rozdział XV.
OBUDZIŁ JĄ HAŁAS DOCHODZĄCY Z KUCHNI. A później wydawało jej się, że poczuła zapach naleśników. Trochę ją to zdziwiło i jednocześnie zaniepokoiło, bo za każdym razem, gdy jej matka chrzestna przyrządzała naleśniki, zazwyczaj je przypalała i głównie z tego też powodu rzadko je robiła. Szkoda, zwłaszcza, że gdy Astrid była młodsza to naprawdę uwielbiała je jeść na śniadanie. Szatynka z grymasem na twarzy, nieśpiesznie otworzyła oczy i wtedy zorientowała się, że znajduje się na kanapie w salonie przykryta jedynie czerwonym kocem, który zjechał z jej ramienia prawdopodobnie w środku nocy. Odetchnęła głęboko, poniekąd z ulgą na myśl, że znajduje się w lofcie.
Rzeczywiście czuła naleśniki.
I wtedy sobie wszystko przypomniała. Zeszłej nocy niedługo po tym jak dotarła bezpiecznie do domu, wzięła prysznic i położyła się tylko po to, by obudzić się po niespełna piętnastu minutach snu cała zlana potem i przerażona koszmarem, który jej się przyśnił, zjawił się u niej Kenny. Zresztą na jej wyraźną prośbę. Astrid trochę pożałowała swojego impulsywnego zachowania, bo choć zeszłą noc spędziła w poczuciu bezpieczeństwa to jednak rankiem opanowało odczuwała niepewność. Na moment zacisnęła mocno powieki, ale niczego to nie zmieniło, bo przecież Kenny wcale nie wyparował z jej kuchni tylko dlatego, że na chwilę zamknęła oczy. Astrid Seaver nie pozostało nic innego jak wstanie i skonfrontowanie się z nim. I zjedzenie po raz pierwszy od dłuższego czasu pysznego, porządnego śniadania.
Podniosła się powoli, pozwalając, by koc zsunął się na podłogę i przeciągnęła się wraz z uniesieniem rąk tak, że aż strzeliły jej kostki w karku. Odwróciła się w stronę przestrzeni odpowiadającej za kuchnię i spoglądając na chłopaka machającego na boki patelnią, uśmiechnęła się lekko. Cicho podeszła do kuchennej wyspy i wdrapała się na wysoki stołeczek. W milczeniu obserwowała jak chłopak śpiewając pod nosem, podrzuca raz za razem naleśniki na patelni. Po chwili Kenny odłożył patelnię na płytę kuchenną i odwrócił się w jej stronę. Lekko się przy tym wzdrygnął, gdy już zobaczył jej postać, ale w jednej chwili przywołał na twarzy promienny uśmiech.
- Dzień dobry - powiedział z ciepłą nutą w głosie, przyglądając jej się uważnie, na co odpowiedziała mu szerokim uśmiechem, przekrzywiając przy tym głowę. Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu, które wbrew pozorom wcale nie było niezręczne. Wydawać by się mogło, że rzeczywiście dobrze się im ze sobą milczy. - Zrobiłem śniadanie - odezwał się nagle chłopak, przerywając ciszę i w tym też momencie przypomniał sobie, że na patelni znajduje się jeszcze jeden naleśnik, którego już od dobrej chwili nie obracał. Pośpiesznie zwrócił się w stronę płyty i podrzucił naleśnikiem. - Kurde, przypaliłem tego ostatniego - jęknął ze zmarszczeniem czoła i ciężko przy tym westchnął. Odłożył patelnię z powrotem na płytę i wyłączył ją.
- Ale te są dobre - oznajmił pogodnie i podsunął pod nos Astrid talerzy z całą stertą naleśników. Obok nich ustawił miseczkę z pokrojoną gruszką, pomarańczą i kiwi. - Nie miałaś ani dżemu, ani syropu, ani nawet serka białego... Wiesz, muszę ci chyba zrobić jakieś zakupy.
