12.
Jared o ósmej dostał wiadomość, że opiekunka odebrała Jake'a i klucze od pani Green i że są w jego mieszkaniu. Jedna sprawa z głowy. Następnie zadzwonił do Eryki.
Telefon leżący na stoliku obok łóżka zaczął głośno dzwonić.
-Nie odbieraj go, jest sobota.- powiedział mężczyzna leżący obok żony.
-Tylko sprawdzę kto dzwoni.
Eryka podniosła zaspaną głowę z poduszki i sięgnęła po telefon. W weekendy nie wstawali wcześnie, chyba że była taka potrzeba.
-To Jared.
-Nie odbieraj, weekendy masz wolne.- mężczyzna odwrócił się do żony i objął ją ramieniem.
-Sprawdzę o co chodzi. Może to coś ważnego.
-Powinnaś rzucić tą pracę.
-Jared to nie tylko mój szef, ale i przyjaciel.
-Dobrze.
Eryka odebrała telefon.
-Hej, co tam?- zapytała.
-Jak dobrze, że odbierasz.- usłyszała przejęty głos Parker'a.
-Co się stało?
Kobieta uwolniła się od ramienia męża i usiadła. Zawsze była wyczulona na drobne zmiany zachowania ludzi.
-Jestem w szpitalu.
Eryka wstała na równe nogi.
-Już do Ciebie jadę.
-Poczekaj.
Kobieta zatrzymała się w połowie ruchu sięgając po ubranie.
-Mi nic nie jest, chodzi o Dianę. Zanim przyjedziesz do szpitala mogłabyś wstąpić do mnie?
-Jasne, co mam zabrać?
Kobieta wróciła do ubierania się.
-W salonie na kanapie leży torba i torebka Diany, w jednej jest klucz do jej mieszkania. Mogłabyś zabrać dla niej kilka rzeczy? Nie chcę jej zostawiać samej, w każdej chwili może się obudzić.
-Dobrze.
-Sprawdź też jak się ma Jake.
-Jest bardzo źle?
-Będziemy rozmawiać jak się zobaczymy. Adres mieszkania Diany wyślę SMS-em.
Rozłączyli się.
-I co? Jedziesz do niego?- mąż podniósł głowę z poduszki i popatrzył na ubierającą się Erykę
-Tym razem nie chodzi o pracę.
-A o co?
-Jared i Diana są w szpitalu. Nie wiem o co dokładnie chodzi.- odpowiedziała Eryka zapinając spodnie.-Nie wiem kiedy wrócę, nie zapomnij zrobić śniadania dla Wiktora.
Kobieta podeszła do męża i pocałowała go w czoło.
-On ma piętnaście lat.
-Zawsze będzie naszym małym dzieckiem. Kocham Cię. Do zobaczenia później.
-Ja Ciebie też!- krzyknął jeszcze mężczyzna do wychodzącej żony.
Eryka zrobiła dokładnie tak jak chciał Jared. Była w każdym z wyznaczonych miejsc i zabrała co powinna. Sprawdziła co u Jake'a i tym razem opiekunka została poinformowana, że przyjdzie ktoś obcy. Obeszło się bez nieprzyjemnych scen. Potem było mieszkanie Diany. Dawno nie widziała żeby ktoś żył w takim chaosie. Wszystko była porozrzucane, przez co zanim Eryka znalazła czego potrzebowała, minęło trochę czasu. Jadąc do szpitala wstąpiła jeszcze po coś do jedzenia i kawę. Jak zna życie Jared z przejęcia zapomniał o czymś takim jak głód. Dobrze go znała. On zawsze bardzo wszystkim się przejmował.
Eryka zapukała do drzwi sali Diany. Jared natychmiast podniósł opuszczoną głowę. Widząc kto przyszedł wyszedł na korytarz.
-Jak ona się czuję?- zapytała kobieta.
Jared spojrzał na uchylone drzwi do sali.
-Nie wiem.
Mężczyzna przetarł zmęczone oczy.
-Kupiłam kawę i coś do jedzenia. Usiądziemy?
Jared pozwolił się poprowadzić do najbliższych krzeseł. Wziął podany mu kubek i kanapkę.
-Co się stało?
-Sam nie wiem. Jestem zmęczony.
-Mogę Cię zastąpić jeśli potrzebujesz.
-Twój mąż by mnie zabił.
-On tylko tak mówi. David bardzo Cię lubi.
Przez chwilę panowała cisza. Jared pił kawę.
-Musisz coś zjeść. Pewnie nie jadłeś od wczoraj.
-Nie mam ochoty na jedzenie. Po tym co widziałem...
-Mów dalej.
Nagle Jared wyprostował się i spojrzał na Erykę. Wyglądał okropnie.
-Ta krew z nosa, ten atak... w życiu czegoś takiego nie widziałem.
-Teraz już wiem po co te ręczniki rozłożone w całym salonie.
-Uprzedziłem opiekunkę, że zastanie dantejskie obrazy. Nie chciałem, żeby pomyślała, że kogoś zabiłem.
