Historia jednej filiżanki - review
tytuł: „Historia jednej filiżanki"
autor: Sugardemononme
gatunek: Fanfiction, uniwersum „Kuroshitsuji"
recenzentka: Susumemy
Pierwszy raz wystawiam recenzję dla fanfika, w dodatku fanfika do anime, a żeby było ciekawiej — do anime, którego kompletnie nie znam. Ponadto, aby wprowadzić trochę więcej kolorów do RiP, postanowiłam wyjść ze strefy komfortu i poeksperymentować ze sposobem pisania recenzji, wprowadzić pewne zmiany i tak dalej, ale o tym dowiesz się już w trakcie czytania.
I
Fabuła:
Gdybym miała napisać o odczuciach, które towarzyszyły mi w trakcie lektury pierwszego rozdziału, to patrząc na sam tylko pomysł i tempo rozwoju akcji „Historii jednej filiżanki", użyłabym słów: bardzo dobre. Nie oszukujmy się, piszesz fanfika do anime, a jako szanujące się fanki japońskich animacji wiemy, że często te pierwsze dwadzieścia minut decyduje, czy chcemy przewinąć ending i przeskoczyć do następnego odcinka, czy też porzucić serię, zanim się jeszcze zaczęła. Nie będę spojlerować, Ty już wiesz co.
Co ciekawe, tak jak wspomniałam, nie znam „Kuroshitsuji", a mimo to bardzo łatwo było mi wejść w fabułę. To by znaczyło (przynajmniej na tę chwilę), że kierujesz opowiadanie również do osób niezaznajomionych z oryginałem.
Bohaterowie:
Pisarsko-czytelnicza intuicja podpowiada mi, że Ellen jest OC. Wydaje się być rozsądną osobą, co pierwszy raz udowodniłaś, gdy postanowiła pozbyć się kłopotliwego przedmiotu z mieszkania. Drugiego razu nie przytoczę, gdyż byłby to spoiler, ale ponieważ wielokrotnie w recenzjach wspominam, że cenię postaci aktywne, które coś robią, myślą i reagują, zdradzę, że bohaterka odpowiada tym cechom.
Sebastiana kojarzę z rankingów husbando (nie oceniajcie mnie, ok?) i przyznam, gdy wkroczył do akcji, odruchowo się uśmiechnęłam. Dlaczego? Bo odpowiada moim wyobrażeniom o nim: jest dość tajemniczy i uprzejmy, zarazem trudno stwierdzić, jakie są jego zamiary wobec Ellen. Czy gra, bo chce pożreć jej duszę? Podoba mi się niejednoznaczność bohatera.
Wkradł się element komediowy w postaci Grella i... przedstawiłaś się go w taki sposób, że chyba wiem, o kogo chodzi. Przypuszczam, że fani „Kuroshitsuji" powinni być zadowoleni z obecności tej postaci. Osoby nieobeznane z oryginałem pewnie uznają Grella za dość groteskowego typa i w zależności od gustu, zaakceptują go i polubią bądź nie. Ja go polubiłam.
Narracja, styl i poprawność:
Koniecznie przejrzyj rozdział pod kątem literówek, bo jest ich pełno. W ogóle przeczytaj go sobie na głos albo zrób tak jak ja, czyli wrzuć do Worda i odpal czytanie immersyjne. Wsłuchując się uważnie, powinnaś wychwycić poważniejsze problemy jak na przykład zła fleksja, zły szyk czy pomieszane podmioty.
W środku rozdziału i pod koniec przeskakujesz z perspektywy Ellen do Sebastian, potem na chwilę znów do Ellen, do Sebastiana i ponownie do Ellen. Czy mi się wydaje, czy w jednym akapicie narrator wszedł też do głowy Grella? Kwestię narratora trzeba ujednolicić. Ponadto niekonsekwentnie mieszasz narratora wszechwiedzącego z personalnym. Gdybym nie odsłuchiwała Twojego tekstu, jednocześnie śledząc go wzrokiem, przebrnięcie przez niego byłoby naprawdę trudne.
Niepotrzebnie nazywasz bohaterów inaczej niż poprzez imiona. Lepiej powtórzyć imię, niż z czapy fundować czytelnikowi dziwaczne zamienniki (nienaturalnie brzmią „rozmówczyni" czy „lekarka"). Co gorsza, zarzuciłaś mocnym spojlerem, wprost określając Sebastiana demonem. Na tym etapie rozwoju akcji wystarczyłoby użyć imienia. Parę akapitów później czytelnik dowiaduje się o filiżance, krwi, przyzywaniu i tego typu atrakcjach, więc sam wyciągnąłby wnioski co do prawdziwej natury Sebastiana.
