~ Rozdział 15 ~
Stanęłam na piasku i otuliłam się mocniej chustą. Minął tydzień od mile spędzonej nocy z Ryanem i jego znajomymi. Bardzo dobrze wspominam tamto spotkanie. Nie widziałam się wtedy z Rain, ale dwa dni później dziewczyna wytłumaczyła mi dlaczego jej nie było. Mimo wszystko od tamtej pory nie spotkałam Ryana. Nie unikaliśmy siebie nawzajem, ale jakoś nie potrafię sobie wyobrazić jak mogłoby wyglądać nasze spotkanie. Nie zapomnę ciepła jakie czułam mając głowę na jego ramieniu. Chłopakowi to najwyraźniej odpowiadało. Pamiętam delikatny uśmiech jaki nie schodził z jego twarzy. Może jednak byliśmy wtedy za blisko a nie powinniśmy? Spojrzałam na wodę mieniącą się na granatowo i turkusowo. Mimo, że pogodziłam się już ze stratą brożki nadal było mi przykro. Szybszym krokiem ruszyłam w stronę dzikiej plaży, o której wie mało kto. O ile ktoś w ogóle.
- Przepraszam.- Mruknęłam po tym, jak delikatnie szturchnęłam jakąś dziewczynę w ramię próbując ją wyminąć. Ona w odpowiedzi jedynie wydała z siebie dźwięk wyrażający irytację.
- Dove...? - usłyszałam znajomy głos. Uniosłam głowę, a moim oczom ukazał się Ryan. Szkoda, że nie sam. Dziewczyna, którą szturchnęłam założyła ręce na piersiach. Wiatr rozwiewał jej brązowe włosy. Przestałam na nią patrzeć zauważając, że obraca się w moją stronę.
- O. Hej - wyrwana z zamyślenia machnęłam do sąsiada ręką na powitanie i uśmiechnęłam się.
- Blair, sądzę, że chyba...
Zignorowałam ich nie chcąc przeszkadzać i ruszyłam w stronę miejsca, w którym będę sama i odetchnę. Nagle zatrzymałam się, ponieważ zobaczyłam, że mam do wyboru skręcić w lewo lub w prawo. Zdałam sobie sprawę, że się zgubiłam. Nie mam pojęcia gdzie iść.
- Wydaje mi się, że to w tamtą stronę- podskoczyłam na dźwięk czyjegoś głosu za sobą.
- Jeju! Ale mnie wystraszyłeś!- Odwróciłam się do szczerzącego się Ryana.- Poza tym skąd wiesz gdzie chcę iść?
- Nie wiem- wzruszył ramionami.
- Czemu miałabym ci zaufać i pójść tamtą drogą?
- To nie pytanie do mnie tylko do ciebie samej.
Westchnęłam głęboko i wybrałam kierunek przeciwny do tego, który wskazał mi chłopak. Szłam przed siebie słysząc jego ciche kroki za sobą.
- Będziesz za mną chodzić?- spytałam i zwolniłam.
- Tylko po to, żeby zobaczyć co zrobisz, kiedy się zorientujesz, że miałem rację i powinnaś pójść gdzie indziej.
- Jasne.- Mruknęłam. Szłam przed siebie starając się ignorować to, że idzie za mną Ryan. Trudno jest się przy nim skupić i o nim nie myśleć.- Tak właściwie... Co tu robisz? Nie byłeś przypadkiem zajęty rozmową z... tamtą dziewczyną?
- Jak widać nie za bardzo.- Wzruszył ramionami. Zaśmiałam się cicho słysząc to.
- Zapewne jest osobą niezwykle czarującą i sympatyczną patrząc na to jak mnie potraktowała.
- Nie dramatyzuj nic wielkiego nie zrobiła.- Odparł.
- Po co ja ci w ogóle o tym mówiłam.- Powiedziałam poddenerwowana jego odpowiedzią. Zatrzymałam się widząc kolejne rozwidlenie dróg.- To... którędy teraz?
- Sądziłem, że znasz drogę i nie chcesz mojej pomocy. Przecież i tak nie posłuchasz...- uśmiechnął się złośliwie.
- Daj spokój, Ryan...- westchnęłam.
- Wszystko w porządku?- spojrzał na mnie.
