Rozdział 1
Gorąco witam wszystkich nowych czytelników i tych powracających. Zapraszam do obejrzenia zwiastuna Rhysa, stworzonego przez:
@QueenOffShade — Dziękuję bardzo!!!
***************
VIVIANA
Zmęczona, z obolałymi nogami, po kolejnym dniu pracy, wysiadam z autobusu.
Skręcam w lewo, wchodząc w długą ulicę z dwoma rzędami domków jednorodzinnych i zostaje mi jeszcze, jakieś trzysta metrów do domu.
Idąc chodnikiem wzdłuż ulicy, resztkami tchu witam się z sąsiadkami, które podlewają wymęczone od nadmiaru promieni słonecznych kwiaty.
Ukrop jest dziś niemiłosierny. Nic dziwnego, skoro jest środek lipca, ale po całym dniu sprzedawania garniturów bogatym dupkom, jestem padnięta.
Skręcam w końcu do brązowego budynku i wyjmując klucze z bocznej kieszeni torby otwieram białe drzwi.
Po wejściu od razu wchodzę na lewo do kuchni. Opadam na krzesło przy ścianie i zsuwam z ramienia torbę na długim pasku, po czum stawiam ją między nogami.
Dyszę, obserwując małą siwą kobietkę w różowym fartuszku, krzątającą się przy garnkach.
— Tobie też dzień dobry wnusiu — mówi nie oglądając się w moją stronę.
Kiedy nie odpowiadam, ogląda się w moją stronę i zrozumienie maluje się na jej twarzy.
Natychmiast podchodzi do szafki i wyjmuje szklankę, po czym z lodówki sięga dzbanek soku pomarańczowego i napełniania naczynie.
Podaje mi je do ręki i natychmiast, jednym duszkiem opróżniam całą zawartość.
Teraz mogę w końcu się odezwać .
— Dzień dobry babciu — odpowiadam, jeszcze wzdychając.
— No opowiadaj, jak tam? — pyta wracając do przygotowania kolacji.
Zdaję jej relację z całego dnia. Choć i tak codziennie dzieje się to samo. Ogólnie jestem z tej pracy zadowolona, jest o wiele lepsza niż poprzednie.
Tę pracę załatwiła mi właśnie babcia, z racji, że jej przyjaciółka jest mamą kierowniczki. Inaczej ciężko by się było dostać do salonu, gdzie wartość wszystkich garniturów, wraz z dodatkami, można by oszacować na taką kwotę, że wyżywiono by za te pieniądze, chyba wszystkie dzieci w Afryce.
— A gdzie mama? — pytam.
— Ach, co może robić nasza księżniczka? Jest bardzo zmęczona i poszła się położyć. — oznajmia babcia, po czym kręci głową z rozczarowaniem.
— Więc, co takiego ją dziś zmęczyło? Czytanie gazety, oglądanie telewizji, czy psioczenie na dawcę spermy?
— Chyba wszystko na raz. — Kobieta wzdycha i odwraca się do mnie. — Dobra, młoda damo. Zbieraj swój gruby tyłek na górę, odśwież się, bo kolacja prawie gotowa. — Jak zawsze to samo.
Znając moje kompleksy, którymi są o rozmiar za duże piersi i trochę za bardzo krągły tyłek, babunia nie może się powstrzymać. Zazwyczaj odgryzam się jej, ale dzisiaj nie mam siły dyskutować.
Podnoszę torbę z podłogi i wstając zakładam ją z powrotem na ramię. Wychodzę na korytarz i białymi schodami wchodzę na górę.
— Cholera jasna — psioczę, potykając się o jeden ze stopni.
— Viviano Anne Thomson, ile razy do cholery mam powtarzać, że w tym domu nie przeklinamy! — Krzyczy z kuchni babcia.
Idąc korytarzem mijam drzwi od sypialni babci i mamy, które są na przeciwko siebie. Wchodzę w końcu do swojego pokoiku, gdzie większą powierzchnię zajmuje łóżko i szafa, oraz biurko w kącie.
Rzucam torbę na podłogę i wyjmuję z szafy ubranie i wędruję do łazienki pod prysznic.
*******
Odświeżona zbiegam w dół po schodach i już w połowie drogi, słyszę narzekanie mojej mamy. Na okrągło przewija ten sam temat, temat mojego ojca.
