22.

 Już pierwsza dawka lekarstw przyniosła ulgę, która była widoczna gołym okiem. Jake w końcu normalnie zjadł, co prawda znacznie mniej niż zazwyczaj, ale więcej niż przez ostatnie półtorej doby. Potem Jared nosił go i starał się go uśpić, z tym nie szło tak dobrze. Stan podgorączkowy nadal się utrzymywał, więc dziecko dostało odpowiednie leki. Resztę popołudnia spędzili na chodzeniu po mieszkaniu. Jared zapomniał o swojej pracy, teraz najważniejszy był tylko Jake. Diana wróciła około dwudziestej, czyli wcześniej niż powinna, ale kiedy powiedziała Dagnie co się dzieje, szefowa pozwoliła jej iść do domu. Wieczorem temperatura spadła jeszcze bardziej i Diana miała dreszcze przez całą drogę powrotną. Idąc od taksówki do bloku mroźne powietrze zaczerwieniło jej uszy, policzki i nos. Zapomniała rękawiczek więc dłonie schowała głęboko w kieszeniach. Torba ledwo trzymała się jej na ramieniu, ale nie miała zamiaru wyciągnąć rąk z ciepła. Zrobiła to dopiero otwierając sobie drzwi wejściowe do mieszkania.

-Jared?!- zawołała rzucając torbę na ziemię.

-Tak?- odpowiedział z głębi mieszkania.

Diana ściągnęła płaszcz i buty i założyła klapki, w których chodziła po domu. W tym czasie Jared przyszedł się przywitać. Jake spał w swoim łóżeczku.

-Jak się czuje Jake?

- Chyba lepiej, a teraz śpi.

Jared pocałował ją w niezwykle chłodne usta.

-Zmarzłaś?

-Strasznie. Zrobisz mi herbaty?

-Chodź do kuchni.

Jared wstawił wodę i spojrzał na siedzącą przy stole Dianę. Naciągnęła rękawy swetra po same końcówki palców.

-Jak było w pracy?- zagaił rozmowę.

-W zasadzie to doskonale.- Diana się rozpromieniła, wstała od stołu i podeszła bliżej.-Nie uwierzysz jak Ci coś powiem.- przytuliła się do jego ciepłych pleców, a jego przeszedł dreszcz z jej zimna.

-Zobaczymy jak usłyszę co chcesz mi powiedzieć.

-Przyszły dwie koleżanki, kobiety po czterdziestce, zapytały o trenerów personalnych. Jak zawsze w takiej sytuacji zawołałam Dagnę, a ona poleciła im mnie. Mam swoje dwie klientki.

-Gratuluję.- Jared odwrócił się do Diany i pocałował ją. Nadal miała zimne usta.-Cieplej Ci?

-Jeszcze nie, zaraz się rozgrzeję. Muszę się teraz wykazać, jeśli wszystko dobrze pójdzie zdobędę jeszcze troje i zostanę zatrudniona na stanowisku trenera personalnego. Jestem prawie w połowie drogi.

Jared zalał herbatę i zaniósł ją do stołu. Diana poszła za nim.

-Pooglądamy telewizor?- zapytała.-Mam ochotę się poprzytulać.

Mężczyzna uśmiechnął się w odpowiedzi i zabrał herbatę do salonu, postawił ją na niskim stoliku, Diana w tym czasie zniknęła na chwilę w pokoju. Szybko wyszła niosąc koc. Usiedli na kanapie i Diana przytulił się do Jared'a i przykryła kocem.

-Chcesz trochę?- zaproponowała połowę przykrycia.

-Nie trzeba, nie zmarznę.

-Więcej dla mnie.

Okryła się nim szczelnie i zapytała po chwili.

-Podasz mi herbatkę? No co? Teraz jest mi wygodnie i nie chcę się ruszyć i zrobić jakąś dziurę, którą wlatywałyby zimne powietrze.- powiedziała widząc pytające spojrzenie Jared'a.

-Dobrze, dobrze.

Jared zrobił co chciała. Wyciągnęła tylko place prawej dłoni spod przykrycia. Wypiła łyk i się skrzywiła.

-Posłodziłeś?

-Musiałem zapomnieć.- Jared już wiedział co będzie musiał zrobić.

-A mógłbyś?- Diana powiedziała to bardzo delikatnie.

