Wpis #3

Eyeless Jack

Siedziałem na krzesełku w kuchni i patrzyłem na Jeff' a, który znowu biegał i czegoś szukał.

- Znowu zgubiłeś nóż? - spytałem podirytowany faktem, że pewnie znowu się na mnie wydrze albo coś w tym stylu.

Jednak zamiast tego on się lekko uśmiechnął.

- Bardzo śmieszne E.J -mruknął. -Nie zgubiłem noża, szukam Sally.

- W szufladach? - zacząłem się głośno śmiać.

- Po tym dziecku nigdy nic nie wiadomo... - sapnął.

W sumie racja. Niby zwykłe dziecko, z okropną przeszłością, a jednak ostatnio znaleźliśmy ją śpiąca na szafie...

Jakby się zastanowić to... Zależy jak kto patrzy na "Normalność".

- A szukałeś w jej pokoju? -spytałem.

- Szukałem - mruknął. - Nie ma jej tam...

W takim razie nie mam pojęcia gdzie jest to dziecko.

Spojrzałem na Jeff' a. Rany na jego policzkach zaczynały się goić.

- Nie tniesz się już? - dopiero po wypowiedzeniu tych słów zdałem sobie sprawę jak bardzo głupie to było.

Jeff patrzył na mnie zdziwiony. Miał lekko uchylone usta, wysoko uniesione brwi, a oczy otwarte szerzej niż normalnie.

Jest moim przyjacielem, myślę że mogę go zapytać o wszystko, nawet jeżeli jest to najgłupsze pytanie na świecie.

Jak na przykład te, które zadałem kilka sekund wcześniej.

- O co Ci chodzi Jack? -odetchnąłem z ulgą, gdy zdałem sobie sprawę, że jest rozbawiony.

- Chodzi... Chodzi o policzki... -kolejne głupie zdanie opuściło moje usta.
Miałem ochotę zapaść się pod ziemię i nigdy z stamtąd nie wychodzić.
Albo wylecieć rakietą na jakąś inną planetę, najlepiej poza Układem Słonecznym.

- Robię to rzadziej niż kiedyś... -powoli zaczął sklejać jakieś zdanie, nie wiedząc do końca jak odpowiedzieć na moje pytanie.
I wcale się mu nie dziwię.

- Nie ważne - powiedziałem szybko.

Boże Jack, ale z Ciebie idiota.

- Okay - zaśmiał się.

- Pomogę Ci szukać Sally -zaproponowałem przypominając sobie o zaginionym dziecku.

Zaczęliśmy chodzić po całym domu, przeszukaliśmy doszczętnie wszystkie pokoje, a tego dziecka wciąż nigdzie nie było. Zrezygnowany usiadłem w salonie obok Ben' a, a po chwili dołączył do nas Jeff.
Otworzyłem usta żeby coś powiedzieć, ale Ben mnie wyprzedził.

- Nie, nie widziałem nigdzie Sally - mruknął.

- Ok - pomimo tego i tak się nie podniosłem z kanapy. Nie bardzo mi się chciało podnosić.
Szukałem z Jeff' em jakąś godzinę, miałem dosyć chodzenia.

- Cz..Cześć - do salonu wszedł Hoodie wyłączając kamerę. - W... Wiecie może gdzie T...Toby i M..Masky?

Wymieniłem z Jeff' em spojrzenia.

- I wszystko jasne -powiedzieliśmy jednocześnie.

- Pewnie z Sally - Ben odpowiedział zdezorientowanemu Hoodie' mu.

- Tak - mruknął Jeff. - Raczej na pewno.

- Teraz jest pora kiedy większość z nas wyszła zabijać - usłyszeliśmy obojętny głos Slendermana. - Poczekajcie na nich, o dwudziestej wszyscy wrócą. Każdy obiecał wrócić na kolację.

Wstałem z kanapy i zacząłem kierować się do mojego pokoju, ale na moim nadgarstku poczułem silny uścisk.
Syknąłem.
Zabolało.

Jeff puść mnie.

Jednak dłoń na moim nadgarstku, (a raczej macka) należała do Slendermana.

- Chcę z Tobą porozmawiać -słysząc jego przeraźliwy głos przeszły mnie ciarki. Przełknąłem ślinę.
Przez tyle lat jeszcze się nie przyzwyczaiłem.

- Dobrze - wysiliłem się na uśmiech.

______________
Wiem, że krótki (474 słowa) przepraszam, ale piszę to dosyć późno....
Przepraszam
Przepraszam
Przepraszaaaam
Xd

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top