~ Rozdział 5 ~
Z góry przepraszam za błędy i niedociągnięcia, ale mój plaster na palcu jest dużym utrudnieniem. 💕
Ryan
Trzasnąłem drzwiami wejściowymi tak, żeby każdy usłyszał. Mało obchodzi mnie, co inni o mnie myślą.
- Ryan. Gdzieś ty był całą noc?-zaczęła spokojnie moja mama, co było do niej niepodobne.- Nie wyobrażasz sobie jak się martwiłam.- Dotknęła moich policzków, a ja delikatnie zdjąłem z nich jej ręce.
- Przecież jestem. Jest dobrze.-Uśmiechnąłem się czule, widząc, jak się martwi.
- Dobrze, kochanie - uniosła ręce w geście obronnym, wiedząc, że nic już nie zdziała.- Dziś spaghetti.- rozpromieniła się i poszła do kuchni.
- Ryan. Gdzieś ty był, idioto?! Zdajesz sobie sprawę...- po schodach zeszła moja jedyna i ukochana siostrzyczka.
- Jak się martwiłaś?- dokończyłem ironicznie.
- Nie?- była starsza, a zachowywała się na odwrót.- Jak martwili się rodzice.- Roztrzepała mi włosy.
- On nie jest moim ojcem. Czyli powinnaś sprecyzować. Mama się martwiła.- Powiedziałem dobitnie, zabierając jej rękę z mojej głowy. Nasza mama niedawno wyszła drugi raz za mąż. Na jego prośbę przenieśliśmy się tutaj. Zostawiłem tam wszystko, na czym mi zależało po śmierci taty. Bo do czego mi filmy, zdjęcia i jego rzeczy, które i tak mam przy sobie. Każde wspomnienie, każda chwila... Musieliśmy to zrobić dla mamy. Załamałaby się. Chociaż na tyle przydał się ten facet. Myśli, że kupi nas tym, że może nam dać wszystko. Myli się.
- Dałbyś już spokój. Nie mamy na to wpływu, a szkoda.- Westchnęła ciężko. Brakowało jej taty, tak bardzo jak mnie. Zobaczyłem jak łza spłynęła po jej policzku. Wtedy coś się we mnie złamało. Podszedłem i ją przytuliłem.
- Obiad, dzieciaki!- krzyknęła mama. Przeszliśmy przez salon zerkając w stronę dużego okna, przez które do pokoju wlatywało światło słoneczne. Rain zdążyła już usiąść, a ja spojrzałem jeszcze w okno kuchenne. Widać było dom sąsiadów obok, z którego właśnie wychodziła dziewczyna. Wiatr rozwiewał jej delikatne włosy i różową sukienkę. Zamknęła dom i nie oglądając się za siebie odeszła pośpiesznie. Żałowałem, że nie obróciła się w moją stronę, chciałem jeszcze raz zobaczyć jej oczy, którymi wtedy obserwowała nasz przyjazd.
- Ryan!- krzyknęła w końcu moja siostra, żebym się obudził.- Na co tak patrzysz?- szepnęła nie widząc dziewczyny, która juz zdążyła zniknąć za zakrętem.
- Rain...- zaczęła moja mama. Rain, tak ma na imię moja siostra. Deszcz, mój ojciec uwielbiał deszcz. Podczas ulewy poznali się nasi rodzice, a za każdym razem, gdy padało wychodziliśmy na dwór. One rozmawiały, a ja rozmyślałem. Nawet nie zauważyłem, kiedy na moim talerzu już nic nie zostało. Podziękowałem i odniosłem go do kuchni, gdy miałem go myć pod dom podjechał czarny Mercedes. Wysiadł z niego Rick- mój ojczym.
Usłyszałem trzask drzwi wejściowych. Z wielkim uśmiechem wszedł do jadalni połączonej z kuchnią i ucałował moją mamę. Nie patrzyłem na niego. Nie miałem po co.
- O. Ryan. Miło cię widzieć.- Usiadł do stołu.
- Mógłbyś sobie darować, Rick.- Zaśmiałem się bez krzty wesołości.
- Za to ty mógłbyś uważać i nie martwić nikogo.- Siedział do mnie plecami, jakby bał się spojrzeć mi w oczy. Ja też nie miałem zamiaru na niego patrzeć.
- Jaki masz z tym problem?! Jakbyś nie zauważył, nigdy ciebie nie słuchałem i nie mam zamiaru. Nie obchodzisz mnie. Przestańcie wszyscy!- zacząłem krzyczeć. Co ich to, do cholery, obchodzi?! Ja to ja. Oni to oni.
- Ryan...- zaczęła mnie uspokajać mama.
- Zachowuj się.-Rick wstał. Słowa skierowane w moją stronę były szorstkie. Ironia losu. Jego imię też zaczyna się na "R".
- Nie.- Zaprzeczyłem. Włożyłem talerz do zlewu i obróciłem się w końcu.
- Słucham?- irytujący facet.
- To co słyszałeś.- Zmrużyłem oczy.
- Bezczelny jesteś. Dałem ci wszystko. Nadal daje. Co tylko sobie wymarzysz. Odwdzięczasz się tak?- podszedł bliżej. Jeszcze kilkanaście centymetrów, a coś mu zrobię.
- Nie mam za co ci dziękować, ani za co się odwdzięczać. Nic od ciebie nie chciałem i nadal tak jest. Więc jeśli tak ci zależy na twojej kasie, to się nią po prostu wypchaj. Zrób coś pożytecznego.- Uśmiechnąłem się wrednie, czując, że wygrałem.
Ojczym stał jak wryty, a mama patrzyła w swój talerz. Usłyszałem jak śmieje się Rain, która prawdopodobnie cieszyła się z mojego triumfu. Wyminąłem wciąż osłupiałego Ricka, ubrałem białe Conversy i wyszedłem. Nie patrzyłem jak idę, gdzie idę, co ze sobą zrobię. Gdy nagle uderzyłem w coś lub kogoś. Drobna osóbka lekko się ode mnie odbiła. To była ona. Moja sąsiadka. Zamrugała lekko i podniosła wzrok, by na mnie spojrzeć. Widać, że byłem osobą, której najmniej się spodziewała. Czy ja zawsze muszę coś schrzanić? Coś mówiła, ale jej nie słuchałem. Tego wszystkiego było za dużo.
Uśmiechnąłem się lekceważąco i odszedłem oglądając w ręku mały przedmiot, który wypadł dziewczynie z torby. Mała, złota broszka z "D" ułożonym z diamencików. Zdecydowałem, że nie będę oddawać jej tego, jak na tę chwilę. Poczekam. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Szczerze powiedziawszy, wcale nie było mi źle, z faktem, że wpadłem właśnie na nią.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuję za gwiazdki i komentarze. 😘 Sama się sobie dziwię, że napisałam coś z jego perspektywy. Ciekawa jestem czy się podoba, xx. ❤️
Dla gabana1909 i bezimienna08 ❤️💜💙💗
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top