-Mógłbym.- mężczyzna wstał, zabrał od niej kubek i poszedł do kuchni.

-Dziękuję, jesteś kochany. Dwie i pół łyżeczki jeśli można prosić.- krzyknęła z salonu.

Jared wrócił do niej i podał jej idealnie słodką herbatę. Ponownie zaczęli oglądać jakiś film.

-Myślisz, że dam sobie radę? Dawno nie miałam z tym do czynienia.- mówiła w zamyśleniu.

Jared wiedział do czego Diana nawiązuje i jakiej odpowiedzi oczekuje. Mógł z czystym sumieniem odpowiedzieć dokładnie to co chciała usłyszeć. Nie miał żadnych wątpliwości pod względem kompetencji Diany.

-Oczywiście.- pocałował ją w głowę.

-Dziękuję.

-Za co?

-Za to, że wierzysz we mnie i mnie wspierasz.

-Kiedy zaczynasz ze swoimi klientkami?

-Od poniedziałku, mam jeszcze kilka dni na przygotowania. Nadal jestem taka szczęśliwa, że się udało i że Dagna poleciła akurat mnie. Znaczy nie jestem na tyle zadufana w sobie żeby nie wiedzieć, że tak się stało tylko dlatego, że reszta trenerów miała nadmiar chętnych, ale nie zmniejsza to mojej ekscytacji.

-I nie powinno.

Oglądali jeszcze chwilę, po czym Diana stwierdziła, że jednak nie da rady dłużej i poszła się położyć. Najpierw wzięła szybki prysznic. Ubrała długie spodnie i bluzkę z długim rękawem, założyła nawet skarpetki. Położyła się w sypialni Jared'a, a raczej ich wspólnej. Razem doszli do wniosku, że skoro uprawiają seks to równie dobrze mogą spać w jednym łóżku. Nic więcej nie mogli przed sobą ukryć, a zależało im na bliskości.

Bardzo szybko zaczęła zasypiać. Przed samym zaśnięciem usłyszała jeszcze płacz Jake'a, ale nie miała siły wstać. Pozostawiła wszystko w rękach Jared'a, nie czuła się z tym najlepiej, ale w tej chwili nic by nie zrobiła. Zapadła w jakiś dziwny stan między snem, a przebudzeniem. Miała ociężały umysł i sama nie mogła zdecydować się czego chce. Gdzieś po drodze zakodowała moment, w którym Jared położył nie obok niej. Nie wiedziała która jest godzina, ale nie mogła wytrzymać dłużej. Nagle uderzyło ją gorąco i zaschło jej w gardle, jednak przy próbie przełknięcia śliny czuła potworny ból. Wstała i najciszej jak mogła wyszła z sypialni.

Jared odwrócił się na drugi bok i nie poczuł obecności Diany. Nadal z zamkniętymi oczami próbował wymacać ją na łóżku, ale jej nie było. Zainteresowany sytuacją wyszedł z sypialni i zobaczył ją w kuchni. Zaspany podszedł do niej.

-Stało się coś?- zapytał przecierając twarz.

-Obudziłam Cię? Przepraszam. Nic się nie stało, wracaj do łóżka.- brzmiała cicho i ochryple.

Diana stała przy kuchence.

-Chyba jednak coś się stało skoro o...- spojrzał na zegar wiszący na ścianie.-drugiej trzydzieści gotujesz mleko.

-Boli mnie gardło, zaraz coś z tym zrobię i wracam do łóżka.

-Zostanę z tobą.

Jared oparł się o szafkę obok Diany i czekał razem z nią.

-Masz wypieki- zauważył-Dobrze się czujesz?

Nie czekał na odpowiedź i dotknął jej twarzy, potem czoła. Była gorąca.

-Masz gorączkę.

Diana wydawała się oszołomiona tym wszystkim, nawet nie zareagowała na jego słowa.

-Czuję się dobrze.- powiedziała cicho nalewając mleka do kubka i dodając do niego łyżkę wcześniej przygotowanego miodu.

-Zmierzysz temperaturę?

-Nie trzeba, wypiję to, prześpię się i jutro będę jak nowa.

-Może pojadę po jakieś lekarstwa? Albo dam Ci te Jake'a.- Jared myślał głośno. Teraz miał dwoje chorych.

Diana spokojnie piła przygotowany napój, po chwili odstawiła kubek.

