rozdział XI.
Czy możesz zbiegiem okoliczności nazwać zniknięcie dwójki wilkołaków w jednym czasie?
OD SAMEGO RANA PRZECZUWAŁA, ŻE TO BĘDZIE ZŁY DZIEŃ. Już pierwszą rzeczą, jaką Astrid zrobiła pół godziny po rozpoczęciu swojej zmiany było wylanie gorącej herbaty na klienta. To jej się jeszcze nigdy nie zdarzyło i dlatego najpierw stała jak wmurowana, wówczas gdy słusznie oburzony klient się na nią wydzierał. Była w takim szoku, że zamiast od razu zacząć go przepraszać, ona tylko pokornie wysłuchiwała jego uniesienia. Dopiero po chwili zreflektowała się i zaproponowała, że pokryje koszty wyprania jego koszuli i w ramach rekompensaty może zaoferować mu całe śniadanie na koszt firmy. Klient nie zgodził się, co prawdę mówiąc niespecjalnie zasmuciło Astrid, ale dało jej do myślenia na tyle, by uważała na to, co robi przez trwanie całej zmiany. A gdy wreszcie dobiegła ona końca, Seaver z ogromną ulgą i radością opuściła swoje miejsce pracy. Tym bardziej, że nie uzbierała zbyt wielu napiwków tego dnia - nawet pomimo tego, iż była sobota. Poza tym dziewczyna dostała pięć wiadomości od swojej starszej siostry z informacją dotyczącą bałaganu w mieszkaniu, którego, jak głosiła wiadomość, Ginny nie miała zamiaru sprzątać czy też raczej - jak ona elokwentnie to ujęła, nie zamierzała sprzątać burdelu po Astrid. Takie wiadomości naprawdę potrafią zirytować i popsuć humor człowiekowi.
Wychodząc z Watson's, Astrid narzuciła na siebie jeansową kurtkę, zapinając sprawnie guziczki. Szła z pochyloną głową i poniekąd dlatego nie zauważyła, że przed kawiarenką czeka na nią jej najlepszy przyjaciel. Nie wyczuła w żaden sposób jego obecności, będąc całkowicie pochłonięta myślą szybkiego powrotu do domu.Marzyła o gorącej kąpieli i ciepłym kakao.
- Hej! – zawołał dobrze znajomy jej głos i nagle poczuła jak silna i serdeczna dłoń zaciska się na jej przedramieniu. Odnotowała to wszystko z lekko bijącym sercem i odwróciła się w kierunku dochodzącego głosu, delikatnie się uśmiechając, choć zrobiła to z ogromnym wymuszeniem. Bynajmniej nie dlatego, że nie cieszył jej widok Kenny'ego, ale dlatego, że na nic więcej tego dnia nie było jej stać.
- Cześć, co tu robisz? - zagadnęła z cichym westchnieniem, spoglądając na chłopaka uważnie i nikłym uśmiechem. Parsknęła niezdecydowanie i skrzyżowała ręce na piersi, przystając w miejscu.
- Czekam na ciebie. Chciałem odprowadzić cię do domu – oznajmił radośnie jak to miał w zwyczaju i ujął jej dłoń, splatając ich palce w jedność. Ten gest sprawił, że dziewczyna zdobyła się na cieplejszy i bardziej szczery uśmiech, który Kenny natychmiast odwzajemnił. Astrid skinęła zgodnie głową. Nie potrafiła określić, jak bardzo doceniała miłe gesty ze strony chłopaka. Pomyślała sobie, że naprawdę poprawił jej swoim przyjściem trochę humor, ale nie powiedziała mu tego. W jej głowie na ogół kłębiło się zbyt wiele niewypowiedzianych myśli.
Zaczęli iść po chodniku, trzymając się za ręce i lekko się do siebie co jakiś czas uśmiechając jakby w niemym porozumieniu. Niczym zwyczajni i całkiem beztroscy nastolatkowie. W chwilach takich jak ta, Astrid zapominała o wszelkich problemach, które ją ostatnio przytłaczały. Jej najlepszy przyjaciel samym swoim jestestwem potrafił rozświetlić jej dzień. Był trochę jej niedocenianym promyczkiem.
