Wszyscy gdzieś pędzili. Gwałtowni, zdenerwowani, zajęci swoimi zadaniami. Każdy z nich był sam. Każdy skupiony był tylko na swojej pracy.
I nikt nie myślał o innych. Bliscy ludzie już dawno poszli w zapomnienie przegrywając w konfrontacji z pracą, która jako jedyna była w stanie utrzymać przy życiu.
Stali się robotami. Nie ludźmi, tylko maszynami, ograniczającymi się do nic niewartych, codziennie identycznych czynów.

Czy ja też taki byłem? Nieczuły, obojętny, skamieniały?

Siedziałem spokojnie na fotelu w kącie przestronnej, otoczonej lustrami sali i czekałam aż makijażystki wreszcie znajdą czas aby się mną zająć. Pogrążony w ciemnych myślach podrzucałem swój telefon do góry i łapałem go z powrotem w swoje pełne zadrapań dłonie.

Nie, ja nie byłem robotem. Nie byłem zamknięty na innych.
I uświadomiłem sobie to właśnie w tym momencie kiedy moja komórka zabiwrowała gwałtownie ukazując na wyświetlaczu imię, które już od dłuższego czasu przestało tam gościć.

Z prędkością światła podskoczyłem do góry i z trudem stanąłem na ledwo utrzymujących mnie nogach.
Wybiegłem czym prędzej na korytarz nie spuszczając wzroku z krótkiego imienia, z którym wiązało się tyle słów, obietnic, wspomnień.

Wziąłem głęboki oddech próbując uspokoić drżenie całego ciała. Musiałem odebrać to połączenie.

- Halo? - odezwałem się niemal szeptem.

- Sehunnie... - odpowiedział mi krótki jęk na dźwięk którego omal nie upadłem na podłogę. - Włączysz swoją kamerę?

I po chwili widziałem już ten piękny uśmiech i wpatrujące się we mnie z troską oczy. Był tak blisko, że zapragnąłem go dotknąć. Ale moje palce spotkały się tylko z zimnym szkłem mojego telefonu. Poczułem jak pod moimi powiekami gromadzą się łzy.

- Co u ciebie? - zapytał po prostu.

Minęły miesiące od naszej ostatniej rozmowy. Ale nie zdarzyło się nic, o czym mógłbym opowiadać. Bez Luhan'a życie jakby zatrzymało się w miejscu.

- Tęsknię za tobą - powiedziałem tylko czując jak słona ciecz spływa po moich policzkach. Nie byłem już w stanie jej kontrolować.

Po chwili jednak jedna istotna myśl przyszła mi do głowy. I czym prędzej wykrzyczałem ją w stronę chłopaka zupełnie jakby to właśnie od tego czy ją usłyszy zależało moje dalsze życie.

- Jesteśmy w Pekinie! Ty też, prawda? - zapytałem z nadzieją.

Spojrzałem na niego i wydawał się być tak blisko...

- Możemy się spotkać? - zaproponowałem prawie niesłyszalnie.

W jednej sekundzie ekran zrobił się czarny. Nie widziałem już Luhan'a z rozwianymi na wszystkie strony czarnymi włosami. Wpadłem w panikę.

- Luhan? Luhan! - wołałem go po imieniu. Nie chciałem stracić z nim kontaktu. Nie teraz.

Nikt mi nie odpowiedział. Głucha cisza rozlała się po całym korytarzu pokrywając mnie niepokojem, który niedługo potem przeistoczył się w strach i ból spowodowany utratą Lu.

Aż nagle coś odgoniło narastający we mnie smutek. I były to dwa długie ramiona, które w jednej chwili objęły mnie w talii. I dałbym sobie głowę uciąć gdyby się okazało, że czuję ten silny uścisk po raz pierwszy w życiu.

Poczułem jak mała, ale ciężka głowa opiera się o moje plecy, po czym cała postać przybliża się do mnie jeszcze bliżej sprawiając, że jej ciało zaczyna parzyć każdą moją komórkę. Wstrzymałem oddech, położyłem dłonie na oplatających mnie palcach.

Czy to się dzieje naprawdę?

Powoli oderwałem je od siebie i obróciłem się do tyłu. A to co zobaczyłem sprawiło, że moje serce omal nie wyskoczyło spod chroniących je żeber. Każdy mój nerw napiął się nieprzyjemnie, rozmył się obraz przed oczami. Znalazłem się na granicy przytomności.

Silne ramiona objęły mnie z całych sił, a ich właściciel moczył koszulkę na mojej piersi swoimi łzami. Nie martwiłem się co powie stylistka jak to zobaczy. Teraz nie liczyła się praca. Liczył się tylko Luhan.
Luhan, którego zapachu nie czułem już tak długo.
Luhan, którego widok nadal spalał mnie od środka.

Luhan, który znowu był przy mnie.
I Luhan, którego pragnąłem zatrzymać już na zawsze.

W mgnieniu oka zgasły wszystkie światła dookoła nas. Zrobiło się zimno. A Luhan odsunął się ode mnie. Spanikowałem.

Zakręciłem się w kółko wymachując rękami na wszystkie możliwe strony.

- Sehunnie - usłyszałem ostatni raz.







A potem otworzyłem oczy i spojrzałem na biały sufit wysoko nad moją głową. Na półce leżała nowa płyta EXO. Chwyciłem ją między palce.

Kogo ja chcę oszukać?

Ja też jestem robotem.
Robotem, który wybrał pracę. Robotem, który spycha uczucia na drugi plan.

Robotem, który być może zaplątał się w zwojach swoich własnych kabli i nie potrafi samodzielnie się uwolnić.

Ale nie było już nikogo kto mógłby mu pomóc. Został sam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top