od razu lepiej się poczułam.- Diana pożegnała się z Max'em.
-Jeśli chcesz jutro też mogę wpaść, niestety bez młodego. On jest na rehabilitacji, a ja idę do pracy na popołudniu.
-Chętnie.
Żegnając się Ed przyciągnął Dianę do siebie i pocałował ją w policzek. Kobieta nie protestowała, ale dopiero po fakcie przypomniała sobie, że może go zarazić.
Kiedy zamknęła drzwi podeszła do okna, z którego widać parking i patrzyła jak goście wsiadają do samochodu. Na koniec Ed pomachał jej i odjechali. Chwilę potem zadzwonił Jared i zapytał jak jej minął czas od ostatniego telefonu. Nie miała wyrzutów sumienia, że odwiedził ją Ed, nie miała ku temu żadnych powodów, ale z jakiegoś nieznanego nawet samej sobie powodu nie wspomniała o tym. Może podświadomie nie chciała przypominać o pocałunku do którego kiedyś doszło. Tym razem nie zrobiła nic złego, nawet o niczym takim nie pomyślała. Z całych sił starała się nie porównywać Ed'a do Adama i się jej udało.
Przed spaniem poszła do pokoju Jake'a, w którym miała część swoich rzeczy, między innymi szkatułkę z biżuterią. Otworzyła ją i wyciągnęła z niej nieśmiertelnik Adama. Dawno go nie nosiła, zresztą zaraz przypomniała sobie dlaczego go schowała do kuferka. Nagle naszły ją wspomnienia i zrobiło się jej przykro, bardzo zatęskniła za zmarłym. Emocje ostatnich dni skumulowały się i popłynęły łzy. Stała z nieśmiertelnikiem w ręce i płakała w samotności.
Eryka wiedziała o chorobie Jake'a i o tym, że Diana ich nie odwiedza. Dlatego po pracy chodziła do szpitala dotrzymać im towarzystwa. Był już piątek, zakończyła wszystkie ważne rzeczy przed weekendem i spakowała do teczki kilka papierów, które chciała pokazać Jared'owi. Zeszło jej trochę dłużej niż normalnie i pod szpital podjechała trzy godziny później niż poprzedniego dnia. Zabrała wszystko i poszła na oddział. Podeszła pod salę Jake'a i przez otwarte drzwi zobaczyła Grace trzymającą go na rękach. Jared stał obok i wesoło rozmawiali. Eryka postanowiła nie wchodzić, stanęła niedaleko drzwi i czekała. Po jakichś piętnastu minutach Grace wyszła z sali i przeszła obok Eryki nawet na nią nie patrząc. Kobieta odprowadziła ją wzrokiem i poszła do Jared'a.
-Myślałem, że dzisiaj już nie przyjdziesz.- powiedział Jared widząc gościa.
-Jak widać jestem.- Eryka pogłaskała Jake'a po głowie w geście powitania.-Mam dla Ciebie kilka papierów do przejrzenia. Wybacz, że przynoszę je do szpitala, ale chcę to załatwić w poniedziałek z samego rana.
-Dobrze, że to zrobiłaś. Odkąd Jake czuje się lepiej umieram tu z nudów.- wziął podane kartki.
-Chwilę temu nie wyglądałeś jakbyś się bardzo nudził.- powiedziała cicho Eryka, kiedy Jared czytał.
-Co?
-Nie, nic.- kobieta podeszła do łóżeczka i wzięła Jake'a na ręce.-Wyglądasz o niebo lepiej, pewnie nie możesz się doczekać, aż zobaczysz mamę, co?
Chłopiec uśmiechnął się do niej i wziął podawaną mu zabawkę, którą zaraz włożył do buzi.
-Jeśli pytasz o Dianę, to nadal się nie wyleczyła i nie chcę ryzykować zarażeniem Jake'a. Tęsknię za nią, ale popieram jej ostrożność. Z resztą codziennie rozmawiamy przez telefon.- Jared odłożył na bok kartki.-Chcesz o coś zapytać, prawda?-znał Erykę już wystarczająco długo i dobrze, żeby wiedzieć, że coś jest na rzeczy.
-Widziałam wychodzącą Grace.
-Więc o to chodzi.- Jared westchnął.-Odwiedza nas, martwi się o Jake'a.
-O Jake'a czy o Ciebie?
-Do czego zmierzasz?
-Ile razy tu już była?
-Codziennie wstępuje na chwilę, nie wiem o co cały problem.
