2. Przeszłość powraca

Po tym jak ocaliłem Serafinę bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Lataliśmy we czwórkę po całym świecie, ale pewnego dnia bardzo się pokłóciliśmy i postanowiliśmy że ja z Serafiną polecimy w jedną stronę a Feliks i Zefir w dwie przeciwne. Tak oto straciłem z nimi kontakt.

- Wstawaj promyczku, musimy ruszać. - Usłyszałem jej delikatny głos tuż przy moim uchu.
- Jeszcze 5 minut. - Postanowiłem się z nią trochę podrażnić.
- Ej no, bo będę cię musiała oblać wodą. - Dopiero po tych słowach porządnie się obudziłem, i wstałem gwałtownie płonąc jak pochodnia.
- Nie, dzięki. Żeby nie było tak jak ostatnim razem. - Zaśmiała się pod nosem. Jak ja ją kocham. Zmieniłem się w człowieka stając na wprost niej. Ona już wcześniej zdążyła się przemienić. Podczas przemiany myślałem zawsze o pewnej kobiecie, nie pamiętałem kim dla mnie była ale napewno kimś ważnym bo kiedy o niej myślałem przypominałem sobie czasami krótkie fragmenty kiedy siedziałem na jej ramieniu przytulając się do niej. To było naprawdę dziwne, ale postanowiłem narazie się tym nie przejmować.

Na śniadanie jak zwykle były ryby pieczone na ognisku nad którym oczywiście musiałem czuwać przez całą noc żeby nie zgasło ale na szczęście nie był to problem bo moja moc działała nawet podczas snu. Serafina czasami przynosiła sobie z wypraw piękne muszelki oraz perły które potem dziurawiła i nawlekała na nitkę, w ten sposób miała piękną bransoletkę. Usiadłem na kocu rozglądając się dookoła, polanka była nieduża ale piękna. Był na niej mały wodospad wpływał do strumienia ciągnącego się aż do lasu tóż za mną. Zabrałem się za jedzenie ale coś niedawało mi spokoju, czułem się jakbym już tu kiedyś był ale to bardzo dawno temu.
- Serafina, czy my tu już przypadkiem nie byliśmy kiedyś?
- Też mi się tak zdaje, musiało się tutaj wydarzyć coś bardzo ważnego.
- A to przypadkiem nie ta sama polana na której pierwszy raz się przemieniliśmy?
- Napewno.
- Pamiętasz? Polecieliśmy później do tamtej wioski. Może spróbujemy ją odszukać?
- Dobra, ale najpierw dokończymy śniadanie.

Lecieliśmy przez jakiś czas zataczając coraz większe kręgi ale nigdzie nie mogłem dostrzec żadnej osady, nagle na horyzoncie pojawiły się drewniane haty z dachem pokrytym słomą. Na głównym placu bawiło się parę dzieci, biegały za latawcami z lamparciej skóry i patyków a kobiety mieliły ziarna na mąkę albo robiły pranie w pobliskim strumieniu. Wszystko na pozór wydawało się normalne dopóki nie zauważyłem jednego małego szczegółu: po środku wioski stał ołtarz a nad nim wisiał obraz z moim wizerunkiem, a poniżej było napisane ,,Odeszłeś na wieki lecz wierzymy że do nas wrócisz." Zamurowało mnie. Kiedy wyruszyłem na wyprawę jak się później okazało zabicia czarnego Feniksa kompletnie zapomniałem o moim domu, o wiosce w której znalazłem schronienie. Oczywiście prawie wszystko się tutaj zmieniło i w pewnym sensie byłem z tego dumny ale z drugiej strony chciałem jednak wróć do tej osady sprzed lat w której poraz pierwszy odrodziłem się (wtedy jeszcze myślałem że jestem tylko śmiertelnym ptakiem). Wylądowałem na suchej ziemi a ta odrazu wzbiła się w powietrze spowijając teren wokół mnie pomarańczową mgłą. Kiedy opadła zauważyłem zdziwione i przestraszone twarze mieszkańców, ewidentnie nie byli przygotowani na pojawienie się ognistego ptaka. Przemieniłem się w człowieka żebym mógł pogadać z nimi, Serafina poszła w moje ślady ukrywając się za moimi plecami. Widziałem że się boi bo w końcu dawno nie była wśród ludzi, ja za to pamiętałem doskonale jacy byli więc stałem spokojnie w oczekiwaniu na wodza. Dzieci patrzyły na nas jak zaczarowane, pewnie rodzice dużo im o nas opowiadali.
- Witam cię o wielki Passaro de fogo.
- Witaj wodzu.
- Bardzo się cieszymy że wróciłeś do nas nareszcie. - Uśmiechnął się promiennie a potem machnął ręką, z tyłu z tułmu wyłoniło się kilku mężnych wojowników i kobiety z bukietami kwiatów. Chyba przez te wszystkie lata stałem się dla nich czymś w rodzaju bóstwa. Wszyscy mieszkańcy oddali nam pokłon razem z wodzem.
- Zapraszam was do twojej starej chatki, delikatnie ją upiększyliśmy. A jutro odbędzie się wielka uczta na waszą czejść. Serafina przestała się już bać i wyszła ze swojego ukrycia.