- To wystarczy, naprawdę - oznajmiła z niemałym podziwem, spoglądając na jedzenie. W tym też momencie dość wymownie zaburczało jej w brzuchu. - Kenny, wow, postarałeś się! - powiedziała ze szczerym uznaniem, podnosząc na niego wzrok w momencie, gdy na blacie położył jeszcze dwa talerzyki i szklankę mleka dla niej. Uśmiechnęła się do niego w podziękowaniu i nie tracąc już ani chwili, zaczęła czym prędzej pałaszować wszystko, co miała na talerzu a on tylko patrzył na nią ukradkiem i sumiennie przekładał jej naleśniki z większego talerza na mniejszy. Sam zjadł jakieś trzy, podczas gdy ona pochłonęła sześć.
- Byłaś chyba głodna... - stwierdził, gdy już wszystkie naleśniki zniknęły z pola widzenia i sam zerknął na nią poniekąd ze szczerym rozbawieniem.
- Bardzo! - zawołała ze śmiechem Astrid, wstając, by posprzątać z blatu wszystkie naczynia. Odłożyła wszystko do zlewu i wierzchem dłoni wytarła usta, odwracając się w jego stronę. Uzmysłowiła sobie, że naprawdę za nim tęskniła. Za tym wszystkim; za tym jak niemal codziennie podrzucał jej coś słodkiego, za tym jak się z nią przekomarzał o bzdury, za tym jak niespodziewanie ją obejmował ramieniem i przyciągał do siebie albo dźgał ją w bok. Tęskniła za nim i naprawdę cieszyła się, że choć wcale nie musiał to jednak do niej poprzedniej nocy przyjechał.
- Kenny, dziękuję - powiedziała po podsumowaniu tych wszystkich myśli, kłębiących się w jej głowie.
- Daj spokój. Wiem, że uwielbiasz naleśniki...
- Nie za to. Znaczy... za śniadanie też, ale chciałam podziękować ci za wczoraj.
Chłopak skinął powoli głową i podszedł do niej. Przez cały czas patrząc jej w oczy, ujął jej dłonie w swoje i spojrzał na jej twarz z uwagą lustrując każdego siniaka i rozcięcie. Dostrzegła, że na jego twarzy odbił się wyraz zatroskania.
- Porozmawiamy? - zapytał, na co dziewczyna tylko ciężko westchnęła. Spodziewała się tego. Właściwie niemalże wiedziała, że Kenny tym razem jej nie odpuści, ale wciąż nie była gotowa na powiedzenie mu prawdy.
Tylko, że wreszcie zrozumiała, że prawdopodobnie nigdy nie będzie gotowa na tę rozmowę.
- Dobrze, porozmawiajmy - oznajmiła pośpiesznie zanim zdążyła się totalnie rozmyślić i spojrzała chłopakowi w oczy. W te radosne, błyszczące oczy, które w przeciągu tych wszystkich lat tylko jeden, jedyny raz spojrzały na nią gniewnie. - Ale najpierw muszę coś zrobić... - I bez żadnego ostrzeżenia wspięła się na palcach i przycisnęła usta do ust Kenny'ego. Ten w odpowiedzi niemal natychmiast zareagował i pocałował ją, kładąc ostrożnie dłonie na jej plecach i przyciągając ją do siebie.
- A to za co? - spytał, gdy już się od siebie odsunęli a ona oparła czoło o jego brodę, nie mogąc powstrzymać przy tym radosnego uśmiechu. Nawet nie wiedziała jak bardzo potrzebowała tego pocałunku i jak bardzo na niego sama liczyła od dawna.
- To w ramach przekupienia. Mam nadzieję, że będziesz pamiętał o tym pocałunku, gdy w twojej głowie wszystko będzie krzyczało byś uciekał ode mnie - powiedziała powoli i po tych słowach znów spojrzała mu w oczy. - Bo po tym, co zaraz usłyszysz, uznasz mnie za wariatkę.
- To może lepiej usiądziemy? - zaproponował z lekkim rozbawieniem, wciąż z iskierkami w oczach i wyrazem rozmarzenia na twarzy po tym pocałunku. Żartował i nie mogła go za to winić, bo nikt nie spodziewałby się, że za moment jego potencjalna sympatia powie mu, że jest potworem.
Oboje po chwili siedzieli na kanapie a Astrid nerwowo zakładała włosy za ucho, próbując poskładać słowa, które wyjaśniły by wszystko jak najprościej.