-Dlaczego dostała tego krwotoku?
-W klubie ktoś podał jej narkotyk.
Diana przełknęła ślinę.
-Ale nic jej nie zrobili?- zapytała ostrożnie.
-Na szczęście nie, ale bardzo gwałtownie zareagowała na ten środek. Była policja.
-Dowiedziałeś się czegoś?
-Tak.- Jared na chwilę zamilkł. Do tej pory starał się nie myśleć co mogło się stać.-Ci ludzie porywają młode kobiety jako dawcy organów na czarny rynek.
Eryka zaniemówiła.
-To pewne?
-Dokładnie ten sam środek podano wszystkim ofiarom.
-Ale Diana wyjdzie z tego?
-Nerki przestały pracować. Jest źle. Diana jest poddawana dializie, lekarze mają nadzieję, że to pomoże.
-A jeśli nie?
-Nie wiem, jeszcze o tym nie myślałem.
Eryka została z Jared'em jakiś czas. Rozumiała jego przejęcie. Gdyby ktoś jej bliski ledwo uciekł spod noża handlarzom organów też by się tak zachowywała. Jeszcze w dodatku nerki. Jared bardzo potrzebował teraz wsparcia, a tylko Eryka mogła go udzielić.
Pojechała do domu, dopiero kiedy Jared bardzo nalegał. Był jej bardzo wdzięczny, że nie zostawiła go samego, ale nie mógł wymagać od niej, by poświęciła mu cały swój czas. Eryka też miała rodzinę, którą musiała się zająć. Obiecał zadzwonić jeśli coś się zmieni i się pożegnali.
Jared wrócił do łóżka Diany. Pierwszy raz pozwolił sobie na wzięcie jej za rękę. Miała normalną temperaturę i już nie drżała. Słuchał pikania aparatury i czekał na wybudzenie.
Diana obudziła się popołudniu. Oczy nadal miały lekkie czerwone zabarwienie, ale nie były już tak straszne.
-Gdzie ja jestem?- zapytała cicho.-Jared?
-Tak?- mężczyzna zbliżył się do niej.
-Masz wodę?
Jared spojrzał na pielęgniarkę, a ona podeszła i dała Dianie pić.
-Jesteśmy w szpitalu?
-Tak.
-Co się stało?
-Miałaś atak.
-Jaki atak?
-Nie pamiętasz?
-Nie.
-Co ostatnie pamiętasz?
-Jak jedziemy samochodem i pytam się gdzie jest Jake. Gdzie on jest?- Diana zmusiła się do siadu.
-Może powinnaś leżeć?
-Nie, bo czuję się wtedy taka bezradna. Gdzie jest Jake?
-Jak po Ciebie pojechałem zostawiłem go u pani Green, teraz jest z opiekunką. Wczoraj zapytałaś mnie o to kilka razy.
-Dlaczego dostałam tego ataku?
-To przez substancję, którą ci podano.
-Jaką substancję...
Wtedy Diana przypomniała sobie o tym drinku.
-O boże. Jaka ja byłam głupia. Co się stało z tymi facetami?- zapytała szybko.
-Nie wiem. Wiesz kim oni byli?
-Nie. Jednego z ich spotkałam w klubie. Potem pojawiła się reszta. A co z nimi?
Jared przez chwilę zastanawiał się czy powinien powiedzieć z kim Diana się spotkała i przed czym uciekła.
-Tak po prostu pytam.
Do sali wszedł lekarz poinformowany przez pielęgniarkę, że pacjentka w końcu się obudziła. Szczegółowo przedstawił sytuację i omówił z Dianą leczenie. Kobieta słuchała go z kamienną miną. Nawet wzmianka o nerkach nie wywołała zmiany. Wszystko przyjęła dużo spokojniej niż Jared.
-Wybacz, że przysporzyłam Ci zmartwień.- powiedziała do Jared'a, kiedy zostali sami.
-To nic, ważne, żeby wszystko dobrze się skończyło. Czujesz się już lepiej?
-Prawdę powiedziawszy to jest naprawdę dobrze. Może nie jest idealnie, ale myślę, że mogę wrócić do domu.
-Nie rozpędzaj się tak bardzo. Nadal czekamy na kolejne wyniki badań nerek, dopiero potem będziesz mogła sobie coś zaplanować.
Niedługo potem przyszła policja. Jared wyszedł na korytarz zanim zdążyli go wyprosić. Przesłuchanie trwało dość długo. Nie dziwiło go to, musieli uzyskać opis napastników. Jared spojrzał na zegarek. Niedługo kończy się czas pracy opiekunki Jake'a. Napisał Dianie SMS-a i pojechał do mieszkania.
Ledwo wszedł na klatkę schodową, kiedy pani Green wyszła wynieść śmieci.
-Dzień dobry.- przywitał się Jared.
-Dzień dobry, dzień dobry.
Jared zatrzymał się na chwilę. Choć zazwyczaj nie lubił przesłuchań dziś był winny sąsiadce odpowiedź na każde pytanie.