- Pewnie. W jak najlepszym.- Odpowiedziałam z ironią i ruszyłam prosto nie zastanawiając się nad tym, czy idę w dobrą stronę. Chłopak nie odpuszczał i nadal szedł za mną.
- Zatrzymaj się w końcu! - krzyknął za mną poirytowany.
Westchnęłam głęboko i stanęłam w miejscu.
- Ściemnia się, a ty idziesz w zupełnie innym kierunku, Dove. Nie wiem o co ci chodzi, ale nie zostawię cię teraz samej jeśli w tym rzecz.
- W takim razie prowadź.- Westchnęłam głęboko i obróciłam się do niego delikatnie trzęsąc się z zimna. Chciałam postawić na swoim, ale nie miałam już siły na większe sprzeczki, więc po prostu poszłam za nim widząc jak uśmiecha się zadowolony z siebie. Obrócił się i ruszył przed siebie, a ja za nim. Nagle zatrzymał się, a ja nie spodziewając się tego wpadłam na niego.
- Co ty wyprawiasz?!
- Tak namieszałaś, że trudno się zorientować, w którą stronę iść, by bardziej nie zabłądzić.
- Nie mów, że się zgubiłeś...
- Nie bądź śmieszna, Dove.- Prychnął.- Oczywiście, że wiem gdzie iść.
Skręcił w prawo i skoczył nad niewielką dziurą ostrzegając mnie wcześniej, abym uważała. Szliśmy w ciszy, a słońca już prawie nie było na niebie. Jednak szłam na plażę z nadzieją, że zobaczę mój ukochany zachód słońca.Ryan zerkał na mnie co jakiś czas.
- Poznaję to miejsce! Już niedaleko...- powiedziałam, gdy zauważyłam drzewo, na które uwielbiam się wspinać, gdy mam fatalny humor lub potrzebuję coś przemyśleć. Dzięki temu, że widuje je zawsze po drodze na tę plażę wiem, że się nie zgubiłam.
Wyprzedziłam chłopaka i ruszyłam przed siebie. Minęłam kilka gałęzi i wystających z ziemi korzeni, o które łatwo się potknąć nie będąc uważnym. Chwile później znaleźliśmy się na plaży. Spojrzałam przed siebie i obserwowałam zachód. Niebo, które w ciągu dnia jest niebieskie teraz było również pomarańczowe i różowe. Podobnie stało się z kolorami wody, w której odbijało się to co działo się na nieboskłonie. Czułam, że Ryan co jakiś czas zerka w moją stronę, a ja robiłam to samo. Jego rysy w tym delikatnym świetle wydawały się łagodniejsze. Chłopak najwyraźniej zauważył, że mu się przyglądam, ponieważ uśmiechnął się.
- Masz ochotę tu jeszcze zostać czy wolisz już iść?- Widziałam, że mój towarzysz chciał się odezwać, ale zrobiłam to pierwsza. Zdecydowałam, że nie ma sensu dłużej stać w ciszy. Przy nim i tak nie mogę skupić się na niczym, więc nici z mojego dzisiejszego zastanawiania się.
- Dla mnie to bez różnicy.- Odpowiedział nie spuszczając ze mnie wzroku.
- W takim razie chodźmy. Ciężko będzie mi wracać po ciemku.- Ruszyłam w stronę drogi, by opuścić plażę.
- Jeśli chcesz mogę cię podwieźć. Mam tutaj samochód.- Rzucił przez ramię i odsunął gałąź.
- To chyba nie jest najlepszy pomysł, ale dziękuję.- Uśmiechnęłam się delikatnie. Przyspieszyłam, by dogonić Ryana i iść obok. Jednak przez moje roztargnienie zahaczyłam stopą o wystający korzeń. Syknęłam z bólu i złapałam się drzewa najbliżej mnie, by nie upaść. Ryan odwrócił się i podszedł do mnie. Kucnął i zaczął przyglądać się mojej prawej kostce. Powiedziałam chłopakowi co się stało i co dokładnie mnie boli.
- Nie jestem lekarzem, więc mogę się mylić, ale zdaje się, że skręciłaś kostkę.- Spojrzał na mnie.- Dasz radę iść? Samochód mam niedaleko, a teraz już nie masz wyjścia i muszę cię odwieźć, ale nie do domu.
Stanęłam prosto starając się ciężar ciała przenieść na lewą nogę. Potrzebowałam się jakoś przemieszczać, więc zdecydowałam, że spróbuje skakać na jednej nodze.