- Co w pracy? – zagadnął po chwili milczenia, przekrzywiając głowę i patrząc na nią z wyraźnym zainteresowaniem. Na co ona tylko wywróciła oczami.
- Nie rozmawiajmy o pracy – jęknęła marudnie i parsknęła śmiechem, podnosząc głowę i spoglądając na niego zmęczonymi oczętami, ale wciąż z delikatnym uśmieszkiem. Dotąd wpatrywała się uparcie w chodnik, próbując ominąć wszelkie przecinające linie. Zupełnie jak gdyby była małą dziewczynką. – Powiedz lepiej, co dzisiaj robiłeś.
- Nic szczególnego – odparł ze wzruszeniem ramion Kenny, ale po chwili rozpromienił się trochę i posłał jej porozumiewawcze spojrzenie. – Napisałem nową piosenkę.
- Naprawdę? – zdziwiła się nieco zaskoczona, bo prawdę mówiąc dawno nie rozmawiali o jego muzyce. Pomimo tego, że Kenny i jego bliska koleżanka Alexandra próbowali stworzyć swój mini zespół to jednak brakowało im jeszcze trochę, by faktycznie nazywać się zespołem. Na przykład klawiszowca czy perkusisty, czy chociażby nazwy, która średnio raz na tydzień ulegała zmianie. – Dla kogoś szczególnego? - spytała jeszcze, ponownie na niego zerkając. Tym razem spod lekko przymrużonych powiek.
- Tak – odparł bez chwili zawahania, przy czym posłał jej dość wymowne spojrzenie. Astrid przełknęła ślinę i skinęła głową, nie podpytując o nic więcej. Poczuła się nieswojo, i trochę tak jakby stąpała po cienkim lodzie. Zwyczajnie w takich chwilach obawiała się odpowiedzi z jego strony i dlatego wolała po prostu nie drążyć tematu.
- Astrid, słuchaj... - zaczął niespodziewanie Kenny i ściskając nieco mocniej palce dziewczyny, przystanął w miejscu. Spojrzał na nią z odrobinę zakłopotanym uśmiechem. – Nie wiem trochę jak to powiedzieć, żeby zabrzmiało tak jakbym chciał, żeby zabrzmiało, więc... Po prostu to powiem, okej? – Zaśmiał się pod koniec nerwowo i wolną ręką przeczesał swoje ciemnobrązowe włosy. W odpowiedzi Astrid tylko z niepewnym, ale i nieco zaniepokojonym uśmiechem skinęła głową. – Byłoby fajnie, gdybyś poszła ze mną na urodziny Nicka... co ty na to?
- Emm... Wiesz, on mnie nie zaprosił... - oznajmiła z wymuszonym zaśmianiem się Astrid i spojrzała na chłopaka nieco dziwnie. Zmarszczyła czoło, przyglądając mu się z nieodgadnionym wyrazem twarzy, oczekując jakiś sensownych wyjaśnień tej niespodziewanej propozycji.
- No tak, ale... Ale to ja zapraszam ciebie.
Wtedy do Astrid powoli zaczęło docierać, co być może nadciągać. Odchrząknęła i na moment spuściła wzrok, próbując wymyślić najrozsądniejszą odpowiedź.
- Jako kogo? – zaryzykowała nieśmiało tym pytaniem i lekko się skrzywiła, oczekując na słowa, których nie chciała tego dnia usłyszeć. Ani żadnego innego. Nieśmiało i trochę nieporadnie wysunęła swoją szczupłą dłoń z jego znacznie szerszej i skrzyżowała ręce na piersi.
- Dobrze wiesz, Astrid – odpowiedział niby to miękko, ale jednak z nutą zniecierpliwienia, może nawet zirytowania. Dziewczyna udając głupią, pokręciła przecząco głową, na co on tylko wywrócił oczami i spojrzał na nią wciąż tym samym spojrzeniem, kryjącym serdeczność i czułość w ciemnych tęczówkach. To tylko sprawiało, że czuła się gorzej. – Astrid...
- Nie wiem, czego ode mnie oczekujesz, Kenny. Naprawdę.
Chłopak westchnął i pokręcił głową. Był już naprawdę zirytowany. Dziewczyna przestąpiła z nogi na nogę, myśląc, że to koniec tematu i będą mogli powrócić do dalszego spaceru, kiedy niespodziewanie chłopak znów przemówił:
- Kompletnie cię nie rozumiem, dziewczyno.