Na początku rozdziału pojawiły się streszczenia. Rozumiem, że chciałaś zbudować w wyobraźni czytelnika świat Ellen, ale lepiej by to było zrobić pełnokrwistymi scenami. Pojawił się Teddy Złota Rączka, jakaś koleżanka, której imię wyleciało mi z głowy, niestety ci bohaterowie specjalnie mnie nie obeszli. W pierwszych akapitach pojawiła się też tak zwana ekspozycja dialogowa. Nie była szczególnie drażniąca, ale widać, że zależało Ci na tym, by w dialogu upchać nienaturalnie dużą ilość informacji.
Prawdopodobnie błędy dotyczące narracji i poprawności potowarzyszą mi do ostatniego rozdziału, dlatego przy omawianiu wrażeń płynących z lektury kolejnych skupię się raczej na aspektach fabularnych.
II
Trochę logiki:
Hrabina stwierdziła, że nie zna ulicy, przy której mieszka Ellen, ale Londyn epoki wiktoriańskiej był już wówczas ogromnym miastem i trudno uwierzyć, by hrabina znała każdą, nawet najmniejszą uliczkę stolicy Imperium Brytyjskiego.
Podobnie nie przekonuje mnie tak szybkie przyjęcie obcej (i prawdopodobnie obłąkanej) dziewczyny niewiadomego pochodzenia i bez referencji do pracy w domu hrabiostwa. Bohaterka z marszu została uznana za prostytutkę i złodziejkę. Jeśli zaistniało podejrzenie, że być może jest nieślubnym dzieckiem pana domu, rodzina powinna ją raczej odesłać z dala od swoich oczu, a na pewno nie zatrudniać.
Co nieco o narracji
Środkowa część rozdziału opiera się na ekspozycji. Opowiadasz o pracy Ellen, o jej życiu, ale to tylko puste stwierdzenia. Dziewczyna spędziła dwa tygodnie w posiadłości i w sumie nie wiemy, jak sobie radziła. Z miłą chęcią przeczytałabym scenę, w której następuje konfrontacja XIX-wiecznych obyczajów ze współczesnymi. Tekst stałby się ciekawszy. Weźmy za przykład język. Ellen wspomina, że bohaterowie z przeszłości posługiwali się jakby staroświecką mową, a mimo to wątek w ogóle nie wpływa na życie bohaterki. Z ekspozycji wynika, że Ellen dobrze sobie radzi i rozumie mowę sprzed prawie dwustu lat. Nadałabyś pracy więcej realizmu (przy okazji ubogaciła ją), udowadniajac sceną przynajmniej jedną trudność, jaka spotkała Ellen w ciągu dwóch tygodni od zatrudnienia jej.
Ogólne wrażenie:
Pomijając powyższą uwagę o nudnych streszczeniach, jest naprawdę nieźle. Atmosfera się zagęszcza, a sprawy komplikują. Z nowych bohaterów urzekła mnie gosposia Judith (świetnie stylizujesz jej mowę). Podoba mi się zagadka, niejednoznaczność Sebastiana oraz łatwo odczuwalne zagubienie głównej bohaterki, która coraz bardziej zaskarbia sobie moją sympatię. Dobrze sobie radzisz ze scenami i dialogami, dlatego szkoda marnować warsztat, chodząc na skróty i polegając na ekspozycjach.
Podsumowując, praca wywierałaby dobre wrażenie, gdyby nie wszechobecne literówki i problemy z interpunkcją.
III
Język:
„Limonkowe spojrzenie." Czy spojrzenie może mieć kolor?
„(...), która nie bardzo wiadomo skąd wytrzasnął". Nie lepiej: „Którą nie wiadomo, skąd wytrzasnął"?
„Spokojnie, jestem służbowo(,) więc nikt mnie nie widzi". Przecinki.
„Wiesz, jak mogę wrócić?!" Z sytuacji wynika, że bohaterka jest zdenerwowana, dlatego przy jej wypowiedziach nie trzeba już nadużywać pytajników i wykrzykników.
„Z jakiegoś powodu Ellen poczuła obrzydzenie, kiedy to usłyszała. (...) Zadowolony z odnalezienia dziewczyny, kontynuował". W jednym akapicie mieszasz perspektywy. Nagle przeskakujesz z głowy do głowy (head-hoping), czym wprowadzasz chaos.
„Z boku obserwowała swojego towarzysza, który postanowił towarzyszyć jej w drodze do miasta i z powrotem". Powtórzenie.
„Co ciekawsze, rana zaczęła się goić w oczach". Co ciekawsze, rana zaczęła się goić na jej oczach.
„Mi też tego strasznie brakuje". Mnie.
„— W porządku — wtrąciła pokojowo, wyczuwając niepokój w jego zachowaniu". Powtórzenie.
Niespodzianki:
Grell. Nie wiem, co o nim myśleć. Czy jest wobec Ellen szczery, czy coś knuje? Kilka razy prychnęłam śmiechem, odsłuchując sobie ich dialogi. Jestem ciekawa, jaka naprawdę jest jego rola i co go łączy z Sebastianem.
