Rozdział 6
Pov. El matador
Właśnie weszlismy na pokład naszego drużynowego samolotu, usiedliśmy we fotelach i czekaliśmy na wylot z lotniska, jednak na sam początek była rozmowa z trenerem.
Ta rozmowa nie wiem ile trwała, może z 20 minut może mniej. Dzięki Bogu że w plecaku miałem moją lekturę, wyciaglem ją i zacząłem czytać, z tyłu zaczęły dobiegać mnie chichoty, nie zwracałem na nie zbytniej uwagi. Wiedziałem że były one kierowane do mnie. Z mojej lektury wyrwał mnie głos trenera.
-El matadorze... Czy wiesz o czym rozmawialiśmy? Czy książka była ważniejsza?
Zaczęły się głośniejsze chichoty i wyśmiewania. Odłożyłem książkę i spojrzałem na trenera z powagą, chce utrzeć im nosa.
-Tak.... Mamy trzymać się taktyki, nie pakować w kłopoty i grzecznie się zachowywać.
Wszyscy nagle ucichli, cisza jak na cmenatrzu. Trener spojrzał na mnie, i pokiwał głową, gdyby Shaker tu był to by im bardziej dokopał.
-ey stary od kiedy książki czytasz? Żeby młodej wstydu nie narobić co?
- northshawn to było bardzo nie na miejscu, jak chce niech czyta komu to przeszkadza? No chyba tylko tobie...
Wielki Bo stanął w mojej obronie, on sam lubi czytać wiele razy to zauważyłem. Zacząłem czytać dalej, ta książka mnie tak wciągnęła że, nawet nie spałem żeby ją przeczytać. Jestem ciekaw co teraz robi Shaker i Karina. Zaczynam się trochę martwić, nie mam ich na oku, nie wiem co się teraz dzieje w domu. Zamknąłem książkę i schowałem ją do plecaka, za chwilę będziemy lądować w Japonii.
-Jak ja dawno nie widziałem się z Miko.... Rastek wiem że jesteś o niego zasdrosny.
Tygrys uśmiechnął się w stronę Gibkiego Rasty, Rasta obrócił głowę i zrobił mine obrażonej owieczki
(macie rysunek poglądowy)
Tygrys i Rasta byli razem od pewnego czasu, wszyscy się śmialiśmy ze są "rodzicami drużyny" . Kiedy wylądowaliśmy, zaczęliśmy się zbierać i opuszczać samolot, na dzień dobry spotkaliśmy się z tłumem reporterów i fotografów z gazet. Od pewnego czasu zaczęli mnie irytować,
Ale najważniejsze pierwsze uderzenie, więc uśmiech do kamer. Poszliśmy do autokaru, podrodze zaczepiło mnie kilku reporterów. Nie mieli zamiaru zadawać pytań dotyczących meczu, chodziło o życie prywatne.
-EL MATADORZE HALO??!! możemy ci zadać kilka pytań? Niedawno urodziło ci się dziecko, jak teraz dzielisz czas między treningami a opieką nad noworodkiem?
-czy Shaker wróci na boisko w najbliższym czasie?
-Czy podczas porodu były jakieś komplikacje zagrażające życiu matki i dziecka?
Od tych pytań aż mi się zagotowało, ścisnąłem dłonie w pięści, moje kostki aż zrobiły się białe jak mleko, w oczach błysły wszystkie diabły tego świata. Mnie wyprowadzić z równowagi nikt nie umie ale wtrącać się w życie osobiste to przesada, stanąłem i obróciłem się w stronę reporterów.
-el matadorze bracie odpuść, nie musisz na nie odpowiadać.
Powstrzymał mnie luźny Joe, wziął mnie za ramię i zabrał do autokaru. Byłem wściekły jak osa, jeszcze jedno słowo i wybuchne...... Nie mogę ochłonąć, oddech zaczął mi się trząść mięśnie aż drżały z furii. Teraz brakowało jeszcze żeby ktoś zaczął o tym gadać to nie wytrzymam i spuszczę mu łomot. Muszę ochłonąć więc wyciągam squishy którego Shaker kupił mi na festynie w strikaland, zacząłem go ściskać, jednak stres nie odchodził. Chcę przytulić się do mojego jeżyka.
Shaker. Pov
Spałem sobie smacznie na kanapie kiedy, Obudził mnie płacz Kariny. Wstałem z kanapy i podeszłem do kojca, w powietrzu zaczął unosić się dziwny zapach po twarzy małej wszystko było jasne. Wziąłem ją na ręce i położyłem na przewijaku.
Zapach był nie do zniesienia, ale trzeba ją przewinąć, szczerze nie lubię tego zapachu od niego mam odruch wymiotny.