- A ja ciebie – odparła opryskliwie, chociaż nie planowała wypowiedzenia słów w takim tonie. Samo tak wyszło. Zmarszczyła czoło i posłała mu nieco wyzywające spojrzenie.
- W ogóle nie wiem, dlaczego zachowujesz się w ten sposób. Oboje chyba dobrze wiemy, że od jakiegoś czasu to, co jest pomiędzy nami nie jest już tylko przyjaźnią. Wiesz, ile dla mnie znaczysz. Wiem, że ja też nie jestem ci obojętny. Na początku myślałem, że nie jestem dla ciebie odpowiedni, więc starałem się być tylko dobrym przyjacielem, ale ty dajesz mi zupełnie inne odczucie. – Zmarszczył brwi, oczekując na jakąś odpowiedź, ale ona milczała jak zaklęta. – Nie widzę koło ciebie nikogo innego i... dobrze wiesz, że nie zachowujemy się jak tacy typowi dobrzy kumple.
- Czuję się przy tobie po prostu komfortowo – zaoponowała natychmiast, mamrocząc te słowa pod nosem i spuszczając wzrok na swoje buty. Kenny natychmiast pokręcił przecząco głową i roześmiał się serdecznie.
- Wiem i ja przy tobie tak samo! O to mi właśnie chodzi – powiedział, wciąż tym samym optymistycznym tonem, który tylko dobijał coraz bardziej Astrid i sprawiał, że czuła się jakby w jej serce wbijało się tysiące szpileczek. – Ale to dobrze przecież, więc w czym rzecz?
- Nie chcę z tobą być.
Chłopak drgnął. Wytrzeszczył na nią oczy w niedowierzaniu. Widocznie moc tych słów zadziała na niego piorunująco.
- Wow. To było bardzo dosadne – skomentował z wyraźną niechęcią, ponownie w akcie zdenerwowania przeczesując dłonią włosy i lekko się krzywiąc.
- Chodzi mi o to... - Astrid postanowiła to szybko naprostować w nieco łagodniejszy sposób. Przynajmniej na tyle, na ile mogła się w tej chwili zdobyć. Dotarło do niej, że swoimi ostrymi słowami mogła zranić uczucia chłopaka a było to ostatnią rzeczą, którą chciała uczynić. Nigdy nie miała w intencji skrzywdzenia Kenny'ego. Ona pragnęła go jedynie trochę odsunąć. - Dlaczego nie możemy być tylko kumplami? Jak do tej pory?
- Bo nie zachowujemy się jak tylko kumple, Astrid – odpowiedział nieco ostrzej, powtarzając się i znów zaprzeczył ruchem głowy. Na co ona ponownie się wycofała i zacisnęła mocno usta, nie chcąc wypowiadać już więcej słów, które mogłyby zranić jego. Lub ją samą. Chłopak wziął głęboki oddech i obdarzył ją długim, wymownym spojrzeniem. – Wiesz, że cię kocham.
- Ja ciebie też, jesteś moim przyjacielem – wymamrotała dziewczyna, starając się, by jej głos nie zadrżał a było to trudne zadanie, zważywszy na to, że po raz pierwszy usłyszała te słowa od niego i musiała odwrócić je w zupełnie inną stronę. Astrid pragnęła w tym momencie zapaść się pod ziemię. Uciec. Zwodziła go i to w tak paskudny sposób. Jej odpowiedzi i to odbijanie piłeczki podczas rozmów były po prostu okrutne. I jak najbardziej świadome. A przecież podejrzewała, że on czuje do niej coś więcej.
