3.Nieoczekiwane spotkanie
Kiedy człowiek podróżuje po całej ziemi poznaje mnóstwo niesamowitych historii i legend związanych z różnymi wiarami. Podczas moich wypraw usłyszałem ich mnóstwo w tym parę o Bogach Greckich i szczerze mówiąc bardzo mnie zafascynowały, opowiadały one brutalne historie mimo tego czułem od nich jakieś dziwne piękno. Przez to zaczynałem się zastanawiać czy przypadkiem oni też nie istnieją tak jak my, czy to tylko jakieś opowieści wymyślone przez pisarzy których za bardzo poniosła fantazja. Legendy głoszą że mieszkają na górze zwanej Olimp, tam mają ogromne posiadłości i rządzą całym światem. Pogodą, losami wszystkich ludzi na ziemi ale przede wszystkim dniem i nocą. Chciałabym kiedyś ich spotkać bo wydaje mi się że jesteśmy podobni w końcu ja jestem Bogiem ognia (przynajmniej tak o mnie mówią) a oni są Bogami Olimpu.
- Hej, jak się spało?
- Dobrze. Miałam sen o tym że stałam na plaży i spotkałam syrenę.
- O, jak wyglądała?
- Miała długie, złote włosy i fioletowy ogon.
- Musiała być naprawdę piękna. - Pocałowałem Serafinę w czubek głowy, ona odrazu wtuliła się w zagłębienie mojej szyi. Jej niebieskie końcówki włosów delikatnie oblewały promienie porannego słońca, wyglądała tak pięknie w tym świetle. - Dzisiaj jest wielka uczta na naszą czejść, idziesz się przygotować?
- Do wieczora jeszcze sporo czasu nie mogę jeszcze trochę pospać?
- No dobra, ja w takim razie idę pobiegać w końcu trzeba utrzymać formę jak żyje się wiecznie.
- Miłego biegania! - Usłyszałem jej zaspany głos. Kiedy tylko wyszłem z ciepłego łóżka ubrałem się i zamykając po cichu drzwi.
Zrobiłem kilka kółek w okół wioski, starałem się nie zabardzo oddalać bo zapomniałem już jakie były punkty orientacyjne w lesie otaczającym osadę. W pewnym momencie na polanie tuż przed granicą drzew zobaczyłem młodą dziewczynę, machała do mnie i uśmiechała się promiennie.
- Czejść Feniksie. Zmieniłeś się od kiedy ostatnio cię widziałam.
- Ja panią znam? - Byłem w ogromnym szoku a jednocześnie w tyle głowy coś mi podpowiadało że już kiedyś ją widziałem.
- Tak, byłeś moim przyjacielem ale było to bardzo dawno temu.
- Moja pani? - Pokiwała energicznie głową śmiejąc się.
- Na reszcie skojarzyłeś.
- Ale jakim cudem żyjesz? Przecież umarłaś ze starości.
- Nasza więź pozwoliła mi spotkać się z tobą. Chodź tu. - Podeszła do mnie, wtedy właśnie coś we mnie pękło, rzuciłem jej się na szyję. Chciałem poczuć że jest tu na prawdę.
- Jak tam? Życie ci się jakoś układa? - Zapytała tuląc mnie.
- Tak, szczerze mówiąc mam już dziewczynę i nauczyłem się zmieniać w człowieka. Prawie już zapomniałem kim dla mnie byłaś ale kiedy odwiedziłem twój grób wszystko mi się przypomniało.
- O jaka jest ta twoja dziewczyna?
- Też jest z rodu Feniksów ale ona włada wodą, mimo tego świetnie się dogadujemy. - Odsunąłem ją na długość ręki żeby popatrzeć jej w oczy. - Oprócz jej są jeszcze dwa Feniksy: Feliks i Zefir ale po wielkiej kłutni rozstaliśmy się.
- Może kiedyś jeszcze się zejdziecie.
- Wątpię.
- Zawsze warto spróbować.
- Nie wiem gdzie teraz są a poza tym bardzo mnie zranili więc rozmowa będzie boleć.
- Wiem ale czasami trzeba porozmawiać o czymś co nas boli żeby uwolnić się od tego a potem będzie już tylko lepiej.
- Spróbuję się z nimi dogadać ale nie robiłbym sobie wielkich nadziei.
- A o co tak właściwie poszło?
- Zefir spłodził dziecko z ludzką kobietą i okazało się że chłopak cały las zamienił w pobojowisko kiedy tylko jego moc się ujawniła, przez jej ilość ciało nie wytrzymało i umarł. Uznałem że to bardzo niebezpieczne, nie powinniśmy mieć dzieci tak słabych jak ludzkie bo nasza siła ich przerasta. A co by było gdyby chłopak przetrwał? Mógłby doprowadzić do zagłady świata.
- Faktycznie mogłoby się to źle skończyć.
- Właśnie, a Feliks bronił go mówiąc że to tylko wypadek i pewnie więcej tak się nie stanie.
- A może chodziło o to że on nie był wybrańcem?
- Wybrańcem?
- Tak, kiedy byłam w zaświatach stwórca wezwał mnie do siebie i powiedział że jeden z Feniksów spłodzi wybrańca który stawi czoła najpotężniejszemu wrogowi Bogów lecz potem umrze, miałam ci to przekazać żebyś nie tracił wiary.
- Ale jakiemu wrogowi Bogów? Przecież czarny Feniks już nie żyje.
- Może, a może przeżył jednak albo to jakiś inny potwór.