-Jeszcze raz dziękuję, że zaopiekowała się pani Jake'iem.
-Nie ma problemu, spał słodko jak aniołek. Tylko mój mysiu- pysiu poczuł się lekko zazdrosny. Co się stało, że przyjechała karetka? Widziałam jak zabierali panią Dianę.
-Tak, Diana poczuła się bardzo źle.
-Ale już jest lepiej?
-Nadal czekamy na ostatnie wyniki.
-Nie siedzi pan z nią w szpitalu?
-Siedzę, od wczoraj. Przyjechałem po Jake'a. Chcę go zabrać do Diany.
-Świetny pomysł, matki zawsze motywuje widok dziecka.
-Nie było problemu z opiekunką?
-Ależ skąd. Bardzo sympatyczna młoda kobieta.
-Cieszę się. Jeszcze raz dziękuję.
Jared wyszedł na schody. Kątem oka zauważył jak starsza kobieta nadal go obserwuje. Uśmiechnął się i wszedł do mieszkania.
Natychmiast w korytarzu pojawiła się opiekunka.
-Dzień dobry, proszę pana. Właśnie miałam do pana dzwonić.
-Już jestem, może pani iść.
Jared czuł zmęczenie. Spojrzał w lustro, wiszące na ścianie i już wiedział, że doskonale to po nim widać.
-Jeśli jest taka potrzeba, to mogę jeszcze zostać.
-Nie trzeba. Zabieram Jake'a ze sobą. Dziękuję za pani dzisiejszą pracę.
Kobieta zabrała swoje rzeczy, pożegnała się z Jake'iem i wyszła.
Jared spojrzał na rozłożone ręczniki i dziecko, które siedziało w swoim łóżeczku. Stało ono w kuchni z dala od krwawych plam. Mężczyzna pogłaskał dziecko po głowie. Następnie usunął ręczniki. Chciał zobaczyć jak wygląda kanapa i dywan. Krew przybrała już brązowy kolor i wyglądała bardzo nieprzyjemnie. Plamy były na tyle duże i wsiąknięte, że wyczyszczenie wydawało się niemożliwe. Nawet dobrze. W końcu pretekst do wymiany mebli. Tym razem nawet silny zmysł pedantyczny nie zmusił Jared'a do natychmiastowego zabrania się za sprzątnie. Ponownie i zaskakująco nawet dla niego samego, dość niedbale zarzucił ręczniki. Ubrał Jake'a, zabrał jego torbę i pojechał do szpitala.
Kiedy dotarli do sali Diany, policjantów już nie było.
-No cześć.- powiedziała Diana do Jake'a z wielkim uśmiechem.
Jared dał jej dziecko i usiadł na krześle obok.
-Jak było?
-Długo. Pytali o każdy możliwy szczegół, sprowadzili nawet swojego rysownika i próbowaliśmy stworzyć ich portrety. Tylko jednego zapamiętałam dostatecznie dobrze, żeby dało się coś z tego zrobić. Byli też w mojej pracy.
-Wiem, ja też z nimi rozmawiałem.
-Powiedzieli wszystkim co się stało. Już każdy do mnie zadzwonił. Kto by przypuszczał, że aż tak się przejmą.
Diana wyciągnęła swoje włosy z rąk Jake'a i dała mu zabawkę, którą podał jej Jared.
-Wyglądasz okropnie. Ośmielę się nawet powiedzieć, że gorzej niż ja.
Jared uśmiechnął się lekko.
-Bardzo przeżyłem całą sytuację.- przyznał mężczyzna opierając głowę na ręce.
Diana niespodziewanie oblała się rumieńcem.
-Jezu, co się dzieję?- przestraszył się Jared.-Mam wezwać lekarza? Dobrze się czujesz?
Przesadzona reakcja Jared'a sprawiła, że Diana zawstydziła się jeszcze bardziej. Nie spodziewała się, że on zauważy ten rumieniec.
-Nie. Nic się nie dzieję.
-Zrobiłaś się czerwona.
Jared wziął Dianę za rękę, a potem dotknął jej czoła.
-Nie wydajesz się mieć gorączki.
-Bo jej nie mam. Jestem czerwona przez Ciebie.
-A co zrobiłem?
-Zawstydziłeś mnie.
Teraz to Jared poczuł się onieśmielony. Oparł się o krzesło i odchylił głowę do tyłu. Żadne nie wiedziało co powiedzieć. Jedynie Jake zakłócał ciszę.
Dość nagle do sali wszedł lekarz. Inny niż poprzednio, ale wyglądał na zadowolonego.
-Mam świetne wiadomości.- powiedział uśmiechając się.-Dializa pomogła i nerki podjęły pracę.
Witam Czytających,
mam nadzieję, że opowiadanie podoba się choć trochę. Staram się jak mogę i łudzę się że chociaż odrobinę czujecie się usatysfakcjonowani moimi wypocinami. Jeśli zauważyliście jakieś błędy, niespójności lub macie inne uwagi zachęcam do komentowania. :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top