05|| Boys Are Back In Town

Kiedy następnego dnia Deanowi udało się rozkleić powieki, brutalne słońce prawie wypaliło mu oczy. Chłopak natychmiast pożałował swojej pochopnej decyzji i z irytacją wcisnął twarz w wymiętą poduszkę. Nie dane mu było jednak zbyt długo nacieszyć się ciemnością i spokojem, bo drzwi wejściowe do wynajmowanego motelowego pokoju trzasnęły głośno, a do pomieszczenia niepewnym krokiem wtoczył się Sam. Starszy z braci mimowolnie sięgnął pod poduszkę chwytając w dłoń chłodną rękojeść noża, z którym nie zdarzało mu się rozstawać od dawien dawna. W jego aktualnym stanie była to jednak jedyna możliwa reakcja, dlatego z rezygnacją przewrócił się na plecy i zanim otworzył oczy, zakomenderował;

- Sam, jeśli to ty, zaciągnij łaskawie zasłony.

Do Łosia słowa brata docierały jakby przez mgłę, udało mu się jednak odczytać ogólny sens wypowiedzi, dlatego powoli skierował się do okien i zaciągnął ciężkie, zakurzone firany w paskudnym odcieniu brudnej żółci, który każda kobieta prawdopodobnie nazwałaby musztardowym. Nie zmieniało to jednak faktu, że były obrzydliwe i Sam najchętniej by je spalił.

Kiedy tylko w pokoju zapanował przyjazny półmrok, Dean odważył się ponownie otworzyć oczy, a następnie niepewnie podniósł się na łokciach jakby nie mając pewności czy jego błędnik przetrwa tą szaloną zmianę poziomów.

Jego wzrok od razu padł na Sama, który pomimo całonocnej nieobecności wyglądał zadziwiająco dobrze. Zdradzały go jedynie podkrążone oczy i włosy, które wyglądały bardziej jak bocianie gniazdo, niż zwyczajowa wystudiowana fryzura Winchestera. Przy okazji, kiedy Łoś przysiadł na drugim łóżku, Dean poczuł silny imprezowy aromat papierosów wymieszanych z ogniskowym dymem i alkoholem.

- No.. - Po pokoju rozszedł się głos Deana, a Sam musiał strzelić sobie mentalny policzek tylko po to, żeby móc w jakikolwiek sposób skupić się na przyszłych słowach brata. - To gdzie to się było całą noc?

- A jesteś pewien, że to twój interes? - Łoś mimo tragicznego stanu umysłowego nadal o dziwo znajdował siłę na słowne przepychanki z bratem.

- A żebyś wiedział. Nie wiem czy zauważyłeś, ale taty nie ma, dlatego, cóż, powinienem być za ciebie odpowiedzialny. Dlatego właśnie podbijam pytanie, gdzie to się było? - Nadal półleżąc Dean próbował przybrać na twarz najbardziej surowo-karcąco-autorytarną minę na jaką było go stać, a w rezultacie skończył z ironicznie podniesioną lewą brwią.

- Z Gabrielem. - Odparł krótko Sam, a zdziwiony Dean udawał że nie zauważył czerwieniejących uszu brata. Postanowił przy okazji, że nie będzie pytał, bo i sam nie miał ochoty rozpamiętywać wczorajszego pocałunku z Castielem, który dla chłopaka najwyraźniej był częścią gry, a jemu samemu nie chciał dać spokoju.

***

Gdzieś w innej części miasta, kilka godzin później, ze snu ocknął się Castiel, przy okazji zupełnie nie rozumiejąc jakim magicznym sposobem udało mu się przetransportować swoją zapijaczoną dupę do domu wczorajszego wieczora i jak to możliwe, że zamiast na podłodze leży w kłębowisku ze zdecydowanie własnej, kolorowej pościeli.

Niewiele więcej myśląc postanowił zapytać o to Gabriela, dlatego z cierpiętniczym wyrazem twarzy, przy okazji zarzucając różowy koc na ramiona, wyczołgał się z łóżka i aż nazbyt posuwistym krokiem udał do kuchni.

