17.

 Ed wrócił około piętnastej akurat na przygotowany obiad.

-Cześć.- powiedział stając w progu kuchni.

-Tata!!!- Max poderwał się z krzesła, Ed szybko zbliżył się do niego i wziął syna na ręce.

-Byłeś grzeczny?

Chłopiec przytaknął.

-Co robiłeś?

Max zaczął streszczać cały dzień. Szczególny nacisk położył na zachwyt nad Jake'iem. Wspominany siedział grzecznie na kolanach u Diany i stukał grzechotką o stół.

-Zjesz z nami?- zapytała Diana.

-Chętnie. Nie wstawaj, sam sobie wezmę.

Ed posadził Max'a na jego krześle i po chwili dołączył do nich.

-Jak zabieg?

-Doskonale, żadnych komplikacji. Babcia wysłała mnie do domu, zrobiłem jeszcze dla niej zakupy i wróciłem.

-Jak się czuje?

-Już mnie rozstawia po kątach. Lekarze mówią, że jeśli w nocy nie dostanie gorączki, to jutro ją wypiszą.

Dokończyli obiad rozmawiając o bajkach Max'a.

-Napijesz się kawy?- zapytał Ed, zbierając naczynia ze stołu.

-Chętnie.

Diana przeszła z dziećmi do salonu i położyła Jake'a na kocyku. Max ponownie bawił się z nim.

-Jeszcze raz Ci dziękuję.- powiedział Ed stawiając na niskim stole dwa kubki.

-Nie ma za co. Ważne, że wszystko się dobrze skończyło.- Diana wypiła łyk kawy.-Mogę o coś zapytać?

-Chyba się domyślam o co chodzi.

-Co się stało z matką?

-Odeszła.

-Tak po prostu?

-Tak.- Ed nie wydawał się przejęty tym o czym mówił.-Bo widzisz Max rozwijał się dobrze, ale podczas porodu doszło do komplikacji. Kiedy Leticia usłyszała diagnozę odeszła od nas. Powiedziała, że nie da rady zajmować się chorym dzieckiem.

Diana patrzyła na Ed'a i widziała Adama. On też został zostawiony z małym dzieckiem. A mimo to poradził sobie. Przywołało to wszystkie wspomnienia z tamtych czasów. Zupełnie jakby pękła tama, którą Diana budowała. Zrobiło się jej bardzo smutno, śmierć Adama wróciła. Nawet nie zauważyła, kiedy zaczęła płakać.

-Nie, nie, nie, nie. Nie musisz mnie żałować.- powiedział szybko Ed widząc co się dzieje.-Leticia nie jest warta twoich łez.

Wstał i wziął chusteczki leżące niedaleko na półce. Podał je Dianie.

-Przepraszam.- kobieta wzięła chusteczkę.-Po prostu przypomniało mi się coś bardzo smutnego.-wytarła oczy próbując się uśmiechnąć.

-Przywołałem te wspomnienia?

-Tak.- przyznała.-Wybacz, pewnie teraz masz mnie za mazgaja. Normalnie się tak nie zachowuję.

-Wiem, że normalnie się tak nie zachowujesz. Jeśli chcesz płakać, to płacz.- Ed położył dłoń na jej plecach.

-Bardzo kiepsko będzie wyglądać jeśli jednak chwilę sobie popłaczę?

Ed uśmiechnął się i zaprzeczył. Jakoś tak samo wyszła, że objął ją ramieniem, a ona oparła się o niego. Patrzyli na chłopców bawiących się na kocu.

