2.

 Diana po pogrzebie i rozstaniu z Jared'em poszła w stronę domu. Nie zamówiła taksówki, chciała pomyśleć. Dopiero teraz zaczęła docierać do niej świadomość tego co się stało. Mocno ścisnęła nieśmiertelnik Adama, dodało jej to sił. Da radę, w zasadzie nic jej nie trzyma w tym mieście, Suncity jest znacznie większe, będzie miała więcej możliwości rozwoju, a co najważniejsze będzie blisko Jake'a i spełni prośbę Adama. Właśnie to ją najbardziej motywowało. Zawiesiła sobie nieśmiertelnik na szyi i skręciła do najbliższego baru. Musiała się napić.

Wybrany przez Dianę bar był całkowicie przypadkowy. Nie pamiętała, by kiedyś wcześniej w nim była, choć swojego czasu, znali ją wszędzie.

Wnętrze było ciemne i zadymione. Nie było jeszcze późno, a mimo to zauważyła kilkanaście innych osób. Część z nich grała w bilarda, inni siedzieli przy barze lub stolikach i cicho rozmawiali. Tylko kilkoro z nich spojrzało w stronę Diany, kiedy weszła do środka.

Kobieta podeszła do baru i usiadła na wysokim krześle.

-Co podać?- zapytał barman. Miał już swoje lata, a wąsy sięgające poniżej żuchwy, zaczynały przybierać siwy kolor.

-Whisky, całą butelkę.

Diana zapłaciła z góry, nie chciała później o tym zapomnieć. Raczej będzie niewiele rzeczy, o których wciąż będzie pamiętać.

Nalała sobie alkoholu do szklanki z grubego szkła i wypiła wszystko naraz. Już zapomniała jakie to uczucie, whisky mocno wykrzywiło jej twarz.

-Może coś do przepicia?- zapytał barman widząc jej zachowanie.

-Nie, chcę się upić szybko.

Diana wypiła kolejną szklankę. Już zaczynało jej szumieć w głowie. Długi czas abstynencji obniżył jej odporność na alkohol. Całkowicie straciła rachubę czasu i wypitych szklanek. Z całą pewnością była już pijana. Zauważyła, że barman się jej przygląda. W tym momencie było jej już wszystko jedno.

-Czego chcesz? Nie widziałeś nigdy pijanej kobiety?- warknęła dopijając kolejną szklankę.

-Widziałem ich tysiące, ale rzadko widzę, by któraś chciała w ten sposób zapomnieć o śmierci kogoś bliskiego.- mężczyzna spokojnie wycierał szklanki.

-Skąd wiesz, że ktoś umarł?

-Domyśliłem się po twoim stroju, a nieśmiertelnik nie należy do Ciebie, jest na nim męskie imię.

-Całkiem nieźle. Życie jest strasznie niesprawiedliwe.

-Mąż? Chłopak?

-Przyjaciel. Bardzo mi go brakuje.

Dianie napłynęły łzy do oczów.

-Zginął na misji?

-Nie, choć pewnie on, by tak wolał. Wykończyła go choroba. Marny koniec wspaniałego człowieka. Napij się ze mną.

-Jestem w pracy, ale Ty pij, skoro tak Ci lepiej.- barman nalał jej kolejną szklankę.

Diana wypiła wszystko na kilka łyków, już jej nie krzywiło.

Barman zajął się kolejnymi klientami i musiał od niej odejść. W tym czasie Diana poczuła, że osiągnęła swój limit. Musiała jeszcze wrócić do domu i zacząć przygotowania do przeprowadzki. Kiedy tak o tym myślała, to nalała sobie jeszcze trochę.

Obudziła się we własnym łóżku. Bolała ją głowa i zaschło jej w gardle, ale poza tym czuła się dobrze. Próbowała sobie przypomnieć jak wróciła do domu. Niestety, czarna dziura. Zwlokła się z łóżka i zeszła na dół. W kuchni była jej mama.

-Ja wszystko rozumiem, ale tym razem przesadziłaś.- powiedziała starsza kobieta.-Adam zmarł, ale tyle osiągnęłaś dzięki niemu, nie zmarnuj tego.

-Jak wróciłam do domu?- Diana nie miała ochoty rozmawiać o Adamie. Wciąż odczuwała zbyt silne emocje.

-Zadzwonił do nas barman z twojego telefonu. Ojciec po Ciebie pojechał. Zrzygałaś samochód, podjazd, korytarz, łazienkę i swój pokój.

-Przepraszam, dziękuję, że posprzątałaś. A gdzie jest tata?- zapytała Diana nalewając sobie do szklanki wody z kranu.

-W pracy, wezwali go, pojawiły się jakieś problemy. Powiesz mi co takiego się stało, że upiłaś się do nieprzytomności?

-Ja...

Diana odruchowo zaczęła szukać nieśmiertelnika.

-Nie zgubiłaś go. Leży w twoim pokoju na biurku.

-Wczoraj byłam na odczytaniu testamentu Adama, dostałam jego nieśmiertelnik, ale była też prośba, żebym pomogła jego bratu wychować Jake'a.

-I co? Zgodziłaś się?

Diana kiwnęła głową.

-Przecież Ty nic nie wiesz o dzieciach.

-Nauczę się.

-Jak Ty to sobie wyobrażasz? Znasz go w ogóle?

-Poznałam go wczoraj. Damy radę.

-Jesteś niemożliwa...

-Mamo.- Diana weszła w słowo kobiecie.-Przeprowadzam się do Suncity.

Kobieta na chwilę zamarła.

-Słucham?

-Jestem Wam wdzięczna, wiem ile dla mnie zrobiliście, ale nadszedł czas, żebym się wyprowadziła i zaczęła w pełni samodzielne życie.

-A co z Twoją pracą? Robisz to tylko na jedną prośbę Adama?

-Znajdę nową pracę na miejscu, mam trochę oszczędności na początek. Jared powiedział, że jak coś to mi pomoże. I tak mamo, robię to tylko na jedną prośbę Adama.

Zapanowała cisza. Matka trawiła wszystko co powiedziała jej Diana. Musiała przyznać, że córka miała trochę racji, ale dlaczego musiała jechać, aż tak daleko? A jeśli coś się stanie? Jeszcze w dodatku Jake. Przecież dwoje młodych ludzi bez żadnego doświadczenia nie poradzi sobie z pół rocznym dzieckiem.

-Dobrze, jeśli tego chcesz. Wesprzemy Cię razem z tatą.

-Dziękuję.

Diana podeszła do matki i ją przytuliła.

-Bardzo Was kocham.

-To kiedy chcesz wyjechać?

-Najpóźniej w sobotę, obiecałam Jared'owi, że będę w weekend.

-Co ja zrobię nie mając Ciebie przy sobie?

-Świetnie sobie poradzisz, będziemy często rozmawiały.

Diana wyrobiła się z pakowaniem na czas. W sobotę rano wsiadła na swój motor i pojechała do mieszkania w Suncity, które wynajęła przez internet. A jej rzeczy jechały w wynajętej ciężarówce.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top