-Wracamy do łóżka.- zarządziła i wzięła Jared'a za rękę.-Jutro mamy pracę.

-Na którą idziesz?- zapytał idąc za nią do sypialni.

-Na popołudniu.

Położyli się na łóżku, tym razem znacznie bliżej siebie. Była to inicjatywa Jared'a, który chciał mieć kontrolę nad sytuacją. Niewiele spał tej nocy. Jake budził się co jakiś czas, Jared wychodził po niego i przychodził z nim pod drzwi swojej sypialni, by mieć widok na Dianę. Powtarzało się to trzy razy. Za trzecim Diana nie wytrzymała i powiedziała:

-Nie odnoś go, tylko połóż go z nami.

Miało to więcej sensu niż ciągłe chodzenie między pokojami. Jakoś udało się, że był to ostatni raz tej nocy kiedy Jake się obudził. Spał grzecznie jak Diana, a Jared czuwał.

  Rano Jared wstał pierwszy. Spojrzał na nadal śpiącą dwójkę, oboje mieli takie same wypieki na twarzy. Dotknął czoła Diany, nadal wydawała się mieć gorączkę, u Jake'a było to samo, a nawet Jared odniósł wrażenie, że chłopiec jest cieplejszy. Jared poszedł do kuchni i zaczął wszystko przygotowywać, nadal miał mnóstwo czasu przed pracą. Zaczął się nawet zastanawiać czy nie zadzwonić do Eryki i usprawiedliwić swojej nieobecności. Kiedy wszystko przygotował i upewnił się, że chorzy nadal śpią szybko wyszedł do apteki, tym razem kupił lekarstwa dla Diany. Znając ją pewnie i tak pójdzie do pracy, więc kupił dla niej maseczkę.

Kiedy wrócił do mieszkania spotkał się z Dianą w salonie. Wyglądała okropnie.

-Lepiej Ci?- zapytał podchodząc do niej.

-Nie.- odpowiedziała przez zatkany nos.

-Chcesz coś do jedzenia?

-Nie.

-Byłem w aptece. Jake nadal śpi?

-Tak.

Przeszli do kuchni, Diana nalała sobie gorącej kawy i usiadła przy stole.

-Umówić Cię do lekarza?

-Nie ma takiej potrzeby.- ochrypły głos Diany brzmiał okropnie.

-To może zostaniesz dzisiaj w domu?- zapytał Jared ostrożnie. Nie chciał jej zdenerwować.

-Muszę pracować, nie mam czasu na chorobę.

Było dokładnie tak jak spodziewał się Jared. Nie mógł zatrzymać jej siłą w domu, a dalsze próby przekonania jej mogły skończyć się kłótnią. Diana bardzo nie lubiła kiedy traktowało się ją jak porcelanową lalkę, była kobietą silną i samodzielną i za taką chciała uchodzić. Jared nic nie mógł poradzić na to, że instynktownie chciał ją chronić przed całym światem, chociaż ona kilka razy pokazała, że tej ochrony nie potrzebuje.

Jake się obudził i dał o tym znać. Nim Diana wstała z krzesła Jared zdążył przejść przez salon. Przyniósł go do kuchni i zaczął od podania leków, które miał przyjąć na czczo.

-Lepiej mu?- zapytała Diana, nadal siedząc na swoim miejscu.

-Chyba nie. Jeśli do południa nie będzie poprawy ponownie pójdę z nim do lekarza, nie zamierzam ryzykować.

Jared usiadł naprzeciwko Diany, a Jake'a trzymał w ramionach. Dziecko trochę marudziło.

-Może z Wami zostanę.- zaproponował.

-Nie ma takiej potrzeby, damy sobie radę.

Jared spojrzał sceptycznie na Dianę.

-Dochodzi siódma czterdzieści, myślę że najwyższy czas byś pojechał do pracy.- kobieta spojrzała na niego przytomnym wzrokiem.

-No dobrze.- Parker wstał, oddał Jake'a w jej ręce i poszedł się ubierać.-Gdyby coś się działo natychmiast dzwoń. Wrócę najszybciej jak tylko będę mógł.

Jared włożył buty i z korytarza pożegnał się przed wyjściem. Zazwyczaj Diana żegnała go przy samych drzwiach pocałunkiem, ale tym razem nie miała siły. Wychodząc mężczyznę dręczyły wątpliwości czy powinien ich zostawiać.