-Diana o tym wie?
Jared gniewnie zmarszczył brwi. Eryka już wcześniej wyrażała swoje niezadowolenie odnośnie jego znajomości z Grace. To nie powinno jej obchodzić.
Eryka włożyła Jake'a do łóżeczka.
-Więc jej nie powiedziałeś.
-Grace jest moją przyjaciółką, nie robimy nic złego. Nie powinnaś się wtrącać.- Jared podał jej kartki.-A jeśli chodzi o to, to rób jak chcesz.
Eryka wzięła je ze złością.
-I tak miałam taki zamiar.- w drugą rękę wzięła płaszcz i torebkę.
-To po co w ogóle przyszłaś?
-Żeby się upewnić, że wszystko jest dobrze, ale widzę, że ktoś już o to dba.
Kobieta wyszła ledwo powstrzymując się od krzyku. Od kiedy Jared stał się taki? Dlaczego zareagował złością na próbę rozmowy? Wcześniej nigdy tego nie robił.
Jared dopiero po jej wyjściu zrozumiał jak się zachował. Poczuł się głupio i źle, że tak na nią naskoczył. Przecież Eryka zawsze interesowała się jego życiem niczym przyjaciółka, albo raczej matka i zawsze chciała jego szczęścia. Nie miał odwagi, by pójść za nią i przeprosić.
Eryka wsiadła do samochodu, nadal buzowała ze złości. Wyciągnęła telefon i znalazła numer Diany. Wyciągnęła go kiedyś od Jared'a, pod jakimś pretekstem. Przez chwilę zastanawiała się czy powinna zadzwonić, ale w końcu schowała telefon i odpaliła samochód.
Po dłuższej chwili podjechała pod blok Jared'a. Weszła do budynku razem z jakimś panem, który tam mieszkał i wpuścił ją do środka. Wyszła na piętro gdzie było mieszkanie numer piętnaście. Wahała się kilka sekund, ale w momencie kiedy miała zapukać usłyszała głosy i przekręcanie zamka. Odsunęła się pod inne drzwi i ukradkiem obserwowała jak z mieszkania wychodzi obcy mężczyzna. Diana się nie pokazała, ale było słychać jej głos. Po tym zdarzeniu Eryka wahała się znacznie dłużej i w końcu wróciła do samochodu.
Diana zmywała naczynia po kolacji, którą zjadła z Ed'em. Pomimo, że Jared'a nie było w mieszkaniu to nabyła już nawyk sprzątania po sobie. Zadzwonił jej telefon.
-Co robisz?- zapytał Parker po drugiej stronie słuchawki.
-Właśnie skończyłam kolację i teraz zmywam naczynia.
Tak jak zawsze Diana nie wspomniała o wizycie Ed'a.
-Jak się czujesz?
-Całkiem dobrze, gorączka prawie zeszła. Mogłabym już wrócić do pracy.
-Powstrzymaj się do poniedziałku. Wylecz się całkowicie.
-Nie mogę się doczekać żeby was zobaczyć.
-Już niedługo.
Na chwilę zapanowała cisza.
-Niedługo będzie koniec listopada.- powiedział Jared przerywając ciszę.
-Trzeba będzie pomyśleć o świętach.
-No, trzeba będzie.
Rozmawiali jeszcze chwilę niezobowiązująco i się pożegnali.
Myśli Diany zajęły się czymś zupełnie innym.
W sobotę i niedzielę Ed i Max odwiedzili Dianę. Zjedli obiad i obejrzeli film. Nic nadzwyczajnego, po prostu miło spędzili czas. Diana jednak myślała o czymś zupełnie innym. Od piątkowej rozmowy z Jared'em zastanawiała się nad swoim cyklem. Przeliczyła wszystko kilka razy i okres spóźniał się jej już prawie dwa tygodnie. Swoje obawy maskowała uśmiechem i żartem, Jared'owi nawet o nich nie wspomniała. Najpierw sama musiała to sprawdzić. W niedzielę wieczorem poszła do apteki i kupiła test ciążowy.
Jared w poniedziałek od rana czekał spakowany na lekarza.
-Mam wypis dla Jake'a.- powiedział doktor i podał Jared'owi kartkę.
-Dziękuję.
-Proszę stosować się do zaleceń i za tydzień przyjść do kontroli.
-Oczywiście.
Lekarz wyszedł, a Jared zaczął ubierać Jake'a.