Gabriel, już całkowicie ubrany i ogarnięty spokojnie popijał czarną kawę, palił papierosa i kolejny już raz pochłaniał jedną ze swoich ulubionych książek Terryego Pratchetta. W opinii Castiela, starszy brat zdecydowanie nie wyglądał jak ktoś, kto poprzedniego dnia zaliczył całkiem nie najgorszą imprezę w plenerze i wrócił do domu gdzieś nad ranem w towarzystwie młodszego z braci Winchester. Fakt faktem Castiel nie mógł wiedzieć o obecności Sama w ich domu zeszłej nocy, zdał się jednak na niezawodny braterski instynkt, mówiący mu, że jeszcze usłyszy o bracie Deana. 

- Och, Cassie, jak się spało? - Nagle zagadnął Gabe, niechętnie odrywają oczy od wydrukowanych, czarnych literek, a kpina w jego głosie była aż nazbyt widoczna.

- Dzięki, super. - Castiel postanowił, że tego konkretnego dnia ani razu nie da się sprowokować starszemu bratu, co, notabene było koszmarnie trudne jeśli tym bratem był cholery Gabriel Novak, mistrz wszelako pojętej perswazji, sarkazmu i niejasnych sygnałów.

- Muszę iść do pracy. - Niespodziewanie wypalił starszy z braci, a młodszy spojrzał na niego jak na kretyna. - Nie patrz tak na mnie, Cassie. Mam kilka niedokończonych projektów, a z tobą nad głową nie sądzę, żebym skończył je przed świętami. A poza tym, nie wiem czy wiesz, śpiąca królewno, że dochodzi piętnasta i mimo wszystko wypadałoby pojawić się w salonie, zanim Meg zrobi mi z dupy jesień średniowiecza. Śniadania nie ma i nie będzie, bo nie, ale możesz sobie zalać kawę jeśli ci zależy. Wiedziałeś że wyglądasz jak zombie?

Dla zwieńczenia swoich słów Gabe wzruszył ramionami i dogasił papierosa w stojącej obok złotej, brokatowej popielniczce, którą Cas dał mu na poprzednie święta w ramach żartu z jego uwielbienia dla wszystkiego co błyszczy i świeci.

Chwilę później, młodszy z braci Novaków został w domu sam, a dźwięk silnika Mustanga upewnił go w przekonaniu, że Gabriel zdecydowanie nie czuł się już ani trochę pijany, ani nawet na kacu. Szczerze mówiąc, Castiel nie miał cholernego pojęcia jak jego starszy brat nabył magiczną umiejętność wlewania w siebie hektolitrów alkoholu bez uszczerbku na zdrowiu, szczerze mu jednak zazdrościł.  

***

- Że co takiego byś chciał? - Dean wydawał się bardziej rozbawiony niż oburzony.

- No, tatuaż. - Speszony Sam próbował ukryć swoje zażenowanie wgryzając się w hamburgera, na którego poszedł razem z bratem kiedy obydwoje uznali, że głód jest gorszy niż boląca głowa i wywlekli się z wynajmowanego pokoju.

- No dobra. Ale mam dla ciebie dwa warunku. - Lewa brew Sama podjechała do góry w wyrazie oczekiwania na ciąg dalszy. - Po pierwsze, to ty powiesz o tym tacie. Po drugie, ja wybieram wzór. - Twarz młodszego brata przybrała wyraz mówiący, że właśnie spełnił się jeden z jego koszmarów, dlatego Dean dodał jeszcze. - Spokojnie Samantha, zrobię sobie taki sam, wszystko będzie cudnie pięknie, spokojna twoja rozczochrana... A tak swoją drogą, nie chciałbyś może odwiedzić fryzjera?

- Dzięki że pytasz, ale nie, moje włosy i ja bardzo dobrze się rozumiemy.

Dean na komentarz o włosach mimowolnie parsknął w swoją colę, a Sam wydawał się być zdecydowanie usatysfakcjonowany takim przebiegiem rozmowy. Przy okazji, gdzieś z tyłu głowy zaświtała mu myśl, że musi ustalić lokalizację salonu tatuażu Gabriela i wcale nie chciał tego robić tylko po to, żeby znowu zobaczyć jego właściciela i jego dziwne, aż nazbyt złote oczy.


______

Tadam, oto kolejny radosny rozdział.

Miło mi bardzo, że ff jednak komuś się podoba, serio.

Do następnego

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top