Jared w tym czasie biegał po lesie z pistoletem do Paintball'a. Podzielili się na dwie, wymieszane grupy i próbowali zdobyć flagę przeciwników. Eryka przewodziła drugiej grupie i odnalazła swoje powołanie. Czuła się bardzo dobrze w tej sytuacji. Natomiast Jared zmuszał się do tarzania po ziemi i reszty innych rzeczy, których wymagała sytuacja. Jakimś cudem jemu i Grace udało się zbliżyć do flagi przeciwników. W tym momencie nagle znikąd pojawiła się Eryka i trafiła najpierw Scott, a potem Jared'a. Oboje wiedzieli, że będą z tego siniaki. Uciekli pod ostrzałem wsparcia jakie otrzymała Eryka. Jared zahaczył o wystający korzeń i przewrócił się. Mocno obił sobie pośladek i dół pleców. Nie miał jednak czasu na użalanie się nad sobą, szybko wstał i pobiegł dalej. Cała jego grupa została zepchnięta pod swoją flagę, którą następnie przejęła Eryka. W jej oczach widać było triumf.

Cel został osiągnięty, wszyscy współpracowali i rozmawiali ze sobą. Spędzili naprawdę przyjemne chwile razem. Wczoraj większość pobalowała i z samego rana ciężko było ich zmotywować do biegania, ale kiedy poczuli grę, samo się rozkręciło. Teraz powrót do ośrodka, kąpiel, której Jared nie mógł się doczekać, obiad i powrót do domu. Wystarczy im obcowania z naturą na jakiś czas. Większość kobiet narzekała na siniaki i otarcia, tylko Eryka okazała się na tyle twarda, że zbagatelizowała sprawę. Natomiast Jared chętnie przyłączyłby się do obolałej, damskiej części towarzystwa, ale nie chciał wyjść na mięczaka. Ze stoickim spokojem znosił ból obitych mięśni. Droga powrotna okazała się dla niego męczarnią. Nie ważne jak usiadł i tak bolało. Nie mógł się doczekać domu, Diany i Jake'a. Eryka siedząca obok niewzruszenie czytała gazetę. Ignorowała jego zmagania i cierpienia.

Pomimo bólu, kiedy tylko zatrzymali się w wyznaczonym miejscu, Jared pierwszy opuścił autokar. Rozprostował mięśnie i natychmiast zobaczył idącą w jego kierunku Dianę z Jake'iem.

-Jak było?- zapytała.

-Okropnie.- szepnął w odpowiedzi obejmując ją.

Kobieta złapała go za plecy i poczuła jak napina wszystkie mięśnie. Zrezygnowała więc z tego i pocałowała go w policzek. Jared natomiast jakoś schylił się i pocałował Jake'a w główkę.

-Działo się coś jak mnie nie było?

-Niewiele, opowiem Ci jak wrócimy do domu.

Jared pożegnał się ze wszystkimi i obejmując Dianę ramieniem poszli do samochodu. Dopiero jak schował torbę do bagażnika, a siadając na siedzeniu pasażera głośno wypuścił powietrze.

-Coś Cię boli?- zapytała Diana widząc jego zachowanie.

-Wszystko, mam siniaki i otarcia, a drużyny, w których byłem nie wygrały ani razu.

-Pewnie przyniosłeś im pecha.

 Jared szedł na sztywnym nogach, a po wejściu do mieszkania położył się na kanapie. Diana włożyła Jake'a do łóżeczka i odłożyła na bok torbę.

-Przyniesiesz mi lodu?- zapytał Jared z twarzą w poduszkach.

-Już.

Diana wyciągnęła go i owinęła w ręcznik.

-Gdzie go położyć?

-Na tyłku.

-Serio?

-Tak, bardzo obiłem sobie pośladki.

Diana zrobiła co chciał, a z ciekawości uniosła mu koszulkę. Dół pleców rzeczywiście pokrywał wielki siniak.

-Co się stało?

Jared nawet nie miał siły, by się zawstydzić.

-Przewróciłem się.

-Od upadku nie robią się takie paskudne siniaki.

-Przewróciłem się biegnąc. Już mi lepiej po tym lodzie.- westchnął zadowolony.

-Chcesz coś do picia albo jedzenia? Zrobiłam zakupy.

-Nie trzeba, posiedzisz ze mną?