- No dobrze, a powiedział kiedy ma się to stać?
- Nie ale mam przeczucie że do tego masz jeszcze sporo czasu.
- Dzięki. - Nagle złapała mnie za rękę i zaczęła iść w kierunku wioski. Cieszyłem się że znowu jest przy mnie, chciałem żeby było tak już zawsze.
- Feniksie muszę ci coś powiedzieć. - Moja pani zagadnęła.
- Tak?
- Kiedy byłam u stwórcy powiedział że może mnie wskrzesić tylko na jeden dzień, od wschodu do zachodu słońca. Po zachodzie zniknę na zawsze i zamienię się w konstelacje panny. - Poczułem bolesne ukłucie w sercu, dopiero ją odzyskałem a teraz muszę ją stracić.
- Spokojnie, przynajmniej będziemy mogli się pożegnać w miłej i spokojnej atmosferze.
- Nie chcę żebyś odchodziła na zawsze. - Powiedziałem przez łzy.
- Zdradzę ci mały sekret: kiedy byłam tam widziałam cię z nieba i starałam się ciebie wspierać. Zawsze będę przy tobie tylko w innej formie. - Otarła mi łzy kciukiem.
Słońce nieubłaganie zbliżało się do linii horyzontu, na oko została już tylko godzina. Postanowiłem powiedzieć o niej Serafinie. Na początku nie byłem do tego przekonany bo dziewczyna myśli że ona nie żyje ale uznałem że mamy tylko jedną szansę żeby ją poznała. Zapukałem do drzwi naszego domu, odpowiedział mi odgłos spadających miseczek.
- Już idę kochanie! - Po pewnym czasie otworzyły się drzwi a w nich stała najpiękniejsza dziewczyna jaką widziałem. Miała na sobie piękną błękitną sukienkę z tiulu i falbanek a złoto - błękitne włosy spięła w wysokiego kucyka.
- Wow, wyglądasz bosko!
- Dzięki, musiałam użyć trochę swojej mocy żeby stworzyć coś takiego. A kto to? - Spojrzała na dziewczynę obok mnie.
- To jest moja pani.
- Co?! Ale jakim cudem, przecież umarła!
- Tak ale stwórca dał jej jeszcze jeden dzień życia.
- O
- Moja Pani to jest Serafina. Przywitały się.
Rozmawialiśmy o przeróżnych rzeczach śmiejąc się i przekomarzając. Pokazaliśmy jej swoje moce, była w szoku jak bardzo się rozwinęły. Okazało się że ona też może rozmawiać ze mną przez naszą więź, mam nadzieję że po jej odejściu dalej to się utrzyma wtedy byłoby mi troszkę łatwiej. Słońce stykało się już z horyzontem więc postanowiłem że usiądziemy na tamtym placu na którym ją poznałem.
- Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie?
- Oj tak. Wzięła do ręki trochę ziarna a ja w postaci ptaka zjadłem z ziemi to co rzuciła a potem zapłonąłem tak jak to zrobiłem wtedy. Obydwie dziewczyny roześmiały się na ten gest, zmieniłem się z powrotem w człowieka.
- Wyglądałeś wtedy tak słodko.
- Dziękuję moja Pani. - Usiadłem obok niej wtulając się w jej rękę. - Nie boisz się śmierci?
- Nie, ja już byłam po drugiej stronie i wiem że tam wrócę a co do was jestem pewna że sobie poradzicie po tym jak odejdę.
- Polubiłam cię.
- Ja ciebie też, jesteś bardzo miłą osobą i idealnie nadajesz się dla Feniksa. Pamiętaj tylko żeby opiekować się nim bo będzie mu bardzo ciężko. Na mnie już pora. - Wstała i podeszła parę kroków w stronę zachodzącego słońca. Podniosłem się z ziemi i zamknąłem ją w szczelnym uścisku, chciałem żeby została ale nie było to możliwe. Oczy zapiekły mnie od nadchodzących łez moja pani otarła delikatnie kciukiem mój policzek.
- Zamknij oczy, łatwiej będzie mi odejść. - Szepnęła w moje włosy. Posłuchałem się jej a po chwili poczułem jakby ciało które obejmowałem było tylko iluzją. Kiedy otworzyłem oczy zobaczyłem światło przepływające przez moje ręce. O dziwo nie czułem nic, radości, smutku, uczucia pustki totalnie nic. Stałem tak oszołomiony dobre kilka sekund ale później spojrzałem w niebo pojawił się na nim nowy gwiazdozbiór. Wtedy dopiero uderzyły we mnie te wszystkie emocje które ukrywałem w żelaznej klatce. Upadłem na kolana zalewając się łzami, nagle poczułem jak ktoś obejmuje mnie mocno w talii.
- Jestem przy tobie. - Miękki, kobiecy głos otulił moje ciało jak koc.
Przez długi czas siedziała ze mną kołysząc się na boki i szepcząc uspokajające słowa.
- Może nie chcesz iść na tą ucztę?
- Nie chcę ich urazić.
- Powiem im co się stało napewno zrozumieją.
- Odprowadzisz mnie do domu? - Po długim płaczu miałem zachrypnięty głos.
- Oczywiście kochanie. - Pomogła mi się podnieść z zimnej ziemi i powoli ruszyliśmy w stronę domu. Nie miałem już czym płakać więc tylko rzuciłem się na łóżko kuląc się.
- Jak się czujesz?
- Jestem wykończony.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top