- Wiesz, że nie w ten sposób. – Wiedziała. Dość widocznie to jej pokazywał. Ale ona nie była wobec niego ani trochę fair. Wiedziała, że być może nie powinna w chwilach słabości dzwonić do niego tylko po to, by swoim głosem mógł ją uspokoić poprzez wypowiedzenie zaledwie kilku słów dodających otuchy. Wiedziała, że być może nie powinna spacerować z nim, kurczowo zaciskając palce na jego palcach. Nie powinna zasypiać przytulona do niego po wspólnych imprezach, kiedy to nie miała siły lub raczej chęci doczłapania się do loftu, w którym mieszkała. I chociaż nie byli częstymi bywalcami tego typu imprez, to i tak robiła to niemal za każdym razem na wspólnych domówkach. Po prostu korzystała z faktu, że Kenny jest lekko wstawiony i nie będzie przywiązywał zbyt dużej wagi do tego, że zasnęli przytuleni do siebie. Zdecydowanie nie powinna w chwilach słabości czy nawet zbyt dużej euforii całować go w usta na pożegnanie. Nawet jeśli zdarzało się to bardzo rzadko. Nie powinna robić wielu rzeczy, które robiła, ponieważ dawała mu tylko złudną nadzieję.
– Okej, może ta rozmowa faktycznie ma sensu.
- Może – przytaknęła natychmiast, ze wzruszeniem ramion Astrid. Chłopak prychnął z niedowierzaniem, ponownie przyglądając jej się tym samym zaskoczonym, zranionym spojrzeniem, co przedtem.
- Świetnie – wypowiedział ironicznie i zacisnął szczęki. – Wiesz co, sorry, ale nie mogę cię odprowadzić. Coś mi się przypomniało – oznajmił znienacka i przestąpił z nogi na nogę.
- W porządku. Nie ma sprawy – powiedziała z rozdrażnieniem, ale jednak siląc się na opanowany i spokojny ton. W końcu sama doprowadziła do takiego rozwoju sytuacji.
- Super – oznajmił i odwrócił się na pięcie, by jak najszybciej odejść.
- Super – powtórzyła cicho do jego pleców. Patrząc jak chłopak odchodzi, łzy zebrały się w jej oczach. Dziewczyna zamrugała jednak szybko, nie pozwalając im wypłynąć na środku ulicy i zaczęła iść szybkim krokiem w stronę swojego domu.
Leslie siedziała przy blacie jej kuchennej wyspy. Spoglądała na swoją przyjaciółkę ze współczuciem, którego Astrid nie chciała, dlatego za każdym razem, gdy ją na tym przyłapywała, posyłała dziewczynie groźne spojrzenie. Potrzebowała się wygadać, potrzebowała opowiedzieć Fitzgerald o scenie, która się wydarzyła pomiędzy nią a Kennym, potrzebowała wyrzucić z siebie to wszystko i zrobić to przed kimś, kto był najlepiej zaznajomiony z całą sytuacją. Problem leżał w tym, że Leslie nie zawsze rozumiała. Wręcz gorąco namawiała Astrid, by ta wyjawiła prawdę chłopakowi. Ale czasem, tak jak w tej chwili, odpuszczała i po prostu słuchała swojej przyjaciółki - za co Seaver była jej naprawdę wdzięczna. Przynajmniej do czasu.
- Dlaczego on mi to robi? - jęknęła Astrid z grymasem i schowała twarz w dłoniach, podpierając się łokciami o blat.
- Nie zadawaj głupich pytań, Astrid - warknęła w odpowiedzi blondynka, marszcząc czoło. Widocznie marudzenie szatynki nieco ją zirytowało. Pokręciła głową z politowaniem, gdy tylko Seaver rozsunęła palce, by móc spojrzeć na swoją przyjaciółkę. Leslie wyprostowała się i ponownie zabrała głos, ciężko wzdychając: - To żałosne, ale jesteś jego pierwszą i chyba ostatnią miłością życia. Nie udawaj, że nie widzisz jak na ciebie patrzy i reaguje, gdy jesteś w pobliżu!
- Wiem o tym - powiedziała Astrid z rozdrażnieniem. Dziewczyna była świadoma jego uczuć, tak samo zresztą jak i swoich. Ale w ostatecznym rozrachunku w jej oczach to niczego nie zmieniało.
- I w końcu ci to powiedział... - kontynuowała Leslie jak gdyby nie słyszała słów Astrid i rozdrażnienia w jej głosie. - Wow... - dodała jeszcze ze zmarszczeniem czoła, wciąż najwyraźniej będąc pod wrażeniem wyznania swojego brata. - A ty go tak mocno sfriendzonowałaś.