- Nie wiem jak to powiedzieć, więc chyba powiem wprost - zaczęła nieporadnie, trochę nawiązując do tego jak on przemówił, gdy postanowił wyznać jej swoje uczucia. Miała już na końcu języka to jedno zdanie, ale ostatecznie postanowiła wyjść od nieco innego punktu, ściśle związanego z jej "problemem". - To nie był cud, że tak nagle wyzdrowiałam choć... no nie powinnam, bo rokowania były słabe. Pamiętasz? Nawet moi rodzice chyba już pogodzili się z tym, że odejdę.
- Astrid...
- Nie, zaczekaj. Musisz wysłuchać mnie do końca - przerwała mu tak jak i on przerwał jej i odsunęła się odrobinę, zauważając, że chłopak próbuje sięgnąć po jej dłoń. Pokręciła głową przecząco, po czym kontynuowała: - Pamiętasz wypadek, w którym zginęli moi rodzice? Po tym właśnie się zmieniłam. To znaczy... Jezu, Kenny, to zabrzmi naprawdę głupio, ale to prawda, okej?
- Po prostu to powiedz.
- Zostałam ugryziona przez wilka. Znaczy... wilkołaka. I dlatego jestem teraz zdrowa, bo jestem jednym z nich - oznajmiła z głośno bijącym sercem i dopiero po wypowiedzeniu tych słów, spojrzał głęboko w oczy chłopaka. Dostrzegając niedowierzanie, zakłopotanie i coś dziwnego w jego spojrzeniu, pośpiesznie odezwała się ponownie: - Wiem jak to brzmi. Naprawdę wiem. Ale nie oszalałam. Znasz te miejscowe legendy? Pamiętasz, co ludzie mówili po tym jak Scott McCall ocalił te dzieciaki w bibliotece przed dziwnym stworzeniem? Albo wtedy, gdy podejrzewano Dunbara o bycie... no, czymś? I władze się sprzeciwiały i... Na pewno pamiętasz.
- Pamiętam, ale... Czekaj... więc jesteś wilkołakiem? - zapytał, wstając gwałtownie. Astrid trochę się przestraszyła, że Kenny zaraz wybiegnie z mieszkania, a po drodze wezwie karetkę lub kogoś z psychiatryka, dlatego też odpowiedziała mu ostrożnie, powoli acz stanowczo, bez zbędnego wahania, które mogłoby ująć z jej pewności siebie.
- Tak, dokładnie.
Kenny skrzywił się i przez chwilę wbijał w nią wzrok jak gdyby czekał aż dziewczyna krzyknie, że tylko żartowała. Ale ona nie mogła tego zrobić, dlaczego w odpowiedzi również się w niego wpatrywała. Z nadzieją.
- A ty i Liam...? - spytał nagle, marszcząc przy tym czoło i kręcąc głową jakby nie za bardzo mu się to wszystko złożyło w całość.
- Co? - zaskoczył ją tym pytaniem i dlatego nawet się wzdrygnęła, słysząc imię Dunbara, ale zaraz dotarło do niej, dlaczego Kenny w ogóle o tym wspomina. Chociaż trzeba przyznać, że nie spodziewała się usłyszeć akurat tego pytania właśnie teraz. - Aa... nie, nigdy nie byliśmy parą tylko, że on... to trochę bardziej skomplikowane.
- Jeszcze bardziej? - zdziwił się ze słyszalnym niedowierzaniem w głosie chłopak, na co Astrid skinęła głową.
- Tak, ale... to w tej chwili nieistotne, Kenny.
- Ciężko mi w to uwierzyć, Astrid. Znaczy... nie zrozum mnie źle, pamiętam to wszystko o czym mówisz. Wiem, że krążyły takie pogłoski, pamiętam też, co gadali o Liamie, gdy był w ostatniej klasie i pamiętam dlaczego zrezygnował z lacrosse, ale... Astrid, to takie dziwne... Chyba... chyba muszę pomyśleć na spokojnie w domu i... - Niby nie zaczął odchodzić, bo wciąż nerwowo dreptał w miejscu, w którym stał, ale Seaver wyczuła jego lekki strach i niepokój. Poza tym, że posiadała wilczy instynkt i bez problemu odczytała jego emocje, to znała Fitzgeralda na tyle, by wiedzieć, że wewnątrz niego toczy się w tej chwili walka. I całkowicie to rozumiała, dlatego zanim zdążył od niej się odsunąć, odezwała się ponownie:
- Mogę to udowodnić, ale nie będzie to zbyt piękny widok.