- Może ci pomogę? Tu jest bardzo dużo takich gałęzi i korzeni. Co będzie jeśli potkniesz się skacząc na jednej nodze?- Ryan starał się mnie przekonać. Zatrzymałam się zmęczona.
- Dam radę.- Powiedziałam twardo i ruszyłam w jego stronę kuśtykając.
- Dove. Kawałek dalej jest dróżka, po której możesz iść bez mojej pomocy skoro tak bardzo jej nie chcesz, ale tutaj daj sobie pomóc.
Zignorowałam go i szłam dalej. Nie potrzebuję pomocy. Doceniam to, że chce dla mnie dobrze, ale umiem sobie poradzić. Może i nas spowalniam, ale uważam, że nic mi się nie stało, a okropny ból zaraz przejdzie. Ryan się pewnie pomylił i z moją kostką jest wszystko w jak najlepszym porządku.
- Cholera!- krzyknęłam, gdy przez to, że słońce zaszło całkiem i nie było nic widać, potknęłam się o cienką gałąź. Jednak przed samym upadkiem znów uchronił mnie Ryan. Odwróciłam głowę. Nie chciałam spojrzeć mu w oczy. Delikatnie trzymał mnie w talii i pomógł się wyprostować.
- Nie masz już teraz wyboru.- Wziął mnie na ręce i kazał trzymać latarkę włączoną na telefonie, żebyśmy widzieli co mamy pod nogami. Próbowałam protestować, ale on już mnie nie słuchał. Chwilę później znaleźliśmy się na dróżce, o której wspomniał wcześniej. Wyłączyłam latarkę i schowałam telefon do kieszeni, ponieważ drogę oświetlały nam lampy.
- Możesz mnie już postawić?- Chłopak zrobił to. Objęłam go ranieniem, by było mi łatwiej iść. On złapał mnie w pasie. Przeszły mnie ciarki. To jak na mnie działa starałam się zignorować i skupić się na tym, by dojść bezpiecznie do samochodu. Gdy znaleźliśmy się na miejscu Ryan otworzył mi drzwi od swojego czarnego suva i pomógł wsiąść. Następnie zajął miejsce kierowcy, przekręcił kluczyk w stacyjce i ruszył z parkingu.
***
Ryan miał rację. Nabawiłam się skręcenia kostki. Jednak od lekarza dowiedziałam się, że to na szczęście nic aż tak poważnego. Mimo to moja kostka jest zabandażowana. Muszę stosować zimne kompresy i ograniczać się do minimum chodzenia. Chłopak był przy mnie cały czas. To bardzo miłe z jego strony. Spodziewałam się, że sąsiad zostawi mnie samą w szpitalu w końcu i tak dużo dla mnie zrobił pomagając mi bezpiecznie znaleźć się na miejscu, ale on nie zostawił mnie ani przez chwile i starał się zająć mnie rozmową, żebym nie myślała o bólu. Przez okno samochodu zobaczyłam, że Ryan zaparkował pod moim domem i pomógł wysiąść. Podprowadził mnie pod same drzwi.
- Bardzo ci dziękuję.- Uśmiechnęłam się i spojrzałam w jego turkusowe oczy i znów czułam jak wszystko wokół znika.- Jak ty to robisz, hm?- Wypaliłam bezmyślnie.
- Co mówisz?- spytał.- Nie usłyszałem.
- Nic nie mówiłam.- Odetchnęłam z ulgą, gdy okazało się, że byłam za cicho.- Jeszcze raz dziękuję.
Stanęłam na palcach lewej stopy i przytuliłam go. Ryan również mnie objął. Lubię, gdy jest tak blisko.
- Dobranoc, Dove.- Szepnął, a mnie przeszły ciarki. Kolejny raz jednego dnia. Odwróciłam się i starając się nie stawać na prawej stopie zniknęłam za drzwiami mojego domu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Na samym początku chciałabym przeprosić
Zrobiłam sobie przerwę, której nie planowałam
Po prostu skupiłam się na tylu innych rzeczach, które działy się wokół mnie, że Wattpada odstawiłam na bok
Dlatego jest mi przykro, ale przychodzę z nowym rozdziałem!
Mam nadzieję, że się spodoba 💋
Do następnego 💓
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top