- A co miałam zrobić? - warknęła Astrid i spojrzała na przyjaciółkę z autentycznym zdziwieniem. Ale Leslie nie odpowiedziała. Jedynie wywróciła wymownie oczami i sięgnęła po czekoladowego piernika leżącego na talerzyku pomiędzy nimi. Jej brak odpowiedzi tylko zirytował Astrid. - No hej, nie powiem mu przecież, że jestem wilkołakiem! Myślisz, że to dla mnie takie łatwe? Okłamywanie go? Udawanie, że wszystko jest super? Źle się czuję z tym, jak go dziś potraktowałam. Przecież ja też go...
Urwała nagle i zaczerpnęła haust powietrza. Prawda uderzyła ją zupełnie niespodziewanie. Chociaż właściwie to nie, bo przecież Astrid była świadoma tego, jakim uczuciem darzy chłopaka o promiennym uśmiechu i piegowatej twarzy, ale nigdy nie przyznała tego na głos przed nikim. A nawet nie przed samą siebie.
Leslie uniosła wymownie brew ku górze, ale Astrid pokręciła tylko przecząco głową, nie chcąc wypowiedzieć już więcej ani słowa.
- Głupia jesteś - podsumowała z westchnieniem Leslie. - Kochasz go, on ciebie a ty go odrzucasz. Czego chcesz więcej?
- Oj, przestań. - Zanim którakolwiek z nich zdążyła cokolwiek jeszcze powiedzieć, rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Leslie drgnęła i obejrzała się przez ramię, ale po chwili posłała swojej przyjaciółce szeroki uśmiech.
- Może to Kenny? - rzuciła z nadzieją. Słowa te wywołały w brzuchu Astrid nieprzyjemny ścisk, ale pomimo tego podniosła się ze swojego miejsca i z niepewną miną poszła otworzyć. Szczerze mówiąc, chyba miała nadzieję, iż faktycznie za drzwiami wejściowymi stoi Kenny. Chciała mieć pewność, że przynajmniej wciąż jest jej przyjacielem.
Ale niespodziewanym gościem okazała się Johanna Gordon. Astrid spojrzała na nią ze szczerym niedowierzaniem i tylko zmarszczyła czoło. Chyba nigdy nie posądziłaby Johanny, że do niej przyjdzie w jakiejkolwiek sprawie.
- Co tutaj robisz? - Może to pytanie zabrzmiało niezbyt miło, zwłaszcza wypowiedziane z zaniepokojeniem, jakie wkradło się w ton Astrid, ale obydwie musiały głośno przyznać, że była to sytuacja dość nietypowa.
- Jeśli mnie wpuścisz to wszystko ci wyjaśnię - oznajmiła Johanna głosem zdenerwowanym i nieco zniecierpliwionym. Astrid wykonała nieokreślony ruch ręką, ale odsunęła się z przejścia tak, aby ubrana w ciemną, jeansową kurtkę i ciemne spodnie, Johanna mogła wejść do środka. Kiedy blondynka zamykała za sobą drzwi, Astrid rzuciła krótkie spojrzenie na flagę naszytą na przedramię kurtki i szybko odnotowała, że jest to własność Scotta McCalla, którą Gordon przez cały czas tak dumnie nosiła. Nawet pomimo tego, że Scott wyjechał na studia, był chłopakiem Kiry i chyba nawet nie kontaktował się z Johanną - tak przynajmniej wydawało się Astrid. Co prawda, Astrid nigdy nie rozumiała, co zaszło między Jo a Scottem, ale nie interesowało jej to na tyle, by wypytywać.
Jej relacja z Johanną była określana jako... obojętna? Właściwie ze strony Astrid była ona czysto neutralna, ponieważ ani to lubiła Jo, ani nie miała jej niczego za złe. Nigdy też nie zastanawiała się nad znajomością z Gordon, bo w gruncie rzeczy może udało im się porozmawiać zaledwie parę razy. Z kolei młodszy brat Johanny był kolegą Astrid - i może czasem Seaver wywracała na niego oczyma z politowaniem i bywała sarkastyczna w stosunku do niego, ale tak naprawdę lubiła młodego Gordona. Bo chłopak miał w sobie coś czarującego i zarazem coś, co sprawiało, że wybaczała mu te wszystkie nieudolne próby podrywu. Nawet to, że czasami przesadzał z wtykaniem nosa w nieswoje sprawy i pojawiał się tam, gdzie zdecydowanie nie powinien się pojawiać. Jednak w gruncie rzeczy lubiła Jaspera. Za to o samej Johannie trochę słyszała, więc mogła powiedzieć, że odrobinę ją zna. Przede wszystkim wiedziała, że Johanna przyjaźni się z Liamem.