-Wracamy w końcu do domu.- mówił do chłopca zapinając go w foteliku.-Jedziemy do Diany.
Jake w odpowiedzi potrząsnął grzechotką. Opuszczali szpital z uśmiechem, spędzili w nim zdecydowanie za dużo czasu.
Diana właśnie prowadziła zajęcia ze swoimi pierwszymi klientkami. Z rana miała tremę, ale Ed dodał jej otuchy i teraz wszystko szło zgodnie z planem. Choć przez swoje problemy nie mogła skupić się na weekendowych przygotowaniach, to teraz było idealnie. Kobiety współpracowały i słuchały się poleceń. Diana czuła się doskonale, wreszcie przypomniała sobie jak to jest pracować w swoim zawodzie. Sama zresztą też na tym skorzystała, bo od ciągłego oglądania seriali i stołowaniu się na świetnej kuchni Jared'a zaczęła przybierać na wadze. Raczej oczywistym było, że jako trener personalny powinna utrzymywać formę. Tym bardziej musiała się rozruszać po chorobie i ciągłym leżeniu w łóżku.
Po skończonym spotkaniu odpowiedziała na kilka pytań zadanych przez kobiety i pożegnały się. Diana wróciła do reszty swoich obowiązków.
-Dobrze Ci poszło.- powiedziała Eva, która wróciła ze zwolnienia w tym samym czasie co Diana.
-Dzięki.
-Oby tak dalej.
Eva poszła do przeszklonej salki, gdzie zaraz miała poprowadzić zajęcia.
-Jak tam pierwsze spotkanie, trenerze?- do Diany podszedł Ed.-Masz ochotę ma mały grzeszek?
-Trening poszedł super, a co do drugiego pytania, zależy jaki to grzech.
Ed pokazał puszki słodkiego i niezdrowego napoju. Diana zaśmiała się i odłożyła płyn do dezynfekcji.
-Dam się skusić.
Poszli do szatni na zapleczu i usiedli na niskiej ławce, na której tydzień temu Ed ubierał jej buty.
-Twoje zdrowie.- powiedział mężczyzna otwierając swoją puszkę, Diana zrobiła to samo ze swoją i stuknęli się nimi.
-Dzisiaj wracają?- zapytał po chwili.
Diana doskonale wiedziała o kim mówi Ed, rozpromieniła się natychmiast.
-Tak, w końcu. Myślałam że ten tydzień trwał sto lat. Dobrze, że miałam towarzystwo w tym czasie.
-Nie ma za co. Zawsze do usług.
Rozmawiali jeszcze o Max'ie. Diana bardzo przejęła się jego sytuacją i chciała jakoś pomóc. Niestety żadne z nich nie wiedziało co mogą zrobić. Ed był krok od podjęcia decyzji o rezygnacji z przedszkola, wstrzymywał się jednak łudząc się, że może coś się zmieni. Na koniec doszli do wniosku, że czas wracać do pracy.
Dochodziła czternasta i Diana właśnie skończyła myć podłogę. Sprzątnęła sprzęt i poszła się zbierać do domu. Chciała być jak najwcześniej, by jak najszybciej zobaczyć się ze swoimi mężczyznami. Wyszła z budynku i skierowała się na postój taksówek, ale nagle ktoś ją zawołał.
Odwróciła się i odgarnęła włosy z oczów. Stanęła w miejscu tylko po to by po chwili ruszyć biegiem w tamtym kierunku. Upuściła torbę na ziemię i objęła Jared'a, z Jake'iem na rękach.
-Dobrze, że już jesteście.- powiedziała biorąc Jake'a w ramiona. Dziecko cieszyło się tak samo mocno jak ona. Pocałowała go w policzek.
-Teraz moja kolej.- Jared nachylił się do niej i pocałował jej usta. Diana jedną ręką objęła go w pasie i mocno przyciągnęła do siebie. Potem przytuliła się do jego klatki piersiowej.
-Jedziemy do domu.- zdecydował Jared po dłuższej chwili. Było zbyt zimno, by tak stać na zewnątrz.
Kiedy Jared wszedł do mieszkania był zaskoczony panującym porządkiem. Spodziewał się choć odrobiny bałaganu. Zadowolony jeszcze raz pocałował Dianę. White nie wypuszczała Jake'a z ramion przez cały czas czekania aż Jared zrobi obiad. Stęskniła się na nim i chciała nadrobić stracony czas. Właśnie kończyli jeść, kiedy zadzwonił jego telefon. Jared odebrał go i wyszedł do sypialni, a Diana wiedziała już kto dzwoni.