W biurze nie mógł się skupić na pracy. Co godzinę dzwonił do Diany i pytał się co u nich. Jake w końcu zjadł trochę śniadania, ale Diana nadal nie miała apetytu. Zmierzyła mu gorączkę, ale nie było żadnej poprawy nawet po lekach. To że Jake poczuł się lepiej po pierwszej dawce leków dało Jared'owi złudną nadzieję. Teraz był pewien, że jak tylko wróci do domu pojedzie z nim do szpitala.

Diana i Jake przespali prawie cały czas czekania na Jared'a. White budziła się tylko słysząc dzwonek telefonu albo kiedy zadzwonił nastawiony wcześniej budzik. Zazwyczaj przypominał o porze brania lekarstw albo jedzenia. Bardzo starała się zachęcić Jake'a do jedzenia, już było po nim widać, że nie dojada.

Dianę obudził głośny dźwięk. Podniosła głowę i sprawdziła telefon, ale to nie był on. Dopiero widząc w sypialni Jared'a zrozumiała co się dzieję.

-Która jest godzina?- zapytała.

-Czternasta.

-Zaspałam, zaraz się spóźnię.

Wstała z łóżka i szybko poszła się zbierać. Zrobiła dwa kroki i musiała przystanąć, bo zrobiło się jej ciemno przed oczami. Minęło tak szybko jak się pojawiło i kontynuowała swoje przygotowania. Z ulgą stwierdziła, że Jared tego nie zauważył.

-Tak jak mówiłem, zabieram Jake do szpitala.- powiedział Jared pakując kilka rzeczy chłopca do torby.-Jedziemy w tą samą stronę, podwieźć Cię do pracy?

-Jeśli możesz.- odpowiedziała ochrypłym głosem.

Diana była gotowa w tym samym czasie co Jared, spakowała jeszcze maskę, którą rano kupił jej Parker i wyszli z mieszkania. Kobieta natychmiast poczuła uderzenie zimna i szczelniej owinęła się szalikiem. W kilkanaście minut dojechali na siłownie, gdzie pracowała.

-Jestem pod telefonem.- powiedział Jared do wysiadającej kobiety.

-Ja też.

Diana patrzyła jak odjeżdżają i dopiero kiedy zniknęli za zakrętem weszła do budynku. W szatni spotkała się z Ed'em, który zaczynał pracę na tej samej zmianie. Przywitali się krótko, mężczyzna nie skomentował okropnego wyglądu White. Diana założyła maseczkę, wzięła wiadro z mopem i zabrała się za zmywanie podłogi.

Na siłowni było może trzech klientów, tylko najbardziej zagorzali przyszli ćwiczyć. Z powodu zwolnień chorobowych pracowników większość zajęć została odwołana, siłownia poniesie spore straty w tym miesiącu.

W zasadzie Diana nie narzekała. Czuła się paskudnie i wolała w spokoju wypełniać swoje obowiązki, kiedy w pobliżu nie kręcą się żadni ludzie. Ed zajmował się przeszkloną salką do zajęć, a ona sprzątała zaplecze. Skończyła z układaniem zapasowego sprzętu i wyszła wytrzeć ladę, kiedy zauważyła, że skończyła się woda na półce. Wróciła na zaplecze i znalazła ostatnie zgrzewki na jednej z wyższych półek. Westchnęła i sięgnęła do nich. Już miała je w rękach kiedy poczuła jak opuszcza ją siła, zrobiło się jej ciemno przed oczami.

Ed właśnie szedł na zaplecze po środek dezynfekujący do materaców, kiedy usłyszał łoskot spadających rzeczy. Szybko wszedł do pomieszczenia gdzie była Diana i zobaczył ją siedzącą na podłodze, a wokół niej leżały butelki z wodą. Na szczęście żadna się nie rozwaliła, wystarczyło je pozbierać.

-Co się stało?- zapytał podchodząc do niej.

Diana nie spięła włosów i teraz zasłaniały jej twarz. Ed odgarnął je i zobaczył jej oczy lśniące w gorączce.

-Dobrze się czujesz?

White pokręciła głową i spróbowała wstać, Ed widząc jej starania podał jej pomocną dłoń. Pomógł jej wyjść na główną salę i posadził ją na krześle. Diana oparła łokcie na kolanach i opuściła głowę. Nie miała siły na nic. Poczuła dłoń Ed'a na swoim czole.