Astrid rzuciła krótkie i pośpieszające spojrzenie dziewczynie, krzyżując ręce na piersi. Przyglądała jej się uważnie, słyszała jak mocno bije jej serce i niemal wyczuwała niepokój, jaki ogarniał blondynkę.
- Liam zaginął.
W odpowiedzi, zarówno Astrid jak i milcząca dotąd Leslie, ciężko i wymownie westchnęły. Johanna zacisnęła szczęki i spojrzała na młodszą koleżankę nieco wyzywająco.
- Mówię poważnie - powiedziała tylko.
- Gordon, wybacz, ale nie mam na to dzisiaj ani nastroju, ani ochoty - wyparowała po prostu Astrid i z ponownym westchnieniem przeszła w głąb pomieszczenia, całkowicie świadoma tego, że blondynka podąży za nią. Uchwyciła wzrokiem jak Leslie przytakuje tylko ruchem głowy, pełna wsparcia wobec postawy, jaką przybrała jej przyjaciółka. Niezadowolona z tej odpowiedzi za to była Johanna.
- Och, mój Boże, Seaver! Mogłabyś choć przez chwilę, tylko krótką chwilę, przestać myśleć o sobie?! - Ten wybuch spowodował, że Astrid tylko z szeroko otwartymi oczami spojrzała na swojego gościa, odwracając się uprzednio do niej przodem. Johanna skrzywiła się odrobinę. - Liam został porwany, rozumiesz?! Potrzebuje pomocy. Twojej pomocy! Albo waszej...
- Liam sobie doskonale poradzi, jestem tego pewna - wtrąciła Leslie, ale Astrid machnęła na nią dłonią, by zamilkła choć w zasadzie niższa z blondynek powiedziała już to, co chciała.
- Johanna, nawet nie wiesz czy Liam został faktycznie porwany - zaczęła ze spokojem Astrid. Nie mogła jednak poradzić nic na to, że w jej ton wkradło się rozdrażnienie. - Skąd w ogóle taka myśl? Może po prostu wyjechał? Miał dość tego wszystkiego w Beacon Hills i wyjechał bez pożegnania?
Zanim w ogóle Astrid skończyła mówić, widziała po minie Gordon, że ta nie zgodzi się z ani jednym zdaniem, które Seaver wypowiedziała. Blondynka pokręciła stanowczo głową.
- Nie rozumiesz tego, prawda? - mruknęła i spojrzała na nią z błyszczącymi niebezpiecznie oczami a Astrid przestraszyła się, że Johanna zaraz czymś w nią rzuci. Chociaż to nie pasowałoby do Gordon ani trochę i nawet Astrid, która jej nie znała, była tego całkowicie świadoma. - Kiedy tracisz tak wiele osób w swoim życiu, zaczynasz dbać i pilnować tych, którzy pozostali. Liam i ja uzgodniliśmy, że ta codziennie będziemy sobie wysyłać wiadomość... i będzie to znak, że wszystko w porządku, że nic się nie stało. Liam by o tym nie zapomniał. - Głos Johanny był już bardziej opanowany. I chociaż łagodne oblicze Gordon emanowało spokojem, Astrid podświadomie wyczuwała, że wewnątrz Jo panuje burza. Z piorunami. Burza niepokoju. Jo wzięła głęboki oddech i spojrzała na nastolatkę ze zniecierpliwieniem. Przyglądając się blondynce nieco dłużej, Astrid zorientowała się, że to, co dostrzega w jej obliczu to rozczarowanie. Głęboki zawód jej postawą. - Nie przyniósł mi lunchu choć robi to zawsze, kiedy ma wolne popołudnie. Nie odezwał się przez całe ostatnie trzy dni... Ja wiem, że coś się stało. Po prostu wiem.