-Posłuchaj...- powiedział niepewnie, kiedy wrócił do kuchni.
-Musisz wyjść?- zapytała obojętnie.
-Tylko na chwilę, to bardzo ważne.
-Z całą pewnością.
-Wrócę za godzinę.
-Tylko się nie spóźnij.
Jared wyszedł, ale Diana nie była zła. Nie dziś, cieszyła się że wrócili. Postanowiła nawet odpuścić Jared'owi to spotkanie z Grace w dniu w który zobaczyli się po tygodniu.
Kiedy minęła trzecia godzina jego nieobecności Diana poczuła lekki wkurz. Jake spał, a ona oglądała serial. Otworzyła butelkę wina, którą zdążyła wypić do połowy. W końcu usłyszała dźwięk przekręcanego klucza, jednak nie wstała z kanapy. Po chwili skruszony Jared stanął przed nią.
-Wiem, że miałem być wcześniej.- powiedział przepraszająco.
-Nie tłumacz się, tym razem Ci wybaczę.
Diana odstawiła kieliszek na stół i podeszła do Jared'a. Wspięła się na palce i pocałowała go, jednocześnie wyciągając mu koszulę ze spodni i wsuwając pod nią ręce. Jak zawsze Diana nie musiała bardzo go zachęcać. Pozwoliła się rozebrać z bluzki i stanika w czasie kiedy ona męczyła się z guzikami jego koszuli. Odpięła mu pasek i spodnie i spojrzała w oczy.
-Chcesz mnie?- zapytała.
-Tak.- wyszeptał do jej ucha.
-Tylko mnie?
-Tak...
Mam nadzieję, pomyślała dając się podnieść i zanieść do łóżka. Czuła jego oddech między swoimi piersiami. Poczuła niesamowity gorąc.
Jared usiadł na łóżku całując jej obojczyk i szyję, a rękami ściągając jej spodnie i majtki. Diana pchnęła go i położył się na plecach, już naga usiadła na nim okrakiem. Wygięła się w tył, kiedy złączyli się. Dopasowali swoje ruchy i pokój wypełnił się jej westchnieniami. Jared lubił kiedy Diana to robiła, traktował to jako potwierdzenie jej zadowolenia. Przejechał dłońmi od jej ud, przez pośladki, brzuch i piersi do jej barków. Położył ją pod sobą, a ona zarzuciła mu ręce na szyję. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że woła jego imię. W momencie spełnienie wbiła mu paznokcie w plecy, Jared syknął z bólu.
Zasnęli przytuleni.
Rano Jared wstał pierwszy, sprawdził co z Jake'iem i poszedł pod prysznic. Miał jeszcze dwie godziny przed wyjściem do pracy. Czas wrócić do normalnego funkcjonowania. Czekała go jeszcze konfrontacja z Eryką, z którą nie widział się ani nie rozmawiał od piątku. Natomiast Grace nie zaprzestała swoich wizyt i to ona dotrzymywała im towarzystwa. Wydawała się, że Jake ją polubił, zresztą Jared też. Z rozmyślań wyrwał go odgłos otwieranych drzwi do łazienki.
-To Ty, Diana?- zapytał przepłukując twarz z piany.
-A kto inny wchodziłby Ci do łazienki?- odpowiedziała i weszła do niego pod prysznic. Przytuliła się do jego pleców.-Tak długo Cię nie miałam, że teraz nie mogę się Tobą nacieszyć.-stanęła na palcach i pocałowała go w kark. Poczuła jak przeszedł go dreszcz.-Kochaj się ze mną.
-Zaraz może się obudzić Jake...
-Na razie nadal śpi, wykorzystajmy ten moment.
Jared czuł jak przywarła do niego całym ciałem. Odwrócił się do niej i zobaczył jej piękne, ciemne oczy, czarne mokre włosy zaczesane do tyłu i pocałował ją. Nagle prysznic zrobił się znacznie mniejszy. Nie mieli zbyt wielkich możliwości jeśli chodzi o pozycje. Jared oparł rękę na płytkach obok Diany, a ona wykorzystała to zarzucając na nią nogę i ułatwiając dostęp do siebie. Utrzymywała równowagę tylko dzięki niemu. Oddali się sobie bez reszty.
Wyszli z łazienki akurat kiedy obudził się Jake.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top