-Masz gorączkę.- powiedział.

-Wiem, od wczoraj.

-Skoro wiedziałaś, czemu przyszłaś do pracy?

-Nic mi nie jest, mogę wracać do swoich obowiązków.

Diana wstała i zachwiała się, złapała się oparcia krzesła i próbowała utrzymać równowagę. Ed stał w gotowości, by pomóc jej w razie kolejnego upadku.

-Usiądź.- powiedział patrząc na nią.

-Stało się coś?

W ich stronę szedł szef. Nawet on musiał pełnić zwyczajne obowiązki, którymi normalnie zajmowała się Dagna, a która obecnie również leżała chora w domu.

-Diana zasłabła.- wyjaśnił Ed widząc, że ona nie odpowie.

-Jesteś chora?

-Trochę.- przyznała, musiała odpowiedzieć kiedy pytanie zostało skierowane prosto do niej.

-Nie wyglądasz najlepiej, mam wezwać pogotowie?

-Nie trzeba, wracam do pracy.

-Lepiej jedź do domu.- oznajmił szef widząc jej stan.-Poradzimy sobie tu w trójkę. Ed, właśnie dochodzi godzina siedemnasta.

-Zaraz miałem się zbierać.

Diana spojrzała zdezorientowana na mężczyzn. Nie wiedziała o czym mówią.

-Zawiozę ją do domu, wrócę do godziny.

-Będę czekał.

-Chodź.- Ed wziął ją pod ramie i zaprowadził do szatni.

Diana wreszcie zrozumiała, że nie będzie mogła już dziś pracować. W końcu ustąpiła i przyznała sama przed sobą, że jednak zbyt wiele od siebie oczekiwała. Do tej pory się łudziła, ale teraz odpuściła. Powoli ubierała płaszcz i szalik.

-Pomogę Ci, bo się spóźnimy.

Nawet nie zauważyła kiedy Ed do niej podszedł. Uklęknął obok niskiej ławki, na której siedziała i zdjął jej buty, następnie założył jej wysokie kozaki. Zarzucił sobie jej torbę na ramię i podał jej rękę, by mogła wstać. Poszli do samochodu cały czas trzymając ją blisko siebie. Kobieta się nie opierała, pozwalała się prowadzić i pomagać sobie. Nie myślała o tym, że nie pozwoliła na to Jared'owi, nie miała na to sił.

-Co masz o siedemnastej?- zapytała Diana zapinając pasy.

-Muszę odebrać Max'a z rehabilitacji.- wyjaśnił odpalając silnik.-Będzie Ci przeszkadzać jeśli najpierw pojedziemy po niego? Nie chcę żeby musiał długo na mnie czekać.

-Jasne, że nie. Jaka rehabilitacja? Stało się coś? Mam nadzieję, że nic sobie nie złamał.

-Nie, nie. Od roku walczyłem o turnus rehabilitacyjny dla niego w najlepszej klinice w mieście. Dla niego liczy się każda godzina poświęcona na ćwiczenia. Te, które robiliśmy w domu już nie przynoszą takich rezultatów jak na początku, Max musi się rozwijać i stawiać sobie coraz wyższe cele, chcę, żeby osiągnął samodzielność w jak największym stopniu. Babcia i ja nie będziemy żyć wiecznie.

-Cieszę się, że Ci się z tym udało. Macie na to dofinansowanie?

-Na szczęście tak, płacę tylko połowę kosztów. A jak Jake i Jared?- Ed zmienił temat.

-Jake jest chory, już raz był u lekarza, ale nie ma poprawy, Jared właśnie jest z nim w szpitalu u kolejnego lekarza. Dlatego jestem Ci bardzo wdzięczna, że mnie podwozisz do domu.

-Nie ma sprawy.

Reszta drogi minęła im w milczeniu. Podjechali pod klinikę, Ed zaparkował i poszedł po Max'a, a Diana czekała w samochodzie. Sprawdziła telefon, ale nie miała żadnych wiadomości, ani połączeń od Jared'a. Chciała zadzwonić, ale wtedy Jared na pewno zapytałby o nią, a ona nie chciała go martwić, a tym bardziej okłamywać. Schowała telefon do kieszeni i zauważyła jak Ed wraca, a obok niego dzielnie o kulach kroczy Max. Chłopiec uśmiechnął się kiedy tylko ją zobaczył, a ona odpowiedziała tym samym. Miała nadzieję, że blada cera i sińce pod oczami nie zostały przez niego zauważone. Przypomniała sobie, że maseczka została na siłowni, a akurat teraz przydała by się najbardziej. Nie chciała zarazić Max'a.