- Nie mogę ci pomóc, Johanna - odpowiedziała stanowczo Astrid, kompletnie niewzruszona jej słowami. Ignorując też zupełnie, że Johanna stara się dotrzeć do jej uczuć poprzez pokazanie swojej troski o Liama. Może to kwestia kiepskiego dnia, kłótni z Kennym, a może po prostu Astrid było zupełnie obojętnie, co się stanie z Liamem. - Odprowadzić cię do drzwi?
Chociaż te słowa niemal uderzyły w Gordon, dziewczyna nie wycofała się. Nawet nie spojrzała w kierunku wyjścia tylko zbliżyła się o krok w kierunku Astrid. Zmarszczyła czoło i gniewnie prychnęła.
- Liam był bity i poniżany. Był wystawiony na pokaz i wszyscy wokół domyślali się czym jest. I zniósł to. Wielokrotnie patrzył na śmierć swoich przyjaciół, wiedząc, że nie może nic zrobić. Ścigano go. A gdy stał się wilkołakiem był torturowany. Podczas gdy ty, Astrid, żyjesz w spokojnym świecie i nie musisz się mierzyć z niczym. Zupełnie niczym. A mimo to chowasz urazę za to, że próbował...
- Że próbował, co?! - przerwała jej krzykiem Astrid, spoglądając na dziewczynę wojowniczo. Nawet siedząca obok Leslie wzdrygnęła się, gdy Seaver podniosła głos. Ale Astrid miała dość po prostu tego dnia, miała dość tych wszystkich problemów, związanych z Marcy, Isaacem a teraz miała dość wysłuchiwania problemu Johanny. Miała ochotę krzyczeć, że nie decydowała się na nic z tego, co się działo. A dostała to przez Liama. - Dobrze wiesz co się wydarzyło, Gordon! Nie będę przepraszać za to, że byłam człowiekiem wtedy, kiedy Beacon Hills uświadomiło sobie czym jest Dunbar i Scott, i pozostali...
- I nie musisz. Chcę tylko, żebyś zrozumiała...
- Nie – przerwała jej ostro Astrid i zmierzyła ją bardzo wymownym spojrzeniem. – Nie interesuje mnie, co się z nim stanie - powiedziała obojętnie, chłodno i z twardym spojrzeniem wbitym w oblicze zdumionej Johanny.
- Świetnie! Poszukam go na własną rękę! – warknęła ze złością blondynka i odwróciła się, by opuścić apartament należący obecnie do Astrid.
- Droga wolna - odparła z taką samą obojętnością Seaver i tylko wzruszyła ramionami, patrząc jak Johanna dziarskim krokiem kieruje się w stronę drzwi wyjściowych. Zanim jednak blondynka wyszła a Astrid zdążyły ukłuć wyrzuty sumienia, oczom całej trójki ukazał się wysoki szatyn w skórzanej, czarnej kurtce. Wyglądał na zdyszanego, kiedy bezceremonialnie wbiegł do mieszkania Astrid i praktycznie wpadł na wychodzącą blondynkę.
- MARCY ZNIKN... Johanna? - spytał z zaskoczeniem i w akcie asekuracji złapał szczupłą dziewczynę za ramiona, chcąc podtrzymać ją i tym samym uchronić przed ewentualnym upadkiem. Posłał jej pytające spojrzenie, które skierował następnie na Astrid, i na Leslie. I w momencie, gdy jego wzrok spoczął na Fitzgerald, w jego oczach dało się zobaczyć nieznane błyski i dziwny cień przebiegł przez jego twarz.
Astrid automatycznie zerknęła na Leslie, która w momencie pojawienia się chłopaka, zerwała się z krzesła. Jednak z jej oblicza Astrid nie odczytała zupełnie niczego.
- Okej, ktoś powie mi co się dzieje? - zapytał ze zdenerwowaniem Isaac, puszczając ramiona Johanny i spoglądając na każdą z dziewczyn osobno.
Żadna z nich początkowo się nie odzywała. Astrid wymieniła porozumiewawcze i zaniepokojone spojrzenie z Leslie. W momencie odsunęła na bok swój zły humor i zaczęła intensywnie się zastanawiać. Zniknięcie Dunbara to jedno, ale w momencie, gdy do tego dochodziło również zniknięcie Marcy, Astrid stwierdziła, że to nie przypadek.
Bo to nigdy nie był tak po prostu przypadek.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top