Bez el matadora w domu jest strasznie cicho, czułem się... Samotny. Przewijanie szło mi nawet całkiem sprawnie, nowa pieluszka i świat odrazu jest piękny. Nakarmiłem moją kruszynkę i położyłem do łóżeczka w pokoju, postanowiłem poprawić sobie trochę humor i zrobiłem sobie gorącą czekoladę z piankami, wyjąłem z szafy miękki koc i usiadłem na kanapie, włączyłem kanał na którym właśnie zaczynał się mecz naszych i nakamy. Żałuję że nie poleciałem z nimi ale co poradzę że opieka nad dzieckiem to zajęcie na pełen etat, nie ma od tego urlopu. Tęsknię za matadorem, z moich rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi, musiałem się wykopać z mojego gniazda i pomaszerowałem otworzyć drzwi. W progu stał spenza i supa Fran. Wyglądali jakby przebiegli maraton.
-Zaczęło się już?!!
Zapytała supa Fran..
-ale co?
-MECZ CZY SIĘ ZACZĄŁ!!!
-no właśnie wyszli na boisko
Staranowali mnie w DRZWIACH, leżałem na ziemi nie pewny co ze sobą zrobić. Postanowiłem wstać, bo jak Karina się obudzi to ich rozszarpie. Zamknąłem drzwi i wszedłem do salonu, siedzieli na kanapie i oglądali mecz, czyli odpoczynek pod kocykiem był zbyt piękny żeby był prawdziwy. Usiadłem obok nich i oglądałem całą akcję.
-North Shawn do skrętnego tygrysa... Tygrys do el matadora......
Poczułem jak serce zabiło mi mocniej.
-IIII STRACONA OKAZJA PRZEZ IDELANY ATAK OBRONY DRUŻYNY PRZECIWNEJ.... EL MATADOR CHYBA DZISIAJ NIE JEST W FORMIE.
Oparłem się na kanapie i schowałem twarz w rękach.
-el matadorze... Ty głąbie
- spoko luz to dopiero pierwsza połowa nadal mają czas na odbicie punktów
Spenza poklepał mnie po ramieniu, nie pomogło. Gdybym tam był może byśmy zdążyli nadgonić punkty przed gwizdkiem. Mam nadzieję że uda im się chociaż ugrać remis albo dodatkowe minuty. Szczerze... Wątpię w to, poszlem zaparzyć sobie herbatę czekoladę wypiła supa Fran.
-*sigh* mogłem z nimi jechać może byśmy coś ugrali.
-masz macierzyński nie zapomnij mój drogi. El matador poradzi sobie w pojedynkę
Sam już nie wiem... Oby ugrali chociaż ten pieprzony remis
Pov. El matador.
Straciłem okazję na strzał, jestem wściekły mogłem strzelić wcześniej... Trener mnie ze skóry obedrze. Wszyscy patrzą na mnie jak na głupka, bo nim jestem.
-przez ciebie patafianie straciliśmy punkt... Jedna bramka czy proszę o tak wiele
-to nie jego wina, nie drżyj się na niego, el matadorze... Nie przejmuj się każdy z nas miewa gorszy dzień.
-czemu akurat teraz... Shaker teraz nas ogląda i pełnię już wszystkie włosy z głowy powyrywał... To mija wina.. To ja zawiodłem
Zadzwonił mi telefon, nie musiałem patrzeć żeby widzieć kto to był, odebrałem i z automatu zostałem zjechany od góry do dołu
-TY GŁĄBIE
-tak tak wiem też cie kocham... Moja wina straciłem okazję.
-OKAZJE... OKAZJĘ TO BĘDĘ MIAŁ JAK WRÓCISZ *sigh*... Co się z tobą dzieje wcześniej lepiej ci szło, wyglądałeś jakby cie ktoś podmienił...
-tak się poczułem...tak mijając temat... Co u ciebie.. Jak Karina?
-nawet w miarę przed chwilą zasnęła, spenza wpadł z Fran... Ogólnie wszystko jest dobrze mną się nie przejmuj... Przemuj się straconymi punktami które masz do nadrobienia. Wierzę że to nadgonisz
-hehe wiem...nadgonie muszę kończyć wracamy na boisko..
-ok cały czas cie oglądam.. Kocham cię pa
-no papa..
Odrazu poczułem jak wróciły mi siły, wystarczyła zwykła rozmowa z shakerem żebym się zresetował. Schowałem telefon i poszłem na boisko. Stałem ramię w ramię z Miko
-el matadorze nie wolno wnosić biżuterii na boisko
-obrączka to nie biżuteria... To symbol przywiązania i miłości
Śmiech odbił się echem po korytarzach. Pora nadgonić punkty... Dla shakera i mojej maleńkiej córeczki.
Shesh wróciłam po dłuższym czasie.. Mam nadzieję że na dłużej
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top