-Cześć.- przywitał się chłopiec wsiadając do samochodu.

-Cześć, jak było?- zagadała.

-Super.- Max zaczął opowiadać co dziś robił ożywionym głosem, a oni oboje słuchali go i zadawali pytania.-Czemu z nami jedziesz?

-Max.- oburzył się Ed.-Jak uczyłem Cię zwracać się do dorosłych?

-Nic się nie stało.- powiedziała szybko Diana. Nie chciała żeby chłopcu zrobiło się przykro.-Twój tata odwozi mnie do domu.

-Dlaczego?

-Skończyłam już pracę na dziś.

-A gdzie jest Jake?

-Z tatą.

Diana nie chciała opowiadać o szpitalu i chorobie, po co martwić tym też Max'a.

Wyjaśnienie musiało zadowolić dziecko, bo chwilę potem zaczął opowiadać o najnowszym odcinku jakiejś bajki.

Podjechali pod dom Ed'a i zostawili Max'a pod opieką babci, która czekała na nich. Potem Diana podała adres mieszkania Jared'a i tam pojechali. Przez resztę drogi nie rozmawiali ze sobą.

-Odprowadzić Cię pod drzwi?- zapytał Ed, kiedy Diana odpinała pasy.

-Nie trzeba i tak dużo dla mnie zrobiłeś. Jestem Ci bardzo wdzięczna i chętnie się odwdzięczę.

Diana wzięła swoją torbę z tylnego siedzenia i pożegnała się. Nadal ogarniała ją słabość, ale starała się iść pewnie, nie chciała martwić Ed'a. Wpisała kod i weszła do bloku. Żeby dojść pod swoje mieszkanie musiała wspierać się poręczą i robić przerwy, bo kręciło się jej w głowie. W końcu weszła do mieszkania, zdjęła kurtkę i buty, które rzuciła bezładnie na podłogę, od razu poszła do sypialni, przykryła się i zasnęła.

Jakiś czas później obudził ją telefon. Sięgnęła po niego na drugi koniec łóżka i zobaczyła pięć nieodebranych połączeń od Jared'a. Rozbudziła się i zadzwoniła do niego.

-Diana?- usłyszała poddenerwowany głos Parker'a.

-Jestem...

-Nie odbierałaś, martwiłem się. Jak się czujesz? Wróciłaś już z pracy?

-Szef odesłał mnie do domu

-Stało się coś?

Diana przez chwilkę walczyła ze sobą.

-Jesteś tam?

-Tak...

-Dlaczego wróciłaś wcześniej?

-Bardzo źle wyglądałam.

-Poradziłaś sobie sama podczas powrotu?

Kolejna walka ze swoim sumieniem.

-Co tam ja? Powiedz co z Jake'iem.

Usłyszała głośne westchnięcie Jared'a.

-O co chodzi?

-Jake zostaje w szpitalu.

-Dlaczego? Jak długo?

Diana przejęła się nie na żarty. Sytuacja musiała być poważna skoro zatrzymali go w szpitalu. Przynajmniej tam dostanie fachową opiekę.

-Przeziębienie przeszło w zapalenie płuc, ma wysoką gorączkę i jest bardzo odwodniony i niedokarmiony. Zostanie w szpitalu przynajmniej tydzień... a ja razem z nim.

-Rozumiem, co teraz robi?

-Śpi, podpięli mu dwie kroplówki, nawet nie zapłakał kiedy go kuli...

Diana słyszała jak głos mu się łamie, a ona poczuła ściskanie w gardle.

-Mogę coś dla Ciebie zrobić?- zapytała jeszcze bardziej niż do tej pory zmienionym głosem. Tu już wchodziła w grę nie tylko chrypka. Zbierało się jej na płacz.

-Spakujesz dla nas kilka rzeczy i przywieziesz mi je do szpitala? Wiem, że źle się czujesz, ale nie chcę zostawiać Jake'a samego.

-Niedługo tam będę. Mam wziąć coś konkretnego?