- Chcesz się przemienić? - zapytał z niemałym przestrachem Kenny, na co nieco zdziwiona Astrid tylko wzniosła oczy ku górze.
- Nie masz się czego obawiać, serio. Nie zaatakuje cię.
I pokazała mu. Kenny na początku tylko się wzdrygnął i odruchowo cofnął o krok, ale później przełykając głośno ślinę, przemógł się i podszedł bliżej, by dotknąć jej twarzy jakby chciał sprawdzić czy dziewczyna nie stosuje jakiejś magicznej sztuczki. Stopniowo rysy jego twarzy złagodniały. Astrid pod wpływem dotyku jego dłoni na swoim policzku, powoli powróciła do ludzkiej postaci.
- Ciężko w to uwierzyć, ale w sumie to wiele wyjaśnia - oznajmił z westchnieniem chłopak. Nerwowym ruchem odsunął dłoń i przeczesał nią swoje włosy, spoglądając na dziewczynę przepraszająco. Dopiero po chwili uśmiechnął się lekko i jeszcze trochę się wahając, usiadł z powrotem na kanapie i pociągnął ją za dłoń, zmuszając tym samym, by i ona usiadła.
- Czy... czy dlatego, że jesteś, jesteś wilkołakiem, nie chciałaś spróbować? No wiesz... bycia razem.
Nieco zawstydzona Astrid ze skruchą zwiesiła głowę. Nie wiedziała co odpowiedzieć. Nie sądziła, że Kenny będzie chciał z nią nadal być, gdy dowie się czym jest. Nie mogła oczekiwać od niego, że będzie przy niej po tym jak już wyjawi mu całą prawdę. Ale szczerze mówiąc, gdzieś tam w głębi duszy wiedziała, że nie może już dłużej tego przed nim ukrywać, wiedziała, że jeśli ona mu nie powie to dowie się sam w dużo gorszy sposób. Dlatego wbrew sobie i pomimo tych wszystkich wątpliwości, postawiła wszystko na jedną kartę. Możliwe, że podjęła tę decyzję pod wpływem emocji i tego, że poprzedniej nocy nie zignorował jej telefonu, ale przekonywała się w duchu, że nie będzie żałować tej szczerej rozmowy.
- Tak, ja naprawdę...
- Okej. To mi wystarczy - przerwał jej uradowany Kenny i tylko ujął jej dłoń w swoją. - Szczerze mówiąc to trochę przerażające, że jesteś wilkołakiem. Ale... jak dla mnie, możesz być nawet zmieniającym się co noc ogrem jak ta ukochana Shreka. Zależy mi na tobie za bardzo, by przejmować się takimi drobiazgami.
- To nie są drobiazgi, Kenny. To część mojego życia, część mnie. Sama nie potrafię tego zaakceptować i na pewno nie mogę oczekiwać od ciebie żebyś...
- Wiesz, że cię kocham, prawda? - Znów jej przerwał tak bezceremonialnie. Zaskoczona tymi prostymi słowami, podniosła na niego swoje spojrzenie. Bynajmniej nie była zdziwiona wyznaniem lecz naturalnością, z jaką przyszło Kenny'emu je wypowiedzieć.
- Wiem.
- Nic, zupełnie nic tego nie zmienia - powiedział stanowczo i lekko się do niej uśmiechnął. A ona przełykając nerwowo ślinę, odwzajemniła ten uśmiech i pochyliła się ku niemu, by w przypływie ulgi i radości ponownie go pocałować.
Astrid Seaver po raz pierwszy od bardzo dawna poczuła się szczęśliwsza. I mogłaby w tym momencie wytknąć sobie, że sama się skazała na odcięcie od szczęścia czy miłości, ale w tej chwili nie to się liczyło. Liczył się ten chłopak, który przełożył sobie przez kolana jej drobną postać i podtrzymując ją mocno za dolną część pleców, wymieniał z nią coraz pełniejsze pasji pocałunki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top