W naszym pokoju trochę się zmieniło, z tego co pamiętam mieszkaliśmy razem z wodzem i mieliśmy tylko duże gniazdo. Teraz był to nasz dom z dużym łóżkiem, szafką nocną z patyków oraz glinianej tabliczki a na niej stała lampka oliwna. Oprócz tego na parapecie stało też duże, miękkie gniazdo żeby spać w pierwotnej formie.
- I jak ci się podoba nasz nowy dom?
- Jest skromny ale ładny. - Serafina rzuciła się na łóżko z uśmiechem na ustach - Idziesz do mnie czy będziesz tak stał i się gapił? - Puściła mi oczko zalotnie. Po chwili udawanego namysłu skoczyłem na miękki puch wyściełający łoże.
- A myślałam że tam zapuścisz korzenie. - Przytuliłem się delikatnie do jej pleców łapiąc ją za ręce.
- Kocham cię. - Wyszeptałem w jej włosy, i zaciągnąłem się ich morskim zapachem.
- Ja ciebie też promyczku.
- Idziemy pozwiedzać naszą wioskę?
- I tak nie mamy co robić.

Na zewnątrz słońce mocno przygrzewało, było chyba ze 40 stopni. Chodziliśmy po osadzie pomagając ludziom w ich codziennych pracach i zajmowaliśmy się dziećmi, przez co dzień zleciał nam jak torpeda. W pewnym momencie zobaczyłem kamienną tabliczkę wbitą w ziemię, było na niej napisane: Przyjaciółko Boga na zawsze zostaniesz w naszej pamięci. Te zdanie przypomniało mi o mojej pani, tej o której myślałem podczas przemienienia. Nagle wszystkie wspomnienia powróciły ze zdwojoną siłą, te wszystkie chwile spędzone razem z nią, nasze wyprawy do dalekich gór z których wypływa największa rzeka jaką widziałem dotychczas. Nazywała ją Amacunu co w jej języku znaczyło ,, Niedźwiedź wodnych chmur ", ja wolałem mówić na nią poprostu Amazonka.
- Hej, ziemia do Feniksa. - Serafina pomachała mi ręką przed nosem. - Co się tak zamyśliłeś?
- Myślałem o mojej pani.
- Jakiej pani? - Przechyliła głowę do boku.
- Dziewczyna która jest tu pochowana była moją przyjaciółką przez całe jej życie, kiedy umarła załamałem się i bardzo długo dochodziłem później do siebie.
- O, nigdy mi o niej nie opowiadałeś.
- Bo sam zapomniałem. Spotkałem ją jak miałem tylko 200 lat, to bardzo dawno temu i kompletnie wypadła z mojej pamięci. Ale teraz wszystko mi się przypomniało.
- Musiałeś być z nią bardzo związany. - Poczułem niesamowite ukłucie w sercu jakby ktoś wbijał mi w nie miliony ostrzy. Zdołałem tylko pokiwać lekko głową a do oczu mimowolnie napłynęły mi łzy
- Spokojnie, już dobrze. - Jej ciepłe, szczupłe dłonie delikatnie objęły moją talię. Wtuliłem się w zagłębienie w szyi próbując zapomnieć jak bardzo tęsknię za moją panią. Płakałem jak małe dziecko, Serafina powoli głaskała moje plecy co wprowadziło mnie w lekki trans przez którego uspokajałem się.
- Już lepiej?
- Trochę tak. - Wzmocniła uścisk i pocałowała mnie w policzek.
- Jesteś bardzo silny, poradzimy sobie z tą traumą. - Te słowa okryły mnie jak koc gasząc wszystko co się we mnie jeszcze tliło. - Idziemy do domu?
- Dobrze, już robi się ciemno.