Diana siadła na fotelu, który stał od głowy Jared'a.

-Opowiedz mi co robiłaś.

-Zrobiłam zakupy, posprzątałam mieszkanie, spotkałam się z Ed'em...

Jared spojrzał na nią zaskoczony.

-Nie wymagam od Ciebie wytłumaczenia się, ale mogę wiedzieć po co?

Poczuł ukłucie zazdrości, teraz nawet ból nie był mu straszny.

-Nie mam nic do ukrycia.

Diana opowiedziała co się stało, a Jared cały czas patrzył na nią. Ominęła tylko jeden szczegół, którego się wstydziła. Nigdy nie powinno do niego dojść. Nie była gotowa, by powiedzieć to głośno.

-Najważniejsze, że wszystko skończyło się dobrze.

-Tak.- przytaknęła smętnie.

-Stało się coś jeszcze?

-Nie, dlaczego pytasz?

-Wyglądasz na jakąś taką przybitą.

-Tylko Ci się wydaje. Jak plecy?- zmieniła temat.

Po tym kłamstwie poczuła się jeszcze gorzej. Zawsze brzydziła się kłamcami, a teraz sama nim została. Sumienie przypominało jej o występku cały czas.

Jared przeleżał na kanapie godzinę, dopiero potem był w stanie usiąść przy stole i coś zjeść. Jake domagał się jego uwagi, więc wziął go na ręce i spacerował po mieszkaniu.

-Wybacz, że musisz zmywać po kolacji. Sam bym to zrobił...

-To żaden problem. Daj odpocząć plecom.

Z obecnymi wyrzutami sumienia Diana zrobiłaby to nawet gdyby Jared nie miał żadnych dolegliwości.

Jared przeszedł za blisko niej i Jake zdążył złapać ją za włosy. Oboje zareagowali, ale Diana ustąpiła mając mokre ręce. Mężczyzna wyciągnął ciemne włosy Diany z ręki dziecka i założył je jej za ucho. Niespodziewanie Diana się cofnęła, nigdy tego nie robiła. Zawsze wychodziła naprzeciw każdej takiej drobnostce i widocznie sprawiały jej przyjemność.

-Wybacz.- powiedział Jared widząc jej reakcje.-Nie chciałem Cię w żaden sposób...

-Nic się nie stało.- Diana weszła mu w słowo i szybko wróciła do mycia naczyń.

Jared po raz kolejny upewnił się, że coś jest nie tak. Nie mógł jednak zbyt naciskać. Nie byli parą, nie miał prawa robić żadnych scen, mógł jedynie liczyć, że Diana sama zdecyduję się na rozmowę.

Niedługo potem Jake zaczął zasypiać więc Jared zaniósł go do łóżeczka w pokoju, który dzielił z Dianą. Potem poszedł się kąpać, chciał położyć się spać i odpocząć po ciężkim dniu.

Diana siedziała na kanapie i pierwszy raz od dawna obgryzała paznokieć kciuka. Jared nie był jej chłopakiem, a mimo to czuła, że go zdradziła. Jeszcze to co zrobiła po kolacji, miała ochotę uderzyć się w twarz. Kiedy Jared wyjeżdżał nie mogła się doczekać kiedy on wróci, była taka zadowolona z siebie, że go pocałowała, a teraz nie mogła na niego spojrzeć. Miała wrażenie, że wystarczy mu jedno spojrzenie w jej oczy, by domyślił się wszystkiego. Sumienie wręcz boleśnie uwierało.

Kiedy zobaczyła go wychodzącego z łazienki, wiedziała co musi zrobić. Zajrzała jeszcze do Jake'a i upewniła się, że niczego nie potrzebuje, a potem zapukała do sypialni Jared'a.

-Śmiało, wejdź.- usłyszała z pokoju i weszła.

-Jared...

-Tak?- mężczyzna akurat ściągnął koszulkę.

