Wpis #18
Susanne
Czternasty lutego to taki beznadziejny dzień, jak co roku siedzę zamknięta sama w pokoju z moją ulubioną książką i czytam ją tysięczny raz, a reszta się migdali i wyznaje sobie miłość.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Odłożyłam książkę i burknęłam ciche "proszę".
Drzwi się otworzyły, a w nich stanął Ben.
- Hej - uśmiechnął się. - Widzę, że tak samo jak ja nienawidzisz walentynek.
- Nawet nie mam z kim ich spędzać - westchnęłam. - Ale mi to odpowiada, bo mogę przez ten dzień bezkarnie być nerdem.
- Ta, mogę wejść?
- Nie.
- Ach, no dob...
- Żartowałam, skoro musisz to właź.
Wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.
- Chcesz w coś pograć? - spytał próbując zacząć jakiś temat.
- Raczej chwilowo wolę książkę - odpowiedziałam i postanowiłam wrócić do czytania.
Chłopak wzruszył ramionami i wyszedł z pokoju.
Po chwili wrócił z konsolą i stosem płyt.
Podłączył sprzęt do mojego telewizora i zaczął grać w jakąś grę.
Usłyszałam znajomą ścieżkę dźwiękową i aż odłożyłam mój skarb.
- Grasz w Call Of Duty?!!!
Wersalka wbija do książki vugahahahaga wesołego dnia singla moje szynki :*
Terazwwsolwgo tłustego czwartku hahahahshsh grubaskowwekupy moje 😆😆😆😆
-Oczywiście, przecież to najlepsza gra.
- O mój boże. - usiadłam obok niego.
- Chcesz zagrać?
- Popatrzę jak się ośmieszasz i grasz jak lamus.
- Ej! Nie gram jak lamus!
- Okej, nie grasz jak lamus.
- No ja myślę.
- Grasz jak kaleka.
- Nie wolno się nabijać z chorych ludzi.
- Chorych tak jak Ty?
- Hej! Przeginasz! - odłożył pada, rzucił się na mnie i zaczął łaskotać.
Zaczęłam śmiać się jak jakiś dziki człowiek i próbowałam się mu wyrwać.
Niestety na marne, był zbyt silny.
Uratowało mnie pukanie do drzwi.
- Hej, sorki że przeszkadzam, ale szukam Tobiasza nie widzieliście go może? - W drzwiach zobaczyliśmy lekko zmartwioną Kaydię.
- Wchodził do pokoju Raven i Puppeteera - Ben odpowiedział jej marszcząc brwi. - Coś się sta....
Nie dała mu dokończyć, bo wyszła z pokoju trzaskając drzwiami.
- Chyba się trochę zdenerwowała - zauważyłam.
Kaydia
Przez chwilę miałam mały atak paniki, co on tam robi, w końcu są walentynki i Raven powinna być z lalkarzem a ja z Toby'm...
Zapukałam do drzwi Raven i nie czekając na zaproszenie weszłam do pokoju spodziewając się najgorszego.
Raven siedziała na łóżku, a Toby na wysokim krześle od jej biurka kręcąc się wokół własnej osi.
- Co robicie? - zapytałam starając się być spokojna.
Toby spojrzał na mnie z przerażoną miną, później na Raven, a ona się uśmiechnęła.
- Spokojnie, po prostu zgubiłam gdzieś Puppeteer'a, a Toby nie mógł Cię znaleźć, nic się tu nie wydarzyło. A twój chłopak cały czas o Tobie nawija.
- Oh.. - poczułam, że robię się czerwona, że potrafiłam rzucić takie oskarżenia na Toby'iego.
Toby wstał z krzesła i do mnie podszedł. Bardzo blisko.
- Idziemy do pokoju? - zapytał, a ja poczułam jego oddech na szyi.
Pokiwałam głową i wyszliśmy z pokoju. Spojrzałam ostatni raz w stronę Raven, a ona uśmiechnęła się szeroko i powiedziała bezgłośnie "Nie ma za co".
Raven
Zamknęłam drzwi za Toby'm i Kaydią i położyłam się na łóżku wkładając słuchawki do uszu.
Nagle poczułam jak ktoś obejmuje mnie w pasie. Wyjęłam z uszu słuchawki i widząc Puppeteera się uśmiechnęłam.
- Gdzie Ty byłeś lamusie? - spytałam i musnęłam jego usta.
- Lamusie? - wyciągnął wielki fioletowy kwiat zza pleców i mi go podał. - Ja Ci przynoszę kwiatki a Ty mnie tak nazywasz?
- Co to jest za kwiat? - spytałam zauroczona tym jaki jest piękny.
- Żebym to ja wiedział - uśmiechnął się.
- O mamusiu, on jest cudowny.
- Meh, przy Tobie już nie jest taki piękny.
- Nie słodź - dźgnęłam go w brzuch i odłożyłam kwiatek na szafkę nocną. - Dziękuję. - Przytuliłam go.
Eyeless Jack
Nieśmiało zapukałem do drzwi Kingi.
- Jezu, kto znowu..
- Ja - zaśmiałem się słysząc jak wstaje żeby otworzyć mi drzwi.
- Hej - uśmiechnęła się i otworzyła szerzej drzwi żebym mógł wejść.
Wszedłem do pokoju i podałem jej bukiet kwiatów z płatkami w kształcie serc.
Spojrzała na niego i potem na mnie. Jej oczy zaczęły napełniać się łzami.
- Dlaczego płaczesz? - zapytałem zaczynając panikować. - Zrobiłem coś nie tak?
- Nie - wytarła łzę z policzka. - Właśnie wręcz przeciwnie, jesteś najlepszy.
Przytuliłem ją i kiedy się uspokoiła wręczyłem jej bukiet.
- Jesteś głupi, wiesz? - warknęła i zaczęła się śmiać. - Przez Ciebie się rozpłakałam.
- Ale ze szczęścia, to chyba dobrze - uśmiechnąłem się.
- Zamknij się. - stanęła na palcach żeby mnie pocałować, a ja ją podniosłem, żeby jej to ułatwić.
____________________________________________
Ten rozdział miałam dodać na walentynki... Jest maj.... Jestem beznadziejna xDD
Wydaje mi się, że powoli będziemy się zbliżać do końca książki, bo czuję że jest już naciągana, a nie chcę żeby tak było eh.
Bardzo bardzo Was kocham za tyle wyświetleń, gwiazdek i komentarzy jesteście cudowni <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3
Mam nadzieję, że pomimo takich dużych przerw między rozdziałami wytrwacie ze mną do końca <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top