Subaru Sakamaki - Troska po walce (Diabolik Lovers)

 Dziewczyna ciągnęła narzekającego chłopaka przez korytarz w stronę gabinetu pielęgniarki. Ponieważ hol był wciąż zatłoczony wampir nie miał jak uciec, tym bardziej, że nauczyciel kazał zabrać go do infirmerii przy świadkach. Tamtych zabierała karetka. W końcu doszli. Dziewczyna zamknęła za nim drzwi i kazała usiąść. Pielęgniarki nie było, pewnie pojechała z bardziej rannymi uczniami.

  - Na co ci to było?! Sama bym sobie poradziła z tymi idiotami! - zaczęła na niego krzyczeć szukając wody utlenionej i jakiś bandaży na poranione kłykcie wampira.

  - Było ich czterech i wszyscy należeli do drużyny. Nie miałaś szans. - warknął Subaru – Czego szukasz?

  - Jak to czego? Trzeba cię opatrzyć. Po to tu jesteśmy. - odpowiedziała dziewczyna przetrząsając szafki.

  - Ile razy mam ci powtarzać, że jestem wampirem więc sam się wyleczę. - wywrócił oczami. - Ale szybciej pójdzie jak dostanę krwi. Jak chcesz mi pomóc to wiesz co robić.

  - Nie ma mowy. Jesteśmy w szkole. - w końcu znalazła to czego szukała i delikatnie złapała chłopaka za ręce. Po czym wylała na nie pół butelki wody utlenionej. Wampir syknął. - Ciesz się, że nie znalazłam jodyny.

 Dziewczyna zabandażowała mu ręce. Gdy tylko skończyła białowłosy zerwał się z miejsca by wyjść. Niestety drzwi się zatrzasnęły, bo klamka od środka była zepsuta. A nie wiedząc czy kogoś nie ma w pobliżu nie mógł się teleportować by otworzyć z zewnątrz.

  - To twoja wina! Zatrzasnęłaś drzwi!

  - Skąd miałam wiedzieć, że są zepsute? Musimy zaczekać aż ktoś nas otworzy. - nastolatka usiadła w fotelu i patrzyła na deszcz, podczas gdy Subaru krążył po niewielkim gabinecie warcząc pod nosem.

  Nie mając nic co mogłoby ją rozproszyć od ponurych myśli zaczęła myśleć o tym co mówili o niej inni uczniowie. Chłopcy mówili, że jest łatwa, każdy chwalił się czego to z nią nie robił. Dziewczyny nazywały ździrą, odbijaczką facetów i suką. Chłopcy traktowali ją jak prostytutkę pytając ile bierze za numerek, a dziewczyny dręczyły i obmawiały. Brzydka, pusta, tania i bezwartościowa. A wszystko to przez Sakamakich. Nikt nie wiedział co się działo za zamkniętymi drzwiami posiadłości, ale wszyscy plotkowali. Nigdy nie dała im do tego powodów ale tak było. Coraz częściej zastanawiała się czy to co mówili nie było prawdą. Wiedziała, że nie ale trudno myśleć o sobie dobrze gdy wszyscy wokół... Może naprawdę nie zasługiwała na szczęście.

  Dziewczyna spojrzała na Subaru. Wszedł właśnie na jedną z takich sytuacji. Ci goście pytali ile chce za szybki numerek w szatni, a gdy powiedziała im by poszli do diabła zaczęli ją obrażać i obmacywać. Korytarz pełen ludzi i nikt nie zareagował. Gdyby nie Subaru... Dziewczyna zadrżała.

  - Musiałaś tak mocno nimi trzasnąć? - chłopak przerwał jej rozmyślania. Próbował otworzyć drzwi, jednak nie używał swojej prawdziwej siły. Jak je zniszczy to Reiji będzie się czepiał jeszcze bardziej. Dziewczyna westchnęła myśląc: zbędny trud. Jednak coś ważniejszego przyszło jej do głowy.

  - Czemu ich zaatakowałeś? - patrzyła na niego, odwrócił wzrok na okno, ale wpatrywała się w niego intensywnie oczekując odpowiedzi. - To było głupie, więc jestem ciekawa co cię skłoniło.

Gniewne warknięcie tylko upewniło ją, że jak zazwyczaj jest rozzłoszczony.

  - Nie myśl, że nie widziałem co robili! - prawie niewidoczny uśmiech pojawił się na jej twarzy. Chłopak nadal unikał jej wzroku jak ognia, więc do niego podeszła sprawiając, że zaczął się denerwować – Co ty...?

  - Rozumiem czemu to zrobiłeś, choć nie musiałeś aż tak bardzo ich uszkadzać – była zdeklarowaną przeciwniczką przemocy, ale tamci sobie zasłużyli. Zaśmiała się niepewnie po czym pocałowała chłopaka w policzek. Sprawiając, że zaczerwienił się jak piwonia.

  - Ej, następnym razem może mnie nie być w pobliżu! Nie łam się przez ich kłamstwa. Nie jesteś taka jak mówią. Jednak wątpię, żeby ktoś znów próbował odstawić taki numer, bo nieźle przywaliłem tym gościom, ale wiesz. - wiedziała, że nie chce znów zobaczyć jej w takiej sytuacji. Któż by chciał. Uściskała go. Szybko wyplątał się z jej objęć. - B-baka! N-nie rób tak bez ostrzeżenia! W ogóle tak nie rób! - był jeszcze bardziej czerwony niż wcześniej – Echem, nie wiem czy następnym razem zdążę, a jeśli to będzie dziewczyna to nic nie poradzę.

  - Cóż, i tak dziękuję – dziewczyna zdjęła marynarkę i rozpięła koszulkę, wampir obserwował ją zaciekawiony – zrobiłeś coś dla mnie więc wiesz... - odsunęła włosy na bok odsłaniając szyję i uśmiechając się znacząco.

  - Ha, więc jednak chcesz mnie wyleczyć? A może chcesz moich kłów ponieważ mnie lubisz? - w pewien sposób miał rację. Może faktycznie chciała jego kłów. - Tym razem ugryzę delikatnie. Ale tylko tym razem!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top