Wszedłem do naszej małej chatki przepuszczając wcześniej Serafinę. Widziałem że była bardzo zmęczona po wykańczającym dniu w gorącym, wilgotnym powietrzu. Rzuciłem się na łóżko uśmiechając się wyzywająco do dziewczyny.
- Idziesz czy będziesz tak sterczała? - Niespodziewanie położyła się głową do mnie. - A jednak. - Uśmiechnęła się i wymamrotała coś pod nosem.
- Jak się czujesz? Teraz kiedy z Feniksów tylko my dwoje trzymamy się razem.
- Dziwnie ale to była ich wola, nie mogłem nic zrobić a poza tym Zefir nigdy nie przyjmuje krytyki.
- Wiem. W ogóle ostatnio mam jakieś przeczucie że czarny Feniks jednak przeżył.
- Jakim cudem, przecież go zabiłem.
- Nie mam pojęcia ale kiedy pomogłeś mi się podnieść po tym jak mnie uzdrowiłeś miałam wrażenie że usłyszałam w głowie jego złowrogi głos, mówił że jeszcze powróci i nas wszystkich zabije.
- Dziwne, ale nie rozmawiajmy dzisiaj o tym. Mam już dość emocji na ten dzień. - Automatycznie wystawiłem rękę a kiedy dziewczyna położyła na niej głowę delikatnie objąłem ją w pasie drugą. Przymknęła oczy, wygląda teraz tak pięknie że mógłbym stracić wszystko żeby tylko zawsze była przy mnie. - Może opowiem ci coś na dobranoc. - pokiwała energicznie głową.
- Nie mogę się doczekać.
- Dawno, dawno temu w tej właśnie wiosce żyła sobie Amazonka, piękna i dobra dziewczyna. Pewnego dnia wojownicy przynieśli do wioski jej chłopaka był śmiertelnie ranny a skóra w okół jego rany była całkowicie czarna. Podbiegła do niego i chciała mu jakoś pomóc ale nie dało już się nic zrobić. Postanowiła więc prosić Bogów o ocalenie go. Wybiegła z domu kierując się w stronę ogromnego lasu, kiedy znalazła już odpowiednie miejsce uklęknęła modląc się żarliwie. Nagle usłyszała głos dobiegający ze wszystkich stron: Twoje prośby zostały wysłuchane, oddasz swe życie za twojego kochanka. Z początku była przerażona ale postanowiła że to będzie piękna śmierć, nagle poczuła rozdzierający ból w klatce piersiowej a jej koszulka przesiąkła krwią. Młodzieniec odrazu poczuł się lepiej ale wtedy zrozumiał co się stało, pobiegł do lasu i znalazł tam konającą dziewczynę. Przed śmiercią zdążyła mu jeszcze wyjaśnić dlaczego tak postąpiła i złączyła swoje usta w ostatnim pocałunku. Bogom zrobiło się żal kobiety więc zamienili ją w największą rzekę świata. I w ten sposób powstała Amazonka. - Serafina zasnęła na moim ramieniu
- Dobranoc kochanie. - Wyszeptałem w jej puszyste włosy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top