Sebastian. Po pierwsze, jeśli w stu procentach odwzorowujesz jego charakter z anime, chyba już rozumiem, czemu typ figuruje w rankingach husbando. Po drugie, pozytywnie mnie zaskoczyłaś, bo spodziewałam się akcji w stylu: „Wiem, kim jesteś i co tu robisz, ja cię tu sprowadziłem".
Co tu dużo mówić, wkręciłam się.
Od strony technicznej opowiadanie traci, ale nadrabia atmosferą, przyzwoitą kreacją bohaterów i niewymuszonym humorem. I jeszcze raz podkreślam: wielki plus z to, że nie trzeba znać oryginału, aby odnaleźć się w fabule.
IV
Znów ten język i poprawność:
„W dalszym ciągu nie miał pojęcia(,) jak może pomóc dziewczynie w powrocie do jej oryginalnego życia". Brzmi to, jakby Ellen prowadziła ekscentryczne życie.
„Lodowaty wiatr rozwiewał jego włosy, czyniąc nieład i zniszczenie". Wiem, o co chodziło, ale trochę przekombinowałaś i wyszło niezgrabnie. Nie lepiej skrócić do: „Lodowaty wiatr rozwiewał jego włosy". Albo „Lodowaty wiatr zmierzwił mu włosy"?
„Grell nie pamiętał swojego życia(,) zanim stał się Bogiem Śmierci. Po prostu obudził się, wiedząc(,) że jest po drugiej stronie". Przecinki.
„(...), odrzucając swoje włosy do tyłu". Niepotrzebne „swoje". Wiadomo, czyje włosy odrzucił.
„To niemal jak akt miłości!" Zagwozdka: chodziło o „akt miłosny", czy specjalnie nawiązałaś do modlitwy? (Gra słów wyszłaby komicznie, gdyby słowa padły z ust diabła, ale skoro obracamy się w świecie japońskich wierzeń, czuję zgrzyt).
Shinigami/bogowie śmierci. Dla komfortu czytelnika nieobeznanego z kulturą japońską (oraz korektora) lepiej wybrać sobie jedną poprawną wersję i trzymać się jej od pierwszej do ostatniej strony. Albo wszystko w opowiadaniu tłumaczymy na polski, albo konsekwentnie stosujemy oryginalne nazwy.
„– Jestem bardzo wdzięczna – dodała, dodając delikatny ukłon, po czym dodała już zupełnie rozbrajająco". Aż trzy powtórzenia w jednym zdaniu.
Sceny, sceny, jeszcze raz sceny:
Pojawiła się wzmianka o wampirze. Nie wykorzystałaś potencjału wątku, ponownie uciekając się do ekspozycji dialogowej. Wzbogacenie rozdziału o przykładowo scenę ze szczegółowymi oględzinami ciała albo plastyczne opisy miejsca zbrodni zbudowałoby klimat, którym nie pogardziliby miłośnicy „Draculi".
Wspomniałam o braku scen udowadniających, jak Ellen radziła sobie, pracując u hrabiny. Za to pojawia się stosunkowo długa historia randomowej służącej, notabene również pokazana w formie mało emocjonującego dialogu. Ponadto Judith, którą zachwycałam się w rozdziale II, zniknęła, a jej istnienie sprowadzone zostało do suchego stwierdzenia, że „zdołała przełamać lody". Za bardzo skupiasz się na wątkach bez znaczenia dla fabuły, a pomijasz te potencjalnie ciekawsze.
Wydaje mi się, że między Ellen a George'em pojawiła się jakaś nić, coś zapowiadającego lekki romans, chociaż na razie jest zbyt wcześnie, by cokolwiek przewidywać.
Podsumowanie
Plusy:
1. Nie trzeba znać oryginału, aby móc odnaleźć się w realiach opowiadania;
2. Dobra kreacja głównych bohaterów;
3. Intrygująca postać Sebastiana;
4. Zaskakujący rozdział I;
5. Dość wartka akcja (wyhamowuje przy rozdziale IV);
6. Dobrze pokazana groteskowość postaci Grella.
7. Humor.
Minusy:
1. Streszczenia;
2. Sporadyczne mieszanie narracji;
3. Sporadyczne mieszanie perspektyw (head-hoping);
4. Powtórzenia, literówki, błędy interpunkcyjne;
5. Miejscami brak logiki.
I największy minus: brak kontynuacji. Chociaż trochę ponarzekałam, „Historia jednej filiżanki" to zupełnie niezłe opowiadanie, przy którym dobrze się bawiłam. Widać potencjał, po prostu trzeba popracować nad rozbudowaniem rozdziałów oraz wyeliminować błędy interpunkcyjne i literówki. Przed publikacją dobrze odłożyć rozdział na parę dni, a potem przeczytać raz go sobie na głos albo przepuścić przez LanguageTool.
Dziękuję za dwa miłe wieczory spędzone na czytaniu i życzę weny!
RiP 3.0: Susumemy (1529 słów)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top