-Chyba nie, ale przydałaby mi się szczoteczka do zębów, pasta i coś do ogolenia się, reszty sama się domyślisz.

-Dobrze.

Rozłączyli się. Diana szybko doszła po siebie po nagłym rozklejeniu i zabrała się za zbieranie rzeczy Jake'a i Jared'a. Nagle zawroty głowy i złe samopoczucie się nie liczyły, myślała tylko o swoich chłopakach odsuwając siebie na dalszy plan. Najpierw skończyła pakować Jake'a, potem pozbierała kosmetyki Jared'a z łazienki i poszła po jego ubrania. Odsunęła przesuwane drzwi szafy i spojrzała na półki równo poukładanych rzeczy. Rzadko tam zaglądała, raczej trzymała się swoich kilku półek, które ustąpił jej Parker kiedy się wprowadziła na stałe. Przejechała ręką po powieszonych marynarkach i natrafiła na swoje skórzane kurtki, które nie wisiały już tak idealnie. W końcu wybrała kilka koszulek, spodni i bieliznę, spakowała też coś co wyglądało jej na piżamę. Już miała zamykać szafę, ale coś przykuło jej wzrok. W kącie stał stary i zużyty futerał na jakiś instrument. Kierowana ciekawością zignorowała podstawowe prawo Jared'a do tajemnicy i wyciągnęła znalezisko, które w jasnym świetle okazało się mniejsze niż na początku. Położyła je na łóżku i otworzyła, w środku były skrzypce. Przejechała palcami po ich obudowie i starych strunach, pomimo zęba czasu, który je nadgryzł nadal były piękne. Odbijały światło i wydawały się wręcz zaczarowane. Diana przypomniała sobie jak kiedyś Jared wspomniał, że interesował się muzyką, ale nie powiedział, że grał na skrzypcach. Wyobraziła sobie jak Parker je trzyma i gra, gra dla niej. Wróciła do rzeczywistości i przypomniała sobie, że nie ma czasu na takie rzeczy. Zamknęła futerał i odłożyła go na miejsce. Upewniła się, że wszystko spakowała i zadzwoniła po taksówkę, która zawiozła ją pod wskazany szpital. W czasie drogi myślała jak powinna się zachować. Bardzo chciała zobaczyć Jake'a, ale zdawała sobie sprawę, że jego stan jest poważny, a jej obecność może mu zaszkodzić. Wysiadła z samochodu i poprosiła kierowcę by chwilę zaczekał. Zadzwoniła po Jared'a, który po chwili wyszedł na parking.

-Diana...

-Jared, przywiozłam wszystko co wydawało mi się potrzebne.- podała mu wypchaną torbę.-Jeśli czegoś brakuje dzwoń i Ci dowiozę.

Parker wziął torbę i zarzucił ją sobie na ramię.

-Nie chcesz go zobaczyć?

-Chcę.- łamał się jej głos, nie spodziewała się, że się rozklei.-Ale jestem chora i nie chcę mu bardziej zaszkodzić.-do oczu napłynęły jej łzy.

-Hej.- Jared podszedł do niej i ją przytulił.-Gorączka już powoli zaczęła spadać, ma świetną opiekę.

-Wiem i Ty z nim jesteś, ale czuję się źle psychicznie, że w ogóle do tego doszło. Wolałabym sama tam leżeć...

-I tak jesteś chora, a ja Cię jeszcze ciągnę na to zimno. Wyglądasz jeszcze gorzej niż rano, dasz sobie radę sama?

-Oczywiście, zobaczyłam Ciebie i już mi lepiej.

Jared nachylił się do jej ust, ale Diana zatrzymała go dłonią.

-Nie, chociaż Ty musisz być zdrowy i zająć się Jake'iem. Kiedy tylko wyzdrowieję przyjdę do was.

-Tylko lepiej zadbaj o siebie, bo zdążymy wrócić ze szpitala.

-Więc nie zobaczymy się przez kilka dni?

-Na to wygląda, będziemy tęsknić. Dzwoń do mnie codziennie, albo ja będę dzwonił. Chcę mieć z tobą stały kontakt.

-Dobrze.

-A teraz już leć, nie chcę Cię trzymać zbyt długo na zewnątrz. Proszę, naprawdę zajmij się sobą.

Diana uśmiechnęła się w odpowiedzi, pożegnali się i White wróciła do mieszkania.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top