Niespodziewanie dla ich obojga Diana natychmiast oblała się rumieńcem. Jared poczuł się bardziej zawstydzony jej reakcją niż swoją klatą.

-Muszę Ci coś powiedzieć.

Kobieta patrzyła w podłogę, czego prawie nigdy nie robiła. Jared domyślił się, że jednak porozmawiają, poczuł ulgę i zadowolenie, że Diana potraktowała ich serio.

-Słucham.

-Wcześniej nie powiedziałam całej prawdy, jest mi tak wstyd, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.

Jared słuchał jej w milczeniu. Nie wiedział co takiego mogło się stać.

-Kiedy spotkałam się z Ed'em...Pocałowałam go. Przepraszam.

Jared zachował spokój. Słowa Diany uderzyły go, ale nie mógł mieć do niej pretensji. Przecież nie byli razem.

-W jednej chwili zobaczyłam w nim Adama, nie wiem co mnie opętało. Przepraszam, więcej tego nie zrobię.

Jared znacznie bardzie zwrócił uwagę na wzmiankę o Adamie niż resztę. Zbliżył się do niej i wziął ją za rękę.

-Diana...

Kobieta nie mogła patrzeć mu w twarz.

-Spójrz na mnie.

Diana przez chwilę walczyła ze sobą, ale w końcu podniosła na niego wzrok.

-Nie jestem zły, ani nic. W porządku.

-Nie, nie jest w porządku. Czuję, że Cię zdradziłam.- wyrzuciła z siebie co leżało jej na sercu.

-Nie jesteś w żadnym aspekcie do mnie przywiązana...

Dopiero po chwili Jared zrozumiał w jaką stronę idzie rozmowa. Poczuł jak krew napływa mu do twarzy. Teraz wzięło się jej na wyznania?

-Już czuję się do Ciebie przywiązana. Chcę spróbować być z Tobą, chcę mówić o Tobie jak o moim mężczyźnie.

-Diana...

Jared nie wiedział co jeszcze może powiedzieć. Diana powiedziała to co oboje chcieli powiedzieć. Żałował tylko, że ona zrobiła to pierwsza. Też ona pierwsza go pocałowała, Diana zawsze go uprzedzała.

-Do diabła z Ed'em, do diabła ze wszystkim.

Jared przyciągnął do siebie Dianę. Natychmiast poczuł to w mięśniach na plecach, ale nie zatrzymał się. Zmusił się, by się schylić do jej ust. Nie stawiała żadnego oporu, pozwoliła się całować. Sama zachęciła go do czegoś więcej dotykając jego ramion i brzucha. Czuła napinające się mięśnie. Zrobiło się bardzo gorąco, a Diana poczuła za sobą łóżko. Usiadła na materacu i ściągnęła bluzkę, wsunęła się głębiej. Jared klęknął i nachylił się nad nią, pocałował jej usta, szyję i obojczyk. Nagle silny spazm bólu zatrzymał go w miejscu.

-Co się stało?- zapytała zaskoczona jego zachowaniem.

-Nie dam rady, wybacz.

Z wielkim wysiłkiem wyprostował plecy. Diana wyszła spod niego.

-Jedziemy do szpitala?

-Nie, nie trzeba. Wystarczy jak się prześpię.

-Jesteś pewny?

-Tak.

Jared powoli usiadł na brzegu łóżka.

-Niezłe pierwsze wrażenie, co?- zapytał uśmiechając się ironicznie.

-Nie twoja wina.

Diana pomogła mu się położyć

-Będziemy mieć więcej okazji.- kobieta podniosła swoją bluzkę z ziemi.-Dobranoc.-wyszła z jego sypialni zamykając za sobą drzwi.

W salonie zdała sobie sprawę do czego doszło, no prawie doszło. I to zaraz po tym jak wyznała swoją winę. Sumienie przestało dokuczać i powiedziała co jej leżało na sercu od dłuższego czasu. Wreszcie koniec z podchodami, zaczęli grać w otwarte karty.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top