1

•Andy•

Siedziałem właśnie w swojej garderobie przygotowując się do próby generalnej, a zaraz potem do występu kiedy do pomieszczenia weszła moja żona, która po wyrazie twarzy była wściekła. Ostatnio bardzo często się kłócimy, znaczy z mojej strony i z widoku osób trzecich to ona krzyczy, a ja tylko słucham, lecz jej zdaniem ja także wrzeszczę. Zerknąłem na nią ciekawy co tym razem poda za temat sprzeczki.

- Andy, co ty tak długo? Chłopaki już na ciebie czekają - burknęła zła, a ja tylko odwróciłem się w jej stoję z miną, z którą patrzę na Julitet kiedy znowu wymyśla jakieś bzury.

- Fajnie się z tobą rozmawia - huknęła wściekła i wyszła mijając w drzwiach Asha, który jak tylko ją zobaczył odsunął się na bezpieczną odległość.

- A jej co? Znowu się "kłóciliście"? - zapytał przekraczając próg i zamykając za sobą drzwi.

Specjalnie mówiąc słowo "kłótnia" użył cudzysłowiu gdyż według niego to ona się kłóci, podczas gdy ja na nią patrzę i słucham tych pierdół, które ostatnio tak często gada.

- Znów o te twoje pseudo zdrady? - dopytywał mężczyzna podchodząc do mnie.

- Nie, tym razem o to że ogarniam się zbyt długo na próbę i występ - westchnąłem kierując na niego wzrok, a moje serce zabiło mocniej widząc go w samych spodniach i pomalowanej klacie.

Już od jakiegoś czasu wydaje mi się, że czuje do mojego przyjaciela coś więcej, jednak nadal sądzę że to nie jest możliwe. Wszystkie związki jakie miałem były z kobietami i to chyba nie jest normalne, że mając żonę nagle uświadamiam sobie moją prawdziwą orientację. Czyżby? Nie! To nie możliwe!

- Andy, słuchasz mnie?- zapytał Ash pstrykając mi palcami przed oczami, tym samym wyrywając mnie z mojej wewnętrznej rozterki na temat tego czy jestem BI, homo, czy hetero.

- Wybacz, zamyśliłem się... Możesz powtórzyć? - potrząsnąłem głową pozbywając się strzępków myśli z poprzedniej burzy w moim wnętrzu.

- Mówiłem, że już czas iść bo CC już nie może się doczekać, Jack tak samo no i oczywiście Jinxx. - zaczął wyliczać Ash z widocznym rozbawieniem w głosie i mimice, na co zaśmiałem się.

- Już idę - odparłem rozbawiony i ruszyłem za przyjacielem wychodząc z garderoby i kierując się na oświetloną scenę.

Próba zarówno jak występ minęło idelanie, fani się cieszyli, skandowali nasz pseudonimy, a także nazwę zespołu i śpiewali utwory grane przez nas. Wszyscy szczęśliwi poszliśmy oblewać sukces w ulubionym barze, Ash jak zawsze był nakręcany przez dziewczyny, które ciągle go otaczały, a ja po tym, razem prawdziwej i poważnej, kłótni z Juliet miałem chęć wracać do hotelu.

- Andy, a ty gdzie? - zapytał CC kierując na mnie wzrok.

- Ash, spieprzaj- rozległ się głos Jeremy'ego, któremu ewidentnie znów dokuczał Ashley.

- Może i to prawda, że Ash rozwijał się do 16 roku życia, a potem tylko rosł - zaśmiał się Jack, na co CC także zareagowałeś śmiechem.

- Nie mam już chęci na świętowanie, pokłóciłem się z Julitet... - odpowiedziałem niezadowolony, zależy mi na moim małżeństwie ale powoli mam już jej dość.

- Ale ona się pokłóciła czy... -zaczął Jack

- Nie, tym razem oboje się kłóciliśmy... O jej chorobliwą zazdrość... Pokrzyczeliśmy, pokłóciliśmy, ona poszła, wsiadała do samochodu i pojechała chuj wie gdzie - warknąłem biorąc łyk i wyszedłem.

Droga do hotelu zajęła mi około pół godziny, a przez cały ten czas rozmyślałem nad moim życiem, mimo takiego długo spaceru nadal nic nie potrafiłem wymyśleć na moją rozterkę. Wszedłem do hotelu, a potem do windy. Ciche i spokojne pomieszczenie, w którym było słychać tylko spokojną melodnię. Drzwi windy otworzyły się, a ja wyszedłem i skierowałem się do mojego pokoju. Stanąłem przed drzwiami szukając karty po wszystkich moich kieszeniach, udało mi się to zrobić. Otworzyłem drzwi i wszedłem do pomieszczenia świecąc światło i zamykając za sobą drzwi. Pokój był duży, posiadał sypialnie dla dwojga, kuchnie i łazienki, a także salon oraz wspaniały widok na całe miasto. Wszedłem na balkon alby uspokoić zarówno umysł jak i ciało. Wyjąłem papierosa z paczki, a zapalając go oparłem się o barierkę. Wypuściłem dym z płuć, który w blasku nocy uniósł się do góry tańcząc swój taniec śmierci. Westchnąłem, tyle razy mówiono mi, że moje zdrowie i płuca cierpią przez mój nałóg ale wiecznie odpowiadałem iż rak to też zwierzątko potrzebujące jedzenia, a ja tylko go karmię.

Spojrzałem w dół obserwując nocne życia San Antonio, ten koncentrat był naszym pierwszym tutaj i bardzo mnie zdziwiło, że tak dużo ludzi nas tu słucha. Bilety sprzedały się w przeciągu jednego i to nie pełnego dnia, a dziewczyny tu były naprawdę niezłe przez co od razu zdawałem sobie sprawę co robi teraz Ash. Westchnąłem, nawet teraz nie mogę przestać o nim myśleć, a jak w głowie pojawił mi widok przyjaciela posuwającego jakąś laskę to normalnie szlak mnie trafiał, musiałem przestać o tym myśleć ale nie potrafiłem, było mi tak cholernie ciężko. Zgasiłem papieros i wróciłem do pokoju zamykając za sobą drzwi balkonowe. Ruszył do sypialni, a jak byłem już w samych bokserkach położyłem się wygodnie na łóżku z zamiarem pójścia spać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top