Otóż po jedno nocnej przygodzie dwadzieścia trzy lata temu, moja mamusia była przekonana, że trafiła na miłość swojego życia.
Jednak wyszło na jaw, że facet był żonaty i miał rocznego syna. Kiedy okazało się, że mama zaszła w ciążę, co podejrzewam było celowe, biedna myślała, że facet zostawi rodzinę dla niej.
Niestety, dawca spermy rzucił kobiecie pieniądze na aborcję, ale po co usuwać ciążę, skoro można zarabiać na niej pieniądze?
Tym sposobem, co miesiąc do tej pory Emilia Thomson, otrzymuje na konto sporą sumkę. Nie wiem ile ona wynosi, ale ani cent nigdy nie trafił do mnie.
Podczas, gdy mama od zawsze potrafiła roztrwonić wszystkie pieniądze w jednej chwili, a potem narzekać, że mój ojciec mało jej płaci, mnie wychowywała babcia.
Odnośnie najdroższego tatusia, nie wiem kim jest, nie chcę wiedzieć, bo mnie to po prostu nie obchodzi.
Wszystko, co teraz mam, czego się w życiu nauczyłam zawdzięczam właśnie Helen Thomson.
Z jej powodu, po ukończeniu szkoły średniej, nawet nie marzyłam o studiach. Był to czas, kiedy babcia zaczęła chorować na serce, a leki są niestety kosztowne, przyszła więc pora, abym się jej odwdzięczyła. Zaczęłam pracę.
Dziadek zginął z życia babci, jeszcze zanim się urodziłam. Właściwie, to Helen wykopała go z domu, po kolejnej pijackiej awanturze.
Podsumowując, mężczyźni to zło. Związki w mojej rodzinie są z góry skazane na porażkę i nigdy, przenigdy nie mam zamiaru w takowy się angażować.
— Mogłabyś przestać narzekać i wziąć się w końcu do roboty, a nie żerować na... — Babcia ucina zdanie, kiedy wchodzę do kuchni.
— Witaj, mamo — mruczę pod nosem.
Siadam na swoim miejscu, na przeciw swojej rodzicielki. Najwyraźniej obrażona na uwagę babci, siedzącej z boku, nerwowo kręci się i poprawia kasztanowe włosy, obcięte na boba.
Nakładam na talerz kawałek ryby i sałatkę, czując jej piwne spojrzenie prześwietlające mnie na wylot.
Poświęcam jej w końcu uwagę i spoglądam na nią wyczekująco. Wiem, czego chce.
— Vivi, potrzebuję pieniędzy. — Proszę bardzo, prosto z mostu.
— Ile? — pytam.
— Pięćset dolarów. — Ona chyba ma nierówno pod deklem.
— Nie mam — odpowiadam tak po prostu.
— Jak to? pracujesz i nie masz pieniędzy? — Prycha ostentacyjnie. Z gardła babci wydobywa się dźwięk, jakby chciała coś powiedzieć, ale chwytam jej dłoń i ściskam.
— Wiesz co? Zdradzę ci pewien sekret, mamo. W każdym gospodarstwie domowym, istnieje coś takiego, jak rachunki. Ja je płacę, a babcia praktycznie całe swoje pieniądze przeznacza na leki. Obie też płacimy za jedzenie — tłumaczę i czekam na jej reakcję.
Ta po chwili okazuje się być taka, jak przy każdej innej sytuacji. Wstaje i wychodzi, po czym słychać jej kroki na schodach. Dalej jemy w ciszy, nie psując sobie bardziej humoru.
*************
Leżę wieczorem w łóżku i cieszę się, że ten dzień w babińcu dobiegł końca. Mama jak zwykle doprowadziła babcię do takiego stanu, że bez mojej pomocy, kobieta nie byłaby w stanie wejść na piętro. Przysięgam, że któregoś dnia sama wykopię ją za drzwi. Matka, czy nie, niech spada na poszukiwania następnej ofiary.
*********
Zaczął ktoś to czytać? Jak w każdym opowiadaniu wstęp, a Rhysa właściwie już znacie, ale spotkacie w następnym rozdziale. Miłego czytania i pozdrawiam :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top